Cóż, nie mogę się z tobą zgodzic... Faktem jest to ze film jest innny niz reszta, ale moim zdaniem film jest dobry;) No i zaskakująca rola Johny'ego Deepa...Jak dla mnie miodzio..xD
Mi tam film się bardzo podobał. Klimat i Depp (świetnie zaśpiewał).
Film dosyć przerysowany, ale o to chodziło reżyserowi.
Może dla ciebie ten film był beznadziejny, ale jeżeli ktokolwiek pisze że mu się film nie podobał bądź podobał, to raczej powinien rozwinąć swą myśl. Nie wiadomo co ci się w tym filmie nie podobało. Jednak z twojej wypowiedzi można sądzić że jesteś przeciętnym kretynem, który nie potrafi wytłumaczyć dlaczego jego zdaniem 'film jest tragiczny'
jedyne tragiczne w tym filmie były momenty, kiedy on tych kolesi podrzynał xDDD
krew mało realistyczna.
ale co do reszty, to nie mam prawa się przyczepić, bo naprawdę świetni aktorzy i świetne wykonania ^^
Wydaje mi się, że krew itp właśnie miała być mało realistyczna. To przerysowanie nadawało jakiejś atmosfery.
zgadzam sie z tobą, z tym filmem wiążałem pewne nadzieje, a tu totalna klapa :(, a najgorsze było to ich gadanie śpiewem, to juz całkiem dobijało ten film
Nie chcę bezpośrednio mówić, że film był klapą, ale muszę przyznać, że nie przepadam za musicalami, tak więc film nie wydawał mi się świetny. Nie powiem też, że nie dało się go obejrzeć. Najbardziej chyba podobała mi się przerysowana postać pani Lovett. Tak surrealistyczna, a za razem sprawiająca wrażenie zwyczajnej, że na swój sposób ciekawa. Za to najnudniejszy i najbardziej oklepany wątek w filmie, to miłość żeglarza do córki Barkera.
,,gadanie śpiewem" haha chyba chłopie nie wiesz co to jest musical. Właśnie o to w nim chodzi!!! Żeby śpiewać!!! Ale ja Cię chyba nie przekonam więc: http://pl.wikipedia.org/wiki/Musical może coś z tego zrozumiesz.
http://www.sweeney-todd-fansite.blog.onet.pl
----------------------------------
zapraszam /gazety z filmu za free/ /moje zdanie o tym filmie/
Chyba, że ktoś jest amatorem nudy i ciężkiego wzdychania ehhhh ;) Ja chyba nie :) Porażka to chyba trafne określenie.
"gadanie śpiewem"-świetnie jak nie doceniasz takiej muzyki to po co oglądasz musicale...
ja nie lubie musicali, uwielbiam Deppa, ale ten film jest dla mnie porazka. bardzo sie na nim zawiodlam. z uwagi na dobra gre aktorow dalam 4/10
Nie powiem, żeby to była totalna porażka, ale rozczarowanie na pewno. Film przerósł Burtona i tyle. Zresztą na filmwebie jest świetna recenzja, podpisuje się w 90% pod słowami Marcina Pietrzyka. Warstwa wizualna, poprawne aktorstwo i kompletnie NIC ponadto.
Wielka szkoda, burton ma w dorobku takie świetne filmy... po co to było?
O własnie.
Jak po większości musicali coś pozostaje, chce się wracać do jakiś scen, niektóre piosenki zapadają w pamięć, tak po Sweeny Todd nic totalnie nic.
Jedyne co było dobre to kostiumy...
A w moim przypadku jest tak, że te piosenki zapadły mi w pamięci i uparcie będę trzymać się swojej wersji, że film jest dobry:)
Mi się film bardzo podobał. Która piosenka przypadła wam najbardziej do gustu? MI ta w której zastanawiają się kogo zabić
Jeśli jest piosenka, która faktycznie zsyła ciary po plecach, to jest to "Epiphany". Taki mały moment, w którym film nabiera rąk i nóg (no i oczywiście ostatnie pół godziny). Cała reszta przy tej konwencji wizualnej filmu się nie sprawdza.
Oczywiście cieszę się, że są ludzie, którym "Sweeney..." sie podobał bardziej niż średnio - zawsze jest cień nadziei, że to z nami, malkontentami narzekającymi na wypalenie Burtona, jest coś nie tak.
Muszę przyznać, że na seansie się trochę wynudziłem. W życiu oglądałem już parę musicali i muszę stwierdzić że ten gatunek zdecydowanie lepiej "przeżywa się" w teatrze muzycznym. Aczkolwiek ogólny klimat filmu oraz zakończenie wypadły bardzo dobrze. 7/10 za całokształt.
Jak ja nie nawidzę takie określenia: film był nudny. Do cholery to co wy chcecie na tym ekranie oglądać. Atak Godzili, bombę atomową i deszcz meteorytów jednoczesnie?! a nie to też nudne. Sweeney Todd jest najlepszym filmem Burtona. Jesli dla autora tematu film jest porażką to chyba nigdy w zyciu słabego filmu nie widział. Ja juz nie pisze, bo zaraz posypia się siarczyste epitety z mojej strony;)
"rozstrzygnijcie to jakoś"
przecież to niemożliwe.
równie bezsensownym argumentem jest:"piosenki nie zapadły w pamięć",Przecież tak samo jak lubimy najróżniejszą muzykę od popu do metalu tak tu gusta mogą być zróżnicowane,więc nie sprzeczajmy się o sprawy totalnie indywidualne dla każdego kto ogląda ten film.Mówmy o grze aktroskiej,tle,fabule.Musical to forma baardzo trudna do ocenienia...
Mnie ten film niebywale znudził. Przyznajcie, jest to poważny zarzut, jeśli chodzi o tego reżysera i taką tematykę. Najbardziej zaś nieznośne były dla mnie piosnki, wszystkie na jedno kopyto. No i pomysł przerobienia tej makabrycznej historii na opowieść o miłości i zemście... nie, ja tego nie kupiłam. Burton już od paru lat mnie rozczarowuje, podobnie Depp.
LUDZIE !!Film Był i Jest Bomba...Oprawa Muzyczna ...ten Śpiew Johnna:D Chociaż sam się bał tego przed kręceniem bo twierdził że nie umie Śpiewać A tu Co?? Niespodzianka !!Wyszło Mu To Bardzo Dobrze...Były Też komenty Odnośnie Krwi i oczywiście negatywne...Ludzie to nie kolejny film z Półki Totalna Maskara Piłą Mechaniczną...(Krew Sceniczna)słyszał Ktoś w ogóle ..Ludzie To musical A nie Jakieś piep*** Karaoke...To Film A nie Jakieś Dno Przedstawiające Uciekająca grupkę Ludzi przed Niedorobionymi Mutantami Żal heh:PP...Film Bomba Powtarzam I nie Jest Najgorszy z Jego Bibliotek...Wg Mnie To Marsjanie Atakują To Badziew bleeee ....
widać, ze nie oglądałeś/łaś wszystkich filmów Burtona. Sweeney może się nie podobać, ale jest dobry. Bardziej czy mniej, film zasługuje na uznanie.
Być może jest to najgorszy film Burtona, ale mówić, że to totalna porażka to chyba przesada(?) Rozumiem, że po takim reżyserze można spodziewać się więcej ale nie należy go oceniać przez ten pryzmat. Jak dla mnie 6-7 na 10.
................................................................................ ....................idz się ogol................................
Jak tak czytam ten temat to zastanawiam się, co wy właściwie robicie? Oczywiście, parę osób napisało normalny komentarz, ale niektórzy w ogóle nie potrafią argumentować swojego zdania (czy to chwaląc czy narzekając na film- mniejsza z tym).
Mi się podobało. Dlaczego? Fabuła- niby prosta historia, ale myślę, że w takich filmach proste historie sprawdzają się najlepiej.Spójrzcie ile było tu dodatkowych elementów- piosenki wykonywane niemal cały czas, teatralny makijaż, dawne stroje. Gdyby dodać do tego zawiłą i skomplikowaną fabułę film byłby, że tak powiem przesadzony. Przynajmniej dla mnie trzeba to jakoś równoważyć.
Tak samo jest z aktorstwem. Czasami aktorzy grają bardzo oszczędnie, nie wykonują gwałtownych gestów, ograniczają mimikę. Myślę, że przede wszystkim dlatego, że już same piosenki, makijaż i stroje nadają im jakiś charakter, kształtują daną postać. Gdyby dorzucić do tego przesadne gesty wyszliby śmiesznie. Dlatego uważam, że zagrali świetnie.
Scenografia i kostiumy były cudowne. Zaryzykuje nawet stwierdzeniem, że genialne. Idealnie oddany klimat mrocznego Londynu, widzianego oczami Sweeneya.
Hmm...same piosenki tez przypadły mi do gustu. Według mnie ciekawe było łączenie ich z dialogami, wchodzenie z rozmowy w śpiew i muzyka obecna niemal cały czas, nawet wtedy, gdy aktorzy nie śpiewają.
Ogólnie oceniam film na 9/10. I na pewno nie uważam, za najsłabszy film Burtona.
Gdyby chociaż jedna osoba, której film się nie podobał, a która napisała tylko, że był zły tudzież beznadziejny rozwinęła swoją wypowiedź byłabym bardzo zadowolona :). Pozdrawiam!
absolutnie zgadzam się z przedmówczynią;-) osobiście uważam, że największym atutem tego filmu (oprócz fenomenalnej roli Deppa, jak zwykle świetnego) były partie śpiewane. Helena Bonham Carter i Alan Rickman kolejny raz potwierdzili swoją ogromną klasę - jak to brytyjscy aktorzy. Charakteryzacja, kostiumy, muzyka, scenografia - zalet "Sweeney..." ma bez liku;)
Już gdzieś wcześniej to pisałam, ale na Twoje potrzeby powtórzę. Zgadzam się w 100% z recenzją Pietrzyka, zresztą ufam, że ma większe pojęcie o kinie niż ja. Oczywiście, to tylko moje zdanie, ale Burton zaczął zjadać własny ogon - zaciął się na swojej krwawej grotesce (tak bardzo kochanej przeze mnie chociażby w moim ulubionym "Sleepy Hollow") i postanowił nie ruszać się nigdzie dalej. Oczywiście, nie sposób nie kochać jego zabaw z truposzami/odmieńcami wszelkiej maści oraz kreowanej przez niego rzeczywistości tak innej od tego, co pokazują nam inni mainstreamowi filmowcy, ale problem jest jeden - całość zorientowana jest na atmosferę i tylko na nią. Fabuła jest przewidywalna, psychologia (jednowymiarowych) bohaterów ledwie zarysowana. Co z tego, że widz czuje napięcie, kiedy Sweeney stoi z brzytwą nad fotelem, jeśli po chwili uświadamia sobie, że w zasadzie wiedział, co się zaraz stanie? Gra aktorska i scenografia (jak zawsze u Burtona) ciągną ten film do przodu, gdyby nie to - co reżyser miałby nam do zaoferowania? Równie dobrze mógłby zmontować po prostu fragmenty z kilku swoich poprzednich filmów. Owszem, forma musicalu narzuca pewne ograniczenia, zresztą nikt przy zdrowych zmysłach nie oczekiwał profilu psychologicznego rodem z "Milczenia Owiec", ale został ogromny żal, że niektóre wątki nie zostały bardziej rozwinięte.
Film mi się podobał, ale atmosfera, wyśmienite aktorstwo nadające nawet tym prostym, papierowym postaciom pozory głębi (Depp był właśnie taki, jak stoi w tytule - demoniczny. Płaski, ale spójny), oraz czarny, krwawy humor (który sobie bardzo cenię) to jednak za mało. Forma, jaką przyjął Burton kompletnie nie pasuje do tego, co widzimy na ekranie - mroczny pseudo-wiktoriański londyn, smakowite morderstwa i nagle ciach! idiotyczna pioseneczka, któej konwencja muzyczna pasuje na Broadway, ale z pewnością nie do tego filmu. Znamienne jest, że soudntracku słucha mi się lepiej bez warstwy wizualnej, siedząc wygodnie w fotelu, chociaz z drugiej strony, podoba mi się z niego tylko mała część. Tak naprawdę końcówka pokazuje, czym "Sweeney..." powinien być - bez przesadnych śpiewów, tanców i przytupów, z akcją może i przewidywalną, ale trzymającą w napięciu. "Mroczne" Moulin Rouge? To się nie mogło udać.
"Sweeney...." stoi sobie u mnie na półeczce obok dawniejszych produkcji Burtona, ale tylko fizycznie, bo niestety, ale artystycznie rozczarowuje. Może byłby lepszy, gdyby wyrzucić broadwayowską tandetę i elementy musicalowe napisać od początku, POD film. Inaczej mamy sytuację taką, jak tutaj - kompozytor swoje, a reżyser swoje.
To oczywiscie, jak we wstępie zaznaczyłam, tylko moje zdanie i każdy ma prawo do swojego. Ja tak to odbieram. Żadna tragedia, tylko film przeciętny i jeden ze słabszych w dorobku reżysera.
A mi sie podobało...głownie za sprawa Deppa, który zamienia w złoto wszytko czego sie dotknie. To zalezy od podejscia do filmu. Ja podchodzilem jak do kolejnego filmu Burton-Depp, czyli bylem otwarty na orginalnosc i dziwnosc (ale w tym fajnym kierunku) i sie nie zawiodlem. No i moj ulubiony Alan Rickman. Solidne 8/10.
Małgorzata- moje zastrzeżenia nie dotyczyły akurat Ciebie, raczej innych, którzy swoją wypowiedź zakończyli na jednym zdaniu, ale miło przeczytać solidny komentarz, w którym opinię poparto argumentami- to coraz częściej rzadkość na forach :).
We mnie film po pierwszym obejrzeniu pozostawił lekki niedosyt (jak napisałam na moim blogu), ale potem obejrzałam go jeszcze raz i skupiłam się na fabule, aktorstwie, scenografii, piosenki- chociaż było ich dużo- potraktowałam jako dodatek, coś nowego, i przyjęłam to jako kolejny dowód na wyobraźnię i inwencję twórczą Tima (w końcu mało kto połączyłby thriller z musicalem). Chociaż miały być motywem przewodnim dla mnie ważniejsze były inne elementy tego filmu.
Byłam za to rozczarowana tym, że motyw zemsty został tak mało rozbudowany, ale cóż...nie można mieć wszystkiego ;). Wymarzona wręcz obsada i obłędne kostiumy, klimat, scenografia...myślę, ze mi wynagrodziły te parę minusów.
Ale ja w końcu nie jestem krytykiem, cenię opinię innych, a tym bardziej tych, którzy znają się na kinie lepiej ode mnie. Nie stać mnie na do końca obiektywną ocenę.
Pozdrawiam!
P.S. Pisałaś o "Sleppy Hollow"- uwielbiam ten film, zdecydowanie bardziej od Sweeney Todda ;)
Cieszę się, że przynajmniej komuś bardzo przypadł do gustu, to znak, że jednak warto było robić ten film :)
W mojej opinii film faktycznie był koszmarny. Osobiście jestem wielbicielką Burtona ale tym razem miałam ochotę wyjść z kina. Powiem szczerze to chyba największe rozczarowanie...
Muszę dodać, że wcześniej widziałam inną ekranizację tej historii, przez co fabułka wersji Burtona wydała mi się bardzo licha. (tu pojawia się wątek córki, który na końcu zostaje bezsensownie zakończony a może jest to zgodne z oryginałem?)
Nie podobała mi się charakteryzacja głównych bohaterów ani piosenki ani też krew sikająca nieustannie i bezsensownie (w innej ekranizacji dowiadujemy się czemu Todd morduje i czemu akurat daną osobę..)
Jestem strasznie rozczarowana tym filmem, nie chcę go powtórnie oglądać.
Jedynym sukcesem tego filmu jest to, że piosenki potwornie zapadają w pamięć - do tej pory a minęło już kilka miesięcy, słyszę to cholerne "I love you Johanna..."
Mam nadzieje że przy realizacji "Alicji..." Burton się bardziej postara!!!
Cóż, niedawno obejrzałem ten film... Muszę przyznać, że też byłem rozczarowany, choć może zbyt dużo sobie po nim obiecywałem. Ale na pewno nie był koszmarem.
1. Bardzo dobre zdjęcia Wolskiego nie podobały mi się - podobnie jak w "piratach" były odrobinę nienaturalne. Jednak nie zaliczyłbym ich jako minus, bo to moja osobiste odczucie, technicznie były świetne.
2. Gra aktorów mi się podobała, oprócz (tadam!) Deppa. Moim zdaniem u Burtona miał o wiele lepsze role, chociażby warto wspomnieć Edwarda Wooda. Świetna rola Carter i Rickmana
3. Wszędzie lejąca się sztuczna krew była dla mnie akurat zaletą - Burton zapowiadał w wywiadach, że film będzie nawiązaniem do oldschoolowych horrorów. I tak też było - chwała mu za to!
4. Perfekcyjna scenografia i kostiumy - nie będę się rozpisywał
5. Śpiew - no właśnie. O ile dynamiczne części wyszły bardzo fajnie, to powolne i nastrojowe piosenki Depp i Carter śpiewali słabo i nierytmicznie (jestem laikiem w tej dziedzinie i takie jest moje odczucie)
6. Bardzo dobra muzyka świetnie podkreślała klimat filmu.
7. Na koniec IMO najwieksza wada filmu. Wbrew temu co wszyscy mówią, ten film jest zupełnie nie w stylu Tima B. Obejrzałem wszystkie profesjonalne filmy Burtona, i żaden nie był tak przygnębiający jak ten. Spodziewałem się sporej dawki czarnego humoru, a uśmiechnąłem się lekko tylko w czasie 2 scen (proces młodocianego przestępcy i marzenia pani Lovett)
A ja się nie zgadzam Dla mnie to naprawdę wybitny film niby takie nic. Nic nie wnosi,nic nam nie daje. Podobno fabuła bez sensu , a jednak jest to naprawdę wybitny film o niesamowitym przesłaniu podanym może w trochę szokującej formie, ale właśnie dlatego że film jest niezwykle kontrowersyjny zmusza ludzi do myślenia a jakie dyskusje jedni 100% za inni
100% przeciw trochę się wstrzymuje ale tylko naprawdę wybitne dzieła mają wielu przeciwników i zwolenników przeciętne filmy zmuszają tylko do stwierdzenia dobry wspaniały ale brak im tego czegoś co ten film akurat posiada.Mogła bym powiedzieć że ma on własną duszę która rządzi się swoimi prawami i zmusza nas do działania i to jest chyba najważniejsze.
Mi film się spodobał i to bardzo. Niektórzy napisali, że piosenki nie pasują do ogólnego klimatu filmu. Z jednej strony mroczny obraz, z drugiej tandetna melodyjka. A ja mówię, że nie. A to dlatego, że melodie mi się podobają (cóż - gust jak głowa, każdy ma swoją) i współgrają z tym, co na ekranie się dzieje - jednocześnie miejscami nieco kontrastując z całą krwawą otoczką filmu (np. scena, gdy Todd i pani Lovett tańczą walca, czy też utwór "By the sea", w którym pani Lovett marzy o wspólnym życiu z Barkerem). Carter wprost zachwyca, Depp też (choć może trochę mniej niż zwykle). Musicalowa koncepcja była ryzykowna, ale moim zdaniem się opłaciła. Oczywiście musical jak to musical - lepszy byłby w teatrze, jednak właśnie z uwagi na to, że mamy do czynienia z filmem, Burton z założenia zabronił komponowania utworów kończących się brodwayowskim "bum bum", po których widz wie, że ma zacząć bić brawa lub oczekiwać jakiegoś dialogu czy zwrotu akcji.
Ktoś napisał, że co z tego, że widz czuje napięcie przed zarżnięciem jakiegoś klienta, skoro i tak wie, że zaraz zobaczy krew. A no to z tego, że to napięcie jednak jest, a kto szedł na ten film, z góry wiedział, że krew tu i tu zobaczy, więc niby o co ma mieć pretensje? Nawet najlepszy reżyser (btw, uważam że Burton jest najlepszy) po prostu nie jest w stanie zaskoczyć tym, co jest oczywiste. I to w tym filmie jest najlepsze - bez elementu zaskoczenia i przy całej swej przewidywalności, rośnie w człowieku napięcie, myśli "a może jednak nie" etc. etc...
Mi film podobał się bardzo jak szłam I raz do kina byłam przerażona tego co zobaczę a tu pełne zaskoczenie nie zrobił aż takiego wrażenia jak się spodziewałam wręcz przeciwnie drastyczne sceny w brew pozorom łagodziła muzyka trochę kiczowata ale piękna i pasująca do tego filmu w sam raz.Co do krwawi była aż przeraźliwie sztuczna co pwodowało jedynie radość a co do scen z ludzkimi szczątkami były pokazane tylko fragmenty inie było w tych scenach dosłowności a tego się bałam najbardziej.Jestem tym filmem oczarowana>Ludzie oczekiwali chyba czegoś w stylu piły ale coś takiego u Burtona.Na szczęście nie