Powala mnie osobiście poziom zaprezentowany w recenzji tego filmu. Określenie mieszkańców kontynentu-kolebki ludzkości, wyłącznie jako ludzi szukających czegoś do jedzenia jest nie tylko absolutnie krzywdzące, ale także krótkowzroczne (w dobie "centralnego zarządzania" przydziałem produktów zbożowych w Stanach Zjednoczonych) i stereotypowe.
Tak się składa, że studiując politologię, miałem przyjemność co nieco o Afryce posłuchać i stwierdzam, że recenzent popełnił fatalny błąd podchodząc do dzieła jakim jest "Daratt". Film ten powstał w Czadzie i ma swoją charakterystyczną, trudną do strawienia dla przeciętnego europejczyka specyfikę. Piszę to choć filmu nie widziałem i nie jest to ocena jego poziomu artystycznego. Tylko stwierdzenie faktu, który jest dostępny każdemu zdroworozsądkowemu użytkownikowi mózgu. Autor recenzji zaś wykazuje się w materii wymagającej szczególnej empatii skrajnie zaściankowym sposobem myślenia. Precedensy takie jak inwestycje Chin na "najstarszym kontynencie" jak i przyznanie Mundialu RPA pokazują, że Afryka to świat ludzi, którym wystarczy dać szansę. Oczywiście my, ludzie cywilizacji Zachodu (którzy zapominają, że Zachód wcale Polski za część swej cywilizacji nie uważa) staramy się Afrykę pojmować jak najgorzej, bo to nam podbudowuje ego.
A najbardziej przykre to, że zapominamy skąd pochodzimy. Afryka to nasza kolebka, miejsce, w którym zaczęła się ludzkość. Z którego pierwsi ludzie wyruszyli na podbój Azji, Europy, Ameryk. Tak jak Stany Zjednoczone są w pewnym sensie wspólnym sukcesem (i wspólną porażką) wszystkich mieszkańców Europy, Afryki i Azji, tak cała ludzkość jest wielkim sukcesem Afryki.
Film obejrzany. Świetny, skromny ale ujmujący.
Recenzja - dno. Prosiłbym o niezamieszczania tak żałosnych recenzji filmu, który w żaden sposób nie powiela klisz a jeśli rECENZENTOWI wydaje się, że to ma miejsce to mimochodem stwierdza, że jest w tym zaściankowym kinie coś co potrafi ruszyć ludzi spoza tej zapyziałej kinematograficznie Afryki. Tak recenzencie są na tym świecie klisze takie jak ludzkie emocje i uczucia.
Ps. sztuka od 2 tys. lat powiela te same biblijne i antyczne klisze panie rECENZENCIE.
ps. Racz się pan zorientować co się dzieje na kontynencie Afrykańskim w kwestii powstawania filmów... np. o Lagos coś poczytaj i seansach z kaset vhs etc.
No to się kolega wykazał ze swoim komentarzem. Chyba kolega przecenia wpływ ruchu migracyjnego pierwotnych na kinematografię w Czadzie.
Studiując politologię powinien kolega znać tak podstawowy mechanizm jak piramida Maslowa. Przypomnę może, że chodzi o to, że jak brzuszek pusty to nie myśli się o niebieskich migdałach tylko o napełnieniu brzuszka.
Kolega może i o Afryce słucha, ale jakoś mało uważnie, a wygłaszając opinię typu:
"Film ten powstał w Czadzie i ma swoją charakterystyczną, trudną do strawienia dla przeciętnego europejczyka specyfikę",
a następnie:
"Piszę to choć filmu nie widziałem i nie jest to ocena jego poziomu artystycznego",
każe mi stwierdzić, że mam do czynienia z pieniaczem ignorantem w dodatku chyba raczej słabo wyedukowanym, bo
o tym jak Afryka wykorzystuje swoje szanse można od 40 lat obserwować m. in. w Algierii, czy Sierra Leone, Liberii, Nigerii, Republice Kongo, Zimbabwe, Angoli, Mozambiku a ostatnio Somalii, Sudanie i wielu, wielu innych. O tym kolega nie czyta?
A co do samego filmu, to jakby autor wątku go obejrzał to może zobaczyłby tą archaiczną narrację, która w światowej kinematografii została wyparta już w latach 60-tych, odniósłby się krytycznie do przerysowanych postaci i statycznego scenariusza i nie pisał żenujących farmazonów.
Narracja na pewno nie jest archaiczna, argument z latami 60. wyssany z palca. Nie oskarżałbym też filmu o hermetyzm, europejski widz bez trudu może go zrozumieć. Podobnym ascetycznym sposobem opowiadania realistycznych historii posługują się chociażby bracia Dardenne ("Syn"), reprezentanci brytyjskiego kina społecznego, młodzi reżyserzy z Niemiec ("Alle anderen", "Sehnsucht") czy Rumunii (Mungiu, Porumboiu). I robią to z dużym powodzeniem. Haroun wymaga jednak od widza sporo cierpliwości i otwartego umysłu. Nie używa realizatorskich sztuczek, nie bawi się emocjami widza, tak jak twórca fatalnej, polecanej przez recenzenta "Sztuki płakania", a mimo to umie poruszyć losami Atima. Szlachetne kino. Co do recenzenta - eurocentryzm plus ignorancja, typowe dla początkujących literatek.
"Film ten powstał w Czadzie i ma swoją charakterystyczną, trudną do strawienia dla przeciętnego europejczyka specyfikę. Piszę to choć filmu nie widziałem i nie jest to ocena jego poziomu artystycznego."
Dlaczego?? Jak dla mnie był to film zupełnie strawny. Historia o chłopaku, który wyrusza by pomścić śmierć swego ojca, lecz gdy poznaje bliżej zabójcę ruszają go skrupuły - mogłaby wydarzyć się wszędzie, choćby na Grenlandii. Jedyną charakterystyczną "czadyjską" specyfiką jest drugi plan - czyli Czad czy szerzej Afryka, którą widzimy w tle.