Zaczę od tego, że zwykle odrzucają mnie remake'i znanych tytułów. Gdy po raz kolejny nowa ekranizacja okazywała się pieniędzmi wyrzuconymi w błoto, nawet nie czułam zdziwienia. Gdy jednak jest to dodatkowo ekranizacja książki, którą darzę niezwykłą sympatią i mam do niej ogromną słabość, to w grę wchodzi także frustracja i zwątpienie w umiejętności współczesnych reżyserów. I oglądając ten film zdziwiłam się. Podobał mi się. Muszę przyznać, że w mojej opinii reżyser naprawdę dobrze się spisał. Jeśli chodzi o horrory lubię takie, podczas których czuję czysty strach, którego nie przysłania uczucie obrzydzenia. I ten właśnie taki był. Gra aktorska bardzo mnie przekonała, postacie nie były ani zbyt szare, ani nazbyt przerysowane. Momentami ludzie zarzucają mu śmieszność nieadekwatną do gatunku filmowego, jakiego jest przedstawicielem, ale trzeba brać pod uwagę, że nie każdego człowieka przeraża to samo. Ja niestety (albo stety w tym przypadku) należę do osobników, które od zawsze boją się klaunów, ale kiepski horror (nawet o klaunach) mnie najzwyczajniej nie przestraszy. Sceny grozy były po prostu dobre. Klaun, który z uśmiechem na twarzy redukował populację dzieci w miasteczku, w którym rozgrywała się akcja był przerażający. Jednocześnie warto podkreślić, że ten film to nie poradnik "jak uciec przed psychopatą przebranym za klauna", ale przedstawienie pewnej alegorii głębokich lęków dzieci i walki z nimi. Reżyser nie ma się czego wstydzić przed Stephenem, ponieważ jest to dobra ekranizacja, czego nie można powiedzieć choćby o "Miasteczku Salem". Jak dla mnie mocne 8.