Minal z grubsza tydzien od premiery. Emocje juz troche opadly, mozna wiec na chlodno sprobowac ocenic najnowszy film Michaea Baya. Lecz aby to uczynic, nalezy sobie odpowiedziec na szereg powiedzmy pomocniczych pytan. Tak samo jak nie da sie rozwiazac rownania funkcji bez ustalenia dziedziny, tak samo by konstruktywnie skrytykowac film, potrzebna jest chwila refleksji chociazby nad tym w jakim czasie powstal ten film, na potrzeby jakiego rynku - TARGET, kto go produkuje, w koncu z jakiego gatunku jest to film i o czym ma opowiedziec. Jesli ktos idac do kina na film pt.:"Transformers: Zemsta upadlych" mial nadzieje na glebie czegokolwiek albo jest niepoprawnym optymista albo po prostu glupcem.
Ja osobiscie po obejrzeniu filmu dwukrotnie jestem troszeczke zawiedziony. Tworcy nie wykorzystali drzemiacego w nim potencjalu, w koncu ladunek semantyczny zawartego w tytule slowa: "zemsta" zobowiazuje i poszli na latwizne, serwujac odgrzanego kotleta malym dzieciom bardziej niz duzym chlopcom.
Obawiam sie niestety, ze nastepna odslona niezaleznie od tego kiedy doczeka sie realizacji, nie bedzie w stanie niczym nas zaskoczyc. Podadza nam resztki z tegoz kotleta wlasnie.
Pocieszajaca moze byc tylko mysl: "Kto jada ostatki, ten piekny i gladki".