Obrzydliwy, czarny komediodramat. Chora rozrywka, ale i dosadne przesłanie, choć dość populistyczne.
W Cannes odbiła palma, a i ciekawie było obserwować nowohoryzontową publiczność - po części roześmianą, po części zdegustowaną, ale zainteresowaną, a po części wychodzącą z sali w trakcie seansu. Wzbudzania emocji nie można filmowi odmówić.
Nie należę do tych, którzy uważają go za wielkie dzieło, ale jest według mnie ciekawy i nie nazwałbym go też zbitkiem losowych scen. Co do przesłania (tu SPOILERY), według mnie zwraca on uwagę przede wszystkim na to, ile człowiek jest w stanie zrobić, żeby zaspokoić swoją potrzebę bliskości drugiego człowieka i bycia kochanym (ojciec oszukujący sam siebie, że główna bohaterka to jego zaginiony syn) i na to, jak różni jesteśmy my i nasze preferencje (główna bohaterka odczuwająca pociąg seksualny do samochodów i stanowczo odrzucająca zaloty ze strony innych ludzi, jeśli nie są związane z kontaktem z samochodami). Przy okazji masz wyjaśnienie, dlaczego przesłanie nazwałem populistycznym. To drugie jest przedstawione prymitywnie i obrzydliwie, ale pamiętajmy, że płynie z tego pewna rozrywka. Film miejscami nawet trafiał w moje poczucie humoru.