Po pierwszej odsłonie fabularnych Transformerów napisałem bardzo krytyczną opinię na temat tamtego filmu, równocześnie liczyłem, że kontynuacja poprawi błędy i weźmie sobie do serca uwagi fanów całej serii. Niestety "Transformers Revenge of the Fallen" jest dla fana starych, dobrych Transformerów nazjwyklejszą profanacją. Film ma świetne efekty specjalne, ale na tym się kończy. Twórcy mogli zrobić film o podobnej tematyce do Transformers, ale nie podpinać się pod tą nazwę, bo filmy Bay'a tylko wykorzystują motyw Transformerów, na pewno nie są filmem o nich. O czym zatem jest ten film? Oczywiście o nastolatku zbawiającym świat i bohaterskich komandosach USA. W 2 części powielono wszystkie błędy jedynki. Znów jest ten żenujący pseudohumor, który jedyne co może wzbudzić to politowanie. Akcja ponownie koncentruje się na ludzich, Transformery znowu są tylko tłem. Przedstawienie robotów również pozostawia wiele do życzenia. O tym, że film ma coś wspólnego z Transformers przypomina tylko wygląd Optimusa Prime'a i Bumblebee, no Fallen też nieźle wyglądał, do zaakceptowania byli też Ironhide i Megatron. To zdecydowanie za mało, biorąc pod uwagę, że wprowadzono mnóstwo debilnych robotów. Bliźniacy, czy jak ich tam zwał to totalne nieporozumienie, blaszaki o szczurzych mordach, parodia i żałość, ta laska z jęzorem - bez komentarza. Soundwave sprofanowany do bólu, o jego głosie wolę nie wspominać, no i na końcu Devastator, ja się pytam, co to kur... miało w ogóle być? Kolejna sprawa to zupełny brak klimatu, animowane Transformery miały rewelacyjną ścieżkę dźwiękową, która była niezwykle ważnym elementem wzmacniającym odbiór filmu, tutaj nie ma w zasadzie nic, nawet film z 2007 roku pod względem ścieżki dźwiękowej bił Revenge of the Fallen na głowę. Sam wciąż tak samo irytujący, amerykańscy żołnierze bardziej niezniszczalni od robotów, patos nadal ten sam. Na koniec pozostawiam efekty specjalne, jedyną pozytywną rzecz w filmie. Świetne sceny walki w lesie, gdzie Decepticony niszczą Prime'a. Niestety tych, którzy odbierają ten film tylko poprzez pryzmat efektów, muszę zmartwić, Transformers to coś więcej niż efekty specjalne. Niestety dwa filmy Bay'a, zwłaszcza druga część, niewiele ma wspólnego z Transformerami.
Przyznam Ci, że się napisałeś, chłopie ^^
Moje odczucia co do filmu po części pokrywają się z Twoją wypowiedzią.
Odnośnie RotF:
W drugiej części ten motyw z sun harvester'em i dynastią Prime'ów wydał
mi się interesujący, jednak został fatalnie zaprezentowany. Pominięto
wiele istotnych szczegółów, np.: nie powiedziano dlaczego to Fallen
dowodzi Decepticonami, co łączyło Jetfire'a z Fallen'em i kilku innych,
które jednak stanowią istotny element fabuły.
Bliźniaki to kwestia sporna, moje pierwsza myśl na widok ich concept-
artów to "ale są urocze!", w filmie stały się irytujące, ale jak później
wróciłam do filmu to miejscami stały się, o dziwo, zabawne.
Co do muzyki to jednak nic nie przebije soundtracku z '84 i Stana Busha
;) Specjalnie dla Transformers (2007) nagrał "Till All Are One" jednak
utwór nie dostał się do filmu. A szkoda.
Tak nawiasem dodam, że za Soundwave'a zarówno w RotF jak i G1 podkłada
głos ten sam aktor ;)
Jednak jako fan Transformerów cieszę się, że powstało nowe uniwersum z
niezłą historią i bohaterami (Barricade to oprócz G1 Prowl'a jeden z
moich ulubionych Transformerów).
"Co do muzyki to jednak nic nie przebije soundtracku z '84 i Stana Busha
;) Specjalnie dla Transformers (2007) nagrał "Till All Are One" jednak
utwór nie dostał się do filmu. A szkoda."
Po pierwsze - z 1986 roku bo wtedy powstał animowany film kinowy.
Po drugie - obejrzyj tę wersję:
http://fanedit.org/7867/
Do niej się dostał :P
Moja wina, wiecznie mi się myli...
Wykonanie "Till All Are One" jest świetne, ale jednak bardziej wolałabym ją
z oryginalnym tekstem "Ground Zero".
A propos piosenek. Słyszałeś ten ostatni remake "The Touch (Sam's Theme)"
do RotF? Moim zdaniem w tym przypadku pan Stan Bush trochę przesadził.
Ostatnia wersja The Touch to już coś żałosnego. Wyglądqało to jakby Stan tak bardzo chciał nagrać coś, co się znajdzie na soundtracku że zaczął naśladować Linkin Park. Porażka.
Co do Till All Are One, to wolę tę wersję z 2007 roku. Umieściłem ja na napisach końcowych w mojej wersji ROTF, natomiast The Touch'2007 robi tam za tło w finałowej walce.
Żadne późniejsze przeróbki "The Touch" nawet odrobinę nie zbliżyły się do wersji z 1986 roku. To co Stan nagrał ostatnio (ten rap), jest śmieszne. Ta piosenka ma mieć energię, dawać kopa, tak jak wersja z 1986 roku, a nie smęcić.
Zarówno wersja z 1997 jak i z 2007 to praktycznie to samo (zwłaszcza ta z 1997), jedynie z minimalnie innym brzmieniem, więc trudno mówić, że się nie zbliżyły.