Wczoraj byłam w kinie. Uważam, że Depp momentami piał jak kogut, a Alanowi Rickmanowi powinno zabronić się śpiewać, ale mimo wszystko uważam, że film był rewelacyjny. Ci, którzy piszą, że najgorszy ze wszystkich filmów Burtona są w błędzie.
Eeee... co ty masz do śpiewu Johnny'ego? xD
Jak na pierwszy raz to świetnie mu wyszło *.*
Alan Rickman też sobie nieźle radził, chociaż ten jego głos nie pasuje do takiego śpiewu ;D
Film faktycznie był świetny, widziałam go 4 razy xD ;D
No nie śpiewał najgorzej, jak na amatora ;), ale rzeczywiście. Głos Rickmana się nie nadawał do tych partii.
Masz rację, ale Alan i tak starał się jak mógł ^^ nauczyciel śpiewu i tak dalej... Moim zdaniem faktycznie Alan nie nadaje się do tego typu piosenek, ale wierz mi, że jego śpiew znacznie się poprawił. Było gorzej ^^
Co do Johnnyego też masz rację, a Helena ma troszkę zbyt ostry głos, ale każdy aktor dał z siebie wszystko i za to ich kocham ^^
Moim zdaniem Depp i Helena Bonham Carter śpiewali świetnie....a co do Rickmana...no cóż..mogło byc lepiej (zdecydowanie lepiej pasuje do roli proferora Snape'a w Harrym Potterze). A film oceniam bardzo pozytywnie.
Śpiewającemu Alanowi Rickmanowi zdecydowanie nie! Jakoś tak mi zgrzytały te dziwne piskliwe dżwięki, które wyduszał z siebie (te najwyższe) z ogólnym charakterem postaci... No, ale starał się, to ważne. Osobiście najbadziej podobał mi się śpiew pani Carter i pana Deppa - fajnie do siebie pasowali. Ale na tle innych musicali (choćby Chicago, Fiddler on the roof, Jesus Christ Super Star - rany, kiedy to było) - ten wypada dość blado... Może to też sprawa dość "drewnianego" libretta, jakieś takie rymy krakowsko-częstochowskie (pomijam już beznadziejne tłumaczenie napisów w kinie, bo to inny wątek) i mało miejsca na odrobinę humorystycznej interpretacji, której mi tym razem w filmie ukochanego T. Burtona zabrakło. Pozdrawiam!
Aktorzy śpiewali jak śpiewali, ale przynajmniej to wyszło NATURALNIE. Było sporo fałszów, ale dla mnie to nie jest ważne. Nie raziło mnie to. Ja tam sie boje nawet pod prysznicem śpiewać. Ten musical ma NIESAMOWITY KLIMAT, muszę przyznać. Bardzo mi się podoba! Jeszcze długo nie będę mogła go zapomnieć. Depp wyglądał fantastycznie! Nic dziwnego że posypały się nominacje...Chociaż pewne sceny doprowadziły mnie do łez (ze śmiechu), gdyż mina Deppa była tak niesamowicie głupia.. ;D (zaraz po kawałku "Epithany", jeśli ktoś tak maniakalnie słucha soundtracku jak ja...:-) )
słuchałam oryginału(teatralnej wersji) "Pretty Women" i stwierdzam ze filmowa wersja o wiele lepiej wpada w ucho!;)
Jak na aktorów, a nie zawodowych piosenkarzy uważam, że świetnie im wyszło :D:D:D ogólnie cały film był genialny!!!!!!
Można dużo mówić o śpiewaniu czy szło im dobrze czy może gorzej... Ale ja mimo wszystko zakochałam się w soundtracku, chodzę i słucham go wszędzie. I jako jedyne utwory do tej pory nie pozwalają mi się skupić na czymś innym. Przez co moje życie sie rozlatuje :P, a tak na serio to jak słucham to przypominam sobie sceny z filmu i jakoś przez to nie mogę się skupić na innych rzeczach. Ogólnie uważam, że to jeden z lepszych filmów, które przez ostatni czas oglądałam...
galadriel14 i Kredka chyba możemy sobie podać ręce jeśli chodzi o soundtrackową manię :D:D:D chodzę i śpiewam sweeney'a wszędzie :D:D:D :D:D:D:D
Zgadza się, kocham te piosenki, wiadomo jedne bardziej drugie mniej, ale jak dla mnie świetne. W czasie oglądania filmu tak ich nie poczułam, jak poźniej jak zaczęłam ich słuchać na mp3 :)
Zgadzam sie z dziewczynami po wyzej muzyka jest niesamowita tak jak wy jestem od niej uzależniona słucham ja wszedzie i nie moge przestać kocham tą muzyke ona pozwala mi sie odciac od swiata i tylko na niej sie skupiam na niczym innym ;) buzka
polecam wam wszystkim posłychanie na youtubie oryginalnej wersji Epiphany (teatralnej). wtedy dopiero wypowiedzcie sie, czy to było "ładne"
Popieram Dayah. Profesjonalny śpiew Hearna, czy choćby Cariou (na soundtracku), to zupełnie inna klasa. W ogóle bym gorąco poleciła oglądnięcie oryginalnej broadwayowskiej wersji z 82', mimo że jest nieco trudna do zdobycia. Jednak warta zachodu.
Hm, też przedtem uważałam, że Johnny ma boski głos (ach, te stracone iluzje...)
Co do Rickmana, to jego nigdy nie wyobrażałam sobie jako wybitnego solistę. Ale jako aktora go uwielbiam, po prostu... nie KAŻDY śpiewać może:P Choć bynajmniej uszu nie musiałam w kinie zatykać, kiedy tylko otwierał usta, więc nie ma co narzekać. Jedyna rzecz, która mnie doprowadzała do szału, to głos Johanny. Jeżu kolczasty, tej dziewczynie powinno się zakazać wydobywania z siebie dźwięków o częstotliwości większej niż kilka herców. Gdyby nie niemiłosierne piski jakie z siebie wydawała, byłabym nieco zawiedziona wykrojeniem ze scenariusza utworów z udziałem jej i Anthony'ego ("Kiss me", "Oh, miss"; świetne śpiewane w kanonie piosenki--> jeszcze raz odsyłam do soundtracku z 79').
"polecam wam wszystkim posłychanie na youtubie oryginalnej wersji Epiphany (teatralnej). wtedy dopiero wypowiedzcie sie, czy to było "ładne""
Fakt, brodwayowska wersja tych samych piosenek brzmi bardziej profesjonalnie, ale wersja Burtona to więcej niż tylko musical. Wydaje mi się, że piosenki są tu specyficznym, groteskowo-makabrycznym dodatkiem do całego dania, można więc wybaczyć to i owo.
No i choć "Sweeney Todd" na deskach teatru brzmiał lepiej, to brakowało mu "tego czegoś", co ma "Sweeney Todd" Burtona, tej atmosfery, estetyki, pasji.
Pozdrawiam i zapraszam na mój blog, ostatni wpis poświęcony jest najnowszemu dziełu Burtona.
"Jedyna rzecz, która mnie doprowadzała do szału, to głos Johanny. Jeżu kolczasty, tej dziewczynie powinno się zakazać wydobywania z siebie dźwięków o częstotliwości większej niż kilka herców. Gdyby nie niemiłosierne piski jakie z siebie wydawała, byłabym nieco zawiedziona wykrojeniem ze scenariusza utworów z udziałem jej i Anthony'ego"
Hm. Najwyraźniej jestem odosobniona w tej opinii, ale śpiew Johanny mi się podobał. >>' Tzn. owszem, drażnił mnie ociupinkę gdzieś tak przez pierwsze dziesięć sekund, po czym się osłuchałam i stwierdziłam, że całkiem ładnie brzmi - i tak mi już zostało.
No cóż, posłuchałam tak jak mówisz na youtubie oryginalnej wersji, i niestety nie podoba mi się. Bez żadnych argumentów, po prostu nie spodobało mi się i tyle :)
ten kto idzie na jakis film zywkle najpierw probuje odnalezc jakeis informacje na jego temat. W sumie to wszedzie moza bylo sie doczytac ze depp pierwszy raz zabral sie za spiewanie w filmach co rowniez mozna uslyszec w ST bez problemowo ;) Idac na ten film do kina nie nastawialam sie na idealnie zaspiewany musical xD Jednak wykonanie tych piosenek jest naprawde trudne i jak juz wczesniej ktos napisal ' jak na amatora wyszlo mu to bardzo dobrze'
Do autora tematu:Moim zdaniem,rzeczywiście momentami Depp wył,jak wściekły pies,ale wybaczam,bo ogólny wyraz dobry.Alan Rickman ryczał cały czas,ale taki ma głos,więc też wybaczam:D Pozdrowienia
Być może aktorzy nie śpiewali wszędzie perfekcyjnie, gdzieniegdzie pieli, gdzie indziej burczeli, ale ludziska czego wy oczekujecie.
To nie jest radosny musical dla nauczycieli śpiewu.
Te śpiewające "zgrzyty" dodają filmowi autentyczności
yyyy....w którym momencie piał??? bo ja bez przerwy słucham ściezki dźwiekowej i ani razu nie słyszałam, żeby piał! Helena owszem, ale ogólnie nie ma sie co czepiać, to w końcu aktorzy a nie profesjonalni wokaliści.
wiadomoże nie są profesjonalostami, ja nie mam żadnych pretensji, śpiewali dobrze, (gdyby tak nie było, nie słuchałabym tego naokrągło) no ale w niektórcyh momentach Depp nie panował nad głosem, musze to przyznać. Takich momentów" piejących jest niewiele, ale czasem się zdarzyło.
ale mimo wszystko uważam, że film był rewelacyjny. Ci, którzy piszą, że najgorszy ze wszystkich filmów Burtona są w błędzie.
Bardzo dobrze powiedziane- moim zdaniem wszystkie niedociągnięcia w śpiewaniu i fakt że depp, i nie tylko on, czasem piał jak kogut( Johanne to bym wycięła z całego filmu!)to wszystko to jest uzupełniane wspaniałą scenografią, i kostiumami. Nie ma się czego czepieać- i to NIE jest najgorszy film Burtona.
Może stwierdzicie, że jestem dziwna, ale mi się podobał głos Deppa,Bohnam Carter, no i nie najgorszy był też Jamie Bower... ale Rickman i Spall ze swoimi chwilowymi wstawkami byli mniej rewelacyjni. Co nie zmienia faktu, że film był świetny i nie dość, że byłam już 3 razy w kinie, planuję się jeszcze wybrać. Zdecydowanie nie zasługuje na miano najgorszego filmu Burtona. Nawet jeśli to czemu tyle czasu utrzymuje się w top 10 nowości i to obecnie na 1 miejscu?
dokładnie- dlaczego ciągle jest na 1 miescu- bo jest po prostu dobry. Oczywiście- głos Deppa jest piękny, nie zaprzeczam ale czasem nad nim po prostu nie panował.
Po obejrzeniu filmu po raz czwarty zauważyłam coraz więcej rzeczy...np. nie wyobrażam sobie, że sędziego Turpina mógłby zagrać ktoś inny niż Alan Rickman. A głos może nie ma być najpiękniejszy, ale liczy się to, żeby pasował do postaci. Przecież Depp nie miał zaśpiewać popowych piosenek na jakąś zapyziałą potupajkę. Mi się podobało, może najmniej Jamie, ale nie tyle głos, co te jego dziwaczne miny, które puszczał i które wyraźnie psuły efekt filmu...A Johnny może i faktycznie nie panował nad głosem chwilami, ale i tak śpiewał świetnie. Zwłaszcza jak na debiut xD W końcu on jest aktorem, a nie piosenkarzem. To samo się tyczy reszty...
Chyba troche za dużo się czepiasz Jamie'go... ;) Jego miny były częścią roli, która odgrywał i uwazam, że mimo ich niewątpliwej śmieszności pasowały do postaci chłopaka śpiewającego pod oknem dziewczyny.
Właśnie według mnie w piosence "My Friends" były pewne niedociągnięcia ze strony Deppa. Lepiej mu chyba wyszło "Pretty Women" (w każdym razie lepiej niż Rickmanowi ;)