Carpenter poraz kolejny nie zaskoczył mnie pozytywnie, praktycznie całe lata 90-te tego reżysera to kpina reżyserska oraz robienie w balona widza. Bo jak inaczej określić beznadziejną kalkę Ucieczki z Nowego Jorku? Scenariusz jest niemalże identyczny, zmienia się tylko środek transportu, kiczowate postaci i kiczowata scenografia. Lata 80-te z zwłaszcza początek to była "złota era Carpentera", Jak twórca czegoś tak genialnego jak The Thing mógł poraz kolejny zaserwować takie reżyserskie dno jakim jest właśnie Ucieczka z L.A. Główny bohater też nie został poddany jakiemuś "rozwojowi intelektualnemu", Snake Plisken nadal ma tę swoją pokerową twarz a raczej twarz ultrapesymisty, dla którego jedynym światłem w bezkresnym tunelu smutku i zduszonego żalu jest chyba zmiecenie całego życia na planecie i rozpoczęcie wszystkiego "od początku".
Aż przykro było to oglądać. Część pierwsza to było jednak coś w miare nowego jak na tamte czasy, miało klimat a to to? Odgrzewany kotlet.
Szczerze? Patrząc na sporą ilość niskich ocen i komentarze spodziewałem się totalnej szmiry. A dostałem praktycznie to samo co w "Ucieczce z Nowego Jorku", która jest przecież dobrze oceniana. Oczywiście samo to, że scenariusz jest przeniesiony praktycznie 1:1 z "Ucieczki z NY" i jedynie podlany innym sosem może stanowić dla wielu niewybaczalny grzech. Ja podszedłem do tego nieco inaczej. Nie traktowałem filmu jako typowego sequela, a po prostu jako osobny film czy coś w stylu remake'a - ten sam scenariusz w nieco innych klimatach. Sam film spodobał mi się dużo bardziej od "Ucieczki z Nowego Jorku", być może dlatego, że spodziewałem się totalnego kiczu, a nie było tak źle. Odwrotną sytuację miałem z "jedynką", gdzie po pozytywnych komentarzach i niemal maksymalnych notach oczekiwałem czegoś więcej, a dostałem jedynie niezły film i fajnym klimatem.
Główną zaletą "Ucieczki z LA" jest to, że dużo więcej się dzieje. W pierwszej części Snake łaził po pustawym Manhattanie wte i wewte przez pół filmu, i nic z tego nie wynikało. Tutaj akcja poprowadzona jest dużo sprawniej. Samo Los Angeles jest dużo żywsze i już na początku Snake trafia do zaludnionej dzielnicy burdeli. Główny zły też jak dla mnie dużo bardziej charyzmatyczny od tego całego Księcia. Poza kalką scenariusza wadą są także nie najlepsze efekty specjalne. Widać to głównie w scenie, w której Snake surfuje na desce albo leci na paralotni. Budżet był prawie 10 razy większy niż w "Ucieczce z NY", więc można było efekty specjalne zrobić nieco lepiej.
. Sam film spodobał mi się dużo bardziej od "Ucieczki z Nowego Jorku", być może dlatego, że spodziewałem się totalnego kiczu, a nie było tak źle. Odwrotną sytuację miałem z "jedynką", gdzie po pozytywnych komentarzach i niemal maksymalnych notach oczekiwałem czegoś więcej, a dostałem jedynie niezły film i fajnym klimatem. - Niestety tutaj zabrakło tego kilmatu, i co ważniejsze muzyki .
Co do samej fabuły no cóż nie zachwyca dla mnie za dużo kiczu, wątek Hershe też niczego zbytnio nie wnosił ) : .