Owszem, mozna obejrzec. Znowuz jednak mam wrazenie, ze zbyt wiele dobrych opinii o jakims filmie uslyszalem i naczytalem sie w mediach. W natloku watku i postaci rozbawily mnie tylko dwie rzeczy: bezczelny rock-man Nighy'ego oraz epizod z Atkinsonem pakujacym prezent swiateczny. Reszta to taki mix znanych momentow z romantycznych komedii typu on kocha ja, a ona jego lub ona kocha jego a on jej nie i na odwrot. Jasne, ze obejrzenie Thompson, Rickmana, wspomnianych Nighy'ego i Atkinsona czy ladniutkiej Knightley to fajna sprawa, tylko dlaczego fabula taka uboga w smieszne momenty? Po komedii reklamowanej jako najzabawniejsza produkcja roku spodziewam sie duzo wiecej zabawy niz w przypadku 'Love actually'. Zachwyty zatem zdecydowanie uwazam za przesadzone.
7/10.