Pierwsze co się rzuca w oczy podczas oglądania, to inspiracje "Black Christmas", naprawdę spore podobieństwo.
Na pewno nie podobało mi się to, że mordercę znamy od samego początku, typ nawet nie ma na sobie żadnej maski. I druga ważna rzecz to strona techniczna, przede wszystkim chodzi mi o to, że w wielu scenach muzyka była tak głośna, iż ledwo było słychać dialogi, a po drugie niektóre ujęcia wyglądały jakby były kręcone trochę lepszym telefonem. To w zasadzie najpoważniejsze wady, można by tu dorzucić jeszcze fatalne aktorstwo, ale to nigdy nie było mocną stroną slasherów.
Z zalet na pewno muzyka, która potrafiła zbudować lekkie napięcie oraz kilka scen gore. Może i reżyser włożył w to trochę serca, ale niestety za mało kasy (30.000$), aby powstało z tego coś sensownego.