Takie filmy, jak ten utwierdzają mnie tylko w przekonaniu, że fajnie by było pożyć sobie choć trochę w takich latach 70., założyć okulary McQueena, zasmakować tamtych klimatów, pojeździć trochę po USA, najlepiej z Ali MacGraw przy boku...
A przechodząc już do samego filmu, to 'Ucieczka gangstera' wydaje się być typowym wytworem swojego twórcy, nazywanego mistrzem ekranowej przemocy, reżysera - muszę to przyznać uczciwie - wcześniej nie do końca przeze mnie cenionego. Jednak po obejrzeniu tego dzieła, mając też w pamięci chociażby 'Dziką bandę' czy 'Nędzne psy', muszę z ręku na sercu przyznać, że Peckinpah był wybitnym i chyba dość inspirującym dla późniejszych pokoleń filmowców twórcą kina.
Jego "balety" przemocy są jedyne w swoim rodzaju, nikt chyba też przed nim nie wykorzystywał aż w takim stopniu możliwości montażu, ani nie uwypuklał osobliwego i dość dziwacznego piękna w szarej, brutalnej rzeczywistości. Dzieła Peckinpaha są piękne i momentami liryczne, ale jednak też bardzo pesymistyczne w widzeniu świata, a przede wszystkim człowieka.
Feministki i wszelkiej maści zwolennicy równouprawnienia na pewno będą zgrzytali zębami, bo 'krwawy' Sam chyba nie miał dobrego zdania o kobietach.
'Ucieczka gangstera' stanowi więc esencję stylu Peckinpaha, na dokładkę z genialnym McQueenem i piękną MacGraw w rolach głównych.