Jak to za co te oskary ? Scenariusz, reżyser, aktor drugoplanowy i najlepszy film. Wszystkie jak najbardziej zasłużone.
Nie jestem trollem, a uważam podobnie. Film nie przemówił do mnie, historia mnie nie wciągnęła, osobiście się nudziłem. Przez pierwszą połowę szło nawet nieźle, ale za to później było już tylko gorzej. Niepodważalnym są świetne kreacje aktorskie i zasłużony oscar dla Javiera.
To nie jest typowy thriller. Ten film ma kilka scen pełnych napięcia ale w tej fabule nie chodzi o samą historię. To film alegoria, przedstawia pewne uniwersalne elementy naszego życia. Ponadto dzieło ma świetny klimat i genialne zdjęcia. I jak sam przyznałeś wybitne aktorstwo. Polecam spojrzeć na ten film pod takim kątem.
"to film alegoria, przedstawia pewne uniwersalne elementy..."bla bla bla- takie chrzanienie w stylu fanów Bergmana
Nie to nie jest czcza gadanina." To nie jest kraj.." to film z rodzaju tych które nie porywają swoją akcją ale przesłaniem, pewną wizją artystyczną i wyśmienitą realizacją. Rozumiem aluzję ale zapewniam że nie jestem z tych którzy szukają głębszego przesłania nawet w podrzędnym filmidle.
Wizja artystyczna,realizacja- ok, ale przesłanie?- mnie tam nie poruszyło a właściwie jakie ono jest dla Ciebie?
Przesłanie niezwykle aktualne dla naszych czasów.
BYĆ MOŻE SPOJLER
Pokazanie świata takim jaki jest i dlaczego takim się stał. Zmiana starego porządku świata( szeryf) na rzecz nowej( ale czy dobrej) fali- Anton. Odwieczna walka dobra ze złem. Symbolika śmierci. Nieszczęście które człowiek sprowadza na siebie świadomie licząc że uniknie konsekwencji. Zupełne wypaczenie zasad, upodlenie ludzi.
Świetny początek obrony ;)
A tak od siebie - my, tu w Polsce, nie mamy najmniejszych szans, żeby w pełni docenić ten film, ponieważ odnosi się do wielu amerykańskich pisarzy i filozofów bez których znajomości nie docenimy tego filmu. Oscary, wiadoma sprawa, są przyznawane w Ameryce (w największym uproszczeniu;). Jest tu pełno odnośników i polemik z tak znakomitymi autorami jak Jean Baudrillard (powiązania z jego dziełem"Symulakry i symulacja") czy też Ernest Hemingway (w szczególności scena z monetą na stacji benzynowej). Nie zapominajmy też, że film powstał na bazie książki (o tym samym tytule) czerpiącego z Faulknera Cormaca McCarthy'ego (stąd odnośniki do innych pisarzy).
Doskonale zdaję sobie sprawę, że bez znajomości tych pisarzy film wydaje się po prostu nudny, każdy ma prawo tak powiedzieć, bo widocznie tak go odbiera. Jednak nie mogę się zgodzić ze zdaniem, że to słaby film. Może po prostu za trudny? Oczywiście łatwo mi się 'mądrzyć', bo znam te książki i widzę te powiązania.
Niezaznajomionych zachęcam do przestudiowania wymienionych autorów i apeluję, pamiętajcie, że spora część filmów, w tym właśnie ten, bazuje na różnych filozofiach, religiach, przekonaniach, książkach, manifestach, etc. Najprostszy przykład - Matrix. Ale Matrix jest filmem kultowym, ponieważ publika niezaznajomiona z filozofami takimi jak wspomniany Baudrillard (w jednej ze scen Neo trzyma jego książkę), Platon, Kartezjusz, Sokrates ogląda sobie "jak się strzelają i skaczą po ścianach". Stąd uznanie zarówno publiczności, recenzentów, jak i również filozofów czy profesorstwa.
Największy wadą tego film jest właśnie mało uniwersalny przekaz, który jest adresowany tylko dla amerykanina ale nie do takiego przeciętnego hamburegerowca lecz wyrafinowanego odbiorcy. Dla nas polaków i innych narodowości NCfOM pozostanie jedynie trzymającym w napięciu thrillerem.
Mimo wszystko 10/10
Dokładnie, jedynie niewielki odsetek Amerykanów (w tak wielkim kraju jest to liczba idąca w miliony;) może w jakikolwiek sposób odnieść się do tego filmu.
A u nas? Jedyną grupą w Polsce, która w pełni skorzysta z tego filmu są osoby zaznajomione z filozofią i porządną(!) literaturą amerykańską, a takie połączenie oznacza, że mamy do czynienia z dosyć małym zbiorem, głównie akademików. Niemniej, jeszcze raz gorąco zachęcam do zgłębiania tematu!
Jeszcze inną sprawą jest to że żyjemy w innej kulturze niż Amerykanie i niektórych rzeczy po prostu nie wyłapiemy. To trochę tak jak z filmem "Dzień Świra"- są pewne uniwersalne elementy ale spora część symboliki jest związana z naszą polską mentalnością- więc obcokrajowcy nie zrozumieją wszystkiego.
To świetny przykład, bo USA należy do krajów określanych jako tzw. "happy culture". U nich szklanka zawsze jest do połowy pełna, a resztę naczynia dopełniają hasłami typu "God bless America", "Self-Reliance", czy "Never give up" i nagle ze szklanki zaczyna się ulewać ;)
My tak nie potrafimy, ze złości na w połowie pustą szklankę wylejemy resztę i stłuczemy szkło :)
I człowiek się zastanawia co lepsze...:)
Tak czy inaczej," To nie jest kraj.." warto zobaczyć . Oprócz przesłania trzeba dostrzec wyśmienitą realizację,
Twierdzę inaczej- to co napisałeś jest konieczne w wypadku takich filmów jak Naga Broń, gdzie bez znajomości konkretnych scen z innych filmów nie załapiemy z czego autorzy kpią i do czego piją.Tutaj jest inaczej-wcale nie muszę zaznajamiać się z twórczością Ernesta Hemingwaya by zrozumieć i docenić scenę z monetą na stacji benzynowej.tak rozumując niemal w każdym filmie odnajdziesz echa prawd głoszonych przez jakichś tam filozofów,natrafisz na odnośniki i rzadziej ale również polemiki - wszystko gdzieś tam już było itd...Nie trzeba być profesorem by w pełni "skorzystać" z tego filmu-wystarczy sprawnie działający mózg i jako takie otrzaskanie.
Nie wiem jak się odnieść do tego, co napisałeś. Zgadzam się, że nie trzeba niczego czytać, jak ktoś jest pojętny to do wielu rzeczy sam dojdzie i chwała, że są tacy ludzie. Zgadzam się, że nie trzeba być profesorem, sam nie jestem i nigdy nie będę :) Tylko zastanawiam się, czy faktycznie można w pełni skorzystać, skoro nie widzi się tej "pełni", a jedynie część. A może po prostu ja mam takie 'zboczenie zawodowe', że nie skupiam się w tym filmie na podkreślanej przez wyżej widniejącego Hektora realizacji czy innych sprawach typowych dla filmu, a na filozofii i literaturze, bo te są mi bliższe niż techniki realizacji filmów - przez co odbieram ten film bardziej jako ekranizację niż film sam w sobie.
Chciałbym podkreślić, że nie próbuję się jakoś przez to wywyższyć, że "łooo znam Hemingwaya, kajać się przede mną, niepiśmienne plebsy", bo nie każdy musi go znać ani cenić. Po prostu myślę, że pomaga mi to zrozumieć ten film. To tak mówię na zaś :))
Pewnie Cię zaskoczę, ale nie :) Książkę owszem, czytałem 3 razy, dwukrotnie po polsku i raz w oryginale, za każdym razem próbując się do niej przekonać, ale niestety, poległem :) Swoją drogą to ciekawe, bo Conrad w pewnym sensie podłożył podwaliny pod modernizm i Hemingwaya, ale to już inna bajka i nie ma sensu nudzić :)
A w ogóle "Czas Apokalipsy" to adaptacja, podczas gdy jakiś mądry człowiek na filmwebie zrecenzował ten film jako "luźną ekranizację". Przepraszam, ale nie godzę się na takiego semantycznego potwora :)