Szczerze powiedziawszy, nie często zdarza mi się obejrzeć jakiś polski film. Dlaczego? Mógłbym powiedzieć, że nasze produkcje mają niewiele do zaoferowania widzowi, ale byłoby to chyba zbytnie uproszczenie. "Symetria" jest naturalnie dowodem (nie jedynym ma się rozumieć) na to, że i w naszym kraju można zrobić bardzo dobrą produkcję.
To film przygnębiający, aczkolwiek liczne komentarze umieszczane w Internecie dowodzą, że i z takiego obrazu można zrobić komedię. Duża część osób wynosi z tego filmu jedynie chęć licytowania się na to, która "scenka była najśmieszniejsza". Cóż, tak to wygląda. Może to zwyczajna chęć bagatelizowania czegoś wstrząsającego w obecności innych? Może oglądając "Symetrię" w samotności nie ma już miejsca na śmiech, nawet w przypadku tych osób, które normalnie chowają się za maską bezrefleksyjnego humoru?
Przecież film Niewolskiego pozostanie opisem brutalnego życia w więzieniu. Na ile autentycznym? Tego już stwierdzić nie jestem w stanie...na całe szczęście. Bez wątpienia jednak, nic bardziej autentycznego do tej pory u nas nie powstało. Chociażby za to należy się duży plus "Symetrii". W moim odczuciu film ten nie wygląda na żaden eufemistyczny obrazek pozornie imitujący ciężkie życie za kratami. Patrząc na to, jak główny bohater poznaje realia panujące w więzieniu, dziękowałem Bogu, że siedzę spokojnie w fotelu.
"Symetria" została świetnie zrealizowana. Za muzykę odpowiada Michał Lorenc. Czy można w tym miejscu coś jeszcze dodać? Sama początkowa scena jest wymowna, właśnie w dużej mierze dzięki muzyce. Zresztą, ten aspekt filmu Niewolskiego doskonale komponuje się z powolnym wygaszaniem obrazu, w sytuacji przechodzenia z jednej sceny do drugiej. Zabieg ten sprawia, że więzienie staje się miejscem zawieszonym w czasie, miejscem, które tonie w swojej mrocznej codzienności. Dzięki takiej technice "Symetria" unika niepotrzebnej dynamizacji, która bez wątpienia popsułaby odbiór filmu. Jeśli chodzi o aktorów, to jestem naprawdę pod dużym wrażeniem. Nie tylko ci pierwszoplanowi świetnie odegrali swoje role, ale również pozostali przyczynili się do tego, że "Symetria" jest tak przekonująca i sugestywna. Przede wszystkim, jednak moją uwagę przykuła postać wykreowana przez Chyrę. Nie wiem, na ile jest to w tym przypadku kwestia subiektywizmu, a na ile realna ocena jego gry. Coś jednak jest na rzeczy, skoro kilkoma kwestiami dialogowymi potrafił sprawić, że nie można szybko zapomnieć o granym przez niego Dawidzie. Owszem, bez wątpienia jest to również zasługa historii z nim związanej, jakże wyróżniającej go spośród reszty więźniów, ale nie zmienia to faktu, że słowa wypowiadane przez niego mają siłę. Szyc również mnie mile zaskoczył swoją grą. Trudno mi sobie wyobrazić ten film bez postaci zagranej przez niego.
A jakieś mankamenty? Tak, nie jestem przekonany do...głównego wątku. Arkadiusz Detmer zagrał przekonująco, ale czy aby jego postać "dojrzała" do tak drastycznego kroku, jaki zostaje nam pokazany w końcowych scenach? Miałem wrażenie, że w tych 99 minut zbyt wiele dramatycznych spięć stało się udziałem głównego bohatera i że zbyt łatwo przyszło mu dokonanie pewnych wyborów.
Tak, czy inaczej, "Symetria" pozostaje filmem co najmniej bardzo dobrym, a pod wieloma względami świetnym. Świadomie nie uwzględniłem tutaj jeszcze jednego ważnego aspektu, mianowicie pola do interpretacji, jakie daje nam dzieło Niewolskiego. Już na sam tytuł możemy patrzeć z kilku perspektyw. Czy tyczy się on rzeczywistości więziennej i jej opozycyjności względem normalnego życia, a może odnosi się do wyborów poszczególnych bohaterów i ich balansowania pomiędzy kruchą granicą dobra i zła? Jak odczytamy ów tytuł, to już indywidualna sprawa każdego z nas. "Symetrię" obejrzałem rankiem w zeszłym tygodniu. Po południu tego samego dnia kończyłem ją oglądać drugi raz.
9/10