Po Burtonie spodziewałam się spektakularnego, mrocznego, specyficznego, a przede wszystkim dobrego kina, po Deppie - jak zawsze rewelacyjnej gry.
Niestety zawiedli oboje.
Depp, niegdyś trzymający nożyce w dłoniach był tak przekonujący, tajemniczy, demoniczny, tutaj zbyt teatralna gra(która owszem powinna się pojawić, zwłaszcza w takim gatunku jak musical, ale z odrobiną smaku...)sprawia, że Todd zamiast straszyć-śmieszy.
Historia jest zbyt prosta, przewidywalna, nużąca. Sekwencje śpiewu przydługie, irytujące, zwłaszcza, że śpiew nie zachwyca...jest przeciętny.
Sama makabra, z założenia straszna, wcale taką nie jest. Jest kolejnym, nudnym elementem fabuły.
Brawa dla świetnej Bonham Carter, Rickmana i Spalla.
"Sama makabra, z założenia straszna, wcale taką nie jest."
Nie uważam, że makabara ma być z założenia straszna. Ma być makabryczna, nie musi przerażać. I ten film przerażać nie miał, wbrew pewnym opiniom to nie horror.
A ja ani razu nie stwierdziłam, że go użyłaś. To był taki komentarz na marginesie.
ten film chyba miał być taki. specjalnie zrobili go teatralnym (umówmy się, ta krew MOGŁA być bardziej realistyczna), a gra Deppa do tego pasowała (choć zgodzę się, że w tym filmie niesamowicie nie zabłysnął, reszta, jak zauważleś grała lepiej).
i na marginesie: ten film to przede wszystkim GROTESKA, takie jest moje zdanie