Oglądając „Tożsamość” nie można nie zauważyć podobieństwa do „Frantica” Polańskiego. W jednym i drugim bohaterem jest mężczyzna w sile wieku, przyjeżdżający z żoną do europejskiego miasta (tu Berlin, tam Paryż) na konferencje naukową.
Tu i tam intryga zaczyna się od walizki na lotnisku ( tu pozostawionej, tam podmienionej).
W jednym i drugim filmie bohater musi kogoś odnaleźć (w „Tożsamości” samego siebie, we „”Franticu”- żonę). Miota się w tym celu po nieznanym mieście, ścigany przez niezidentyfikowanych osobników, a jedyną pomoc znajdując u młodej dziewczyny, która wcale niemiała ochoty wplatać się w tą aferę.
A propos, w „Tożsamości” jest scena jakby żywcem wzięta z „Frantica” - bohater nocuje w mieszkaniu dziewczyny, rano bierze prysznic i akurat w tym momencie do mieszkania niespodziewanie wpadają napastnicy.
Końcówka filmów jest jednak zupełnie inna. W „Tożsamości” mamy naprawdę nieoczekiwany zwrot akcji (mnie zaskoczył :). „Frantic” kończy się inaczej, zgodnie ze swoim rytmem.
Różna też jest klasa filmów. „Frantic” to moim zdaniem Wielki Film – z niezwykłym klimatem. „Tożsamość” to rzetelne, sprawnie zrobione kino – ale niewiele więcej.