Spośród ponad tysiąca dotychczasowych wątków (a tysięcy poszczególnych wypowiedzi) przeważają głosy oburzenia ;) i krytyki. A moim zdaniem większości tych krytyków umknęła kwestia zasadnicza - kwestia KONWENCJI danego dzieła :)!..
Obie części Transformers'ów dostarczyły mi mnóstwa frajdy - ogrom akcji, przyzwoitych (momentami dość imponujących) efektów specjalnych i nielicha kupka śmiechu - bo to po prostu esencja amerykańskiego pop'owego kina rozrywkowego :)...
Jasne, mogę się przyczepić, że płytko, że nielogicznie, że za dużo wątków masturbacyjno-kopulacyjnych ;) itp, ale po co? To tak, jakby się wybrać na balet, a potem narzekać, że za mało dialogów ;)...
Właśnie dlatego tym, co wywarło na mnie NAJWIĘKSZE wrażenie (w drugiej odsłonie Transformers'ów) nie była fabuła, dialogi, puenta a nawet efekty wizualne (które momentami niedomagają - jakby skończyły się pieniądze i czas na dopracowanie określonych sekwencji!...) lecz tych absolutnie fenomenalnych kilka scen, w których doprawdy nieziemsko 'przetransformersowana' (przez najnowocześniejszą chirurgię plastyczną) Megan Fox biega po pełnym pyłu i kontrolowanych wybuchów planie zdjęciowym, a jej dosłownie nad-naturalnie 'sympatyczne' piersi jakże pięknie, dynamicznie falują ku męskiego widza uciesze wprost przed szerokokątnym obiektywem, czym - dzięki kunsztowi i talentowi realizatorów obrazu - możemy się niejednokrotnie delektować w doprowadzającym do ekstremum tę formę męskiej rozrywki trybie slow-motion :)!....
Ach.... Człowiek (a konkretniej samiec człowieka) czuje się SYTY po obejrzeniu takiego kawałka amerykańskiej sztuki :)!!!....