Timmy nie jest normalny. To każdy wie już od dawna. "Sweeney Todd" nie zmienia opinii o nim. Wręcz przeciwnie, podtrzymuje.
Jest to opowieść o miłości. Zemsta schodzi na 2 plan, bo jest ona wynikiem uczucia jakie żywił Banjamin do żony. Historia piękna, ale przetworzona przez zakręconą wyobraźnię Burtona wychodzi jako tragikomiczno-komiksowo-groteskowa opowieść. Co jest wielką zaletą! Główną zaletą są kostiumy, scenografia i cala ta oprawa wizualna. Mistrzostwo! Geniusz! Kocham te przerysowane postaci Tima. Zabawa z kolorem scen jest równiez przednia. Cały film jest mroczny, w szarych barwach, ale sceny, kiedy pani Lovett wyobraża sobie wspólne życie z Toddem (jedne z najepszych w filmie) są przepiękne. Tak groteskowe wręcz komiskowe... ach.
Ale nie pomyślcie, że to tylko smutna i ponura opowieść. Całość jest skąpana w pięknych piosenkach i otoczona czarnym humorem. Jak np. "Wolisz na obiad mnicha czy prawnika?".
Po naczytaniu sie tylu nieprzychylnych recenzji, wysłuchaniu opiń podchodziłam sceptycznie. Całkiem niepotrzebnie. Ten film to wyśmienita zabawa. Polecam.
no, a ja się kompletnie nie zgadzam. jest o miłości, jasne, że tak, ale zemsta jest moim zdaniem motywem przewodnim przez, którą ta miłość właśnie schodzi na drugi plan i niestety (zabrzmi to teraz jakby łysy walnął warkoczem o beton:P) nienawiść zwycięża..
No coś ty... gdzie ta nienawiść zwycięża?
Zemsta sie dokonuje, ale przecież przez popełnione zło ginie z rąk niewinnych przez martwą kobietę, którą kochał ;]
nienawisc sweeney'a do pani lovett i turpina
nienawisc tobby'ego do sweeney'a
sorry, nie widze happy end'u..
a poza tym milosc przegrywa - chociazby ta milosc lovett...
Nie powiedziałam, że jest happy end. Zasugerowałam jedynie to, że ten film jest bardziej o miłości, dziwnej, Burtonowej miłości...
Ale jakiś happy end jest... W końcu źli ludzie zostali ukarani śmiercią, a dobrzy, jak na przykład Anthony będą szczęśliwi. Słyszałam wiele negatywnych opinii o tym filmie i żałuję tylko jednego - że Johnny nie dostał za rolę pana T. Oscara, bo wg mnie należał mu się.
No nie wiem czy to taki happy end. Ja tam Sweeney'a bardzo lubiłam. Jego smierc był bardziej tragiczna niż "happyendowata". Ciężko to ocenić.
no ja też tak uważam, bo żadna z tych postaci poza Anthonym i Johanną nie są jednoznaczne..
no i Tobby - zwykły dzieciak.
a poza tym pani lovett została ukarana śmiercią - ale czy była ona zła?
A czy śmiercią są ukarani tylko źli? Wg mnie była "zła". Była chciwa. Chciała Todda dla siebie za wszelką cenę.
zgadzam się, że to wspaniały film, ale trudno określić, czy kończy się heppy endem, czy nie. po prostu pięknie się kończy, gdyż ukarał wszystkich, którzy odebrali mu szczęście i dobrze, że on też umiera, bo z bólu, że był tak blisko od odzyskania żony na pewno nie mógłby żyć. gdyby go nie zabito z pewnością zrobiłby to sam heheh. ale ostatnia scena jest piękna - i ta śmierć wraz z żoną w ramionach. nie można było pięknej tego zakończyć XD
o tak, masz rację...
moim zdaniem to zdecydowanie nie jest happy end, chociaż w sumie można wierzyć, że gdziekolwiek by się nie znalazł Sweeney to może odnajdzie żonę i będą szczęśliwi w jakiś tam zaświatach, ech ale to jednak tylko moja głupia wiara ,że miłość musi zwyciężyć...
a co do któregoś tam postu,m pani Lovett... ech ta kobieta to też postać na wskroś tragiczna, no raczej za dobra i niewinną uznać jej nie można, bo uczestniczyła w zabójstwach dla zysku, ale pewnie też z miłości do Todda, bo dzięki temu mogła go mieć przy sobie
Koniec filmu jest dyskusyjny- rozmawiałam już na ten temat parę razy i stwierdzam, że trudno go określić jednoznacznie. Jednakże nie mogę się zgodzić z jednym- że pani Lovett i Sweeney byli swego rodzaju ofiarami i "och, jaka szkoda, że zginęli". To były postacie złe, zepsute moralnie i nie można dyskutować o tym czy robienie ciastek z niewinnych ludzi jest zbrodnią czy nie. OTÓŻ JEST. Co z tego, że Sweeney chciał się zemścić- ile ofiar miało rodziny, dzieci, które czekały, aż tatusiowie wrócą do domu? Ilu żonom odebrano mężów? Jak wielką chęcią zamsty mogły one pałać, po utracie najbliższej osoby? W rozrachunku końcowym Sweeney i pani Lovett okazują się postaciami rónie złymi, o ile nie gorszymi od Beadla i sędziego Turpina. Bo w końcu co? Sedzia był po prostu erotomanem pozbawionym moralności, który wykorzystywał kobiety. Beadle był komformistą i ograniczonym umslowo sadystą. To wszystko to mały pikuś w porównaniu z zarżnięciem połowy Londynu i nakarmieniem nią drugiej. Nie umniejszam ich win, jednak chcę pokazać, że nikt tu nie był bez winy i każdy (odliczając Tobyego, Johannę i marynarza) zasługiwał na śmierć.
mogę się w częsci zgodzić, ale nie z tym, że WSZYSCY zasłużyli na śmierć. bo nikt nie zasługuje na śmierć, przynajmniej taką "zimną"...
Czy ja wiem, czy pani Lovett i Sweeney byli postaciami moralnie zepsutymi? Sweeney miał piękną żonę, małą córeczke - szczęście, którego nie da się opisać słowami. A tu nagle skazują go za niepopełnione zbrodnie i wysyłają go gdzieś daleko, daleko. Odebranie jakże wielkiego szczęścia łatwo może doprowadzić do takiego zachowania, jak zażynanie mężczyzn, którzy również mają rodziny. W tak ogromnej frustracji człowiek nie dba o to. Sweeney mógł być bardzo dobrze wychowany, ale miłość często przysłania wszystko - nawet poczucie, że nie można zabić drugiego człowieka, w dodatku niewinnego. Z miłości ludzie są w stanie zrobić naprawdę dużo, jeśli nie wszystko. Myślę, że wiele ludzi straciło by zmysły po takiej katastrofie, a nie zachowywałoby się jak człowiek powinien. W filmie ukazane jest, że Sweeney doznał fatalnej tragedii i jak wielce kochał. Myślę, że to się w tym musicalu liczy.
A pani Lovett... to samo - MIŁOŚĆ. Kochała Sweeneya, a miłość przysłania wszystko i sprawia, że człowiek może także wszystko zrobić - czyli np. serwować paszteciki z ludzkiego mięsa. Nie próbowała sprowadzić Sweeneya na właściwą drogę, tylko mu przytakiwała - miłość, chciała się przypodobać i tyle.
o właśnie do twojego zdanie mi najbliżej... zgadzam się ,że Sweeney i Lovet był źli, ale oni nie byli zepsuci tylko się zepsuli, bo...
ileż mamy w literaturze np. takich przykładów kiedy to człowiek zabija, staje się okrutny poprzez wyrządzoną mu krzywdę, oczywiście to w żaden sposób nie umniejsza win tych dwojga, no i ponieśli za nie częściowa karę - stracili wszystko łącznie z życiem - i tu ktoś kiedyś wspominał - pani Lovet piekła ciastka z ludzi , więc zginęła w piecu Sweeney nie potrafił kochać nikogo oprócz swojej żony i córki - więc je obie ostatecznie traci po raz drugi
jak mówiłam nie umniejsza to ich winy, ale we mnie wywołuje po prostu uczucie żalu i pewnego rodzaju współczucia , w ogóle to taka pętla zbrodni, znikły podstawowe uczucia i tym sposobem koniec jest tragiczny i wszystko prowadzi do zagłady- smutne, ale jakże prawidzwe
Zgadzam się- mógł pragnąć zemsty. To normalna reakcja na tragedię, jaka go spotkała. Ale zabijanie niewinnych osób, niezwiązanych z jego krzywdą jest już efektownym wyładowywaniem frustracji, wynikiem obłędu, jaki dopadł Sweeneya- bo chyba raczej nie możemy mówić o nim jako o człowieku zdrowym na umyśle. Z wychowaniem ma to raczej niewiele wspólnego. Wciąż uważam, że jego strata była równie wielka jak ta doznawana przez rodziny zabijanych ludzi. Sprawia ona, że Sweeney nie jest niczym lepszym od sędziego i Beadla.
"W filmie ukazane jest, że Sweeney doznał fatalnej tragedii i jak wielce kochał."
Zgadzam się, ale to w niczym nie umniejsza jego winy.
Twierdzisz, że pani Lovett była "miłością". Nie mogę się z tobą zgodzić-nie była obłąkana jak Sweeney, co robi z niej postać jeszcze gorszą. Może i z miłości robiła paszteciki z ludzi, maskując proceder kochanka, ale przecież i dla zysku. pozwolę sobie zauważyć, że w filmie była może i zabawna i potrafiła wzbudzić sympatię (przynajmniej moją), ale była przy tym kłamliwa, podstępna, bezwzględna i chytra. Kochała pieniądze. Zysk był, o ile nie na pierwszym miejscu, to na drugim najważniejszą rzeczą.
"chciała się przypodobać i tyle."
No, fajny sposób na przypodobanie. Jak będę sobie szukała chłopaka, to poprbię parę pasztecików, ciekawe kogo poderwę :D:D:D
Pozdrawiam ciepło
a co do miłości.... sweeney był opętany miłością do żony(oczekiwał, że po powrocie spotka się z nia, kiedy dowiedział się, ze zginęła przez sędziego, to oczekiwanie i miłość ewoluowały w hmm... dziwnym kierunku), no bo w końcu o kim miał mysleś w ciągu tych 15 lat?
pani lovett go kochała, oszukała go, bo nie chciała konkurencji w kolejce do jego serca(mówiła cos takiego, że też na niego czekała). a że postepowała źle. pieniądze też są ważne, a zbierała, że tak powiem, na domek nad morzem, żeby żyć tam ze sweeney'em<= znowu miłość.
cieszę się tylko, ze sweeney nie zabił córki, bo to by było tragiczne, nikogo innego mi nie żal (no moze odrobinkę pani lovett)
film ogólnie b.dobry(zwłaszcza, jeśli ma sie negatywne nastawienie dzieki tym komentarzom;-)
Kairo trochę się zgodzę, że p.Lovett patrzyła także na zyski, była troszkę chytra itp., ale kochała Sweeneya i w wielu momentach reżyser to właśnie podkreśla. Też robiła głupoty z miłości, też przez nią zwariowała. O to mi tylko chodziło, że w prawie całym filmie mamy wątek miłości. Pozdrawiam ;]