Do filmu podchodziłam trochę jak do jeża, bo z jednej strony słyszałam skrajne opinie, a z drugiej-przyznaję, nie
przepadam za niedawno powstałymi komediami, których formą jest parę nieśmiesznych dowcipów a sensu raczej
nie ma gdzie szukać.
"Ted" wybitnie mnie zaskoczył. Bo okazało się, że do komedii mu daleko, a całość jest naprawdę zgrabnie zrobioną
historią o dorastaniu. Odebrałam Teda jako skrajnie przerysowane alter ego głównego bohatera, trochę
nieokrzesanego i zupełnie niepoważnego, ale takie coś chyba w każdym z nas drzemie. Dla mnie przesłaniem tego
filmu, pomimo paru niepotrzebnych scen i tekstów było naprawdę coś głębszego i może nie śmiałam się wiele razy,
ale po seansie przyznaję, że miałam ciepełko na serduchu. Cały film pokazywał jak w życiu dojść do ładu z samym
sobą, i że nie trzeba całkiem wyrastać z dzieciństwa by stać się dorosłym, wystarczy po prostu uspokoić to dziecko i
pozwalać mu wyjść w odpowiednich chwilach, a nie kontrolować całe nasze życie.
Dla mnie-bomba, i polecam każdemu, kto będzie szukał filmu lekkiego, ale z jakimś przesłaniem.