Jack Black ma w sobie coś, co sprawia, że tego faceta nie można nie lubić. Nie jest on ani przystojny, ani przesadnie utalentowany, ale jedno spojrzenie na jego okrągłą twarz wrzuca mi automatycznie uśmiech na twarz. Taka też jest Koska Przeznaczenia. Młody JB opuszcza rodzinę i z gitarą przewieszoną przez ramię rusza w świat. Jego cel jest prosty: zostać gwiazdą rocka. Na swojej drodze spotyka innego życiowego nieudacznika - Kyle'a Gassa we własnej osobie. Jak powszechnie wiadomo: dwa minusy dają plus, więc panowie wspólnymi siłami postanawiają zawładnąć przemysłem muzycznym. Nie uda się to jednak bez świętego gralla rocka. W jego poszukiwaniu bohaterowie, niczym rycerze okrągłego stołu, stosują zmyślne fortele (włamanie do muzeum z gracją wojownika ninja), żywią się życiodajnymi eliksirami (tzn. grzybkami) i stawiają czoła samemu panu ciemności. I mimo że aniołami zdecydowanie nie są, z wszelkimi przeciwnościami radzą sobie z niebiańską subtelnością. Świetna muzyka, liczne odwołania do historii muzyki rozrywkowej, rewelacyjny humor i wyjątkowy duet głównych bohaterów – czy potrzeba jeszcze czegoś, aby dobrze się bawić?
Zachęcam do lektury moich felietonów: http://ja.gram.pl/Spayki/
Ten film natchnął mnie, jak jedna z niewielu rzeczy, do głębszego wgłębienia się w rock and rolla. Z nieco innej perspektywy patrze na to wszystko, co z rockiem i metalem związane, i jakby mam więcej mocy do grania. Ten film jest pojebaną komedią, ale niesie przesłanie. Sporo.