"Terrorysta" to rasowa, B-klasowa sztampa, mocno zakorzeniona w latach 90. - chociaż film jest z 2001 roku, to wygląda jak produkcja realizowana w połowie lat 90., bo styl filmowania jest taki jak wtedy, montaż, wygląd miast i fabuła też niczym z ówczesnych produkcji na rynek video. No, ale za reżyserię odpowiada Albert Pyun - miłośnikom niżowych produkcji z okresu wypożyczalni to nazwisko jest znane i przedstawiać nie trzeba. Taka otoczka w sumie robi za plus i dodaje uroku, chociaż nie ratuje tej produkcji. Jak na niskobudżetowe kino pojawia się tutaj sporo znanych nazwisk, m.in Dennis Hopper, Tom Sizemore, Steven Seagal czy Peter Greene. Ale jak nietrudno domyślić się, poziom filmu to oni nadciągają nazwiskiem, a nie grą ;). Uczciwie trzeba przyznać, że każdy z tych aktorów olał sprawę. Hooper powtarza swoją rolę ze "Speeda" z tym, że dodatkowo wygaduje różne głupoty o dziele stworzenia, nowym świecie itd. Trochę przypominało mi to postać Rutgera Hauera z "Nocnego jastrzębia", ale tam w usta aktora nie włożono tak płytkich, bzdurnych tekstów. No i wygląda bardzo stereotypowo z tą bródką i manią wielkości. Tom Sizemore także robotę odstawia chałturniczo, bez zaangażowania. Wypowiada dialogi jakby je niemal czytał ze ściągi i już. Nawet w dialogach o śmierci i stracie bliskich mówi monotonnym tonem, jakby opowiadał o nieciekawej dniówce. Steven Seagal jest tutaj tylko dla nazwiska (wtedy jeszcze coś ono znaczyło) i uzupełnia tło. O dziwo nie jest w centrum zainteresowania i właściwie mało kto się liczy z jego postacią poza Ray'em. No nietypowa rola, ale w ogóle się nie przyłożył. Zaliczył dwie sceny walk i to najgorsze w swojej karierze. Nakręcone gdzieś po ciemku, że widać tylko kontury, a nie postacie. Czasem mamy na parę sekund zmarszczone czoło Seagala, parę kopnięć nogami dublera i przeciwników padających w każdym możliwym kierunku nawet bez zainkasowania ciosu. A wszystko to w szarpanym, niechlujnym montażu. Wtedy Seagal jeszcze nie był aż tak gruby, chociaż już nosił swój słynny pokrowiec na betoniarkę z którym po 2000 r. nie rozstaje się nawet na chwilę. Kwestie aktora są strasznie bzdetne, patetyczne i kuriozalne. Szczytem jest jak np. główni bohaterowie mają rozbroić bombę w parę minut, a Seagal zaczyna pieprzyć o istocie życia i śmierci, zapomnieniu i wiecznej miłości. No Dżizas...
Fabuła jest bardzo schematyczna, stereotypowa. Mamy policjanta, który stracił rodzinę i partnera z rąk tytułowego "Terrorysty". Oczywiście cierpi (w każdym punkcie kulminacyjnym muszą być koniecznie pokazane ckliwe i niesamowicie przewidywalne flashbacki z machającą żoną i synem) i obsesyjnie szuka zamachowca (czytaj snuje się bez celu jak menel, któremu załączył się tryb "łazikowania"). Śledztwo i zbieranie informacji to jakaś karykatura. Ray gdzieś coś się dowie, resztę sobie dopowie i wpada na trop. A jego informatorzy to np. bezdomna baba niespełna rozumu, która ma szczegółowe informacje i nawet numer rejestracyjny samochodu podejrzanego :D. Oczywiście jego przełożeni go nie słuchają, chcą wyłączyć z dochodzenia. Standardowo również ma konkurenta w wydziale, który mu miesza szyk ;). Ale zapoznaje mędrca Segala z brygady saperów. Mamy najpierw sztuczną niechęć, a potem kompromis, czułe patrzenie sobie w oczka, prawienie komplementów i rozkminanie nad istotą życia i śmierci. Seagal chyba zrobiłby karierę u tego męczybuły Nolana :D.
Strona techniczna jest taka sobie. Jak to przy B-klasowym niskobudżetowcu ;). Sceny akcji oszczędne, ograne i robione po najniższej linii oporu. Ale przyznam, że parę wybuchów mnie zaskoczyło. Może nie efektownością, ale, że zrealizowane jest w mieście itd. W produkcjach tego typu to z reguły jeśli są, to gdzieś na odludziu i nie głośniejsze niż pierdnięcie. A tutaj nawet w miarę. Muzyka bez szału, ale może być.
Ogólnie - schematyczna sztampa, jakich setki. Wyróżnia się jedynie obsadą, która tylko nazwiskami tutaj nadrabia ;). Ponarzekałem sporo na ten film, ale mimo wszystko da się go obejrzeć. Może nie jest to nie wiadomo jaka przyjemność, ale ujdzie. Oceniam na naciągnięte 5/10 (widziałem gorsze tytuły). Seans w TV4, lektorem był Piotr Borowiec.