Równo 20 lat temu Larry Clark nakręcił „Dzieciaków”. Opowiadający o grupie nastoletnich gówniarzy, którzy ćpają, chleją i się bzykają, wywołał swego czasu burzę. Odważne sceny i kontrowersyjna treść wywoływały szok, ale też prowokowały do dyskusji o upadku moralnym ówczesnej młodzieży i wymierającej ostatniej ostoi niewinności współczesnego świata. Teraz nakręcił film o paryskiej młodzieży, która ćpa, chleje i się bzyka. Media głównego nurtu i publicyści o filmie pewnie nie wspomną nawet słowem.
Bo i nie ma o czym. Temat łajdaczącej się młodzieży już dawno został przewałkowany przez film i telewizję (w tym przez samego Clarka) od każdej strony. Reżyser „The Smell of us” nie ma nic ciekawego do powiedzenia, więc tylko powtarza wyparte tropy fabularne, próbując szokować dosadnymi scenami seksu i odważną golizną, przełamując intymne granice młodych aktorów, ale nic więcej za tym nie idzie. Początkowo obrazki z życia na ulicy, rozbijanie się na deskorolkach, imprezy i szlajanie się po mieście, mają swój urok, zwłaszcza, że towarzyszą im wpadające w ucho rockowe kawałki. Ale gdy reżyser próbuje nagle uderzyć w bardziej dramatyczne tony i podkreślić patologiczne elementy życia bohaterów, film traci rytm, a twórca wielokrotnie się potyka, gubiąc spójność emocjonalnej warstwy filmu.
Więcej recenzji i innych materiałów o kinie:
https://facebook.com/pages/Kinofilia/548513951865584