Nie rozumiem za co George Clooney dostał Oscara za rolę Bob Barnes w tym filmie. I od razu zaznaczę że nie jestem jego przeciwnikiem, co więcej jak dla mnie jest to dobry aktor, ale puki co nie miał jeszcze roli godnej Oscara.
Rola w Syrianie nie była aż tak wymagająca, co z tego że musiał przytyć 15kg, co z tego że miał sceny tortur (które zagrał nieźle w moim mniemaniu), lecz rola staczającego się agenta CIA w wykonaniu Georga Clooneya, nie wzbudzała emocji o intensywnej skali, była ciekawa, ale nie na tyle by zachowała się w pamięci, była przejmująca, ale tylko krótkofalowo. Jedynie ostatnia scena z udziałem Clooneya jest bliska ekscytacji, ale to nie zasługa aktora, a dobrego scenariusza.
Reasumując George Clooney jeśli dalej by grał tak dobrze jak gra i nie stworzyłby lepszej postaci niż do tej pory za 20 lat powinien dostać Oscara za całokształt twórczości, puki co dla nagrody za występ w tym filmie mówię stanowcze NIE.
PS A jakie są wasze odczucia?
Całkowicie się nie zgadzam :)
Postać Clooney'a nie była sztampowa i prosta. Nie wystarczyło ładnie powiedzieć swoich dialogów, przejechać się samochodem i kilka razy wystrzelić z pistoletu. Moim zdaniem Clooney mistrzowsko zagrał psychikę tego człowieka, cała jego postać to to co się dzieje w jego głowie, to jego uczucia, emocje i dylematy. W końcu to zmiana znakomitego agenta posłusznie wykonującego swe rozkazy bez zastanawiania się nad ich sensem w człowieka, który zauważa, że nie do końca stoi po "dobrej stronie mocy". Jak dla mnie to obok Michaela Claytona najlepsza rola Clooney'a.