Ruben Östlund pionierem w tematyce nie jest, ale stworzył film, który według mnie przebija znacznie obraz Loktev. Wzór zwykłej rodziny idealnie trafia w każdego odbiorce bo znacznie łatwiej jest się z nim zidentyfikować. Film nie jest łatwy ponieważ wymaga od widza inwestycji sporej cierpliwości oraz chęci zrozumienia sytuacji każdego z członków rodziny. W moim przypadku inwestycja się zwróciła w postaci lawiny surowych emocji.
Jest to zręcznie spreparowany kawałek kina, niepokojący i jednocześnie zabawny. Kreacje aktorskie są wiarygodne, w tym i dzieci, które po prostu promienieją niepokojem.
W mojej ocenie to naprawdę dobre kino, które świetnie sprawdza się jako studium postaci, małżeńska psychodrama pełna moralnych dylematów oraz prawdziwy obraz współczesnej rodziny w której zatarły się pewne wartości, tradycje oraz role w niej pełnione.
Można tu też dostrzec pewnego rodzaju "satyrę męskości", która w dość znacznym stopniu dotknęła "obecne czasy".
Może i prozaiczny kawałek kina, ale wiele z niego można wyciągnąć. Nie tylko z samej zaistniałej sytuacji "kontrolowanej lawiny", ale w wielu innych scenach, dialogach, a także w mistrzowsko pokazanej komunikacji niewerbalnej.
Z mojej strony polecam.
Też polecam - gorąco. To nie "prozaiczny kawałek kina". Prozaiczna może rodzina, sytuacja wyjściowa ( sprzed lawiny), ale kino świetne jako studium relacji męsko -damskich ( nie tylko małżeńskich). Zauważyłeś, ze w dzieciach wszystko widać. Tak - przecież to one nagle mówią : boimy się , że sie rozwiedziecie. Widz wtedy jeszcze nie pomyślał nawet, że coś się aż tak sypie. Dzieci musiały wcześniej odczuwać dyskomfort tego związku. Gdy Tomas płacząc krzyczy, że kłamał, zdradzał - Ebba nie jest wstrząśnięta, zdziwiona. Wiedziała wcześniej a milczała. To jak wyznanie "chciałbym być taki idealny, sprawdzać się w związku, a kurcze mi nie wychodzi" - ale dopiero teraz pęka ta tama, która musiała trzymać związek w milczeniu, akceptacji " bo tak trzeba, bo są dzieci" (to wychodzi w rozmowie z luzacką znajomą). Druga sprawa uderzająca - dla mnie- piszesz o "satyrze męskości". A ja pomyślałam , że faceci mają coraz trudniej, bo istnieją ciągle wymagania, aby byli męscy, sprawdzali się i " nigdy nie zawodzili" jako oparcie, opiekunowie. A tymczasem kobiety często przejmują pałeczkę , choć dalej oczekują tego silnego mężczyzny. W tym filmie widać, jak bardzo mężczyźni potrzebują/chcą sie sprawdzić przed sobą, przed kobietą - a jeśli nie wyjdzie , to totalne załamanie. Myślę, ze Tomas tak długo okłamywał siebie ( twierdząc, że nie uciekł i to było gorsze od samej ludzkiej ucieczki), bo nie mógł zaakceptować tego, że się nie sprawdził jako facet. Takie wyparcie znane w psychologii.
Potem widzimy, jak łatwo kobiecie podkopać pewność i poczucie męskości u mężczyzny. W rozmowie przyjaciół głównych bohaterów w łóżku. Wystarczy, że ona zasiała wątpliwość, czy można liczyć na niego, czy on by sie sprawdził ( bo jego była żona zajmuje się teraz dziećmi a on jest na wakacjach z dwudziestolatką - a przecież nie wiemy, jakim on jest ojcem po rozwodzie), aby facet sie rozsypał - nie może się kochać, nie może spać.
Udawany wypadek Ebby w czasie zawiei śnieżnej ( zaakceptowała, żeby zjeżdżali, choć wszyscy widzimy, jakie to ryzykowne), żeby mężowi dać szansę na rehabilitację - aby związek mógł dalej istnieć, aby Tomas sie nie rozsypał - to ona steruje, ona decyduje, że mają być dalej razem, więc on musi poczuć odkupienie.
Jeszcze ostatnia scena - autobusowa. Kobieta wysiada - wszyscy za nią. Córeczka jest zmęczona - Ebba prosi przyjaciela, aby wziął ją na ręce. Robi to bez słowa, jest zadowolony - oto można na mnie liczyć, sprawdzam sie jako mężczyzna. Kobieta dała mi zadanie, ja je wypełniam. I tak idą bez słowa, idą... Świetne, moim zdaniem.
Dzięki za obszerną odpowiedź, sporo wątków pominąłem - chciałem uniknąć streszczania elementów fabuły, przez wzgląd na osoby, które jeszcze nie widziały filmu. Nawiążę do Twojej wypowiedzi odnośnie "satyry męskości", z którą się w zupełności zgadzam. Mężczyźni mają i będą mieli coraz trudniej, ponieważ wraz z otaczającymi zmianami wymaga się od nich coraz więcej (mowa tu oczywiście o płci pięknej). Dawniej wszystko było dużo prostsze i podstawowe wartości życia takie jak kreatywność, spryt, samodzielność itp kształtowały się w ludziach od najmłodszych lat, nie było i-gadżetów, konsol, setek kanałów w TV, internetowych poradników "jak podetrzeć sobie tyłek", redtuba czy elektronicznych niani...
Żeby zabić nudę trzeba było ruszyć makówką, a żeby popatrzeć na gołe cycki potrzeba było czegoś więcej niż otwarcie przeglądarki www. W facetach kształtowały się niezbędne instynkty, które pozwalały im przetrwać i lepiły z nich mężczyzn z krwi i kości. Wraz z rozwojem technologii i nowymi trendami wszystko się zmieniło - wszystko poza oczekiwaniami w stosunku do mężczyzn - poprzez narastające fale feminizmu, metro, lumber, czy wszechobecne golenie jaj nadeszła "nowa generacja mężczyzn". Wersja 2.0 znacznie mniej przypada do gustu kobietą, które w zasadzie same tą wersję stworzyły, a męski "zew natury" wywołuje jedynie niepewność w baniakach tych mniej odpornych na otaczające wymogi. Osobiście nie mam nic przeciwko feminizmowi skoro kobieta chce być panią kierownik w pracy i w domu, a mąż ma za zadanie zabawiać dzieci i prać brudne majtki niech i tak będzie, tylko nie wiem jak przypadnie panią do gustu nadchodząca wersja 3.0. Oczywiście je jest to regułą, a jedynie coraz częstszym zjawiskiem....
Może być też tak, że Ebbi dała dziecko znajomemu, bo w autobusie ( pokazując swojej dziewczynie że potrafi być odpowiedzialny) zachował się "po męsku" opanował chaos "regulował ruchem". Mogła mu uwierzyć. Bo swojemu mężowi już nie ufała. W górach kiedy poszedł ją ratować w sumie dzieci znowu zostawił. Nie wiemy czego oczekiwała w takiej sytuacji Ebbi ale może chciała sprawdzić co mąż zrobi. i myślę że to w jej oczach nie do końca go zrehabilitowało.