Nie wiem czemu, ale zaczynaja mnie meczyc filmy braci. Obejzalem ostatnio "Fargo" i "Barton Fink" i musze przyznac, ze bylem pod wrazeniem, ale ten film strasznie mnie zirytowal. Wydaje mi sie, ze bracia zaczynaja na sile tworzyc cos ciekawego. Na pewno nie jest to dzielo na miare Oscara (chociaz po "Infiltracji" ranga tej imprezy chyba zmierza w strone Telekamer). Tak zaczela sie ta historia ni w 5 ni w 10 i skonczyla sie jeszcze bardziej niespodziewanie. Co? Jaka historia. Sam do konca nie wiem czyja to byla historia. Dramat egzystencjonalny? Prosze was ludzie. Tommy Lee Jones powzdychal troche na ekranie i ponarzekal, ze go w krzyzu rwie... Dla mnie to za malo na dramat egzystencjonalny. Do thrillera tez mu daleko. Myslalem, ze ten zawodowy morderca-swir bedzie wiecej emocji wzbudzal. Bylo kilka momentow, ktory trzymaly w napieciu. Nie powiem. Ale zeby znow Oscar?
Brakuje temu filmowi spojnosci wg mnie. Lubie ciekawe rozwiazania, ale to byla lekka przesada. Moglbym przejsc obojetnie obok tego filmu. Ode mnie tylko 5/10 za metlik. Moze kiedys zmienie zdanie. Pozdr.