Jeden z owoców współpracy Eda Wooda z wyspecjalizowanym w przaśnej erotyce Stephenem Apostolofem: "Cocktail Hostesses" to w gruncie rzeczy regularne porno, tylko że zabrakło zbliżeń na genitalia w scenach penetracji. Tych ostatnich z kolei jest tu od metra i ciut, ciut - jedna goni drugą i są nawet całkiem urozmaicone, bo znalazło się miejsce i na seks lesbijski, orgię, nawet gwałt (facet dopada dziewczynę w samochodzie i mówi, żeby była cicho, na co ona przez kolejne pięć minut drze się w niebogłosy - taaak, Ed rzeczywiście musiał być w to zamieszany). Szkoda jedynie, że fabuła w zasadzie nie istnieje: na pierwszym planie mamy zmęczoną puszczaniem się ze swym obleśnym szefem sekretarkę, która postanawia zostać kelnerką w nocnym klubie i puszczać się z klientami za pieniądze. Dalszy ciąg jest logiczną konsekwencją tegoż postanowienia. Czerstwe to strasznie i, niestety, mocno nudnawe. Dla amatorów soft-porno w wydaniu "vintage".