Który jest zresztą całkiem niezły, scenografia i klimat momentami też niczego sobie - odnoszę wrażenie, że w tym aspekcie dużo zapożyczeń z wcześniejszego o rok "Obcego". Historia wciąga z każdą minutą coraz bardziej, a film jest doskonałym przykładem na to, że to nie nieustanna akcja a właśnie fabuła i klimat decydują o tym czy kino będzie udane, czy nie. Dzisiaj w filmowych produktach, bo tak trzeba nazwać większość chłamu serwowanego nam przez wytwórnie i producentów, stawia sie niestety w większości na to pierwsze. W "Teście..." najciekawsze są właśnie dialogi, zachowania bohaterów i poruszane przez Lema problemy. Z chwilą kiedy twórcy filmu skupiają się na akcji jest już niestety dużo gorzej, a efekty budzą dziś politowanie i przypominają bardziej "Tureckie Gwiezdne Wojny" niż cokolwiek bardziej sensownego.
Generalnie rzez ujmując - ludzi, dla których ten film jest beznadziejny tylko dlatego, że ma kiepskie efekty specjalne nazwałbym w najlepszym razie debilami. Gwiezdne wojny i Obcy z pewnością miały lepsze efekty, ale w porównaniu do fantastyki lema jest to fabularna chałtura i grafomania.