Obok Władcy Pierścieni, będzie to największy klasyk minionej dekady. Najlepszy film braci Coen.
Dla mnie najdoskonalszym dziełem braci Coen zawsze będzie Big Lebowski, nie ma siły żeby kiedykolwiek nakręcili coś lepszego.
Władca Pierścieni patetyczną bajeczką? Ja bym powiedział, że to epicka historia o sile przyjaźni, osadzona w fantastycznym świecie, przepiękna wizualnie i muzycznie. No country for old men jest filmem zgoła innym, jednak równie wielkim. W mojej opinii, to dwa najlepsze filmy dekady.
Tyle, że LotR to ekranizacja opowieści o uniwersalnym, ale prostym przekazie. O ile sama powieść była rzeczywiście przełomowa dla literatury (podwaliny pod nowy gatunek literacki), o tyle ekranizacja jest... Tylko długo oczekiwaną ekranizacją powieści ("musi być ekranizacja tego, tak jak innych ważnych klasyków"). Nie wywarł dużego wpływu na kinematografię, pojawił się, zarobił i poszedł na półkę, a w bitwie o widzów przegrał w sumie z Harry Potterem.
Jeśli natomiast chodzi o "najlepszość" to oceniać film powinno się pod względem fabuły i dopracowana scenariusza, warsztatu reżyserskiego, choreograficznego, scenograficznego etc., oraz co ważne - efektu jaki film wywarł na kulturę. Oczywiście LotR ma dobry warsztat filmowy i tu rzeczywiście trudno mu coś zarzucić. Jednak nie wywarł dużego wpływu na publikę (no może zwiększył populację graczy w D&Dka ;-) ), wręcz można powiedzieć, że ją znudził, a w film mimo dopracowania często był odbierany jako nijaki (książka mimo bycia "klasykiem" też nie trafia do większości odbiorców, tak jak lektury w szkole).
Rozumiem prywatne uwielbienie dla filmu, ale nazwanie filmu "najlepszym filmem dekady" jest trochę bez sensu. Kinematografia to już część popkultury, więc najlepsze filmy dekady to będą te, które wywarły na nią największy wpływ- w ostatnich 10ciu latach takimi filmami były np. Sin City, Big Lebowski, czy Kill Bill etc. Sam bardzo lubię kilka innych, mniej znanych filmów stworzonych w danej dekadzie (Eastern Promises, Departed, czy Moon) ale nie nazwę ich "najlepszymi filmami dekady", bo nie odegrały takiej roli w pop kulturze, jak w.w.
Żeby nie było off topicu, to zgodzę się, że No Country for Old Men to jeden z najlepszych filmów braci Coen. Napiszę nawet herezję i stwierdzę, że o wiele bardziej mi się podobał niż Fargo! Podobny klimat, ale jednak No Country (...) ma to... coś... wspaniale splecioną brutalność z klimatem marazmu i frustracji.
Jednak moim zdaniem najlepszymi filmami braci Coen są mało znany Miller's Crossing- świetny film gangsterski, oraz Big Lebowski!
To czy film można uznać najlepszym filmem dekady - tutaj kryterium nie może być wpływ na popkulturę i widownię. Jeśli by tak było, to najlepszym filmem lat 80' byłyby nie Amadeusz czy Pewnego razu w Ameryce, a Top Gun i Gliniarz z Beverly Hills(nie ujmuję żadnemu z tych filmów, uważam je za bardzo dobre). Bo te właśnie wywarły większy wpływ na styl tamtych lat. Możesz się ze mną nie zgodzić, ale ja tak to właśnie widzę. LoTR jak i No country może bardzo nie wpływają na kulturę, tego drugiego z pewnością wielu nawet nie zna, jednak z pewnością są wielkim kinem, do którego ludzie w przyszłości będą wracać. Nie tylko te 2 filmy rzecz jasna, ta dekada, chociaż słabsza od poprzedniej to też ma swoje perły.
Zgadzam się z tym, że Fargo przebił. Osobiście ubóstwiam braci Coen, uważam ich za chyba najlepszych obecnie amerykańskich twórców kina, a No country za ich największe dzieło. Polecam również powieść Cormaca McCarthyego. Wspaniała proza, pełna marazmu, beznadziei i egzystencjalnego doła.
Znalazłem zestawienie, które pokrywa się z twoimi odczuciami
http://www.film.org.pl/prace/plebiscyt_xxi/najlepsze__XXI_1_100-76.html
Absolutnie się z nimi nie zgadza. Były tam dobre tytuły(nie wszystkie), ale na pewno nie wielkie. Jeśli miałbym wymienić więcej wybitnych filmów z minionej dekady(w moim odczuciu) byłyby to: Ciekawy przypadek Benjamina Buttona, Brokeback Mountain, Labirynt Fauna, Klasa(Est), Powrót(Rus), Pozwól mi wejść(Swe) i innych parę tytułów.
Labirynt Fauna przecież jest tam na 6 miejscu natomiast Ciekawy przypadek Benjamina Buttona i Brokeback Mountain to lipa
Mieszane uczucia mam, coś mi w nim nie pasuje. Ogólnie, zaraz po obejrzeniu, wydawał mi się bardzo dobry, ale na samą myśl żeby obejrzeć go jeszcze raz - jakoś dziwnie mi się robi w środku. Na razie 7/10 - może jak mi ta dziwność przejdzie obejrzę jeszcze raz i wtedy się zobaczy..