Naprawdę, nie wiem, jak to ugryźć. Pierwsze 30 minut filmu mija, a ja myślę, co to za bełkot. Dam 2, góra 3. Czas mija i narracja się zmienia. Jest lepiej, szukam metafor. Ostatnie 15 minut oglądam już z rozdziawioną japą, ale sama nie wiem, czy to źle, czy dobrze. Napisy. Idę na filmweb i stawiam ocenę. Najpierw 8, po sekundzie zmieniam na 9, a chwię potem na 7.
Mózg mam po tym filmie tak rozjechany, że dorównuje chaosowi panującemu w "Titane". Wszystko tu jest na rozbieżnych biegunach. Babka zachodzi w ciążę z samochodem. Jakiś kosmos. Jednocześnie, postacie w filmie, jak w życiu - mają zwykłe twarze, skórę z defektami, siniaki i blizny. Słabości i sekrety.
Reżyserka porusza cały zestaw tabu. Podaje go nam, okraszając olejem. Nie zdążyłam na bieżąco wyłapywać i rejestrować tematów, o których się głośno nie mówi. Jak pisałam, mózg rozjechany.
Filmu nie da się zapomnieć. Można pokochać lub znienawidzić. Ja jestem gdzieś po środku.
Pytanie : czy ktoś z Was podziela moje zdanie, że Kapitan od razu wiedział, że to nie jego syn? Mnie się zdaje, że prawdziwy Adrien spłonął i, być może, z winy ojca. Dlatego też Vincent, dręczony wyrzutami sumienia, zaakceptował Alexię i chciał, by była Adrienem.
Tak poza tym, ja mam bardzo mocne nerwy, ale niektóre sceny wywołały we mnie odruch przymrużonych powiek.