Warty obejrzenia film na podstawie genialnej ksiazki Orwella.
Nie tak gleboki jak sama ksiazka,ale jednak oddajacy ducha powiesci.
Facet,ktory sprobowal biedy i walki a potem dal sie 'unormalnic'.
Ma to swoje zle i dobre strony-Rosemary nie byla kims zlym w jego zyciu,byla po prostu kobieta,podobnie jak ta 'dobra' praca przy reklamowkach na lekarstwa na wzdecia.
Gordon zle zrobil,ze calkowicie zerwal ze swoja przeszloscia,przeciez mozna pojsc na kompromis.
Na youtube mozna znalezc bez problemu. Ale trzeba sie spieszyc,bo w kazdej chwili moga usunac.
Tak, względem książki film jest spłaszczony. Okrojono większość wątków, ale to da się w pełni zrozumieć ze względu na „pilnowanie” czasu. Co jednak jest największą różnicą w stosunku do utworu Orwella, to odmienne podejście twórców do realia świata przedstawionego oraz samych bohaterów. Mam na myśli po pierwsze to, że rzeczywistość filmowa jest w porównaniu do książkowej subtelniejsza, posiada większą paletę kolorów i z tego powodu jest zdecydowanie przyjemniejsza w odbiorze dla widza. Opisy książkowe przygnębiają, są bezpośrednie – jeśli coś ma być brudne, to takie jest. Film nieco rozmył tę kwestię i tak np. bieda głównego bohatera nie wyglądała tak dosłownie, jak ta zbudowana na podstawie książkowego opisu.
Po drugie drugoplanowe postaci, tj. Rosemary, Ravelston i Julia w filmie są, jakby to ująć, bardziej życiowe, bezpośrednie (tutaj w opozycji do wspomnianych realiów) i podmiotowe. Rozumiem przez to, że nie obchodzą się z Gordonem niczym lokaje z księciem, który noszą wszystkie jego humory i spełniają zachcianki. Nie. Tutaj Rosemary jest zdecydowana, potrafi stanowczo odmówić; Julia nie podziwia bezkrytycznie brata i Ravelston... ten nie jest tą książkową nieśmiałą ciapą.
I książka, i film są dobre, choć inne. Książka jest, tak to nazwę bliższa życiu, nie wygładza, nie idealizuje.