PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=575916}

Szpieg

Tinker Tailor Soldier Spy
7,1 72 473
oceny
7,1 10 1 72473
7,7 35
ocen krytyków
Szpieg
powrót do forum filmu Szpieg

Najbardziej rażące błędy:

użytkownik usunięty

1. Zamordowanie agentów w Istambule – o ile brytyjskiego można jeszcze zrozumieć (jako pomyłkę – bo „może” zbyt dużo wiedział ten właściwy i ktoś w Moskowie wpadł w panikę) to zabicie radzieckiego jest bezsensowne :
- nie likwiduje się własnych ludzi bez przesłuchania tym bardziej gdy można ich ściągnąć spokojnie do kraju lub ambasady.
- nie likwiduje się na terenie obcego państwa jeśli nie ma bezwzględnie takiej konieczności – bo jest to zwykły mord ścigany przez wymiar sprawiedliwości danego kraju i zaczyna się robić masę syfu.
Nie przez przypadek ściągnięto z powrotem do ZSRR „Karla” i innych którzy zniknęli bez śladu (przecież wg filmu można było ich zdjąć wcześniej).

2. Zadanie kontrwywiadowcze spełnia agencja zewnętrzna – emeryt danej służby co najwyżej może w tym pomagać z racji znajomości środowiska - w dodatku widzimy ze główny bohater jest na liście podejrzanych i we własnej niejako sprawie prowadzi śledztwo – bzdura granicząca z kretynizmem.

3. Podział działań agencji służb specjalnych na „wewnętrzna” i „zewnętrzna” – ta sama agencja nie może prowadzić operacji wewnątrz i na zewnątrz państwa:
KGB – wewnętrzna (i wśród mniejszości ex radzieckiej poza Rosja)
GRU - zewnętrzna
Analogicznie :
FBI –CIA
ABW –WSI
MI5-MI6
ShineBet-Mossad
To co zostało ukazane w firmie pod tym względem to bzdura.

4. Spotkanie w Budapeszcie i „odkryty agent” – innymi słowy : jeśli cos się stanie to nikt o tym się nie dowie – inni nie uciekną, a tobie nikt nie pomoże. W filmie mamy jakiegoś samobójcę, a centrala wywiadu w Londynie dowiaduje się o zdarzeniu od ambasady bo poinformowali ja o tym Węgrzy… hahaha jacy dobrzy… złapali nielegała i zaraz o tym powiedzieli angolom – tak by nikt nigdy się nie dowiedział co się stało.

5. Homoseksualizm – pracownicy służb w każdym kraju są pod tym względem weryfikowani aby nie zaistniała możliwość szantażu lub nieracjonalnej decyzji (np. odzyskanie agenta za wszelka cenę). W filmie jest jeden pewny i jeden sugerowany watek tego typu co całkowicie odbiera wiarygodności zaistniałej sytuacji i motywom działań bohaterów.


6. Zniszczenie rejestru …jest dowodem na istnienie kreta – czego Kret najbardziej się boi bo wie ze konsekwencja będzie rozpoczęcie poszukiwań – brak logiki. Przypadkowe zniszczenie takie jak pożar, rozlana kawa może by nie zwróciło uwagi podczas zwykłego audytu(dokonywanego bez wiedzy zainteresowanych) – ale wyrwane strony… to proszenie się o wszczęcie śledztwa. Wystarczy skojarzyć jakiego dnia i zdarzenia dotyczyły.

Zarzutów może być więcej ale wystarczy podać te najbardziej rozwalające realia filmu

Co do pana Johna le Carre…. Hmmm… no jeśli u kogoś na wipedi pisze ze PRACOWAŁ!!! w MI5 i MI6 w terenie… w dodatku był OFICEREM!!!(ale nie skończył żadnej akademii wojskowej, ani nie służył w armii - tylko z nią współpracował jako question lector) to cóż można powiedzieć….. drugi Ian Fleming… pracownik cywilny przy biurku, który parzył kawę, chlał wódę, zarywał dupy i słuchał opowieści o bajkowej treści… a potem je opisał. Podpisał klauzule tajności na dożywocie i może mówić co chce bo nikt ze służb mu nie zaprzeczy ani nie potwierdzi dopóki pisze nieistotne bzdury. Do dziś Brytyjczycy ani Francuzi nie podali nazwisk agentów z okresu I WŚ, a tutaj na wipedi dowiadujemy się o pracy pana Johna le Carre w służbach, a jako źródła wskazuje się na opublikowane wywiady z nim….… żenada.

Film jest denny, fabuła również.

ocenił(a) film na 10

A wiesz, że tak naprawdę ludzie na dziewiętnastowiecznej Litwie nie mówili trzynastozgłoskowcem? Ciekawe, co? To i Pan Tadeusz bzdura i denny.

ocenił(a) film na 3
ravQ

Fakt, nie mówili, ale i bzdura, i denny

ocenił(a) film na 10
kociara_4

Ale kasowy

ocenił(a) film na 10
kociara_4

Znalazłem Twój wpis dotyczący Lema. To też jedna z moich ulubionych jego książek, choć jeszcze wyżej stawiam "Solaris".
Ale widzisz, też wielu ludzi twierdzi, że Lem jest nudny albo/i denny. To jest dość łatwe.
Nie twierdzę, że wg mnie Pan Tadeusz jest wybitnie wartościowy, bo też go zbyt nie trawię i nawet uparłem się obronić magistra polonistyki i go nie przeczytać (udało się). Dla wielu jednak jest dziełem istotnym i nie można zbywać go dwoma słowami, bo co to za krytyka?
Ale chodziło mi o coś innego. Różne można wyciągać rzeczy sprzeczne z rzeczywistością w filmie, ale to nie zmienia faktu, że wielu będzie zachwyconych.
Ale już chyba wolę na wieczór sięgnąć po tego Lema i jego "podstawki"

ocenił(a) film na 10

W próżni nie rozchodzi się fala dźwięku, a lasery nie mają odrzutu - Star Wars bzdura i denny.
Ludzie z elit nie potrafią raczej zabić stryjka, a w następnej minucie palić fajki w klubie - Sherlock Holmes, Poirot i inni: bzdury, dno!
Wysyłać komando specjalistów, by uratować jednego piechocińca - naiwniaczka - jakaż bzdura i dno w "Szeregowcu Ryanie".
20-metrowy goryl nigdy nie mógł istnieć - bzdury w King Kongu.
I tak dalej - podaj mi tytuł...

użytkownik usunięty
ravQ

sorry ale żadnego z wymienionych tytułów nie obejrzałam

są takie kategorie: bajki, fantasy, sf... a teraz mamy spy fiction

użytkownik usunięty
ravQ

... a moze bardziej spy fantasy?

wybierz sobie...

ocenił(a) film na 10

Nic nie muszę sobie wybierać, każde dzieło jest fikcją. W tym znaczeniu "Lalka" to Warsow-precapitalistic-fantasy.
Można sobie trochę pooglądać, może poczytać? Bo jest tak: każde dzieło artystyczne tworzy własny fikcyjny (fantastyczny) świat. Może on być bliższy lub dalszy naszemu widzeniu rzeczywistości, ale nie można go oceniać wg kryteriów zewnętrznych, ale zgodności z wewnętrznymi, założonymi.
Taka króciutkie zapoznanie z fenomenologią - ja dziękuję za zapoznanie z pracą wywiadów :)

użytkownik usunięty
ravQ

jest tez cos takiego jak konwencja - i realia z filmie ocenia sie z perspektywy takich wlasnie konwencji: bajki z bajkowych, kryminału z kryminalnej. jeśli jednak określone założenia konwencji nie są spełniane to wychodzi taki badziew jak Szpieg.

za fenomenologie dziękuję, miałam ja na religioznawstwie... i nie pokusiłabym się robić z niej komukolwiek wykładu…

ocenił(a) film na 10

Jeśli większości te "wyłamania z konwencji" nie przeszkadzały, to znaczy że film trzymał konwencję. Widz nie musi znać się na realiach pracy wywiadu, a "Szpieg" nie jest paradokumentem a la Wołoszański.
Całe to mówienie o konwencji w ponowoczesnych czasach jest, wybacz, mocno anachroniczne - obecnie właściwie niepisanym obowiązkiem jest przełamywanie konwencji (może poza pornosami).
Konwencja jest terenem gry pomiędzy reżyserem a widzem.
Pytanie, w jakiej konwencji chciał osadzić "Szpiega" reżyser? Bo ty chcesz go wpisać w konwencję właśnie paradokumentu o pracy MI-6 czy 5, moim zdaniem zupełnie niesłusznie. Coś jakby wkurzać się na "Zbrodnię i karę", że śledztwo prowadzone absurdalnie: policjant pozwala zbrodniarzowi łazić i mazać po śladach, chociaż wie, że to on. Może to analogia trochę za daleko posunięta, ale to raczej ten kierunek... Chyba, że zaraz napiszesz, że też nie znasz "Zbrodni i kary".
A fenomenologia tutaj dotyczy raczej literaturoznawstwa (Ingarden), nie mieszajmy konwencji tak dramatycznie...

użytkownik usunięty
ravQ

nie jestem większością... a basurdy mnie nie nie bawia...

ocenił(a) film na 10

No to jest problem - film adresowany wyłącznie dla Ciebie możesz nakręcić właściwie tylko sama. Jeśli powołujesz się na konwencję, to musisz myśleć o konstytuującej ją jakiejś zbiorowości. Takie absurdy jak Twój mnie, owszem, bawią.

użytkownik usunięty
ravQ

hehe... wg ciebie współczesne kino to wybory powszechne... skoro film podoba się większości to znaczy ze jest DOBRY i mi ma rowniez sie spodobac...

TO dopiero ABSURD!!!!
:D

ocenił(a) film na 10

Przeczytaj uważnie, o co mi chodziło - czy Szpieg wypełnia konwencję. Konwencje są własnością właśnie zbiorowości (niewątpliwe większość ją jakoś reprezentuje). Tak więc jeśli większość odbiorców widzów nie zauważyło Twojej baśniowej konwencji, to chyba jest ona dostępna tylko dla Ciebie.
Nota bene. W kategorii oceny sztuki są właściwie tylko dwa kryteria - właśnie wybory powszechnie (czyli popularność) lub ocena autorytetów (czyli elitarność, walory artystyczne). Gdzie tu absurd?
Oczywiście, każdy ma prawo do indywidualnych ocen, nawet wbrew wszystkim. Dzieło nie spełniło wówczas osobistych oczekiwań. Trudno na tym jednak budować powszechną ocenę. Np. Pan Tadeusz mnie nie bawi, nie jest to dzieło dla mnie ważne, niemniej nie będę próbował twierdzić, że jest słaby, nieważny dla kultury etc.

użytkownik usunięty
ravQ

ok. może inaczej

film ci sie spodobał bo:
- fajny klimat
- nie zwracasz uwagi na niuanse
- nie przeszkadzają ci ewidentne bledy logiczne i brak znajomości zasad operacyjnych
- miałeś darmowy bilet do kina
Itp. itd.
Wszystko to sprawia ze odbierasz Szpiega w kategoriach sztuki.
Mi film się nie spodobał bo:
- klimat do bani
- zwracam uwagę na niuanse
- przeszkadzają mi absurdy
- bilet musiałam kupić sama bo chłopak zapomniał portfela
Wszystko to sprawia ze traktuje film w kategoriach fuszerki i niedoróbki..


I niech tak zostanie bez wymądrzania się już…

ocenił(a) film na 10

Plus psychologia, świetne kreacje aktorskie, brak podanych na tacy rozwiązań... takie tam.
Ale rozumiem Twój punkt widzenia, pozdrawiam!

ocenił(a) film na 7

ten film jest do bani bo chłopak zapomniał portfela :D :D :D

jakby mi chłopak kupił bilet to film byłby wspaniały :D


genialna retoryka, idę się zabić :)

Jeśli Tobie się nie podoba to jest zły- ABSURD?

ocenił(a) film na 10

Jak chcesz suchych faktów i twardej rzeczywistości to włącz sobie TVP Info a nie chodź do kina ;)

użytkownik usunięty
traszka111

A w TVP jest "TWARDA RZECZYWISTOŚĆ"....hahahahahahaha...

:D beka...

ocenił(a) film na 10

to był sarkazm. Znasz takie pojęcie?

użytkownik usunięty
traszka111

oj młotku młotku...

ravQ

ravQ, a gdybys widzial film, w ktorym polski GROM zajmuje sie lapaniem bezdomnych psow i odwozeniem ich do schroniska, albo pouczaniem ludzi, ze nie pali sie na przystanku autobusowym, to tez bys powiedzial, ze to filmowa fikcja? czy totalna bzdura?

dla mnie nie ma akurat roznicy, czy jest to mi-6, czy xyz-69, bo sie na tym nie znam i ogladajac film nie raza mnie takie bledy
faktem jednak jest, ze nie kazdy czlowiek, nie kazdy widz ma tak niewielka wiedze na temat sluzb specjalnych, co ja, bo jakby nie patrzec nietrudno o zainteresowanie dzialaniem takich sluzb
poza tym z tego, co mi wiadomo, bardzo duzo ludzi interesuje sie historia XX wieku, wiec rowniez jest w stanie wylapac wiele wiecej motywow z filmow, ktorych akcja umiejscowiona jest w okresie zimnej wojny, niz np. ja
no i na koniec - 'szpieg' ma tak specyficzna konstrukcje, ze az bije po oczach realizmem! to nie jest bond, gdzie koles lata z jet-packiem, albo wycina otwor w stalowej scianie laserem zamontowanym w zegarku - to powoli opowiedziana historia szpiegowska, w ktorej na dodatek duzo motywow budujacych akcje jest tylko 'w domysle', co daje efekt jeszcze wiekszego realizmu

jak juz wczesniej mowilem - nie jestem w stanie wylapac niescislosci, ale W OGOLE nie dziwi mnie to, ze ktos moze uznac ten film za bzdure, jesli te niescislosci wylapuje, TYM BARDZIEJ, jesli sa one az tak powazne, ze zwyczajny (a moze niezwyczajny?) uzytkownik FilmWebu napisal o nich post nie mieszczacy sie w calosci na moim ekranie

ocenił(a) film na 10
rafkulak

Jak zauważysz, błędy te wytknęła jedna z użytkowniczek - tylko jedna. Oznacza to, że albo one są dostrzegalne dla bardzo wyedukowanych specjalistów (hobbystów, ale erudytów w temacie), albo mają wytłumaczenie w logice filmu czy wiedzy autora - w końcu scenariusz powstał na podstawie Le Carre'a, który służył w MI-6 (Tinnga podała w wątpliwość te kompetencje, tym niemniej na świecie uchodzi on za autora w tych sprawach kompetentnego). Mniemam więc, że błędy te nie są tej skali co mylenie GROM-u ze służbami municypalnymi.
Polemika z Tinngą okazała się ciekawa i pouczająca (np. w sprawie koncerza), więc było warto.
Ponawiam jednak zasadnicze pytanie - czy "Krzyżacy" Sienkiewicza i Forda są totalną bzdurą, skoro - wymieńmy takie poważnie niekompetencje:
- wszyscy rycerze krzyżaccy mają białe płaszcze (w rzeczywistości tylko bracia, jakaś 1/8 armii czy koło tego;
- W. Mistrza zabił rycerz polski, a nie żadne litewskie chłopstwo;
- pod Grunwaldem w ogóle nie walczyła piechota;
- ocena działań krzyżackich w całej powieści/ekranizacji jest naprawdę rażąco niesprawiedliwa.
Są to niewątpliwe wypaczenia. Nie zmienią one jednak pozycji Sienkiewicza w lekturach i Forda w historycznych ekranizacjach (chociaż jest jeszcze gorzej).
Podsumowując, krytyka "erudycyjna" (że tak powiem - albo zoilistyczna) nie jest nieuzasadniona. Po prostu nie wnosi wiele do dyskusji artystycznej. Karol May napisał swe sagi indiańskie nigdy nie widząc Ameryki. Od bzdur tam się roi. Ale czy nie lepiej, zamiast ich poszukiwać, dać się porwać losom Winetou?

ravQ

Oczywiscie, ze lepiej! Czasami jednak bywa tak, ze nie musisz sie doszukiwac. Nie chodzi mi o to, zeby teraz za wszelka cene wytykac bledy i niedociagniecia,albo wytykac komus brak wiedzy lub spostrzegawczosci. Chodzi mi o to, ze nie dziwi mnie podejscie ludzi, ktorzy bledy dostrzegaja.
Przyklad z GROMem moze i nie byl trafiony, ale glownie chodzilo mi o sposob odbioru roznego rodzaju absurdow. Np. mechanik naprawiajacy za pomoca tradycyjnych narzedzi najnowszy model bmw 7 - dla jednych normalka i nic dziwnego by nie zauwazyli w takiej scenie. Inni wiedzieliby, ze bez podlaczenia samochodu do komputera w aso da sie tylko wymienic olej - i to mogloby juz kogos irytowac na tyle, ze uznalby film za malo realistyczny, gdyz jak zauwazy sie jeden razacy blad (w odbiorze indywidualnym) to nietrudno o dostrzerzenie innych.
Po prostu niezawsze da sie wylaczyc (czasem pomimo najszczerszych checi) myslenie, aby czerpac radosc z ogladania filmu. A ludziom, ktorym sie udalo, lub obejrzaly film w niewiedzy, bez dostrzezenia absurdow mozna wlasciwie tylko pozazdroscic milo spedzonego czasu.

ocenił(a) film na 10
rafkulak

Szpieg jest właściwie filmem realistycznym i powinien trzymać się realiów - bo np. Bond nie musi praktycznie w ogóle i może taką krytykę olać.
Niepokój we mnie budzi też, że to jest zdanie Tinngi kontra autor. Zapewne nie wie nic o Tinndze, więc niestety nie może odnieść się do jej zarzutów. Mogę więc czytać tę dyskusję jak kłótni o atom miedzy Bohrem a Planckiem.
co do mnie np. jestem synem leśnika i w każdej niemal książce z udziałem zwierząt znajduję jakieś kiksy - nawet ostatnio w Dniu Mrówek Webera, niby niemal naukowca - zoologa, a salamandrę zaliczył do jaszczurek (!!!) i potomków dinozaurów ~(!!!); więc płaza do gadów, dziadków do wnuków. Porażka.
Z drugiej strony Sienkiewicz sprzedał nam swój obraz Rzymu i Średniowiecza skuteczniej niż Krawczyk czy Jasiennica. Neron był może jednym ze skuteczniejszych cezarów. Wprowadził zawodową straż pożarną i ujednolicił podatki. Kto w to teraz uwierzy?

ravQ

czyli co? wychodzi na to, ze "ignorance is bliss" ;)

ocenił(a) film na 10
rafkulak

... czy bless (błogosławiona)?
Wracam raczej do początku - każde dzieło sztuki jest pewnym światem unikatowym, rządzonym własnymi prawami. Autor poprzez konwencję - jak na to zwróciła uwagę Tinnga - zawiera układ z odbiorcą, w jaki sposób świat ten będzie przystawał, a w jaki odróżniał się od uznanej rzeczywistości. Np. w fantasy może mieć tę zgodność dość głęboko, natomiast w powieści realistycznej - wprost przeciwnie. Odbiorca godzi się na pewien układ, autor stara się go wypełnić. Oczywiście, wgłębiając się w szczegóły można naprawdę podpaść - i tak jakiś czytelnik wykazał, że postaci z Wahadła Foucaulta U. Eco nie mogły spacerować akurat po tej ulicy w Rzymie w powieściowej dacie - bo tam był pożar i musieliby chociaż zauważyć. Oto przykład skrajny.
Szpieg zapewnia raczej o zgodności z realną pracą służb. Dobra. Tylko że dla mnie informacje o pracy wywiadów to także konwencja, bo rzeczywistość to strzeżona tajemnica. I tak więc błądzę. Wobec konwencji bondowskiej Szpieg jest zapewne bardzo realistyczny. Czy wobec tzw. prawdy - nie mam pojęcia.
Mojego paktu z nadawcą Szpieg nie złamał. Tinnga ma inne poczucie. Dla mnie nawet ta wiedza - jeśli jest prawdziwa - nie przynosi zmian oceny, bo mogę ją sobie na kołku zawiesić i dalej cieszyć się filmem. Jeśli ktoś zna się b. dobrze - sprawa jest inna.

użytkownik usunięty
ravQ

Panowie mylicie dwie zasadnicze kwestie – ignorancję (brak znajomości faktów, czy tez brakiem wiedzy o istotnym stanie rzeczywistości), z głupotą( brakiem zdolności operowania posiadana wiedza, lub umiejętnością prawidłowej interpretacji rzeczywistości).

To pierwsze można wybaczyć, ale jeśli widzę post: „ ten film jest dla osób myślących”, a jednocześnie wpisujący nie zadaje sobie pytania dlaczego w fabule stało się tak jak się stało (np.: dlaczego Rosjanie dodatkowo narażali kreta w operacji wichcraft), lub nie dostrzega oczywistych sprzeczności (np.: wyrwane kartki , a ukrywanie swej obecności kreta w centrali), a potem wstawia ocenę 10 i ładuje jakieś serduszko, to rozglądam się za czymś twardym i ciężkim w pobliżu.

Nie przeczę że ten film ma jakiś klimat(wyidealizowane lata70-te, tempo fabuły, dobra gra aktorska), ale są pewne granice naiwności i nie da się ich przekroczyć bez narażenia dzieła na krytykę.

Co do Johna le Carre, nie wiem skąd opinia o jego profesjonalizmie – z fabuły filmu na pewno ona nie wynika. Z biografii na wipedii dowiadujemy się o takich absurdach jak: „Cornwell left the service in 1964 to work full-time as the novelist” – czyli zrezygnował w pracy w wywiadzie by pisać książki o wywiadzie…

- przy czym nigdy oficjalnie w wywiadzie nie był zatrudniony
lub
- ”he returned to England to study at Lincoln College, Oxford, where he worked covertly for the British Security Service, MI5, spying upon far-left groups for information about possible Soviet agents” – co oznacza dosłownie ze był szpiclem i szkolnym kapusiem…
lub
„afterwards becoming an MI5 officer in 1958”… no Chryste jak ktoś bez ukończenia nawet zasadniczej służby wojskowej może zostać oficerem operacyjnym???? Nawet w partyzantce maoistowskiej takie numery nie przechodziły.

Z całej jego biografii wynika jeden pewnik – był urzędnikiem średniego szczebla w MSZ z racji kompetencji językowych.

Znam studentów historii którzy posiadają o wiele większa wiedze na temat specyfiki działań agenturalnych niż pan Carre.

ocenił(a) film na 10

Tym niemniej jest cenionym (chyba najbardziej) pisarzem z tej dziedziny. Przy czym oczywiste jest, że wskazuje na moralne konsekwencje działań wywiadów.
Wielokrotnie pisałem, że nie poczuwam się do kompetencji w dziedzinie oceny kompetencji Le Carre'a. Podziwiam Twoją wiedzę, ale mi naprawdę nie jest ona potrzebna do oceny filmu. Chciałem się rozerwać, rozerwałem się. Patrz poprzedni wpis.
Swoją drogą, dzięki za informacje o koncerzu - niewątpliwie stałem się troszkę mniejszym ignorantem.
Rozumiem Twój punkt widzenia, ale mój jest mojszy. Jak w tej historii zen - racja jest tu chyba po każdej stronie, także rafkulak.
Po prostu:
historia może być niekompetentna i wciągająca.
Podchodzimy do Szpiega z innym smakiem i dlatego inne rzeczy nas pociągają.
Ok?

użytkownik usunięty
ravQ

Rozumiem o co chodzi...

idziemy do kina po rozrywke i kazdy ma indywidualne w tym zakresie potrzeby

wiadomo ze moje jest mojsze i najmojniejsze...

użytkownik usunięty
ravQ

ale chyba sa jacys lepsi pisarze od niego?

ocenił(a) film na 10

Nie wiem, zależy co oceniać. Wiedzę o służbach czy warsztat. Może Suworow jest lepszy? Le Carre wydaje mi się jednak lepszym pisarzem (artystą), po prostu jego książki są ciekawsze i inteligentniejsze.

ocenił(a) film na 10
rafkulak

Czyli tak sumując, to nie ignorancja jest dla mnie błogosławieństwem, ale umiejętność zawieszenia wiedzy. Tak więc zdolność do zabawy jest błogosławieństwem - w zabawie też udajemy, że drewniany miecz jest prawdziwy. Każde dzieło sztuki, nawet najjpoważniejsze, jest przede wszystkim zaproszeniem do zabawy (przyjęciem swobodnych reguł), a krytyka erudycyjna jest taka... dorosła. To właśnie na aspekt rozrywki i zabawy zwracałem od początku uwagę polemistów.

użytkownik usunięty
ravQ

nie kazdy chce sie tak bawic..

jesli widzisz slonia na ekranie to bedzie trudno wmowic sobie ze to kotek...

ocenił(a) film na 10

A tak szczerze - Krzyżacy to książka fajna czy głupia? Bo skala różnic tej historycznej powieści od historii przeważa różnice gabarytowe słonia czy kotka.
Być dobrym bajarzem, to mówić że kotek to słoń.

użytkownik usunięty
ravQ

nie mam pojęcia - źle mi sie czyta fikcje literacja...wiec nawet się do niej nie zbliżam.
mam umysł ukierunkowany na wyłapywanie nieścisłości i sprzeczności


zasadniczo książki oddziaływają na wyobraźnie - umysl.

natomiast film i muzyka na zmysły - emocje...

użytkownik usunięty
ravQ

sorry za literówki

ocenił(a) film na 10

To już trochę daleko posunięte twierdzenia - są książki bardziej "emocjonalne" i filmy "umysłowe". Muzyka także bywa "umysłowa" (np. Meshugah dla wielu jest "przekombinowanym", przerafinowanym trashem - autentyczne opinie kolegów muzyków).
Moim zdaniem emocjonalność dzieła właśnie odrywa nas od rzeczywistości, wciąga do środka dzieła i chce przekonać o prawdziwości nawet "Przeminęło z wiatrem", natomiast sfera intelektualna, umysłowa "wykopuje" z powrotem na zewnątrz, by zapytać czy rozpoznaliśmy siebie we wrednej postaci albo odnajdujemy problematykę nas dotyczącą, zawartą w dziele.
Różne twory artystycznie różnie dzielą te sfery, melodramaty są raczej emocjonalne, horrory także, filmy społecznie zaangażowane, np. Spike Lee mają działać na umysł.

ravQ

Uwazam, ze ukierunkowanie na emocje jest w opozcji ukierunkowaniu na fabule i dotyczy to zarowno ksiazek, jak i filmow. Oznacza to, ze mozemy zostac porwani przez film/ksiazke, bo opowiadana historia jest interesujaca, innym razem to kibicowanie bohaterom lub wzruszenie powoduja, ze nie mozna sie oderwac. To samo rzadzi nasza opinia po skonczeniu seansu/czytania. Czy po zakonczeniu mamy cos do przemyslenia, czy do przetrawienia lub wyplakania. Sek w tym, ze trudno polaczyc te dwie sfery.
A Krzyzacy to przede wszystkim nudna ksiazka ;p

ocenił(a) film na 10
rafkulak

Nie sądzę, by jednak funkcja emotywna dzieła (czyli wzruszenia) była przeciwna warstwie fatycznej (czyli informacji, opowieści zawartej w fabule). To jednak różne funkcje tego samego dzieła i ideą autora jest zazwyczaj, by się uzupełniały; tzn. byśmy "powżywali" się w bohaterów, a jednocześnie śledzili pilnie opowieść. Zresztą trudno sobie wyobrazić książkę przejmującą nas losami bohaterów o jednocześnie nudnej fabule.
Może być natomiast dzieło, które chce nas zainteresować samą fabułą jako dziełem - autotematyczne. To nie musi być megawyrafinowanie. Horrory klasy B (C?) Rogera Cormana epatowały niedostatkami warsztatowymi, by widz przestał emocjonować się historią i zainteresował kinem jako iluzją.

ravQ

"Zresztą trudno sobie wyobrazić książkę przejmującą nas losami bohaterów o jednocześnie nudnej fabule. "
Z ksiazkami jest ten problem, ze jesli sposob, w jaki jest napisana nie trafia do czlowieka, to czesto nawet dobra fabula nie pomoze. I odwrotnie. Ksiazka moze byc o czerwonym kapturku, ktora niesie koszyczek ze smakolykami dla babci, a moze byc o czerwonym kapturku, ktora aby pomoc swojej babci mieszkajacej samotnie w drewnianej chatce w sercu zlowieszczego lasu, musi najpeirw przejsc niego przebrnac czujac na plecach oddech zlego wilka... a ksiezyc swieci w pelni...
Rozumiesz. Fabula prosta jak konstrukcja cepa, ale zabiegi literackie potrafia zrobic z tego bajeczke lub przerazajacy dreszczowiec, a moze i komedie.
Z drugiej strony mamy np. taki "Tinker tailor...", gdzie wlasciwie nieznacznie poznajemy bohaterow, raczej sie z nimi nie utozsamiamy, a wszelkie uczucia traktowane sa drugorzednie. Bo film skupia sie wlasciwie wylacznie na historii, na fabule, nie serwujac nam silnych emocji. Owszem, jest kilka trzymajacych w napieciu fragmentow, jednak sa one skromnym dodatkiem. Nie to, co w bondach albo 'prawdziwych historiach' z tvp1.
A co do przykladu Rogera Cormana, ktory przytoczyles, mysle, ze na podobnej zasadzie tworzy sie obecnie filmy-fajerwerki, typu Avatar. Fabula jest banalna i nie trzeba myslec, by nadazyc, wiec cala uwaga skupia sie na pieknym wykonaniu i podziwianiu strony audiowizualnej (co osobiscie odbieralem z nieskrywana przyjemnoscia ;P). Dodac do tego odniesienie do uniwersalnych wartosci, troche ckliwych scen i box office gotowy. A wszystko opierajace sie na fundamentalnych emocjach.

ocenił(a) film na 10
rafkulak

Corman tworzył trochę inaczej (także inni przedstawiciele tzw. kina kultu). Fajerwerki były robione za cenę wypicia szklanki herbaty w "Avatarze". Stąd potwory robione z czajników (Bestia o tysiącu oczu), powtarzające się sceny płonących dekoracji (u Cormana mur płonie ogniem papieru), krew z malinowego dżemu (w "Kruku" zostało to przedstawione wprost).
Avatar olśniewa (skutecznie) widowiskiem, Corman wskazywał na podszewkę widowiska, zachęcał widza do jego rozbiórki, namawiał do własnoręcznego nakręcenia podobnego "dzieła", sprowadzał klasykę Poe'a do popkultury. W jego szkole dorosło paru rasowych filmowych drapieżców, m.in. Johnatan Demme, który w hołdzie dał mu maleńką rolę w "Milczeniu owiec" (szefa FBI).
(w tym filmie też chyba roi się od niekonsekwencji, które pewnie chętnie wyśledzi Tinnga).
Co do fabuły - to historia, sam rdzeń opowieści, natomiast sposób jej przedstawienia to już raczej warsztat. Choć oba zaproponowane przez Ciebie sposoby zaprezentowania Czerwonego Kapturka powodują też zmianę opowieści - w drugim rzecz jest chyba adresowana do starszego widza, znającego konwencję fantastyki grozy, droga przez las wolniejsza, ale bardziej klimatyczna. Postać staje się psychologicznie głębsza. Pewnie i finał będzie mniej baśniowy, a może bardziej np. psychoanalityczny i "seksowy". Tak sposób opowieści zmienia opowieść - rozdział na formę i treść to w gruncie rzeczy przeżytek.

ocenił(a) film na 8

licentia poetica

ocenił(a) film na 7

Oczywiście masz rację, że w filmie można znaleźć wiele błędów i niedomówienie, (najbardziej rozsmieszyła mnie ta wyrwana kartka :)) tylko co z tego? Chyba nikt przy zdrowych zmysłach nie da się zwieźć zapewnieniom, że oto mamy przez sobą dzieło odsłaniające tajemnice brytyjskich służb specjalnych. Ja ten film odbieram w kategorii czysto rozrywkowej, jako trzymający w napięciu thriller z jakimiś tam drobnymi elementami gry szpiegowskiej i ubawiłam się bardziej niż przy efekciarskich Bondach.

użytkownik usunięty
dzikakulka

... ale jaki to thriller...
od poczatku wiadomo ze Smiley i Haydon sa nominowani do roli Kreta Roku

łudziłam sie do konca ze oboje zdradzili i jeden w koncu poswieci drugiego by dalej działac... a tak wyszedł jakis banał...

inna wersja bajki... jednak nadal bajka

ocenił(a) film na 7

Ale teraz to zabiłaś mi ćwieka bo ja właśnie myślałam, że oni obydwoje byli podwójnymi agentami choć nie wiedzieli o sobie nawzajem. Końcowa scena tylko mnie w tych przypuszczeniach utwierdziła.

ocenił(a) film na 8

Podział działań agencji służb specjalnych i wskazówki kogo się likwiduje, a kogo nie to też z wikipedii jak info o le Carre ?

użytkownik usunięty
drakeer

...no chyba jesteś w stanie pierwsze sprawdzić skoro "stwierdzasz" to drugie...

likwiduje??

i nie jest to podział działań (działania moga byc identyczne), tylko zakres kompetencji

ocenił(a) film na 8

No spoko, dzięki. Btw. wikipedia nie jest dla mnie żadnym autorytetem odnośnie do wydarzeń jak i w przypadku la Carré, not biograficznych ;)

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones