... więc to powinienem przemilczeć, ale jakoś nie mogę.
Bo takiego zawodu w kinie akcji sf nie widziałem już
dawno. Ostatnimi czasy filmy z tego gatunku ,które
miałem okazję widzieć, takie jak ''Johnny Mnemonic'' i
wcześniej ''Dzień w którym zatrzymała się Ziemia'' były też
przeciętne ,a nawet i słabe ,ale tak tragiczne jak ''Ucieczka
z L.A.'' to jednak nie były. To co się dziej na ekranie gdy to
oglądamy jest dosłownie PORAŻAJĄCE! Jedyne co mnie
powstrzymało od ocenienia tego filmu na 2 to fakt ,iż
jednak gra tam kilku dobrych aktorów i fragment
scenariusza w którym dowiadujemy się o wirusie który
gdy zaatakuje ,może doprowadzić do utraty prądu co za
tym idzie również i życia dla wielu. Jednym słowem,
ciemności i powrót do przeszłości. Tylko to ma jakiś sens
w tym filmie. Reszta to nieprawdopodobny stek bzdur i
nonsensów.
Sam motyw z córką ,która kradnie ,wiadomo co ,jest
nawet nie naciągany. Jest koszmarny. A pamiętać trzeba,
że gdyby nie to ,to nie byłoby tego ''dzieła''. Scenografia
przeważnie sprawia wrażenie dosyć słabej jak na takie
przedsięwzięcie. I taka niestety też jest. Efekty specjalne
okropne to mało powiedziane. Jak na 96 rok to można
było postarać się o lepsze, bo we wcześniejszych filmach
było bardziej dopracowane i mniej kiczowate. Cała
ścieżka dźwiękowa nie wiem do czego tu pasowała i jest
jakimś sennym koszmarem chyba. Gra aktorska. O
litości. Jak już wspominałem to poza tym ,że grało kilku
znanych i dobrych aktorów ,nic pozytywnego nie da się
powiedzieć. Zero emocji, wszystko sztucznie
nadmuchane, pozoranckie, kiczowate, gorzej niż tandetne.
Russell z mściwym wyrazem twarzy ,gra jakby był
ograniczony.
Buscemi tak potrafi swą rolą denerwować ,że szkoda
gadać. Najgorsza jego rola ,jaką widziałem, a kilka
widziałem już. Gdzie był u licha reżyser ,że na to pozwolił?
Aż dziwię się ,że taka obsada zebrała się na planie tak
cienkiego filmiku. Czyżby nagle zabrakło im na rachunki i
alkohol?
Jeszcze te dziecinne dialogi. Sztuczne i tanie. W
telenowelach chyba są bardziej złożone. Podam tylko dwa
dla przykładu do czego piję :
''dzięki ,że mnie nie zabiłeś''
''mówiłam bądź cicho, zobacz co narobiłeś'' itd itd.
Aż uszy bolą. Zresztą oczy też od wytrzeszczu lecz nie z
zachwytu, a z niedowierzania ,że to ma w ogóle miejsce. I
jeszcze ten naczelny chirurg Beverly Hills. O dżizusie.
Akcja po prostu się dzieje i jak to zwykle bywa ,oni
strzelają ,a on jest jak superhero. Tego nie da się nazwać
rozrywką ,na które można trochę jednak oko przymknąć.
To jest już obrazą widza!
Najlepszy z tego całego ''dziadostwa'' był ten płonący
napis Hollywood. Jak będzie to szło w tym kierunku to
rzeczywiście ,kiedyś aktor będzie jak dziś niedźwiedź
polarny. Czyli gatunkiem zagrożonym, bo wyprze go
zupełnie technologia komputerowa. Coś pod czym
podpisuje się chociażby twórca ''Avarata''. O zgrozo. Nie
chcę nawet o tym myśleć.
Temu czemuś nie mogę dać więcej niż 3/10 i to dosyć
naciągane 3. Szczerze to nie polecam.
pozdrawiam
Wybacz ale kompletnie się z tobą nie zgodzę - Chociażby ścieżka dźwiękowa idealnie pasowała, do klimatu i pastiszu całej produkcji .
Co do głównego bohatera - Jego zima mina i brak mimik jest świetny, ten bohater właśnie taki miał być .