Nie sugerujcie się plakatem i tytułem. To nie jest Tokio, to zbiór 3 popieprzonych, surrealistycznych nowelek, których fabuła mogłaby się dziać w każdym innym mieście. Zainspirowane Tokio? Niby gdzie?
Ten film jest jak sztuka nowoczesna - beznadzieja, ale nikt nie wychyli się z krytyką, bo zostanie oskarżony o "nierozumienie sztuki".
Mimo wszystko ostatnia historyjka jeszcze w miarę czytelnie nawiązująca do problemów Tokyo i fajnie skomponowana, za to daję tę 2. Jeśli oglądać tylko tę część, byłaby 7, pierwsze 2 dobijają jednak ten film, czy może raczej performance.
Szczególnie uczulam wielbicieli kina azjatyckiego i Japonii - jeśli chcecie poczuć Tokio, jego tętno, wielkomiejskość - w tym filmie tego absolutnie nie ma.
Brak inspiracji wielkim miastem? Jak to? Padło na Tokio, ponieważ akurat tam realizowano pomysł (pewnie też nie bez powodu). Trudno jednak nie zauważyć dlaczego chodziło o wielkie miasto...
1. Opowieść o parze? - Ambicje i presja posiadania ich, aby cokolwiek znaczyć dla innych.
2. Opowieść o szaleńcu? - Tej akurat nie obejrzałam, ponieważ nie znalazłam jej w żadnym z języków, które znam. Jaka szkoda... Spodziewam się jednak czegoś w rodzaju presji nie wychylania się i spełniania norm... To jednak strzał w ciemno.
3. Opowieść o samotniku? - Im więcej ludzi, tym większa samotność, toteż im większe miasto, tym większa liczba osób mieści się w tych ośmiu procentach ludzi cierpiących na fobię społeczną. Przy tym agorafobia i natręctwa... Bohater mógł mieć nawet Aspergera... W czym jednak sęk? Samotność człowieka w tłumie - zarazem sama w sobie, jak i jako główna przyczyna coraz częstszych występowań chorób psychicznych.
Można tam "poczuć Tokio", jednak nie w ten sposób, w jaki by się chciało. "Jego tętno" i "wielkomiejskość" są w tych filmach przytłaczające, przygnębiające, absurdalnie... trudne do zaakceptowania. Człowiek wolałby nałykać się żyletek, niż tak widzieć społeczeństwo, a jednak... coraz większa liczba osób tak je właśnie widzi. Należy tylko spojrzeć przez metafory, a nie na metafory.
To, którą z tych trzech opowieści się wyróżni, zależy od człowieka, ponieważ każda nawiązuje do innego tematu i dotyka inną wrażliwość. Nic dziwnego, skoro autorów również było trzech.
Zatem, co właściwie chcę powiedzieć... "Nie sugerować się plakatem i tytułem"? Zależy jaką jest się osobą. Jedni mogą spodziewać się typowego (stereo-typowego) obrazu Tokio i po obejrzeniu filmu przeżyć zawód, a inni już na pierwszy rzut oka widzą smutek w tych kolorowych, świecących, zapchanych pustkach ulicznych neonów...
Polecam najpierw obejrzeć 2-gą część.
Nie napisałem "brak inspiracji wielkim miastem", a konkretnie Tokio - tę widać tylko w ostatniej, skądinąd dobrej, noweli. 2 pierwsze - sory, nawiązują do globalnych problemów i mogą się dziać w każdym innym mieście, to bardziej surrealistyczny performance, konkretnych nawiązań do wyjątkowości Tokio brak. Swoją drogą chyba brakuje tutaj surrealizmu w gatunkach.
I Tokio nie musi być stereotypowo-fajne, na szybko przychodzi mi na myśl "Tokyo gomi onna" czy "Tokyo.Sora", ciężkie i przygnębiające, o problemach ludzi przytłoczonych miastem, jednak mocno osadzonye w tych konkretnych realiach. Oczywiście, ciężko porównać filmy w zupełnie różnych konwencjach, niemniej w przypadku Tokyo! odniosłem wrażenie, że właśnie Gondry i szczególnie Carax podeszli do Tokio stereotypowo, bez wyczucia miasta. Jakby przyjechali tam na tydzień z gotowym scenariuszem ("Tokio, to nakręcę o ...") i planem kolejnych zdjęć, z przygotowaną wcześniej formą.
"inni już na pierwszy rzut oka widzą smutek w tych kolorowych, świecących, zapchanych pustkach ulicznych neonów..." oj już bez przesady ;)