80 minut bohaterów snujących się i popijających wódeczkę z gwinta. Idzie, idzie, idzie, usiadł w śniegu, smutna mina. Jak na ostatni film Bałabanowa to wyjątkowo słabo i bez pazura - nawet kameralna Morfina była filmem o czymś. Poza tym nie rozumiem porównań do filmów Tarkowskiego (tu zapewne kłania się niemiłosiernie długi ale ambitny Stalker) poza ładnym ujęciem dzwonnicy na zamarzniętym jeziorze. Kino niewątpliwie sputnikowo-festiwalowe.