Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.
Sabcinowa część 276
Frank N Furter w czarnej ołówkowej spódnicy i czerwonych czółenkach, przemierzał korytarz jednego z krakowskich komisariatów, odprowadzany przez spojrzenia policjantów.
Stanął przed drzwiami z napisem A. Lampert- Komisarz.
- Wejść!- odezwał się męski głos zza drzwi. Frank z gracją i lekkością gwiazdy filmowej zasiadł przed Lampertem.
- Panie komisarzu. Chcialabym zobaczyć się z panem Hajdukiem.
- Niestety jest to niemożliwe w mieszkaniu pana Hajduka znaleziono podejrzane specyfiki. Do czasu wyjasnienia pozostanie w areszcie.
Frank wyszedł na korytarz, po czym otworzył najnowszy model telefonu komórkowego.
- Sabusia? Skarbenku, Hajduczek jest w pace! Zamknał go twój Lampercik, musisz mi podać numer do mecenasa Korzeckiego. Tak, mam przyjsc do was wieczorem. Dobrze sloneczko,bede. Ciao!
Sabina odłozyła telefon, siedziała właśnie w poczekalni prywatnego gabinetu doktora Gustawa Dom.
- Pani Dammerig! - glos recepcjonistki wezwał Sabine do srodka.
- Witam pania dyrektor. Prosze usiasc, mam pani wyniki i musze powiedziec ze ma sie pani czym martwic. Pani mezus okazal sie jurny jak mlody byk.
- Slucham?- zapytala zszokowana kobieta.
- Jest pani w ciąży. To szósty tydzien, nie domyslila sie pani?- poloznik popatrzyl z politowaniem na bladą twarz Sabiny.
- Ale..ja..brałam tabletki.
- Przechodziła pani może grypę? Brała antybiotki?
- Miałam anginę.
- No to ma pani odpowiedź.- uśmiechnał sie Dom. - Termin porodu wyznaczam na 19 marca. Proszę przyjsc za miesiac i zrealizowac ta recepte.
- Dziękuje.- Sabina jak w amoku, zabrala recepte i nie wiedzac co robi pojechala do domu.
Z salonu dobiegały odglosy zabawy. Erik lezal na dywanie na jego klatce piersiowej siedzial usmiechniety Gabrys a Samek wydawal indianskie odglosy.
- Czesc kochanie.- Erik wstal z mlodszym synkiem w ramionach, po czym wkladajac go do wozka ucalowal zone.
- Mama!- Samek rzucil sie do calusow.- Tata byl upolowany, jestem idnianerem!
- Indianinem synku.- poprawil go ojciec.Sabina patrzyla na swoich chlopakow z rozczuleniem.
- Kochanie co ci jest?- zapytal malzonek
- Jestem w ciazy!- wypalila
- Ciąży!- Erik stanal jak wryty.- Jak?
- Erik chyba nie muszę ci mowic jak.- powiedziala placzliwie Sabina.
- Blagam cie, tylko nie rob mi powtorki z przed dwoch lat.- przytulil jka do siebie.- Ciesze sie moje kochanie, to na pewno bedzie coreczka.- usmiechnal sie.
- Naprawde sie cieszysz?- zapytala
- Nawet nie pytaj.- pocalowal ja.
- Tata, nie caluj mamusi. To jest be, mnie Andzia tez kciala pocalowac.- Samek zrobil zniesmaczona minke.
- Nie chciales syneczku?- zapytala Sabina, powstrzymujac sie od smiechu.
- Nie! Ja sie ozenie z Pijką, to jes moja dziewczyna!- powiedzial powaznie Samek.
- Syneczku, za kilka miesiecy w domu bedzie dzidzius. Co bys chcial?- zapytal tata.
- Siostrzyczke, bendem sie nia opiekowal.- usmiechnal sie Samek, po czym pobiegl do swojego pokoiku.
Kilka godzin pozniej lezac na lozku Sabinie przypomniala sie rozmowa z Furterem
- Erik..
- Tak skarbie?- zamruczal przez sen.
- Zapomnialam ci powiedziec. Lampert przymknal Hajduczka, dzwonilam do Korzeckiego. Ale z tego co mi wiadomo Lampert nie chce wypuscic go za kaucja, Wiedzma chciala zaplacic. Moge jutro do niego jechac?-zapytala
- Dobrze, ale jak zacznie sie do ciebie przystawiac to...- jego oczy zalsnily szmaragdowym blaskiem.
- To go zdziele.- pocalowala go z czuloscia, po czym oboje zasneli.
Część 277
Wiedźma wracała z biblioteki uniwersyteckiej, zmęczona całym dniem przekopywania ksiąg. Zamyślona, wsiadła do autobusu, mamrocząc coś przed nosem.
- Nie... to niemożliwe - powiedziała, kasując bilet. - No przecież brałam...! Brałam?
Opadła na fotel i zaczeła liczyć pracowicie na palcach.
- Zaraz, nie! - jęknęła. Stojąca obok paniusia odsunęła się ze wstrętem i strachem.
- Narkomanka jakas, albo psychiczna - zwierzyła się koleżance.
Wiedźma nie zwróciła uwagi, dalej licząc w skupieniu.
Na autopilocie wysiadla z autobusu przed supermarketem. Wciąż licząc, rozważając i mamroczac, a niekiedy nawet głośno pokrzykując, dokonała zakupów, po czym nogi same ją zaniosły do apteki.
- Co ja tu chcialam? - zapytala samą siebie. - A wiem, test ciążowy poproszę.
Spozywszy kolację w towarzystwie rozgadanych bliźniąt, wykąpała je z pomoca pani Zosi i zapakowala do łóżeczek. Przeczytała im "Baśń o carze Sałtanie" Puszkina, otuliła kolderkami i puściła nagraną przez tatusia kołysankę. Wreszcie zasnęły, a Wiedźma, zostawszy sama, pomaszerowała do gabinetu, włączyła laptopa, odpaliła skype i znowu zaczęla do siebie mamrotać. Nawet nie zauważyła kiedy wrócił Uwe. Oderwał ją od komputera, a czułe powitanie skończyło się wspólną kąpielą.
Uwe rozłożył się jak lord na małżeńskim łożu, jasne włosy miał jeszcze wilgotne.
- Idziesz Ewwwooo? - zapytał niecierpliwie.
- Moment - powiedziała Wiedźma, zerkając na ciśniętą na półeczkę apteczną reklamówkę. Zagryzla wargi i sięgnęła po test. Po chwili patrzyla w skupieniu na kawalek plastiku. W okienku, jak byk, widniały dwie wyraźne krechy.
- O żeż - powiedziała.
Schowała test do kieszeni szlafroka i wyjrzała z łazienki. Uwe drzemał. Wyszla po cichutku, by wrócić kwadrans później z tacą, na ktorej stala filiżanka kawy, kubek kawy zbożowej, oraz talerzyk ulubionych ciastek Uwe. Postawiła tacę na łóżku, między nimi.
- Księciu - połaskotala go w nos. - No jazda, obudź się.
Prychnąl i otworzył oczy.
- Mmmm, mamy przyjęcie? - zamruczał.
- Coś w tym rodzaju - powiedziala, podając mu kawę. - Mam dla ciebie niespodziankę.
Uwe uniosł brwi, jednoczesnie chrupiąc ciacho. Wiedźma podetknęla mu pod nos test ciążowy. Delikatnie , jakby bał się upuścić, odstawil filiżankę na tacę.
- Jesteś w ciąży? zapytał z lekkim niedowierzaniem.
- Tak, psze pana - powiedziała, przytulając się do niego.
- Przewrócisz tacę! - zaśmial się, obejmując jej.
- Wypierze się - pocałowała go. - Trzeci Kroegerek. Co ty na to?
- Wstrząśnięty, ale niezmieszany - odparł. Prychnęla mu smiechem w pierś.
Rozdzial 278
Wera Pullinska z wezem ogrodowym w reku spryskiwala rosliny wokol domu. Po urodzeniu Irenki, ktora liczyla sobie szesnascie miesiecy, przeprowadzili sie wraz z Tytusem pod Kraków. Malenstwo, jak tata mawial do córci, spało w wózku na werandzie, podczas gdy mama pracowała. Oszklone drzwi prowadzace na patio otworzyly sie zamaszyscie, po czym pojawił się w nich wysoki mezczyzna ze sloneczna opalenizną. Pogłaskał z czułością ciemną główkę Irenki, po czym podszedl od tyłu do Weroniki, obejmujac ja w pasie.
- Werciu, zostaw to, przeciez wiesz ze stac nas na ogrodnika.- mruknal calujac ja w szyję.Kobieta odwrocila sie do swojego przystojnego meza, po czym zarzucila mu rece na szyję i spojrzala w blekitne oczy.
- Lubie prace w ogrodzie, skarbie. Teraz kiedy nie pracuję i zajmuje sie Irenką sprawia mi to wiele radosci.
- Nie tesknisz za teatrem?
- Tesknie ale juz niedługo. Musze zastapic Sabinę, bo jest w ciąży i Wiedźma też.- usmiechnela się.
- Będziesz Elzbieta Batory? Nie wiem czy powinienem sie zgodzic, beda cie obmacywac..- przycisnal ja mocno do siebie, krazac reka po plecach okrytych bawelnianym podkoszulkiem.
- Zazdrosniku, kocham tylko ciebie. - pocalowala go na co zareagowal z wielką radoscia. Piescili sie tak w sierpniowym sloncu i byli by zlegli w soczystej zroszonej trawie, posrod kwiecia gdyby nie odglosy z tarasu.
Irenka wyszla z wozeczka i biegnac na pulchnych nozkach rzucila sie w ojcowskie ramiona.
Rzepowa wrociwszy z Krety, opalona z nowa utrefniona fryzura zamiatala hol teatralny. Grześ wesolutki jak zawsze, podspiewywal pod nosem Malinowego Króla.
- Dzien dobry pani Rzepowa.Jak tam podroz poslubna?- zapytal przystajac przy sprzataczce.
- Meryvil! Pani Geraldowa Meryvil.- poprawila go z godnoscia markizy, sprzataczka.
- Ah wybaczy pani, pani Meryvil.- usmiechnal sie kpiarsko Grześ.- No a powie mi pani jak tam podroz poslubna?
- Gdyby nie to, że to prezent to w zyciu bym tam nie pojechała panie Grzesiu kochany. Coz to za poganski kraj, mezczyzni chodza polnadzy i kobiety też.- parsknela gniewnie.- Rozpusta i degenerancja!Ot co!
- Pani Rze..Meryvil. Grecja to piekny kraj a Kreta...Byłem tam z moja Carmen.
- A idź pan. Bez urazy panie, Grzesiu, ale wie pan jaki mam stosunek do tej pani doktorki. Na pewno namowila dyrektorke i Librecistke zeby mi zafundowaly takie piekielne wczasy. Co jak co ale Lichen albo Ciechocinek bylby lepszy. - mruknela sprzataczka, po czym zostawila Butle na korytarzu, zamykajac sie w swojej kanciapie.
Jestem wazą fanką przeczytała całość i jestem zauroczona.
W związku z tym mam pytanie. Czy to już koniec? Mam nadzieję, ze nie i myślę, że nie jestem odosobniona w swojej nadziei. ;)
Ja też mam nadzieję, że nie koniec, ale ktoś nie śpieszy się żeby dopisać cd ]:> Zgadnijmy kto...
Urlop mamy. Jesteśmy kobiety pracujące, co żadnej pracy się nie boją. A ludziom pracującym przysługuje urlop. Ot cała prawda i tylko prawda.
Zapracowany człowiek nie ma pomysłów a chyba czytelniczki nie chciałyby żeby było nudno. Pragniemy zapewnić, że nieustannie myślimy nad dalszym ciągiem, żeby było zaskakująco, przerażająco i niepokojąco.
Pozdrawiam mniej erotomańska spożywczo, za to bardziej nawiedzona połówka duetu Sabcin and Wiedźmin :)
Rozdział 279
W sekretariacie rozdzwonił się telefon, odebrała asystentka dyrektorki Aurelia Zollner.
- Gabinet dyrektor generalnej teatru Otchłań Sabiny Dammerig. Słucham?- zapytała uprzejmie.
- Dzień dobry, moje nazwisko Kornelia Miętusińska. Dzwonię z polecenia pana Szymona Majewskiego. Dzwonimy w sprawie zaproszenia pani Dammerig oraz pana Draczyńskiego do programu Szymon Majewski Show.
- Niestety pani Dammerig nie ma w biurze, pan Draczyński ma w tej chwili próbę.- odpowiedziała Aurelia.
- Proszę przekazać wiadomość ode mnie. Wyślemy mailem numer kontaktowy, prosilibyśmy o odpowiedź do końca tygodnia.
- Dobrze, przekaże wiadomość, coś jeszcze?
- To wszystko. Do widzenia.
- Do widzenia.- Zollner odłożyła słuchawkę w chwili gdy do pomieszczenia weszła Sabina razem z Martą.
-Dzień dobry pani dyrektor, pani wicedyrektor. – przywitała się.- Dzwonili z tvnu w sprawie uczestnictwa w programie Szymon Majewski Show.
- Czyjego uczestnictwa?- Sabina spojrzała na asystentkę zdziwionym wzrokiem.
- Pani i pana Jakuba.- odpowiedziała Aurelia.
- No, no będziecie wygłupiać się u Szymusia?- Marta z trudem kryła wybuch niepohamowanego śmiechu.
- A daj spokój, dlaczego akurat mnie? Butelka jest śmieszniejszy. – prychnęła pani dyrektor. Z gabinetu wyłonił się Erik. Od kilku dni używał okularów do czytania. Wychodząc z pracowni zapomniał że ma je na nosie.
- Witam drogie panie. Skarbie, co się stało?
- Twoja małżonka została zaproszona do programu Szymona Majewskiego.- Marta wyręczyła Sabinę w odpowiedzi. Erik spojrzał to na żonę to na Martę, po czym wybuchnął śmiechem. Do sekretariatu wszedł Jakub zaraz za nim z batonikiem w ręku i weszła Wiedźma z Uwe. Gdy tylko zamknął za sobą drzwi, zaraz wszedł również Grzesiu z Januszem Krucińskim zaraz za nimi Aga z Thomasem i Rzepowa.
- Co tu tak wesolutko?- Grześ popatrzył na chichrającego się Erika.
- Sabina i Kubuś idą do Szymona Majewskiego.- odpowiedziała Marta.
-O to moje gratulacje, mają nieziemskie poczucie humoru, szczególnie we dwoje.- Wiedźma wepchnęła do ust kawałek Marsa. Uwe chciał gryzą, ale dostał tylko po łapach.
- Ty się opychasz!- jęknął zawiedziony.
- Ty nie jesteś w ciąży a już zaczynasz wyglądać jakbyś przybierał na wadze razem zer mną.- odpowiedziała małżonka, przeżuwając czekoladę i karmel.
- Wredna jesteś!
- I wi za wi!- odpowiedziała Wiedźma.
- Chyba vice versa. – poprawiła Aga.
- Przepraszam was najmocniej ale możecie zabrać dupska do swojej roboty?- zapytała wkurzona Sabina.- O ile mi wiadomo nie pytałam was o zdanie ani nie zwoływałam narady. Rozejść się!
- Oj Sabciu, nie irytuj się. Pośmiejemy się.- Kuba trącnął ją ramieniem. Zawsze możemy opowiedzieć coś o nich.- popatrzył na zgromadzone towarzystwo.
- Draczyński ani się waż coś o mnie i moim księciu lukrowanym powiedzieć.- zagroziła Wiedźma wpychając kolejną porcję batonika.
- Lukrowanym? Przerzuciłaś się na lukier?- zakpiła Marta.
- Taak, teraz jestem księciem lukrowanym a batonika mi nie chcesz dać!- parsknął oburzony Uwe.
- Kroeger na korytarzu masz automat. Dać ci pieniądze, bo widać masz głodową pensję.- Thomas, zaczął grzebać w spodniach w poszukiwaniu drobnych.
- Borchert nie kpij bo będę musiał ci coś zrobić.- oczy Uwe zalśniły złością.
Thomas przestał żartować, chowając pieniądze. Uwe wyszedł z pomieszczenia, zaraz za nim całe towarzystwo. Sabina zamknęła się w gabinecie.
Część 280
Goździkowa wsunęla się do kanciapy sprzątaczki.
- Ale ten pan Kroeger to nerwowy.. - powiedziała. - Prawie się z panem Borchertem pokłocil, i to o co, o batonika! Żeby chłopem nie był to powiedzialabym że w ciąży!
Rzepowa-Merywilowa błysnęła bialkami oczu w opalonej twarzy.
- A taki tam i chłop z niego - mruknęła lekceważąco. - On w ciąży nie jest, ale ta jego małpa, pisarka na pewno. Żre bez przerwy, jak maszyna. Zresztą dyrektorka też podejrzana, od moich perfum ją mdli!
Cos zabulgotalo rozglośnie. Obie panie podskoczyły. W progu stał Oleander, trzymając się oburącz za wylewający się znad paska spodni brzuch.
- Glodny jestem - poskarżył się. - Ma pani coś..?
- Paczkę biszkoptów, w szafce lezy - powiedziała sprzątaczka.
- Tylko jedną? - jęknął Oleander. - Przecież ja umrę!
- No panie Dawidku, ledwie wróciłam do domu, mężem zająć się muszę, czasu nie ma żeby panu pichcić! Żonę pan sobie znajdzie!
Oleander zmarszczyl czoło w wysiłku intelektualnym.
- Żonę... - powiedział. - I gacie też by mi prała?
- Nawet prasowała - zapewniła Goździkowa.
- A naczynia? - Czolo Dawida fałdowało się coraz bardziej. - Pozmywa?
- Ma się rozumieć! - zapewniła Wintermina. - Z pana chłopak jak lalka, to pan jaką poderwie.
- No kiedyś to na mnie laski leciały... - mruknął. - Ale Kudelek swietnie gotował i w ogóle...
- Kudelek siedzi i tak zaraz nie wyjdzie - pouczyła Wintermina. - Pan poszuka żony, mówię panu.
Drapiąc się po łysiejącej glowie i wzdychając ciężko Oleander zniknąl za drzwiami.
Zena, objuczona ekwipunkiem i woniejąca paryskimi perfumami, dotarła do drzwi sali prób numer dwa. Otworzyła je bezszelestnie i zamarła. Na środku sali, izolowanej akustycznie od pozostałych pomieszczeń, stał Dominik i śpiewał płomiennie jakiś musicalowy przebój.
- Wy tu nawet ochronę macie śpiewającą - Frank N. Furter zajrzal jej przez ramię. - Imponujące.
- Pani do kogo? - zapytala Zena.
- Do pani dyrektor, skarbie, albo do waszej librecistki - odparł zalotnie Frank.
Statyw w futerale wymknąl się z rąk Zeny i gruchnął na podłogę. Dominik urwal gwałtownie i drgnal w kierunku drzwi, ale te byly zablokowane. Popatrzył na fotograf i Furtera.
- Boski jestes, bączusiu - Frank posłał mu całusa od ust. - Ja bym na twoim miejscu poszła na jakiś casting.
Dominik poczerwieniał jak piwonia, a Frank, chichocząc i pozdrawiając mijanych ludzi potruchtał do gabinetu dyrektorki.
Sabina, Wiedźma i Mate omawiali właśnie parę kwestii natury zawodowej.
- Zrób coś z tym Borchertem, bo te jego humory są nie do wytrzymania! - pienił się Węgier.
- Mate, ty sam masz jazdy jak baba przed okresem - zauwazyła pisarka.
Węgier sapnął i odgarnąl jasne włosy z oczu.
- Ja nie mówię, artysta też człowiek, ale nie musi się chyba wyzłośliwiac na wszystkich?
- Dobrze, pogadam z nim - powiedziala Sabina. - Ale ty nie musisz być czuły na swoim punkcie jak szesnastolatka.
Mateusz wziął głęboki wdech.
- To jeszcze jedna rzecz i spadam - oznajmił. - Zmieńcie trochę tę scenę...
Otworzyl libretto.
Pochylonych nad biurkiem zastał ich Frank.
- Nie przeszkadzam? - zaświegotał.
- Ależ skąd, Franuś, wejdź - oznajmiła Sabina. - Mate, jesteś zadowolony?
- Powiedzmy. Tylko nie zapomnij pogadac z Thomasem.
Furter poruszyl znacząco brwiami.
- Pan Borchert ma humorki, co? - zaśmial się perliście. - Ale nie przejmuj się, blondasku, mogłes gorzej trafić. Kevinek Tarte, ten to dopiero bywa złośliwy!
Mate wyszedł w milczeniu, udajac że nie doslyszał "blondaska".
- Aha - przyświadczyła Wiedźma. - Zresztą się z Thomasem niespecjalnie kochają. Ty znasz Kevina, Franuś?
- Jasne że znam, przecież pracowałem w Niemczech. Seksowny chłopak...
- A te udka... - rozmarzyla się Wiedźma.
- Tak... - westchnął Frank z szerokim, ekstatycznym uśmiechem.
- Wiedźma, jesteś pewna że Franek to nie twoja zaginiona siostra? Czy tam brat? - zapytala zgryźliwie Sabina. - Dwoje takich erotomanów, to nie moze byc przypadek.
- Ale jakich tam erotomanów, czym ma cżłowiek żyć jesli nie seksem? - Frank wydął umalowane usta. - A w ogóle, dziewczyny! Słuchajcie! Ja tu z sensacją przyszedlem!
- Jaką? - zapytała Sabina.
- Hajduczek wychodzi za kaucja, ale ja nie o tym. Taki cymbal nas teraz nęka, wy go znacie! Śledź! Chlopcy z miasta mu podobno pomagają i mówią, ze chcą też Kudełkiem się zaopiekować, jak na warunek wyjdzie!
Rozdział 281
- To Kudeł ma wyjść? A niby z jakiej dupy strony?- zapieniła się Wiedźma.
- Sprawuje się dobrze i mają go puścić.- odpowiedział Frank.
- No to będzie trzeba mieć tą mendę na oku i pilnować Oleandra. Kudeł ma na niego wielki wpływ.- odpowiedziała Sabina spoglądając na wkurzoną Wiedźmę.
- Ach! Kochanie moje zapomniałem ci powiedzieć! Szedłem korytarzem i w drzwiach do którejś z sal muzycznych stała ta wasza fotografka.
- Zena.- przerwała Wiedźma.
- Tak, Zena. No i słuchała śpiewu waszego ochroniarza, tego pączusia Paciorkowskiego. Bożeńku kochany, on śpiewa wprost cudnie! To jakaś akcja, kochaniutkie, że nawet ochrona jest śpiewająca?- zapytał Futrter sięgając po czekoladowe ciasteczko z talerzyka.
- Coo? Dominik śpiewa? Franuś tobie się czasem nie przesłyszało? – Wiedźma niedowierzająco wpatrywała się w przyjaciela.
- Ależ skąd! Nie jestem głupi.- obruszył się Franek.
- Wcale tak nie powiedziałam.
- Powiedziałaś!
- Spokój! Franek ma rację, to śpiewał Paciorkowski, Marta go słyszała. Miałam coś z tym zrobić ale na śmierć zapomniałam.- Sabina zwróciła się do towarzystwa.
- I nic mi nie powiedziałaś?- zakrzyknęła librecistka.
- No do cholery, mówię ci że zapomniałam. Coś ty taka wściekła?
- A bo gniewamy się z karmelkiem na siebie. Że ja mam humorki to wiadome ale on? – wzruszyła ramionami w geście desperacji.
- On też to przeżywa, w ciągu dwóch lat z kawalera stał się żonkosiem z dwójką dzieci i trzecim w drodze.- Franuś poprawił spinkę we włosach, po czym zabrał się za malowanie ust. Wydął już nabłyszczone wargi, poprawiając czy przypadkiem nic się nie rozmazało. – No nic, prosiaczki moje. Idę przygotować mieszkanko na przyjazd Hajduczka.- podniósł się z fotela, po czym kręcąc biodrami podszedł do drzwi. Wiedźma poszła za nim, w progu minęli się z Thomasem.
- Twoja asystentka dzwoniła ,że mam się do ciebie stawić. Coś się stało?- popatrzył na Sabinę wzrokiem nie zapowiadającym nic dobrego. Szarobłękitne oczy, zazwyczaj łagodne i przyjacielskie pociemniały złowrogo.
- Stało się. Otóż dochodzą mnie słuchy, że zrobiłeś się nieludzko złośliwy. – zaczęła pani Dammerig.
- Kto ci to powiedział?! – zerwał się gwałtownie z fotela.- Węgier?! Zatłukę tą pleciugę!
- Borchert! Bądźże łaskaw, posadzić swój seksowny zadek na miejsce i wysłuchać co mam ci do zakomunikowania.- teraz również oczy Sabiny ciskały gromy.- Mate nic mi nie musiał mówić. Słyszałam jak dokuczasz Uwe, jak prawie nie zabiłeś tancerza, który nadepnął ci na nogę. Już o twoich fochach na prośby Mate nie wspomnę. Żalił się na ciebie nawet Janusz Kruciński, który jak sam wiesz jest bardzo spokojny i ciężko go wyprowadzić z równowagi.. Ale oczywiście ty nie widzisz że zachowujesz się jak ostatni palantunio.
- Skończyłaś?- zakpił
- Skończyłam i oczekuje że przemyślisz to sobie..
- Teraz ja ci coś powiem. Jestem od ciebie starszy i od lat pracuję w musicalu. Jeśli coś ci nie odpowiada to się zwolnię.
- Nie oczekuje tego od ciebie.- powiedziała słabo
- Nie chce mi się dzisiaj rozmawiać.- wstał energicznie, zatrzaskując za sobą drzwi. Obraz zakupiony przez Wiedźmę we Wiedniu, podarowany Sabinie na ostatnie urodziny spadł na ziemię.
- Pani Aurelio!- nacisnęła guzik interkomu.- Kawę proszę, natychmiast!
Thomas, zanim opuścił teatr zawarczał jeszcze na Goździkową robiąca mu przymiarki oraz sprzątaczkę, której się należało. Bogu ducha winien Oleander został spiorunowany wzrokiem za to że miał nieprzyjemność przechodzić koło Thomasa. Aga nie zamieniła z rozkapryszonym małżonkiem ani jednego słowa.
Przemierzał właśnie ulice Kazimierza, gdy poczuł wibracje telefonu w kieszeni. Dzwoniła London Tipton. Normalnie za nic w świecie nie odebrałby od tej idiotki, jednak dzisiaj coś go podkusiło.
- Słucham?
- Thommy! Przyleciałyśmy do Cracoffa na kilkudniowe holiday!- zapiszczała dziedziczka. – Może byś się tak spotkał ze mną i z laseczkami?- zaćwierkała.
Niewiele się namyślając przyjął propozycję.
- Oh, Thommy! Wiem że jesteś very busy, ale doceniam to. Cukiereczku gdzie się spotkamy?
- W klubie Kicz.- odpowiedział
- Ah to ten gay club. Będziemy wieczorkiem to buziaczki. Lorray, May Catty i Alley cię pozdrawiają. Będzie jeszcze z nami Brytanny i Dioda. Boże jaka to fajna dziewczyna, nie wiedziałąm, że u was są takie modne girls. To ciao!- tu nastąpiło cmoknięcie, po czym usłyszał sygnał przerwanego połączenia.
Część 282
Oleander pociągnął łyk herbaty i umościł się wygodniej na twardym krzesle w kanciapie sprzątaczki. Od pięciu minut usiłował zredagować tresć ogłoszenia, jakie chciał zamieścić na jednym z portali towarzyskich, ale nic mu nie wychodziło.Może dlatego, że był przeraźliwie głodny.
- Cześć! - Jasnowłosa glowa z wlosami zwiazanymi w koński ogon, ukazala się w szparze między drzwiami a futryną. - Nie wiesz gdzie znajdę panią Goździkową?
Oleander spojrząl na okrągłą twarz dziewczyny, o mlecznej cerze. Miała wielkie, niebieskie oczy i pełne wargi jak maliny. Maliny i mleko, najlepiej skondensowane, słodzone... Dawid się rozmarzył.
- Ja.. . znaczy tego... - powiedział, usiłując oderwac myśl od kulinariów. - Pani Goździkowa pewnie na piętrze jest, w szwalni. Po schodach na górę, potem w korytarz na lewo, ale przepustkę musisz mieć, bo cię ochrona nie wpuści. - w głowie błysnęła mu myśl. - O, a! Ja cię zaprowadzę! bo na pewno nie trafisz!
- Trafię - uśmiechnęła się dziewczyna.
- No to cię zaprowadzę - Oleander raźno poderwal się z krzesełka. - Dawid jestem, Oleander, złota rączka i dozorca.
- Magda Jałowiec - powiedziała, wychodząc wreszcie zza drzwi i podajac mu dłoń. - Praktykantka krawiecka.
Była pulchna i krągła, o kusząco zarysowanych biodrach, ale nie to przyciagnęlo wzrok Oleandra. Magnesem dla jego spojrzenia był dekolt panny Jałowiec, bez reszty wypełniony dwiema białymi, kształtnymi półkulami.
- Hej! - głos Magdy wyrwal go z zamyślenia. - Moja twarz jest tutaj!
Dawid poczerwieniał. Bąkając przeprosiny poprowadził dziewczynę na górę.
Klub Kicz tętnił życiem. Facet ubrany w migoczący fioletowy frak i takiż cylinder dokonywał selekcji na bramce. Thomas, ubrany niezobowiązująco, w koszulkę polo oraz dżinsy, został wpuszczony, ale selekcjoner obrzucil go dośc nieprzychylnym spojrzeniem.
- Tooommmyyyy! - pisneła Tipton i kolebiąc się na niebotycznych obcasach różowych sandalów popędziła ku niemu, by zwisnąć mu na szyi. - Super że wpadłeś!
Oczy miała już zaszklone a źrenice powiększone. Thomasowi błysnęła chęć udania się do domu, ale wtedy przypomniał sobie obojętność Agi, gdy wspomniał że idzie do klubu z panną Tipton. Dobrze, skoro jej nie zależało, to on spędzi wieczór z London. I będzie się dobrze bawił. Posłał pannie Tipton jeden ze swych najbardziej szatańskich uśmiechów i zamówił u barmana mocnego drinka.
Ciemnozłota grzywa loków Hajduka lśniła w świetle latarń niczym aureola.
- Franek, jest gorąca woda w kranie? - zapytał leniwie, czekając aż Furter otworzy drzwi. - Chcę się wreszcie spokojnie wykąpać, wyleżeć w pierdolonej wannie, zamiast stac sześć minut pod letnim prysznicem z jakimś napalonym ciulem za plecami.
- Hajduczku kochany, oczywiście że jest! - odparł Furter z ożywieniem i otworzył drzwi. - No wchodź, wchodź. Nawet twój płyn do kąpieli ulubiony mam! I whisky w lodowce czeka, Mackay&Whyte jak lubisz!
Hajduk uśmiechnął się szeroko, idąc hallem. Z aprobatą spojrzał na tyłeczek Furtera, opięty skórzaną mini.
- Ale wiesz - ciągnął Furter - jakieś łachmyty się tu kręciły, od Śledzia pewnie. Jeden ode mnie dostał po nosie, aż paznokieć złamałem. I się już nie pokazują.
- A dostawcy? - zapytał Hajduk zwięźle.
- No... Większość jeszcze nie wspólpracuje - mruknął Frank. - Ale pokażę ci potem co zsyntetyzowałem!
- Po kapieli - mruknął Hajduk, wchodząc do obszernej łazienki. Odkręcil kran i nucac coś mrocznym barytonem do wtóru szumiącej wody, jął się rozbierać.
Po chwili lezał juz w wonnej pianie, z zadowoleniem trąc bujnie owlosioną pierś, rozkoszując się błogim ciepłem i spokojem.
- Ja będę żył wiecznie z szatanem u boku aż skonczy sie czas... - nucił.
Spojrzal w zadumie na sufit. Coś dziwnego tkwiło tuż przy bialym kloszu płaskiej lampy sufitowej-plafonu. Hajduk zmarszczyl brwi i wyskoczył z wanny. Nagi, jak stał, wskoczyl na wyciagnięty z kąta stołek i jął oglądać lampę. Ostrożnie zdjął klosz i wydobył ze środka miniaturową kamerę, zaopatrzoną w nadajnik. Hajduk zawarczał jak pies.
Nie tracąc czasu na ubieranie i zostawiając za sobą mokre ślady popedził do kuchni i trzasnął kamerą o blat stołu.
- Co to kurwa jest?! - zapytał, mieszajacego w garnkach Franka.
- Cześć Hajduś - powiedziała Sabina, siedząca przy kuchennym stol. Wiedźma ostrożnie pomachala reką z drugiego krzesła. - Cieszymy się niezwykle że wyszedłeś.
Rozdział 283
Edwardowi zrobiło się głupio, gdyż Wiedźma śmiało patrzyła na jego obnażone ciało.
Franek z wrażenia upuścił drewnianą łyżkę, która odbiwszy się od drzwiczek piekarnika pacnęła na kafelkową podłogę.
- Hajduczku, odziej się!- rzucił szefowi czystą ścierkę. Hajduk zakrył się pospiesznie po czym wybiegł do swojego pokoju.
- Musiałaś się tak na niego gapić?- Sabina chichocząc pod nosem, trącnęła Wiedźmę.
- No co?! Wzrok mi sam zawędrował tak nisko.- uśmiechnęła się librecistka.
- Oj, zmieńmy temat. Hajduczek nie lubi być speszony bo później ma chandrę calutki dzionek. No ale co to do cholery jest?
- Kamera Furter!- ryknął Hajduk już kompletnie odziany. Dopinał tylko guziczki szarej koszuli, wilgotne włosy uczesał w kucyk.
- Gdzie to było?- zapytała Sabina
- W lampie w łazience, pytanie tylko jakim cudem Śledź to zamontował?- Hajduk chodził po pokoju niczym tygrys w klatce.
- Może wtedy jak Franek odwiedzał cię w kiciu?- zapytała Wiedźma.
- Zapewne ale coś trzeba zrobić.- Furter zamieszał w garnku.
- Zadzwonię do Zimińskiego, jeśli oni węszą to my też możemy wysłać zaufanego na przeszpiegi.- zaproponowała Wiedźma podnosząc się z barowego stołka. Za nią wstała również Sabina, Hajduk popatrzył się na dekolt w jej sukience. Poprawiło mu to humor.
- No to będziemy w kontakcie, chłopcy. Musimy iść bo nasi panowie za godzinę kończą spektakl.- uśmiechnęła się pani Dammerig.
- Taa i te nastki stuknięte musze wypłoszyć żeby mi księcia mojego nie denerwowały.- odpowiedziała librecistka.
- Kochaniutka, dobrze że mi przypomniałaś! Mam dla ciebie puszkę tego karmelu z Austrii.- Franek wyciągnał z lodówi słodką masę, po czym podał zachwyconej pani Kroeger.
- Dla ciebie, Sabciu niestety nie mam.
-Obejdzie się, Franuś. Mnie takie coś nie rajcuje.- mrugnęła do Franka po czym wyszła za zadowoloną Wiedźmą.
W klubie Kicz impreza rozkręcała się coraz bardziej. Dj Maniano zapuszczał coraz to nowe kawałki a kolorowy tłum w oparach tymu poruszał się w ich takt.
London wydelegowawszy bliźniaczki razem z Lorray do WC, gdyż May- Kitty zwymiotowała pod siebie, sama zaś zajęła się Thomasem. Usadowiła się na jego kolanach, moszcząc się i ocierając. Borchert zamroczony whisky, nie bardzo wiedział co robić. Dioda zrzuciła Maniane ze stanowiska, po czym dorwawszy mikrofon zaczęłą śpiewać.
- Aaaaa aaaaaaa Aaaaa aaaaaaa.
Mówią mi jestem kimś. Mogę mieć każdego bo fajna dżaga z ze mnie jest. jest- przytuliła się do pijanego Thomasa.- Ale ja jedno chcę i nikt nie zrozumie że dla mnie liczy się kochanie. – zrzuciła pijana Tipton na ziemię. Ta upadła pod nogi wracającej Lorray. Przyjaciółka szybko podała jej pomocną dłoń.
- Suka wredna! Chce mi ukraść Thomasa!- ryknęła
- Yeah…aaaaaa aaaaaa aaaaaa. Chociaż świat, ludzie źli nie pozwola razem być to i tak ukradnę cię. Aaaaa, kurwa mać! – ryknęła Dioda, złapana za tlenione blond kłaki.
- Bitch! Zostaw go, on jest mój!- pisknęła London.
- No właśnie blond suczko!- dodała Lorray. May Kitti wyszła z łazienki, chwiejąc się niczym okręt podczas sztormu. Przystanęła, spojrzała na bawiącą się salę i bijatykę przyjaciółęk z Diodą po czym zwymiotowała i upadła twarzą w zawartość swego żołądka.
- Nie będzie mi płaski amerykański babol, mówił co królowa ma robić!- odwarknęła Doda, łapiąc Tipton za różowe boa z piór.
- Dmuchana balonowa kurwa!- Lorray, podłożyła polskiej celebrytce haka, ta złapawszy się za spodnie przechodzącego obok jednego z braci Mruczek ściągnęła mu gacie.
Wszyscy w Kiczu zobaczyli iż sławny aktor serialowy nosi damską bieliznę.
- Dioda! Nie daruje ci tego!- kwiknął wciągając spodnie. Obrażony w asyście Paczki, Loli Rutowicz i Stanburskiego wyszedł z lokalu.
- Zaraz ci pokażę dmuchaną lalę!- Dioda szykowała się do kolejnego ataku.
Obie bijąc się zażarcie nie zauważyły wyjścia Thomasa. Chwiejąc się wsiadł do taksówki, podając przez omyłkę adres Butlów.
Carmen kładła się spać, przytulając się do śpiącego Grzesia. Coś zadudniło w drzwi wejściowe.
- Agaaaa! Otwórz mi skarbie byłem idiotą! Aga wybacz mi….- krzyczał Borchert waląc w drzwi.
- Co do cholery!- Grześ wyskoczył z łóżka biegnąc do drzwi mieszkania. W progu stał pijany Thomas, wyglądał jak siedem nieszczęść.- Stary, aleś się nawalił. W trzy dupy, że się tak wyraże.- pomógł wprowadzić Thomasa do salonu. Ten walnął się na kanapę jak worek ziemniaków.
- Agaaaa!- rozdarł się.- Wybacz mi!- ryknął
- Z pewnością ma mu co wybaczać.- powiedziała Carmen, podając Grześkowi kubek smolistej kawy.- Daj mu to i odwieź do domu u nas nie będzie się wydzierał, muszę iść rano do pracy.- powiedziawszy to wyszła do sypialni.
- Agaaaaa!- jęknął już dużo ciszej.
- Spokojnie chłopie, napij się kawy i odwiozę cię do twojej Agi. Nie zazdroszczę ci naprawdę.
Część 284
Wypiwszy gorący napój Thomas powoli odzyskał świadomość.
- G... Grzesiu? Co ja tu robię?
Grzesiek Butla zasmiał się tylko. Po drodze do samochodu wytłumaczył wszystko Thomasowi.
Zaspana Aga otworzyla drzwi.
- I jak, udala się impreza? - zapytala ziewając.
Malzonek pochylił się ku niej. Bijąca od niego woń petów, alkoholu i damskich perfum wręcz ogłuszała.
- Śmierdzisz jak skrzyżowanie gorzelni z burdelem - zauwazyła kwaśno Aga. - Idź się wykąp.
- Ja cię... przepraszam... - oznajmił uroczyście a żałośnie i pożeglował do łazienki.
Nastepnego dnia obudził go potworny kac, oraz coś miękkiego, rytmicznie uderzajacego go w czoło.
- Uwiecznili cię, skarbie - oznajmiła Aga i ostatni raz pacneła go w czólko zwiniętą gazetą. Potem ją rozwinęła i Thomas ujrzał siebie, w objęciach London, na pierwszej stronie.
- Nastepnym razem, gdy zechcesz we mnie wzbudzić zazdrość, wybierz lepsze towarzystwo - rzekła jego żona. - I przestań się juz na wszystkich wyżywać.
Chwycił ją w objęcia i przysunął do siebie, tak, ze wylądowała na nim okrakiem.
- Ty wiedziałaś? - zapytał. Oczy rozbłysly mu nieco drapieżnym blaskiem.
- A wyglądam na idiotkę? - zapytała, wsuwając mu dłonie pod koszulę.
- Och, ty! - teraz to on znalazł się nad nią, szczerząc zęby jak wampir. - Myślałem ze ci na mnie nie zależy! W ogóle nie byłaś zazdrosna!
- Głupek - mruknęła czule Aga. - O co miałam byc zazdrosna, o to bezmózgie stworzenie? Ale dobrze, skoro chcesz, nastepnym razem zrobię wjazd pod backdoorem i będe cię zastawiać przed fankami, jak Wiedźma Uwe.
Tymczasem pisarka wpadła do teatru nieco spóźniona na ważne spotkanie. Pierwszym co zobaczyla, był Oleander pożerający surową marchewkę. Wiedźma, nie dowierzajac, przetarła oczy.
- Matko boska, zwidy mam jakieś... Karmel był trefny, czy to ten nowy balsam do ciała Uwe..?
- Dzień dobry, pani Kroeger - powiedział grzecznie Oleander, przełknąwszy uprzednio marchew.
- Panie Dawidzie, pan na diecie? - zapytała zdumiona.
- Ano tak, bo Magda powiedziała że jestem za gruby - wyjaśnil z rozanieloną miną.
Pisarka kręcąc głowa wbiegła na schody, przeleciała korytarz i zahamowała dopiero przy pomieszczeniu szwalni. Młoda praktykantka z imponującym biustem brała właśnie miarę z Uwe, ktory z upodobaniem zapuszczał jej zurawia w dekolt. Wiedźma odnotowała w pamięci żeby później udusić małżonka. Do sali prób wpadła niemal rozdeptując Mate.
- Przepraszam, bardzo przepraszam, się spóźniłam, tu masz Mate poprawione libretto - wydyszała, machając plikiem kartek. - Sabina, to dla ciebie, gdzie nasz maestro?
- Siedzi w lochach - wyjaśniła Sabina. - Natchnienie go napadło, więc wyskoczył w nocy z łózka i poleciał tworzyć. Uwzględniłaś w poprawkach Paciorka?
- Jasne, jasne - odparła Wiedźma.
- Jakiego Paciorka, czemu ja nic nie wiem?- nadął się Mate.
- Dominika - wyjaśniła Sabina. - Ochroniarza. Zaraz będziemy go przesłuchiwać, ale widziałam już nagrania z nocy, bo Tytus ostatnio kamerę na widowni zainstalował.Wypiwszy gorący napój Thomas powoli odzyskał świadomość.
- G... Grzesiu? Co ja tu robię?
Grzesiek Butla zasmiał się tylko. Po drodze do samochodu wytłumaczył wszystko Thomasowi.
Zaspana Aga otworzyla drzwi.
- I jak, udala się impreza? - zapytala ziewając.
Malzonek pochylił się ku niej. Bijąca od niego woń petów, alkoholu i damskich perfum wręcz ogłuszała.
- Śmierdzisz jak skrzyżowanie gorzelni z burdelem - zauwazyła kwaśno Aga. - Idź się wykąp.
- Ja cię... przepraszam... - oznajmił uroczyście a żałośnie i pożeglował do łazienki.
Nastepnego dnia obudził go potworny kac, oraz coś miękkiego, rytmicznie uderzajacego go w czoło.
- Uwiecznili cię, skarbie - oznajmiła Aga i ostatni raz pacneła go w czólko zwiniętą gazetą. Potem ją rozwinęła i Thomas ujrzał siebie, w objęciach London, na pierwszej stronie.
- Nastepnym razem, gdy zechcesz we mnie wzbudzić zazdrość, wybierz lepsze towarzystwo - rzekła jego żona. - I przestań się juz na wszystkich wyżywać.
Chwycił ją w objęcia i przysunął do siebie, tak, ze wylądowała na nim okrakiem.
- Ty wiedziałaś? - zapytał. Oczy rozbłysly mu nieco drapieżnym blaskiem.
- A wyglądam na idiotkę? - zapytała, wsuwając mu dłonie pod koszulę.
- Och, ty! - teraz to on znalazł się nad nią, szczerząc zęby jak wampir. - Myślałem ze ci na mnie nie zależy! W ogóle nie byłaś zazdrosna!
- Głupek - mruknęła czule Aga. - O co miałam byc zazdrosna, o to bezmózgie stworzenie? Ale dobrze, skoro chcesz, nastepnym razem zrobię wjazd pod backdoorem i będe cię zastawiać przed fankami, jak Wiedźma Uwe.
Tymczasem pisarka wpadła do teatru nieco spóźniona na ważne spotkanie. Pierwszym co zobaczyla, był Oleander pożerający surową marchewkę. Wiedźma, nie dowierzajac, przetarła oczy.
- Matko boska, zwidy mam jakieś... Karmel był trefny, czy to ten nowy balsam do ciała Uwe..?
- Dzień dobry, pani Kroeger - powiedział grzecznie Oleander, przełknąwszy uprzednio marchew.
- Panie Dawidzie, pan na diecie? - zapytała zdumiona.
- Ano tak, bo Magda powiedziała że jestem za gruby - wyjaśnil z rozanieloną miną.
Pisarka kręcąc głowa wbiegła na schody, przeleciała korytarz i zahamowała dopiero przy pomieszczeniu szwalni. Młoda praktykantka z imponującym biustem brała właśnie miarę z Uwe, ktory z upodobaniem zapuszczał jej zurawia w dekolt. Wiedźma odnotowała w pamięci żeby później udusić małżonka. Do sali prób wpadła niemal rozdeptując Mate.
- Przepraszam, bardzo przepraszam, się spóźniłam, tu masz Mate poprawione libretto - wydyszała, machając plikiem kartek. - Sabina, to dla ciebie, gdzie nasz maestro?
- Siedzi w lochach - wyjaśniła Sabina. - Natchnienie go napadło, więc wyskoczył w nocy z łózka i poleciał tworzyć. Uwzględniłaś w poprawkach Paciorka?
- Jasne, jasne - odparła Wiedźma.
- Jakiego Paciorka, czemu ja nic nie wiem?- nadął się Mate.
- Dominika - wyjaśniła Sabina. - Ochroniarza. Zaraz będziemy go przesłuchiwać, ale widziałam już nagrania z nocy, bo Tytus ostatnio kamerę na widowni zainstalował.
Część 284, bez dubli.
Wypiwszy gorący napój Thomas powoli odzyskał świadomość.
- G... Grzesiu? Co ja tu robię?
Grzesiek Butla zasmiał się tylko. Po drodze do samochodu wytłumaczył wszystko Thomasowi.
Zaspana Aga otworzyla drzwi.
- I jak, udala się impreza? - zapytala ziewając.
Malzonek pochylił się ku niej. Bijąca od niego woń petów, alkoholu i damskich perfum wręcz ogłuszała.
- Śmierdzisz jak skrzyżowanie gorzelni z burdelem - zauwazyła kwaśno Aga. - Idź się wykąp.
- Ja cię... przepraszam... - oznajmił uroczyście a żałośnie i pożeglował do łazienki.
Nastepnego dnia obudził go potworny kac, oraz coś miękkiego, rytmicznie uderzajacego go w czoło.
- Uwiecznili cię, skarbie - oznajmiła Aga i ostatni raz pacneła go w czólko zwiniętą gazetą. Potem ją rozwinęła i Thomas ujrzał siebie, w objęciach London, na pierwszej stronie.
- Nastepnym razem, gdy zechcesz we mnie wzbudzić zazdrość, wybierz lepsze towarzystwo - rzekła jego żona. - I przestań się juz na wszystkich wyżywać.
Chwycił ją w objęcia i przysunął do siebie, tak, ze wylądowała na nim okrakiem.
- Ty wiedziałaś? - zapytał. Oczy rozbłysly mu nieco drapieżnym blaskiem.
- A wyglądam na idiotkę? - zapytała, wsuwając mu dłonie pod koszulę.
- Och, ty! - teraz to on znalazł się nad nią, szczerząc zęby jak wampir. - Myślałem ze ci na mnie nie zależy! W ogóle nie byłaś zazdrosna!
- Głupek - mruknęła czule Aga. - O co miałam byc zazdrosna, o to bezmózgie stworzenie? Ale dobrze, skoro chcesz, nastepnym razem zrobię wjazd pod backdoorem i będe cię zastawiać przed fankami, jak Wiedźma Uwe.
Tymczasem pisarka wpadła do teatru nieco spóźniona na ważne spotkanie. Pierwszym co zobaczyla, był Oleander pożerający surową marchewkę. Wiedźma, nie dowierzajac, przetarła oczy.
- Matko boska, zwidy mam jakieś... Karmel był trefny, czy to ten nowy balsam do ciała Uwe..?
- Dzień dobry, pani Kroeger - powiedział grzecznie Oleander, przełknąwszy uprzednio marchew.
- Panie Dawidzie, pan na diecie? - zapytała zdumiona.
- Ano tak, bo Magda powiedziała że jestem za gruby - wyjaśnil z rozanieloną miną.
Pisarka kręcąc głowa wbiegła na schody, przeleciała korytarz i zahamowała dopiero przy pomieszczeniu szwalni. Młoda praktykantka z imponującym biustem brała właśnie miarę z Uwe, ktory z upodobaniem zapuszczał jej zurawia w dekolt. Wiedźma odnotowała w pamięci żeby później udusić małżonka. Do sali prób wpadła niemal rozdeptując Mate.
- Przepraszam, bardzo przepraszam, się spóźniłam, tu masz Mate poprawione libretto - wydyszała, machając plikiem kartek. - Sabina, to dla ciebie, gdzie nasz maestro?
- Siedzi w lochach - wyjaśniła Sabina. - Natchnienie go napadło, więc wyskoczył w nocy z łózka i poleciał tworzyć. Uwzględniłaś w poprawkach Paciorka?
- Jasne, jasne - odparła Wiedźma.
- Jakiego Paciorka, czemu ja nic nie wiem?- nadął się Mate.
- Dominika - wyjaśniła Sabina. - Ochroniarza. Zaraz będziemy go przesłuchiwać, ale widziałam już nagrania z nocy, bo Tytus ostatnio kamerę na widowni zainstalował.
Rozdział 285
Dominik jako jeden ze służących Elżbiety Batory sprawdzał się świetnie. Trwała właśnie próba, Wera Pulińska w objęciach z Thomasem okrążała scenę. Wiedźma przyciszonym głosem omawiała z Erikiem pomysł na nowy musical.
Mate, mruczał pod nosem uwagi, postukując długopisem o podłogę sceny.
- I raz i dwa i trzy Wera prosto, cztery pięć sześć Uwe obejmij ją i obrót.- dobrze, bardzo dobrze, wchodzi Thomas.
- Panie Mate, telefon do pana!- praktykantka młodziutka Asia, podała słuchawkę Węgrowi.
- Tak?! A dobrze, bardzo dobrze. Dziękuję, tak ja ciebie też.- uśmiechnął się pod nosem, po czym wrócił do przerwanej próby. Wiedźma spojrzała na reżysera podejrzanym wzrokiem.
Na salę weszła Sabina w towarzystwie Jakuba.
- Kochani to my jedziemy do Warszawy. Musimy tam być 19 bo program rusza o 21 na żywo.- Sabina oznajmiła małżonkowi i przyjaciółce.
- Na żywo? Przecież to miało być montowane.- zdziwiła się Wiedźma.
- Sceny montowane nagraliśmy przedwczoraj dzisiaj będziemy robić z siebie durniów na żywo.- pani dyrektor przewróciła oczami.
- Oj Damiś, ty jak zwykle panikujesz.- Jakub uśmiechnął się przebiegle.
- Draku, nie irytuj mnie. Cała Polska będzie patrzeć jak robimy z siebie głupków. – mruknęła
- Dobra, dobra ja będę robił dobre wrażenie.
- Jakub, uważaj na moją małżonkę i nie dawaj jej kierownicy na autostradzie.- odezwał się Erik. Małżonka spiorunowała go wzrokiem.
- Dammerig, ja cię bardzo proszę uspokój się. Mam prawo jazdy dłużej od ciebie. Nie pamiętasz jak ci wiozłam dupsko z Krakowa do Wiednia? Po autostradzie.- prychnęła
- Pamiętam skarbie, ale wtedy nie byłaś w ciąży i nie posiadałaś potomstwa.- odpowiedział łagodnie kompozytor.
- Gadanie, ale dobrze zrobię to dla ciebie.- wspięła się na palce po czym pocałowała go namiętnie w usta. Wiedźma zrobiła wymowną minę, Jakub roześmiał się.
- Dobra gołąbeczki, pora na nas. Obiecuję ci Eriku, że zadbam o twój skarb.- uśmiechnął się szatańsko, po czym przekomarzając się z pracodawczynią wyszedł na parking.
Kilka godzin później w garderobie w halach produkcyjnych tvn Sabina i Jakub zostali poddani charakteryzacji. Jasne włosy pani dyrektor zostały wyprostowane i zawiązane w kucyk, prosta grzywka prawie zasłaniała oczy. Te zaś wymalowane cieniem w kolorze dojrzałej śliwki, wydłużone do granic możliwości. Tona pudru, żeby się nie świecić.
- Zapomniałam że trzeba tyle szpachli na twarz dawać.- jęknęła do charakteryzatorki.
- Spokojnie, później to pani szybciutko zmyję.- uśmiechnęła się młoda dziewczyna. W drzwiach pomieszczenia pojawił się Jakub. Ubrany w czarne spodnie i szarobłękitną koszulę, z wymodelowanymi kruczymi włosami gdzieniegdzie przetykanymi siwymi pasemkami. Kobiety w pomieszczeniu wstrzymały oddech, tak samo było ze stylistą Tomkiem Jacykowskim.
- Oh jakiś ty piękny. Wyglądasz naprawdę męsko, nie chciałbyś zostać modelem.- zapytał wpatrując się z uwielbieniem w Draczynskiego.
- Raczej zostanę przy musicalach.- uśmiechnął się wampir.
- Szkoda.
Sabina wstała, stylista poprawił nieistniejące zagniecenie na jej fioletowej jedwabnej bluzce. Czarne spodnie przylegały do jej zgrabnych nóg, zwieńczeniem ich były 10 centymetrowe krwiste szpilki.
- Pani też jest piękna ale za niska na modeling.- ocenił Jacykowski.
- Oh nawet o czymś takim nie marzyłam.- zaśmiała się pani Dammerig.
- Dobrze, wszyscy na miejsca.- do garderoby wpadł kierownik produkcji razem z asystentem.- Najpierw wchodzi pani, Szymon rozmawia a na mój znak przychodzi pan Jakub.
- Robi się.- odpowiedzieli unisono.
- Dzisiaj moim i państwa gościem będzie sexbomba roku. Przybyła z nikąd, świat musicalu padł do jej stóp. Musze przyznać całkiem zgrabnych i seksownych.
Rządzi, śpiewa zdobywa międzynarodowe nagrody. Czasami popada w konflikt z prawem. Sabina Dammerig.- krzyknął Szymon Majewski.
- To onaaaa to dyrektorka tego teatru maaaaa fajowski styl.- chórek na balkonie wyśpiewał do melodii z Upiora z Opery.
- Cześć Szymon.- podała rękę prowadzącemu, sadowiąc się na wielkiej pluszowej kanapie.
- Słyszałem że trzymasz męża w lochach?.- uśmiechnął się Majewski.
- To prawda.
- No ale on się tak pozwala? Zakuwasz go w pluszowe kajdanki i wiesz, biczyk i te sprawy.
- Przywiązuje go do organów, leję biczem i musi komponować.
- No to przynajmniej wiemy, dlaczego odnosi takie sukcesy.- sala zaśmiała się z miny prowadzącego.
- Siedziałaś w areszcie, dostałaś Oscara, masz dwójkę dzieci i czasami śpiewasz.
- Trochę w innej kolejności. Ale tak to prawda.
Wywiad trwał jeszcze chwilę, po czym Szymon wstał i zapowiedział drugiego gościa.
- Mroczny jak noc, ostry jak piła elektryczna marki Husqvarna. Kobiety mdleją na jego widok i marzą o jednej nocy. Jakub Draczyński.- istotnie żeńska część publiki westchnęła.
- Jakub Michał Draczyński, hrabia. Laski lecą na ten tytuł?- zapytał prowadzący, robiąc jedną ze swych zabawnych min.
- Wyłącznie na tytuł.
- Lubisz się napić? Bo z moich źródeł wynika że czasem lubisz sobie golnąć krwawą Mary.
- Czasami tak, ale później mam strasznego kaca.
- Po mieście chodzą plotki, że macie romans.?
- Mamy.- odpowiedzieli unisono. Majewski speszył się odrobinę patrząc na gości. Sabina wymieniła porozumiewawczy uśmiech z Draczynskim.
- Ty powiesz?- zapytała, trzepocząc rzęsami.
- Dobrze. No więc z mojego notatnika wynika, że mamy romans w każdy piątek i niedzielę. Czasami dochodzą inne dni, ale to tak na zamówienie.- uśmiechnął się
Rozmowa trwała jeszcze chwilę, na ekranie pojawił się duet braci Kaczyńskich a właściwie ich sobowtórów śpiewających duet Lucyfera i Samuela w upolitycznionej wersji.
- A teraz rozmowy w tłoku. Moim i panstwa gościem będzie najsłynniejsza para musicalowa w Polsce. Ewa i Uwe Kroeger.
- Dzień dobry Szynkusiu…pfu Szymusiu, witam państwa.- zaszczebiotała Sabina przebrana za Wiedźmę. – Karmelku przysuń się do mnie, bo nie dostaniesz batonika.
UWe- Jakub, przysunął się do żony.
Państwo od dawna są w koalicji, to znaczy w małżeństwie?
- No będzie dwa lata, prawda Ewciu? Tak dwa lata diety…- jęknął
- Diety! A chcesz wyglądać jak wieprzek! Do kudła mi z takim- ryknęła Sabina- Wiedźma
- Na udka kurczaka, gruszeczko uspokój się!- odpowiedział Uwe, poprawiając platynowe włosy.
- Jak tam pani nowe libretto, uwzględniła pani w nim małżonka?
- Ależ oczywiście zagra rolę karmelu, ciastka i czekolady.- odezwała się Wiedźma
- Trzy w jednym?- zapytał Szymon
- Tak a ja będę głodem i pragnieniem.- zaszczebiotała.
- Ale dlaczego ty mnie zawsze jesz!- prychnął udawany Uwe
- Bo tak!
- A ja chce zjeść ciebie!
Rozpoczęła się kłótnia, Wiedźma upadła na Uwe rozlewając jogurt truskawkowy.
- Widzą państwo koalicje spożywcze nie zawsze się opłacają.
Część 286
Prawdziwy Uwe przed telewizorem prychnął i nacisnął przycisk "eject". Płyta bezszelestnie wysunęła się odtwarzacza.
- Ja naprawdę zachowuję się jak taki cymbał? - zapytał ze złością, chowajac płyte do szuflady. Siedząca na kanapie Wiedźma pociągnęła tęgi łyk soku winogronowego, jednoczesnie przygladajac się wzburzonemu mężowi. Jego jasne oczy blyskały gniewnie, a kształtne usta zacisnęły się w wąską linijkę.
- Nie daruję im tego, takiego idiotę ze mnie zrobić. Z nas! - fuknął. - Dwoje pustaków, którym tylko żarcie na myśli!
Wiedźma westchnęla glęboko, odstawiła szklankę na stolik, podniosła się i podeszła do Uwe. Objeła go od tyłu, czując napięte pod cienka koszulą mięśnie.
- Oj już się tak nie wkurzaj - zamruczała. - To tylko durny program.
Uwe sapnął gniewnie, obrócił się na pięcie, omal nie wpadając na żonę i siadł w fotelu.
- I tak mi się to nie podoba - oznajmił. - Nie życzę sobie byc postrzegany jak kretyn.
Pani Kroeger przysiadla na poreczy i z czulością zmierzwila włosy małzonka.
- Bez obaw, mój książę - powiedziała. - wszyscy cię kochają. Ze mną na czele.
Pocałowała go w czoło. Rozchmurzył się nieco i wciągnął ją na swoje kolana.
- Poza tym - rzekła pani Kroeger, gładząc pierś małżonka. - W jednym mają rację.
Uwe uniósł brwi.
- Mianowicie? - zapytał.
- Mianowicie uwielbiam cię jeść! - oznajmiła i udała ze gryzie go w szyję. - Karmel, ciastko, czekolada, mrrrau!
Rozesmiał sie, wysokim, niemal dziecięcym cichotem.
- O nie, moja pani, teraz to ja będe jadl ciebie - powiedział i pocałował ją. - I żadnych diet!
- Dobra - zamruczała mu do ucha. - W dowód mej miłości masz u mnie cały karton batonów.
- A jak utyję?
- To i tak będziesz boskim księciem... z brzuchem.
Oleander z zapałem prasował sobie koszulę, którą mial wlożyć następnego dnia. Była niebieska, a więc podkreslała kolor jego oczu. Nucąc pod nosem z namaszczeniem ścigał wszelkie zmarszczki na gorsie, gdy jego telefon zapiszczał. Dawid podskoczył i przejechał sobie żelazkiem po środkowym palcu lewej dłoni.
- Aua! - zapłakał.
Odstawił żelazko, opatrzyl dłoń i niechętnie sprawdził telefon. To był esemes.
"Pysiulku mój słodki, może uda mi się wyjść na warunek. Cieszysz się? Zrobię dla ciebie zeberka w sosie barbecue! Kudełek"
Jeszcze dwa dni temu Oleander byłby cieszył się jak dziecko, teraz jednak jego myśli bez reszty zaprzątała Magda Jałowiec. Jalowiec, takie piękne nazwisko, rozmarzył się. Przywodziło na myśl kielbasę, dobry alkohol i pieczoną dziczynę... A jego właścicielka była niemal tak apetyczna, jak porcja pieczonej sarniny z borowikami.
- Magdaleeenoooo! - zawył głośno stary przebój grupy Vox. - O Magdaleeenooo!!!
Spod podlogi rozniosło się donośne stukanie. Najwyraźniej Wincenciakowa spod piątki, notabene wielka amatorka bigosu, który zdawała się gotować codziennie, miała Oleandrowi za złe ten mały koncert.
Nie przejmując się Oleander wrócił do prasowania, zastanawiając się jak by tu poderwać Magdę. To była twarda, reczowa dziewczyna i stara sztuczka z Upiorem Opery nie zadziałała. Gorzej, dostał od niej burę, zeby mu nie zawracała głowy.
Pięknie wyprasowana koszula zawisla na drzwiach szafy. Nucąc, Dawid wybierał tymczasem spodnie.
Dzwonek przy drzwiach zaterkotał ochryple. Oleander spojrzął na zegarek. Dochodziła dwunasta w nocy. Kto o tej porze...? Otworzył drzwi. Wysoki facet z burzą loków spojrzal na niego uderzająco niebieskimi oczyma. Z niedopiętej koszuli w prążki wyglądala mu bujnie owlosiona pierś. Za nim stała mocno umalowana kobieta z kedzierzawymi czarnymi włosami. Oleander odruchowo spojrzał na jej nogi i opięty czerwoną spódnicą tyłek. Niezła laska, pomyślał.
- Ty jesteś teatralną złota raczką, ta? - zapytał facet z wlosami. - Mamy do ciebie interes. Można?
Nie zastanawiając się co robi, Oleander wpuścił ich do środka.
- No, milutkie mieszkanko - ocenila kobieta. Miała zaskakująco niski głos. Oleandrowi przypomnialo się że widzial ja w teatrze. Nazywała się Furter, czy jakoś tak.
- Chcesz trochę dorobić? - zapytał mężczyzna. Oleander pokiwał głową. - No to mnie teraz posłuchaj. Tylko pamiętaj, morda w kubeł. Jeśli coś komuś powiesz, to cię znajdę i zrobię z ciebie mielone. Jasne?
Oleander przełknął ślinę. Własciwie to nigdy nie przepadał za mielonymi.
Część 287, Sabcinowa:
[18:49:57] Sabcin: Mate biegł korytarzem spóźniony ponad dwadzieścia minut. Dzisiaj miał odbyć się casting do nowego musicalu Serce z kamienia. Wpadł na salę, przy stoliku zasiadła Sabina z Erikiem oraz Wiedźma.
- Mate, gdzies ty łaził? Widzisz która jest godzina?- librecistka postukała palcem w zegarek.
- Przepraszam za spóźnienie, korki były.- odpowiedziała siadając obok dyrektorki.
- Korki? Przecież mieszkacie dziesięć minut od teatru. My przyjechaliśmy spod miasta i jakoś nie widziałam korków.- Sabina popatrzyła na Węgra, który zaczął się nerwowo kręcić.
- Oj dziewczyny dajcie mu spokój. – wtrącił się Erik.- To co już ustaliliśmy?
- Bohuna zagra Thomas na zmianę z Jakubem , Wołodyjowskiego na zmienę Uwe i Janusz Radek, Skrzetuskim zostanie Janusz Kruciński, nie mamy Heleny.- odczytała z kartki Wiedźma.
- No i naturalnie potrzeba nam całą reszte, Wiedźma ma wytyczne, ustalili to z Erikiem.- odpowiedziała Sabina.
- A Aga? Dlaczego ona nie zagra Heleny?- dociekał reżyser.
- Aga, jest przemęczona nie może grać we wszystkim, Thomas też zastrzegł że Jakub będzie pierwszoskładowym Bohunem, mają bardzo dużo obowiązków. Istnieje też coś takiego jak życie prywatn, mój kochany.- Wiedźma wygłosiła jedno ze swoich kazań. Dyrektorka z mężem zachichotali, Mate poczuł że robi się wściekły.
- Skoro tak sobie życzy pani piasarka to dobrze, niech tak będzie. – odpowiedział.
Do sali weszła pierwsza starająca się o rolę Heleny, później było jeszcze kilka, lecz żadna nie sprostała zadaniu.
-Matko, nigdzie nie ma baby nadającej się na Helene?- jęknęła Sabina.
- Widocznie, jest jeszcze ktoś?- zapytała Wiedźma.
- Amber Logan.- wyczytał Erik z kartki.
- Logan? Angielka czy Amerykanka?- zapytała małżonka.
- Amerykanka z tego co mi wiadome.- odpowiedział.- Poprosimy pania Amber Logan.
Amber była wysoką szczupłą brunetką. Długie włosy uczesałą w kucyk, perfekcyjnie wymalowana z mówiła świetnie po polsku. Posiadała dobrze wyszkolony sopran, panowie od razu ją zaakceptowali. O ile Erik wziął nacisk na głos o tyle Mate, kręcił się na krześle pożerając pannę Logan wzrokiem. Zawodowo głos Amber był świetny, prywatnie jednak miała w sobie coś takiego co nie przypadło do gustu ani dyrektorce ani librecistce.
- Co o niej sądzicie?- zapytała Wiedźma
- Dobra ale szału nie widzę. No i jest ładna.- odpowiedziała Sabina.
- Dobrze śpiewa to jest najważniejsze no i musze przyznać dobrze wygląda.- odpowiedział Erik.
- Tylko dobrze kochanie?- dociekała żona.
- Czuję igiełke zazdrości, kochanie.- Erik uśmiechnął się szatańsko.
- Oj chciałam sprawdzić czy ci się podoba, brunetka wysoka. Twój typ jak nic.
- Ale mężczyźni rzadko kiedy wychodzą za swoje fantazje.- mruknęła Wiedźma.
- A skąd ty tak dobrze znasz mężczyzn? – zakpił Mate.- Znalazła się ekspertka.
- Spokój! Mamy ocenić ją fachowo a zaraz się pobijemy.- uniósł się władczo Erik.- Łapa w górę, kto głosuje za.
Ręce podnieśli wszyscy.
- Przegłosowane, kończymy bo jestem głodna.Wybaczcie.- Sabina pobiegła do bufetu.
- Tak się składa że ja też bym coś przekąsiła.- Wiedźma wyszła za przyjaciółką.
Ogłoszenie parafialne. Z dniem dzisiejszym kończy się moja historia z Upiorem. Kończy się na filmwebie, gdyż z powodu mojego ciężkiego zaburzenia pisowni i gramatyki a szczególnie interpunkcji to co piszę( nie mówię tu o częściach Wiedźmy) staje się nieczytelne i pozbawione sensu.
Bardzo mi przykro, że nie mam wystarczających kompetencji i możliwości żeby dorastać do jakiegokolwiek poziomu literackiego i to męczy czytelników.
Niestety dysleksji nie da się pozbyć, pomimo moich usilnych starań.
Dziękuję za uwagę i kilka miesięcy czytania.
Pozdrawiam Sabina
VETO!!! Wcale nikogo nie męczy, wręcz przeciwnie, rzesze czytelników czekają na kolejne odcinki! Wszystko jest jasne i czytelne, i nie ma co się poddawać! Głowa do góry i do przodu! Wszyscy czekają.
POdpisuję siępod tym!! Historia jest świetna!! Nie przerywaj pisania!! Szczerze mówiąc ja tam błędów nie zauważam. Nikt się nie męczy, jest super!!
jak dla mnie to jesteś geniuszem
błędy? jakie błędy?
nawet jeśli są to nikt ich nie zauważa
mój wykładowca nie mówił "r" a inny się jąkał ale jak mówili to nikt nawet nie zwrócił na to uwagi bo to co mówili było ważniejsze i ciekawsze. Studenci zapytani o ich wady robili zdziwione miny bo nikt nawet o tym nie zauważył tego.
Ważne jest nie poddawać się i wierzyć w siebie.
PS. my chcemy opowiadanie, które jest niesamowite i nie do pobicia. Wierzę w ciebie.
Ja także, wręcz żądam Twoich części. Nie zauważyłam żasnych nieskładności, a czytam Was od początku. Naprawdę nie mam pojęcia o co chodzi, ale wcale mi się to nie podoba... Piszcie dalej RAZEM, bo jak nie, to ta historia nie będzie już taka sama. Proszę...
Część 288
Po drodze minęły Magdę Jałowiec i drepczącą za nią górę kostiumów na oleandrzych nogach. Magda i zwal tkanin weszli do szwalni.
- Bardzo ci dziękuję, Dawidzie - powiedziala aprobujaco dziewczyna. - Zawieś je na stojaku.
Góra kostiumów sapnęła i zaczęła się powoli zmniejszać. Po chwili odzież wisiała na stojaku, a na świat boży wyjrzał nieco czerwony i potargany Dawid Oleander.
- Ja ci zawsze chętnie pomogę - powiedział, usilnie ukrywając zadyszkę. Przygładził ręką zmierzwione włosy. - Jak mnie potrzebujesz to tylko tego no, zawołaj.
Magda uśmiechnęla się. W jej śmietankowych policzkach utworzyły się dołeczki, co doprowadziło Dawida niemalże do nirwany.
- Jesteś śliczna - wyrwało mu się. Poczerwieniał jak burak.
- A ty bardzo miły - odpowiedziała.
Dawid milczał, wpatrując się w nią jak w obraz święty. Z przejęcia zapomniał nawet że jest głodny.
- No idź już, pewnie masz dużo roboty - Magda zdjęła z wieszaka czerwoną taftową suknię.
Oleander caly w skowronkach wyplynął na korytarz. Sam nie wiedział dlaczego, ale chciało mu się krzyczec i spiewac, a może nawet tańczyć.
- Panie Dawidzie - Uwe wystawił złotą głowę z garderoby. - Niech pan skoczy do garderoby Draczyńskiego, bo coś mu nawala w elektryce. Aaa i Thomas pana szukał, klimatyzacja znowu padła u niego.
Dawid kiwnął głową. Zabrał ze schowka swoją skrzynkę z narzędziami i poszedł do garderoby Draczyńskiego. Wlazl na stołek i jął grzebać w klimatyzatorze. Jakub siedział przed lustrem, nakładając charakteryzację, co zawsze robił sam. Oleander usiłował panować nad sobą, potrzeba uzewnętrznienia emocji okazała się jednak silniejsza.
- Weź ją, wchłoń ją, przeczuj jej rozmiaaaryyy...! - ryknął.
Trzymająca szminkę dłoń Draczyńskiego drgnęła, rysując krechę przez policzek aż do ucha.
- Panie Oleander! - ryknął Jakub, z trudem postrzymując się od wypuszczenia kłów.
- Przepraszam - odparł Dawid bez cienia skruchy. - Tak mi się śpiewnęło. Panu się nigdy nie..?
Draczyński wbił mordercze spojrzenie w Oleandra. W jego oczach migotały krwawe blyski. Dawid zbladł i oprzytomniał, gwałtownie wybity z endorfinowej chmury.
- Ja... znaczy przepraszam - bąknął, gorliwie zajmując się klimatyzatorem.
Tymczasem Zena skończyła rozstawiac sprzęt na widowni i postanowiła cos zjeść. Była najwyższa pora na lunch. Za kulisami mignęła jej jasna głowa Mate. Rezyser, z plikiem papierzysk pod pachą, wypadł na korytarz.
- Może skoczymy coś zjesć? - zapytała, doganiając go. - Jest taka świetna knajpka z francuskim żarciem niedaleko.
Mate podrapał się w potylicę.
- Eee... Wiesz, nie baardzo mogę. Musze coś pilnie... eee... z Wiedźmą omówić. Nowy projekt robimy, wiesz, Sycylijczyka... Koniecznie muszę z nią pogadać!
Wzruszyła ramionami.
- No trudno - powiedziała. - Nie wiesz co tracisz. Zobaczymy się wieczorem.
- Ach, tak - Mate ruszył z kopyta, jakby ścigały go wilki.
Część 289
Ostatni wieczór sierpnia był wyjątkowo upalny. Kraków tętnił życiem, podobnie jak wszystkie jego kawiarnie i puby. Zagraniczni turyści oblegali restaurację w Rynku, zaś co ciekawsi zapuszczali się w ciemne uliczki Kazimierza. Do jednej z kamienic przy ulicy św Wawrzyńca zadzwonił mężczyzna w czerni. Brzęknął domofon, po czym drzwi otworzyły się wpuszczając nieznajomego na klatkę schodową.
- Dobrze że jesteś. – z mieszkania na pierwszym piętrze wyłonił się inny mężczyzna. Przyciemniane okulary zasłaniały mu oczy.
- Przecież wiedziałeś, że przyjdę.- odpowiedział mu gość wchodząc do mieszkania. Z kieszeni spodni wyciągnął torebeczkę z sypką zielonkawą substancją.
- Nie wierzę nikomu dopóki nie dostane tego czego od was oczekuję. – wyciągnął rękę po proszek. Rozmówca schował pospiesznie substancję do kieszeni spodni.
- Szmal, inaczej nici z toxykodrilu.- uśmiechnął się, ukazując idealnie równe zęby.
- Proszę, dwadzieścia tysięcy jak mnie prosiłeś. Czy on będzie miał przez to nieprzyjemności?- zapytał
- Wpierdolą go do kicia na kilkanaście lat. Bądź spokojny. A teraz coś ci powiem.- pochylił się.- Nie widziałeś mnie i nic ode mnie nie dostałeś. Kapujesz?
- Kapuję. I dzięki.
- Nie dziękuj. Jeśli coś spierdolisz, jesteś martwy.- to powiedziawszy bezszelestnie opuścił mieszkanie, zostawiając klienta ze swoim zakupem.
- Mam to! Zapamiętają dzień w którym weszli mi w drogę!- zarechotał obleśnie, po czym ucałował cenną torebeczkę.
W salonie państwa Kroeger włąśnie trwało przyjęcie. Uwe bylował pomiędzy gośćmi w stalowoszarej marynarce oraz dobranej pod kolor oczu koszuli. Goście połączyli się w grupki. Przyszłe mamy, zasiadły na kanapie, omawiając sprawy związane z ciążą. Okrąglutka Carmen w wiśniowej sukience, posłała swojemu małżonkowi całusa.
- Ale ten Grzesiek się zmienił.- zaśmiała się Marta. Codziennie opowiada, że już nie może się doczekać narodzin córci.
- Wpadł w zakupoholizm. Jeszcze nie przeprowadziliśmy się do nowego domu, a on kupuje i kupuje. Wczoraj przytargał wielkiego pluszowego niedźwiakda z czerwoną kokardką. – uśmiechnęła się Carmen.
- Zupełnie jak Uwe. Jak nosiłam bliźniaki,latał codziennie na zakupy. – odpowiedziała dumna Wiedźma, popijając sok bananowo- porzeczkowy.
Sabina przeprosiła przyjaciółki, po czym dyskretnie rozsuwając szklane drzwi wyszła na taras. Wciągnęła w płuca rześkie nocne powietrze. Czuć było nieubłagalnie zbliżającą się jesień. Popatrzyła w rozgwieżdżone niebo, zagłębiając się w labirynt po środku którego stała altanka z kamienna ławką. Przysiadła wsłuchując się w szum pobliskiego lasu.
- Oglądaliście Sopot Festiwal?-zapytał Janusz Radek pociągając łyk czerwonego wina.
- Zasnąłem po godzinie, jak wyszła ta wasza gwiazdka Dioda.- odpowiedział Uwe. – Co za durne dziewuszysko. A jaki ma paskudny błyszczyk!
- A przypadkiem nie była z Thomasem w Kiczu, ostatnio?- zapytał Janusz Kruciński
- Była, była. Biła się z London Tipton. – zaśmiał się Grzesiek.
- Pan to ma dobrze, panie Thomasie. Laseczki się o pana bija.- Dominik Paciorkowski poklepał Borcherta po plecach, robiąc przy tym smętną minę.
- Oddałbym ci wszystkie. Czasami mam tego dość.- mruknął
- Tobie żadna kobiety nie uszkodziła. Dobrze, że zdąrzyłem Iwettę zwampirzyć.- dołączył się Jakub.
- Jesteś nienasycony i tyle. – stwierdził Erik, rozglądając się po salonie.- Widzieliście Sabinę? Mam nadzieję, że nie wyszła na dwór. Przeziębi się.
- Przecież jest ciepło. Spokojnie chłopie, ciąża to nie choroba a ty nie pierwszy raz czekasz na dziecko.- zachichotał Uwe.
- Ona się zbyt przemęcza. Nie pozwoliłem jej prowadzić samochodu, lepiej żeby nie szarżowała po drogach.
- Boże Dammerig, czy tobie coś odbija ostatnio? Ona jest pełnoletnia a ty jesteś jej mężem a nie ojcem.- Janusz Radek postanowił dać mu dobrą radę.
- Ona jest nieodpowiedzialna jeśli chodzi o swoje zdrowie. Idę jej szukać.- wybiegł do ogrodu.
- Zwariował jak nic. Może zamknie ją w domu, żeby się nie męczyła?- zapytał Uwe. Panowie pokiwali z politowaniem głowami.
Pochłonięta rozmyślaniem Sabina nie zauważyła, że zanosi się na burzę. Wiatr unosił opadłe z drzw liście, obracajc nimi w powietrzu w podniebnym tańcu. Z oddali słychać było pomruk, zwiastujący nadejście żywiołu. Z początku cichy niczym mruknięcie kota, z biegiem czasu nabierający mocy.
Myśli kobiety odpłynęły do miejsc i zdarzeń nie związanych z jej obecnym życiem. Jej rodzinne miasto, przyjaciele, małe przyjemności. Na te kilkanaście minut stała się znowu, wesoła dziewczyną, której kłopoty owszem trzymały się, ale zawsze spadała na cztery łapy.
Jeszcze pięć lat temu w ostatnią noc wakacji dobrze bawiła się na zwykłych działkowych zabawach. Przed oczami wizualizowali się kolejno przyjaciele i znajomi. Niektórych nie widziała od czasu przeniesienia się do Krakowa, inni odzywali się sporadycznie.
- Za to żeby nasze dzieci miały pięknych i bogatych rodziców!- Ciemnowłosa młoda dziewczyna stuknęła się ze swoimi znajomymi. Towarzystwo zachichotało, ktoś w rogu przestronnego błękitnego pokoju rozlał sok.
- I żebyśmy byli szczęśliwi.- dodała druga osoba.
- Obyśmy byli tacy wiecznie.- uśmiechnął się ktoś inny.
- Nigdy nie będziemy bogaci.- blondynka w kolorowej bluzce trącneła wznoszącą toast.
Umysł niczym projektor filmów pokazywał różne wspomnienia. Jedne zabawne, drugie zaś podniosłe i w końcu te gorzkie o których chciałoby się zapomnieć.
Piorun uderzył gdzieś blisko, błyskawica rozświetliła niebo w chwili gdy Sabina otworzyła oczy. Po chwili słychać było ogłuszający ryk a z nieba spadł rzęsisty deszcz. Zasłona wody przesłoniła wszystko naokoło. Coś zaszeleściło na żwirowej ścieżce zza rogu do altanki wpadł przemoknięty Erik. Morka koszula lepiła się do muskularnego ciała, ciemne loki przesłaniały oczy. Odgarnął kosmyk, wpatrując się w żonę ze złością.
- Dlaczego tu tak ślęczysz? Nie słyszałaś burzy?- zapytał, górując nad nią niczym posąg greckiego boga wojny.
- Poszłam się przejść. Zamyśliłam się i burza mnie zaskoczyła.- odpowiedziała nad wyraz spokojnie.
- Martwiłem się o ciebie. Jesteś w ciąży nie powinnaś marznąć na deszczu.
- Nic mi nie będzie, przecież nie jestem morka.
- Jesteś nieodpowiedzialna. W poniedziałek nie idziesz do pracy, musisz odpocząć w domu.- Erik zacisnął usta w geście zdecydowania.
- Mam masę roboty a przecież wiesz że Marta tez jest w ciąży. Daj spokój! Nie jestem dzieckiem.- odpowiedziała na atak.
- Nie! Zatrudnimy kogoś do pomocy na okres kiedy dyrekcja jest na macierzyńskim.
- Nie będę o tym z tobą dyskutować.- ucięła dyskusję.
- Zobaczymy.
Pogrążyli się w ciszy nie zapowiadającej nic dobrego.
Część 290
Pani Merywil upiła łyk herbaty, uważając by nie powalać szminką szklanki.
- Ale pani Goździkowa, tej pani siostrzenicy ktoś powinien do rozsądku przemówić - powiedziała. - Kto to widział, tak z cyckami na wierzchu latać? Wszystkie chłopy już się oblizują jak do sperki.
Gożdzikowa przełknęła kęs bułki z serem.
- Pani kochana, a czy to młodzi teraz nas, starych słuchać chcą? - westchnęla. - Mówiłam jej "Zakryj się, dziewczyno", a ona swoje. Dzisiaj rano to nawet pan Dominik tak się zapatrzył, że na futrynę wpadł i guza sobie nabił.
- Starych? - żachnęła się Wintermina. - Pani mówi za siebie, ja tam stara nie jestem. Dojrzała kobieta, tak mi Geraldzik powtarza.
Odgryzla koncami zębów kawalek kabanosa.
- A pan Dawid to juz całkiem świata za Magdą nie widzi - powiedziała, żując. - Nawet jeść przestał, tylko te marchewki, i na siłownię karnet wziął. Nie wiem co to z nim będzie, a taki piękny chłopak... Postawny...
- Bałamutka z tej Magdy- orzekła stanowczo Goździkowa.
Bałamutka tymczasem szła korytarzem, klaniając się przechodzącym aktorom.
- Nie gap się - Aga trąciła Borcherta pod żebro.
Thomas oderwał spojrzenie od dekoltu Magdy i uniósł brew.
- To zacznij nosić takie dekolty - rzekl uśmiechając się. - Nie będę musiał się rozglądać na boki.
- Zacznę - oznajmiła Aga. - Jesli ty przestaniesz zapinać się pod szyję. Też chcę mieć co pooglądać.
Edward Hajduk z wielką przyjemnoscią ujrzał zbliżające się ku niemu krągłości w pokaźnym dekolcie. Ten widok był niczym miód na jego zbolałą i wściekłą duszę. Spojrzał na nie łasym wzrokiem drapieżcy, potem spojrzał dziewczynie w oczy uśmiechajac się. Odwzajemniła uśmiech i zniknęła w szwalni.
Tymczasem Hajduk, jak miał w zwyczaju bez pukania, wszedł do gabinetu dyrektorki.
- Co z tym waszym Zimińskim? - zapytał. - Palanty z Agencji Bezpieczeństwa Biochemicznego zamknęły mi laboratorium i zabrały sprzęt. Jestem uziemiony!
Sabina podniosła wzrok znad papierów.
- Wiedźmy pytaj, Hajduś - odparła. - Ona z nim gadała.
- Gówno mnie obchodzi kto gadał - wybuchnął. - Chcę mieć wreszcie spokój i móc wrócić do pracy! Oni niszczą moją robotę!
- Hajduś, uspokój się - dyrektorka podniosla się z krzesła. - Damy sobie radę, żaden Śledź nam bruździł nie będzie.
Hajduk przechadzał się nerwowo po gabinecie, mierzwiąc swoje wspaniałe włosy.
- Łatwo ci mówić - burknął. - To nie tobie rozpierdalają dzieło życia, tylko mnie i Frankowi! Gdybym wiedział gdzie ten kutasina sie ukrywa, to skręciłbym mu kark!
Usiadł na krawędzi biurka i spuścił głowę.
- Nie mam dostawców, nie mam sprzętu, nie mam laboratorium - wyliczył z goryczą. - nic, kurwa, nie mam!
Odgarnęła gęstą zasłonę jego włosów.
- Odzyskasz wszystko, bez obaw. Już moja w tym głowa. Przeciez gdyby nie ty to bym teraz siedziała w pace...
Hajduk popatrzyl na nią oszalamiająco błękitnymi oczyma. Tkwili tak przez chwile w bezruchu, potem przyciągnał ją do siebie i pocalował w usta, głęboko, ze zwierzęcym pożądaniem i namiętnością.
Część 291
- Myślę, że powinieneś już iść.- odpowiedziała słabo, chowając się za biurkiem.
- Tak, pójdę już.- wyszedł pospiesznie, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Usiadła ciężko na skórzanym fotelu dotykając opuszkami palców warg.
Co ja zrobiłam? To pytanie dźwięczało w jej głowie. Musiała przyznać Hajduk był niezwykle pociągającym mężczyzną. Jego gwałtowna natura zniewalała kobiety. Brał co chciał nie patrząc na konsekwencje. Zupełnie nie mogła skupić się na pracy, rozpamiętując miniony pocałunek.
Tymczasem Mate, pospiesznie skończył próbę. W drodze do wyjścia natknął się na Aleksa i Martę. Państwo Bohuniewicz, przytuleni szli do gabinetu wicedyrektorki.
- Gdzie tak pędzisz? Już po próbie?- Marta popatrzyła na reżysera w pośpiechu chowającego dokumenty do torby.
- Eee tak. Na dzisiaj koniec. Spieszę się na ważne spotkanie.- odpowiedział lekko speszony.
- A rozumiemy.- w oczach Aleksa można było dostrzec błysk przekory. – Chcesz pobyć z Zenką. – przepuścił małżonkę do jej gabinetu.
Węgier wsiadł w samochód pędząc w kierunku centrum. Zaparkował pod jednym z hoteli, po czym przeszedł do recepcji. Winda zawiozła go na ostatnie piętro, skręcił w pierwszy korytarz otwierając drzwi kartą magnetyczną.
- Mate!- coś czerwonego sfrunęło z łóżka rzucając się na mężczyznę. Kobieta obsypała jego twarz drobnymi pocałunkami. Pocałował ją zachłannie mocując się z krwistą sukienką kochanki. Pieszcząc się wylądowali w pościeli, oddając się grzesznej miłości.
Po wykąpaniu bliźniaków, Wiedźma z Uwe rozsiedli się na kanapie w salonie. Gwoli ścisłości Uwe leżał a Wiedźma na nim.
- Jak to dobrze tak sobie siedzieć i o nic się nie martwić.- mruknął zadowolony. Małżonka wsunęła mu do ust czekoladkę.
- Ja też jestem szczęśliwa mój księciuniu ukochany. – odwróciła się całując go w umazane czekoladą usta. Całowali się smakując czekoladkę z nadzieniem pistacjowym. Niespokojnie zdzierali z siebie odzienie, obdarzając się coraz śmielszymi pieszczotami. Uwe podniósł się razem ze swoim kochaniem i pospiesznie udał się do biblioteki. Kopniakiem pchnął uchylone wcześniej drzwi, wchodząc do środka. Posadził naga Wiedźmę na dębowym biurku, po czym jednym szybkim ruchem zrzucił zawartość na ziemię. Kartki niczym białe mewy zatańczyły w powietrzu, by osiąść gładko na ziemi. Wiedźma zakleszczyła biodra Uwe
No żesz kurde bela. Źle się wkleiło.
Poprawiony rozdział 291
Po chwili odskoczyli od siebie jak oparzeni. Kobieta dotknęła dłonią nabrzmiałych warg patrząc Edwardowi prosto w oczy.
- Myśle że powinieneś już iść.- odpowiedziała słabo, chowając się za biurkiem.
- Tak,pójdę już.- wyszedł pospiesznie, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Usiadła ciężko na skórzanym fotelu dotykając opuszkami palców warg.
Co ja zrobiłam? To pytanie dźwięczało w jej głowie. Musiała przyznać Hajduk był niezwykle pociągającym męzczyzną. Jego gwałtowna natura zniewalała kobiety. Brał co chciał nie patrząc na konsekwencje. Zupełnie nie mogła skupić się na pracy, rozpamiętując miniony pocałunek.
Tymczasem Mate, pospiesznie skończył próbę. W drodze do wyjścia natknął się na Aleksa i Martę. Panstwo Bohuniewicz, przytuleni szli do gabinetu wicedyrektorki.
- Gdzie tak pędzisz? Już po próbie?- Marta popatrzyła na reżysera w pośpiechu chowającego dokumenty do torby.
- Eee tak. Na dzisiaj koniec. Spiesze się na ważne spotkanie.- odpowiedział lekko speszony.
- A rozumiemy.- w oczach Aleksa można było dostrzec błys przekory. – Chcesz pobyć z Zenką. – przepuścił małżonke do jej gabinetu.
Węgier wsiadł w samochód pędząc w kierunku centrum. Zaparkował pod jednym z hoteli, po czym przeszedł do recepcji. Winda zawiozła go na ostatnie piętro, skręcił w pierwszy korytarz otwierając drzwi kartą magnetyczną.
- Mate!- coś czerwonego sfrunęło z łóżka rzucając się na mężczyznę. Kobieta opsypała jego twarz drobnymi pocałunkami. Pocałował ją zachłannie mocując się z krwistą sukienką kochanki. Pieszcząc się wylądowali w pościeli, oddając się grzesznej miłości.
Po wykąpaniu bliźniaków, Wiedźma z Uwe rozsiadli się na kanapie w salonie. Gwali ścisłości Uwe leżał a Wiedźma na nim.
- Jak to dobrze tak sobie siedzieć i o nic się nie martwić.- mruknął zadowolony. Małżonka wsunęła mu do ust czekoladkę.
- Ja też jestem szczęśliwa mój księciuniu ukochany. – odwróciła się całując go w umazane czekoladą usta. Całowali się smakując czekoladkę z nadzieniem pistacjowym. Niespokojnie zdzierali z siebie odzienie, obdarzając się coraz śmielszymi pieszczotami. Uwe podniósł się razem ze swoim kochaniem i pospiesznie udajał się do biblioteki. Kopniakiem pchnął uchylone wcześniej drzwi, wchodząc do środka. Posadził naga Wiedźmę na dębowym biurku, po czym jednym szybkim ruchem zrzucił zawartość na ziemię. Kartki niczym białe mewy zatańczyły w powietrzu, by osiąść gładko na ziemii. Wiedźma zakleszczyła biodra Uwe
swoimi nogami. Zarzuciwszy mu ręce na szyję, pocałowała go zachłannie. Dotykał rękami jej włosów, przesypując je między palcami.
Część 293
Kudelek nerwowo przechadzał się po celi. Przed chwilą pozwolono mu zadzwonić do Oleandra, ale ten okazał się zupełnie niewdzięczny.
- Wychodzę za tydzień, pączulku. W środę. - zagruchał były dyrektor w słuchawkę. - Mam nadzieję że mnie odbierzesz...
- Eeee - odpowiedział inteligentnie Oleander. - No chyba nie mogę. Późno kończę w teatrze, a potem obiecałem Magdzie że nareperuję kran u jej babci, bo cieknie.
- Magdzie? - Kudełek nie wierzył własnym uszom. - Jakiej Magdzie, roladko?
- No Magdzie Jałowiec, w teatrze pracuje - odparł niezmieszany Dawid. - Wiesz jakie ona śliczne kostiumy szyje?
Eksdyrektor milczal przez chwilę.
- Zrobiłem z ciebie gwiazdę - zazgrzytał. - Karmiłem cię, robilem masażyk plecków, dawałem ci każdą rolę. A ty rzucasz mnie dla pary cycków?! Niewdzięczniku!
- Ale Kudełku, czekaj! - zreflektował się Dawid. - Potem możemy na kolacyjkę iść, jak już tego, naprawię ten kran.
- Nie mam kasy - odparł Kudełek cierpko.
- Ja mam, mogę postawić - zaofiarował się Oleander. Kępka-Kudełek zaniemówił.
Teraz chodził po celi dumając nad tym wszystkim. Oleander się zmienił i to bardzo. Gdzież się podział jego pulchny ptyś, kto mu zrobił takie pranie mózgu? Dlaczego?!
Pod tylnymi drzwiami teatru jak zwykle panował tłok. Aktorzy przystawali, fotografujac się z fanami i rozdajac autografy.
- Ty, chodź do Borcherta, on jest w dechę! - blondyneczka w rózowej bluzie z kapturem pociągnęła swoją kolezankę, krotko ostrzyżoną szatynkę za rękę. - I ta jego zona też fajna, a jak ślicznie śpiewa!
Szatynka kiwnęła głową.
- W zeszłym tygodniu to nawet z nią gadałam - powiedziała. - Mówiła, że na naukę spiewu zbierała zrywajac maliny. Równa jest, nie to co ta pisarka.
Blondynka zachichotala, przepychając się przez tłum w kierunku oblężonych Thomasa i Agi.
- Kroegerowa ma chyzia na punkcie swojego Uwe - powiedziała. - Pilnuje go jak jaka nawiedzona. Tylko brakuje zeby mu obrożę włożyła i na smycz wzięła.
Państwo Dammerig wyszli z teatru. Erik prowadził milczącą i nieswoją dyrektor za rękę.
- Możemy prosić autograf? - z tłumu wyciagnęły się ręce zbrojne w dlugopisy i kartki papieru.
- Nie dzisiaj - odparł Erik stanowczo.
- Pani Sabina może? - fani nie ustępowali.
- Pani Sabina jest zbyt zmęczona. Idziemy, kochanie.
- Nie traktuj mnie jak jakiego bezmózga! - warknęła Sabina, wsiadając do samochodu.
- Jesteś przemęczona - rzekł pobłażliwie Erik. - No i te hormony...
- Co hormony, mózg mi wyżarły? - zapieniła się.
- Dobrze dobrze, przyjedziemy do domu, położysz się do łóżka... Zrobię ci herbatki.
Sabina sapnęła niczym nadjeżdżajaca lokomotywa.
- Ja nie mam sześciu lat - oznajmiła dobitnie. - Nie traktuj mnie w ten sposób.
- Co cię ugryzlo? - zdziwił się.
Szlaban przy wyjeździe z parkingu uniósł się powoli. Na środek jezdni wyszedł spokojnym krokiem Hajduk. Erik zahamował gwałtownie.
- Oszalałeś?! - zapytał, gdy Hajduk wetknął głowę przez okno od strony pasażera.
- Wyluzuj, Dammerig - rzekł Hajduk. - Franuś do was wpadnie, po drodze do Wiedźmy. Zadzwońcie zanim co do Zimińskiego, dobra?
- Jasne - odparła Sabina. Ich oczy spotkały się na chwilę, potem dyrektor opuściła głowę, rumieniąc się. Hajduk uśmiechnął się szelmowsko i cofnął glowę z okna.
Erik spojrzał podejrzliwie na żonę. W drodze do domu nie zamienili ani słowa.
Wykąpana i pachnąca Zena, spowita w turkusowy jedwabny szlafroczek wyłoniła się z łazienki. Podeszła do Mate, ktory lezał w łóżku, pochłonięty pisaniem esemesa, i postawila stopę na pościeli , podtykając mu gładką, zgrabną nogę niemal pod nos.
- Blondasku - rzekła władczo. - Odłóż ten telefon.
- Zaraz, kochanie - odparł Mate z roztargnieniem, usmiechając się do urządzenia głupkowato.
Zenie zrobiło się niewygodnie, zabrala więc nogę z łożka i sama usiadła na jego krawędzi. Powiodła palcem po obnazonym torsie Węgra.
- Czekam na ciebie - rzekła znacząco.
Mate odłożył telefon i popatrzył na dłoń wędrującą po jego piersi.
- Wiesz, ja yyy... no nie mam siły - powiedział. - Chyba się przepracowałem i tego, glowa mnie boli. Naprawdę, kochanie, nie dzisiaj.
- Nie kochaliśmy się od tygodnia - nastroszyła się Zena.
- Naprawdę, jestem wykończony - Mate popatrzył błagalnie. - Sabina orze we mnie jak w wołu...
Zena prychnęła i powędrowała na swoją stronę łóżka.
Jeszcze raz poprawiony rozdział 291!!!!!!!!
Po chwili odskoczyli od siebie jak oparzeni. Kobieta dotknęła dłonią nabrzmiałych warg patrząc Edwardowi prosto w oczy.
- Myśle że powinieneś już iść.- odpowiedziała słabo, chowając się za biurkiem.
- Tak,pójdę już.- wyszedł pospiesznie, zostawiając ją samą ze swoimi myślami. Usiadła ciężko na skórzanym fotelu dotykając opuszkami palców warg.
Co ja zrobiłam? To pytanie dźwięczało w jej głowie. Musiała przyznać Hajduk był niezwykle pociągającym męzczyzną. Jego gwałtowna natura zniewalała kobiety. Brał co chciał nie patrząc na konsekwencje. Zupełnie nie mogła skupić się na pracy, rozpamiętując miniony pocałunek.
Tymczasem Mate, pospiesznie skończył próbę. W drodze do wyjścia natknął się na Aleksa i Martę. Panstwo Bohuniewicz, przytuleni szli do gabinetu wicedyrektorki.
- Gdzie tak pędzisz? Już po próbie?- Marta popatrzyła na reżysera w pośpiechu chowającego dokumenty do torby.
- Eee tak. Na dzisiaj koniec. Spiesze się na ważne spotkanie.- odpowiedział lekko speszony.
- A rozumiemy.- w oczach Aleksa można było dostrzec błys przekory. – Chcesz pobyć z Zenką. – przepuścił małżonke do jej gabinetu.
Węgier wsiadł w samochód pędząc w kierunku centrum. Zaparkował pod jednym z hoteli, po czym przeszedł do recepcji. Winda zawiozła go na ostatnie piętro, skręcił w pierwszy korytarz otwierając drzwi kartą magnetyczną.
- Mate!- coś czerwonego sfrunęło z łóżka rzucając się na mężczyznę. Kobieta opsypała jego twarz drobnymi pocałunkami. Pocałował ją zachłannie mocując się z krwistą sukienką kochanki. Pieszcząc się wylądowali w pościeli, oddając się grzesznej miłości.
Po wykąpaniu bliźniaków, Wiedźma z Uwe rozsiadli się na kanapie w salonie. Gwali ścisłości Uwe leżał a Wiedźma na nim.
- Jak to dobrze tak sobie siedzieć i o nic się nie martwić.- mruknął zadowolony. Małżonka wsunęła mu do ust czekoladkę.
- Ja też jestem szczęśliwa mój księciuniu ukochany. – odwróciła się całując go w umazane czekoladą usta. Całowali się smakując czekoladkę z nadzieniem pistacjowym. Niespokojnie zdzierali z siebie odzienie, obdarzając się coraz śmielszymi pieszczotami. Uwe podniósł się razem ze swoim kochaniem i pospiesznie udajał się do biblioteki. Kopniakiem pchnął uchylone wcześniej drzwi, wchodząc do środka. Posadził naga Wiedźmę na dębowym biurku, po czym jednym szybkim ruchem zrzucił zawartość na ziemię. Kartki niczym białe mewy zatańczyły w powietrzu, by osiąść gładko na ziemii. Wiedźma zakleszczyła biodra Uwe
swoimi nogami. Zarzuciwszy mu ręce na szyję, pocałowała go zachłannie. Dotykał rękami jej włosów, przesypując je między palcami.
- Jesteś mój!- tchnęła w jego wargi, pomiędzy kolejnymi gwałtownymi pocałunkami.
- Kocham cię.- odpowiedział gdy połączyli się w jednośc. Potem była już tylko feria barw i wszechobecny błogostan.
Rozdział 293
Po weekendzie w górach, Dominik wyraźnie zadowolony, przemierzał dziarskim krokiem hol teatralny.
- Dzień dobry pani Merwil.- uśmiechnął się do sprzątaczki wsiadając do windy. Przed pracownią krawiecką spotkał asystentekę Goździkowej, Magdę.
Uśmiechnął się jeszcze szerzej patrząc na dziewczynę. Co za wspaniały dzień, pomyślał.
- Cześć.- Magda odwzajemniła uśmiech. Obie ręce miała zajęte. W jednej trzymała ciężką książkę z wykrojami, w drugiej zaś sporych rozmiarów torebkę. Paciorkowski rzucił się do pomocy, zabierając przedmioty z jej rąk.
- Daj to, ciężkie.- uśmiechnął się jeszcze szerzej.
- Dziękuję ci Dominiku.
Nieoczekiwanie w korytarzu pojawił się Oleander. Na widok Magdy i Dominika krew zawrzała mu w żyłach.
- Dawid, przykręciłeś już tą półkę w gabinecie pani Marty?- zapytała panna Jałowiec.
- Co wy tu razem robicie?- złota rączka, zmierzył krawcową i aktora podejrzliwym wzrokiem.
- Wyluzuj chłopie, my….- Dominik nie zdążył dokończyć gdy pięść Oleandra trafiła go w oko. Krzyknął z bólu, wypuszczając wykroje i torebkę.
- Dawid! Coś ty zrobił?- krzyknęła Magda.- Dominiku nic ci nie jest?- dotknęła delikatnie oka aktora. Powieka zaczęła nadbiegać krwią.
- Zostaw ją! Magda jest moja, słyszysz!? Moja!- zawył Oleander.
- Przecież ja jej tylko pomagałem.- jęknął Dominik, podczas gdy Magda spiorunowała wzrokiem pięściarza.
- Precz! Nie jestem niczyja. Ty bokserze, ty!- huknęła.
- Ale Madzieńko.- jęczał dalej Oleander.- Ja nie chciałem.
- Precz!- ryknęła.
Oleander uciekł do swojej kanciapy po drodze o mało nie taranując dyrektorki i librecistki.
- A temu co?- odwróciła się Wiedźma.
Dyrektorka nic nie odpowiedziała.
- Halo? Tu ziemia, ziemia do pani dyrektor Dammerig.- Kroegerowa pomachała przed nosem przyjaciółki.
- Ccco?- zapytała Sabina, otrząsając się z zamyślenia.
- Kobito, Oleander o mały włos by z nas miazgę na korytarzu zrobił. A ty pytasz się co?
Sabina popatrzyła na nią dziwnym wzrokiem.
- Coś cię trapi. Widzę! Wieczorem masz mi o wszystkim opowiedzieć.- orzekła władczo.- A teraz chodź napijemy się kawki u mnie.
Idąc do gabinetu Wiedźmy, spotkały Dominika trzymającego się za oko. Obok niego szła panna Jałowiec.
- Matko Bosko kochano!- wyrwało się Wiedźmie.
- Dominik, kto ci to zrobił?- zapytała dyrektorka.
- Oleander.- odpowiedziała za aktora, Magda.
- Co mu odbiło?- pokiwała głową librecistka. Z reklamówki wyciągnęła kubeczek lodów śmietankowych. Podała Paciorkowskiemu.
- Dziękuje.- odpowiedział, przyjmując pojemnik. Przyłożył do spuchniętego oka.
- No ja sobie z nim porozmawiam. Dzisiaj spektakl a on mi aktorów obija!- dyrektorka sapnęła ze złości.- Magdo bądź łaskawa poinformować go że czekam w gabinecie.
Część 294
Tak, pani dyrektor - odpowiedziała młoda szwaczka.
- Ty również przyjdź. Pana, panie Paciorkowski tez poproszę.
Dyrektorka spojrzała zimno sponad splecionych rąk, wspartych o blat biurka.
- Proszę wyjaśnić co się stało - rzekła.
- Bo ja... - zaczął Oleander.
- Bo on...- weszła mu w słowo Magda.
- Ten kretyn... - zgrzytnął Dominik.
- Nie wszyscy naraz! - huknęła Sabina. - Po kolei proszę!
Dominik stanął na baczność, Magda przygryzla wargi, a Oleander usiłował zrobić się niewidoczny, co przy jego okazałych gabarytach było niełatwe.
- Panie Paciorkowski, pan zacznie - zezwoliła Sabina.
- Chcialem pomóc Magdzie, bo niosła ciężkie rzeczy - wyjasnil z godnością były ochroniarz. - Wtedy zjawil się ten idiota i walnąl mnie w twarz.
- Tak było? - Sabina spojrzala na pozostałą dwójkę.
Oleander spuścił wzrok, czerwony jak cegła. Magda energicznie kiwnęła głową.
- Państwu juz dziękuję - rzekła dyrektorka. - A pan...
Dawid poczuł przeogromną chęć wpelznięcia pod biurko, byle tylko ona przestała na niego patrzeć tak strasznie.
- ...z panem sobie porozmawiam - zakończyła Sabina złowieszczo.
Kiedy zostali sami pani dyrektor wyszla zza biurka i stanęła przed winowajca zalożywszy ręce w tył.
- Co ja mam z panem zrobić, panie Oleander? - zapytała. - Nie moze pan, do cholery, tłuc moich aktorów!
- Ja... Ja nie chciałem - wybąkal Dawid. - Tylko myślałem że Magda i on... że on ją podrywa.
Siąknął nosem. Pulchny podbródek zadygotał mu niebezpiecznie.
Sabina z niesmakiem pokręciła głową.
- Nie dostanie pan premii w tym miesiącu - orzekła. - I będzie pan szorował teatralne toalety przez najbliższe dwa tygodnie. Żegnam.
Oleander, postrzymując lzy, wybiegł z gabinetu. Zatrzymał się dopiero w swoim składziku. Pociągajac nosem wygrzebal z półki papierową torbę, ze środka wyjął okazałą łodygę selera naciowego i zaczął ją jeść.
- Czyś ty zwariował?! - Magda wyrosła nad nim jak spod ziemi. - Jak ty się zachowujesz, jak ostatni półgłówek!
- Magdusiu, ja przepraszam, ja tylko chcialem... zeby on... - Oleander uniósł w górę obie ręce.
Rozwścieczona Magda wyrwala mu z dłoni seler i jęła go nim okładać po głowie.
- Kretyn, idiota i bezmyslny jołop! - wrzasnęła. - Nie jestem twoją własnością, jasne?! A on był tylko dżentelmenem, jeśli wiesz co to słowo oznacza!
Rzuciła mu zmarnowaną łodygę selera, okręcila sie na pięcie i odeszła.
Wsparta na trzonku mopa Wintermina obserwowała to zajście z lubością, słabo kamuflowaną niesmakiem.
- Ta dzisiejsza młodzież - mruknęła. - Nic tylko przemoc im w głowie. I te seksy.
Ścienny zegar tykał uspokajająco na ścianie prywatnego gabinetu Wiedźmy. Bliźniaki już spały, a Uwe zażywal maseczki regenerująco-nawilżajacej w sypialni.
Gospodyni podsunęła Sabinie filiżankę z kawą, po czym otworzyła tabliczkę czekolady mlecznej o długości niemal pół metra.
- No dobra! Gadaj co jest! - zarządziła, dolewając mleka do swej zbożówki.
Siedząca po drugiej stronie biurka Sabina jednak milczała, poniewaz zapchala usta czekoladą.
- No? - zapytała Wiedźma. Nie doczekawszy się odpowiedzi uniosła do ust filiżankę.
- Całowałam się z Hajdukiem - wypalila Sabina znienacka.
Wiedźma prychnęła kawą na blat biurka i wlasny podołek.
- Rany boskie - wychrypiała, otwierając szuflade i wyciągając z niej wielką pakę chusteczek. - Nie mogłaś subtelniej?
- Całować? Znasz Hajduczka, to zwierzę jest - odparła Sabina z roztargnieniem.
Pani Kroeger z impetem szorowała powierzchnię biurka.
- A tam całować, mnie informować! - oznajmiła. - Mało się nie udlawiłam, kobieto!
- Ja się chyba zakochałam - wyznała bezradnie dyrektor. - Nie mogę przestać o tym myśleć.
Wiedźma znieruchomiała.
- Ja wiem że Hajduczek to seksowna bestia, ale zastanów się dziewczyno - powiedziała surowo. - Masz męża i dwoje dzieci, a trzecie w drodze.
- Sama nie wiem - jęknęla Sabina i wepchnęła w usta następny kawałek czekolady.
Jej przyjaciółka wyrzuciła kłąb brudnych chusteczek do kosza, po czym sama poczęstowala się smakołykiem. Przez chwilę przeżuwały w milczeniu.
- Czy ty aby nie masz jakichś problemów z Erikiem? - zapytała nagle pani Kroeger. - Zastanow się porządnie, bo może wcale nie czujesz mięty do Hajduka, tylko czegos ci w małżeństwie brak?
- Wszystkiego - wymamrotała Sabina ponuro. - On mnie traktuje jak dziecko, a nie partnerkę. Gdzieś zniknęła pasja i namiętność, jest tylko włóż szalik, wypij ten sok, bo zdrowy, nie wychodź na dwór bo się zaziębisz, a wieczorami kapciuszki i telewizorek.
Westchnęla glęboko.
- Gdzie, do cholery, podział się mój mroczny Upiór? - zapytała z rozdrażnieniem.
Godzinę później obie panie wychodzily z gabinetu.
- Odprowadzę cię powiedziała Wiedźma, zrzucajac kapcie. - Odrobina ruchu dobrze mi zrobi.
Z sypialni wyjrzal Uwe w bialym szlafroku. Twarz miał lśniącą od kremu.
- Idziecie gdzieś? - zapytal małżonkę.
- Sabinę odprowadzam, skarbie - odparła czule. - Żadnych szaleństw.
Uwe kiwnął głową.
- Jak wrócisz to zrobię ci masażyk. Chcesz? - zapytał.
- Chcę! - oznajmila stanowczo. - I vice versa też chcę.
- Stoi - odparł jej mąż. - Dobranoc Sabciu.
Usmiechajac się szelmowsko zniknął za drzwiami sypialni.
- Dlaczego wy się nie kłócicie? - zapytała Sabina, gdy szły lasem.- On cię nigdy nie wkurza?
Wiedźma prychnęła śmiechem.
- Wkurza - odparła. - Nader często. A ostatnio poszła do klejenia porcelanowa figurka z naszej sypialni, bo moje kochanie zechciało mnie w dzień wolny obudzić o siódmej.
Sabina westchnęła.
- Ja z Erikiem ostatnio nie wytrzymuję - powiedziała. - Wkurza mnie wszystkim, zachowuje się jak skapcaniały pięćdziesięciolatek... Nie wiem, może to tylko przejściowy kryzys, ale ja z nim nie wytrzymam. Nie teraz.
Szly przez chwilę w milczeniu. Las rozstąpił się, ukazując willę Dammerigów.
- Mam ochotę gdzieś wyjechać - oznajmiła Sabina, gdy wchodziły na podjazd. - Daleko. Muszę sobie to wszystko poukładać.
Wiedźma rozmarzyła się.
- A może by tak Cyklady? - zapytała. - Słońce, morze, oliwki i nicnierobienie. Ja się zglaszam jako przyzwoitka.
- A co z dziećmi?
- Pojadą z nami. Panowie będą za słomianych wdowców robić.
Sabina uśmiechnęła się szeroko.
- Na Uwe wkurzona nie jestem, może wpaść od czasu do czasu - powiedziała. - Marta i Erik zajmą się teatrem, a jeśli Marta nie będzie mogła to Kuba ją zastąpi.
Stanęły przy drzwiach.
- No to umowa stoi - powiedziała Wiedźma.
- Stoi. - Sabina sięgnęła do klamki. - Może tam mi się ten zamęt w głowie rozjaśni.
- I bedziesz z daleka od Hajduczka - zauważyła przytomnie przyjaciółka. - Nie będzie pokusy.
Sabina prychnęła.
- Nie myślisz chyba że weszłabym mu do łóżka? - zapytała. - Ten pocałunek to był tylko przypadek.
- Aha - Wiedźma zastrzygła brwiami. - Potknęłaś się i wpadłaś ustami na jego usta.
Sabina machnęla ręką.
- Wiesz co mam na myśli. Dobranoc.
- Dobranoc.
Drzwi zamknęły się za panią Dammerig. Wiedźma, mrucząc coś pod nosem zniknęła w lesie.
Ciemna postac oderwała się od pnia drzewa i weszła w krąg swiatła rzucanego przez lampę nad drzwiami.
Erik Dammerig był wściekły.
Rozdział 295
- Dobry wieczór skarbie.- przywitał się uprzejmie, wzrokiem zdradzając że ma ochotę ją zamordować.
Podskoczyła patrząc z przerażeniem w zmieniona twarz męża.
- Erik. Dlaczego skradasz się w cieniu? .-zapytała Wiesz, byłam u Wiedźmy rozmawiałyśmy trochę o teatrze i o ciąży. Wzięłam sobie do serca to że jednak się przemęczam i powinnam odpocząć.- mówiła szybko, szukając ręką kontaktu . Ręce trzęsły jej się ze zdenerwowania, Erik bez słowa zapalił światło . Otworzył drzwi, do salonu przepuszczając Sabinę przodem. Miała ochotę uciec, gdzie pieprz rośnie, nigdy tak się go nie bała.
Przeszła w głąb pokoju zapalając wszystkie lampy. Erik szedł za nia, cicho niczym dziki kot. Klaśnięciem zgasił żyrandol, zostawiając tylko boczną lampkę.
- Boisz się czegoś?- zapytała przysuwając się do niej.
- Ja? Niczego się nie boje. Jestem tylko zdenerwowana tą akcją z Oleandrem. Wiesz pobił Dominika i….- nie dokończyła. Przyciągnął ją władczo do siebie.
- Drżysz…- szepnął jej na ucho.- Z pożądania kochanie?- zapytał rozciągając usta w cynicznym uśmieszku.
Wiedziała. Słyszał wszystko co powiedziała Wiedźmie. Przymknęła oczy, gdy ręce Erika przesuwały się po jej plecach w dół ku pośladkom. Językiem pieścił jej ucho, rysując na małżowinie magiczne wzory.
- Erik, proszę…- jęknęła przymykając oczy.
- O co mnie prosisz? – mruknął zamykając jej usta pocałunkiem. Całował zachłannie, nie tak jak kochający mąż. Jak dzikie zwierze, jak Upiór.
Odepchnęła go gwałtownie, chowając się za pianinem.
- Co cię opętało? – zapytała bezradnie.
- Mnie?- warknął, zbliżając się do niej.- Co jest tobie? Zdradzasz mnie!- ryknął przeraźliwie przewracając stolik na którym stała kryształowa figurka. Przedmiot uderzając o ziemię roztrzaskał się na drobne kawałeczki.
- Nie zdradzam cię!- krzyknęła i ona, patrząc jak Erik okrąża fortepian.
- Śliniłaś się z Hajdukiem. Chcesz z nim wyjechać! Nie zaprzeczaj, twoje oczy mówią mi że kłamiesz.
- Nie kłamie.
- Jeśli myślisz że pozwolę ci odejść. To musze ci zakomunikować, że nigdy się mnie nie pozbędziesz. Jesteś moja!- złapał ją boleśnie za ramię, szarpiąc ku sobie. Opadła na jego klatkę piersiową. Znowu zaczął ją całować. Tłukła pięściami w jego tors, lecz to nic nie dało.
Ugryzła go. Krew spłynęła po rozciętej wardze. Odepchnął ją gwałtownie, zaciskając pięści.
- Wynoś się!- ryknął
Uciekła w pośpiechu do sypialni, zamykając drzwi na ciężki skobel.
Erik dopadł do kominka, tłukąc wszystkie zdjęcia które stały na jego gzymsie.
- Zabiję cię Hajduk!
Część 296
Przez nastepne trzy dni Wiedźma i Sabina załatwialy pospiesznie wyjazd. Erik okopał się w lochach, nie wpuszczajac tam nikogo. Wlaściwie jedyny znak jego zycia to była dobywajaca się nocami z podziemi muzyka organowa.
Wreszcie panie spakowały niezbędne rzeczy, zamówiły bilety na samolot, zalatwily rozmaite kwestie natury zawodowej i wraz z dziecmi opuściły ojczyznę.
Późnym wieczorem Erik wyszedł wreszcie z lochów. Przez glowę przemknęla mu myśl aby jechac do domu, lecz odegnał ją. Zdecydowanie nie miał tam czego szukać. Zamiast tego podjechał pod sklep z alkoholami, a dokonawszy zakupów krążył jakiś czas po mieście. Wreszcie, nie wiedząc do końca po co to robi, podjechał pod dom Hajduka. Wyjął z reklamówki płaską butelkę whisky, golnąl sobie rzetelnie i wysiadł.
Nie zawracając sobie głowy pukaniem otworzył drzwi kopniakiem. Z framugi posypały się drzazgi.
Furter w zielonym, chirurgicznym kitlu wypadł z laboratorium.
- Co jest..? - jego wzrok przesunął się po wyłamanych drzwiach, po czym spoczął na wsciekłym Dammerigu. - Eryś, co tobie?
Edward Hajduk wyłonił się z kuchni. Z włosami schludnie zaplecionymi w warkocz, z piersią obleczoną fartuszkiem kuchennym we wdzięczne różowe kwiatuszki, wyglądał jak najbardziej demoniczna gosposia świata.
- Kto, do kurwy nędzy, taki przeciąg robi?! - zapytał z pretensją. - Drożdżówka mi siądzie! Franek...
- To nie ja... - zaczął Franek, ale w tym momencie Erik odepchnąl go z drogi. Zaskoczony Furter rąbnął barkiem o ścianę.
- Zostaw Franka w spokoju - powiedział Hajduk. W oczach zaigrały mu gniewne błyski. Dammerig pchnął go w pierś.
- Bo co? - zapytał, zaczepnie wysuwając szczękę.W odpowiedzi Hajduk lunął go w pysk. Rozgorzała bójka. Panowie obijali sobie wzajemnie twarze, jeden drugim tłukł na zmianę o ściany, z ktorych spadały obrazy, wreszcie impreza przeniosła się do salonu. Hajduk rozbił krzeslo na głowie Erika, ten w rewanżu wrzucił go w oszkloną serwantkę.
- Moja porcelana! - wrzasnął Furter.
Tymczasem bitwa trwała nadal. Hajduk wyrżnął Dammerigiem o ścianę, z ktorej z brzekiem zleciały dyplomy doktora Żekilskiego Erik z rykiem wścieklości zerwał ze sciany olejny landszaft i wpakował Hajdukowi na głowę. Edward zdarl z siebie szczątki dzieła sztuki, odłamal jeden bok solidnej rzeźbionej ramy i powarkując rzucił się z nim na Erika. Ten oderwał nogę od krzesła i zaczeła się szermierka. Obaj panowie mieli już podbite oczy, a ich odziez przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy. Hajdukowi krew ciekla z nosa, Erikowi z pękniętej wargi,jednak nie ustawali w walce.
Frank patrzył ze zgrozą na narastajace zniszczenia, zastanaiwając się pospiesznie jak rozdzielić walczących. Tymczasem Erik wyrżnął Hajduka w głowę porcelanowym wazonem. Hajduk otarł z oczu mieszankę wody i krwi, odrzucił ramę i zaprawił rywala z byka. Wylądowali obaj na drewnianym kwietniku miażdżąc go, oraz stacjonujące na nim roślinki. Erik zepchnąl z siebie Hajduka, ktory wyladował na wyrzuconym z doniczki kaktusie.
- O kurwa, opuncja!!! - zawył.Zerwał sie z ziemi i wymierzył wstajacemu Dammerigowi potężny cios w szczękę. Erik zachwiał się i przeszedł kilka kroków, Hajduk poprawił. Kompozytor zamrugał i runął na śliczny, secesyjny stolik. Mebel zalamał się z trzaskiem.
- Tylko nie mój stolik do kawy!!! - zawyl Furter, łapiąc porzuconą nogę od krzesła.
Hajduk złapał Erika za klapy, chcąc mu przyłożyc jeszcze raz, gdy oberwał w potylicę i padl jak ścięty.
- Dosyć!- wrzasnął Furter, zamierzając się na Erika. - Dosyć tego, czy osoby słyszą?!
Erik chciał się uchylić, ale nie zdążył. Noga od krzesła rąbnęła go z głuchym łupnięciem w ciemię i waleczny kompozytor pogrążył się w ciemnościach.
Część 297
- I mówię pani Goździkowo kochana. Sprzątam ja sobię gabinet dyrektorki, a tu nagle z lustra wyłazi monstrum. Oczy podbite, warga rozcięta tylko mu spluwy brakowało i bym myślała że to złodziej. A wie pani kto to był?- zrobiła wymowną minę.
- Kto?- zapytała krawcowa.
- Mąż dyrektorki.
- Pan Erik? A to on nie wyjechał z żoną na Santorini?- zdziwiła się Goździkowa.
Wintermina uniosła wymownie prawą nie oskubaną brew. Wzięła łyk kawy po czym odstawiła na szklankę na spodek.
- A skąd. Nie pojechał bo się z dyrektorka strasznie pokłócili, uciekła od niego. A on chleje i snuje się po korytarzach. Mówię pani szatan go opanował. Dyrektorka zmądrzała że od niego odeszła.
- No co też pani mówi, przecież pan Erik to taki dobry człowiek. I jak się z panią Sabinką kochają i te dzieciaczki mają rozkoszne. Gdzie tam się rozwodzą pani Wintermino kochana musiało się pani coś pomylić.- Goździkowa uśmiechnęła się do sprzątaczki.
Twarz Winterminy przybrała barwę purpurową, potrząsnęła gwałtownie utrefnioną koafiurą po czy z godnością arystokratki oświadczyła.
- Sugeruje mi pani kłamstwo? – syknęła.- Nie spodziewałam się po pani, że będzie usprawiedliwiać taką ruję i porubstwo a mnie prawdziwą chrześcijankę oczerniać.- odwróciła się zabrała mopa, po czym wymaszerowała z kanciapy. Goździkowa westchnęła, wzięła zwój jedwabiu i poszła do siebie.
Próby zakończyły się frustracją Mate. Nie mógł znaleźć Erika przez co trzeba było odwołać weekendowego Księcia Ciemności. Uwe chodził zamyślony, myląc teksty a twarz Dominika wyglądała jak tęcza z przewagą żółcieni i fioletów.
- Mate możemy porozmawiać?- Marta wetknęła głowę do gabinetu Węgra.
- Jeśli musimy.- burknął
Rozsiadła się na fotelu podając mu dokument , podczas gdy drugą ręką masowała skronie.
Węgier rzucił okiem na kartkę wybałuszając oczy.
- Co? Nie podpisała umowy dla Amber? Kurwa no zabiję ją. A ty nie możesz tego zrobić?- ryknął.
- No przecież wiesz że to Sabina zajmuje się umowami z aktorami i bez jej podpisu nie mogę zatrudnić tej dziewczyny. – odpowiedziała najspokojniej jak umiała.
- Cholera jasna! Do stu diabłów. Dobrze, prześlemy jej to Grecji. – złapała marynarkę, po czym wypadł z teatru jakby gonił go sam rogaty.
- Co się z nim dzieje? – zdziwiła się pani wicedyrektor.
Część 298
Jednym okiem patrząc na bawiące sie w piaskownicy dzieci, Wiedźma sięgnęła po telefon.
- Kroegerowa, słucham? Ach, cześć Fra... - Brew pisarki uniosla się wysoko. - Że co? Niemożliwe.
Przez chwilę słuchała, kiwając głową.
- Matko bosko.... Nie no, co ja moge zrobić... Tommy, nie wyrywaj wywrotki Samkowi! Masz drugą! Nie, Franuś, to nie do cie... a tak, powiem jej, nawet zaraz. Dobrze. Propolisem mu posmaruj. I niech siada na poduszkach! Pa!
Spojrzała w stronę ciemnego wnętrza willi.
- Dammerigowa! - ryknęła zaskakująco potężnie jak na tak niedużą osobę. - Chodź tu natychmiast!!!
Dzieci zamarły na moment, po czym wróciły do grzebania w piasku. Sabina wyłoniła się z mroku, niosąc oburacz tacę, na której stał dzbanek soku z lodem i szklanki.
- Czego wrzeszczysz? - spytała z niesmakiem. - Nie jestem głucha.
- Fraanek dzwonił - odparła pisarka. - Erik wszedł do Hajduka razem z drzwiami i się pobili. Podobno zdemolowali cały dom, a twój slubny posadzil Hajduczka na jakims kaktusie. Franek dwie godziny mu kolce z zadka wyjmował, a jeszcze podrażnienie zostało i stan zapalny się wdał.
Sabina pokręciła głowa z niesmakiem.
- Jak dzieci - powiedziała. - Ale przynajmniej Erik przestał się zachowywać jak emeryt
- A, zapomnialam - Wiedźma wzniosła palec w górę. - Przez tę bitwę Hajduczkowi się zakalec w ciescie zrobił.
- Co?
- No zakalec. Pan seksbestia wypieka ciasta w wolnych chwilach, bo Franek nie umie.
Sabina zaczęła się śmiać.
Znękana Marta oparła głowę na ramionach.
- Czy ktoś widział Erika? - zapytala.
Tytus pokręcił głową.
- Za to znaleźliśmy to na scenie - podał wicedyrektorce kopertę zapieczetowaną lakiem.
Marta przelamala pieczeć i otworzyła kopertę.
- Nie ma ochoty się z nikim widzieć ani grać - prychnęła. - Wobec tego nie będziemy teraz grać Księcia Ciemności, a wylącznie Elżbietę Batory. Przynajmniej dopóki jaśnie pan nie wyjdzie z lochów.
Tytus wyszedł, a Marta chwyciła sluchawkę.
- Dawać mi tu Węgra, biegiem! - zawarczała.
Przez dobre pół godziny Mate nie można było nigdzie znaleźć. Wreszcie wszedł do gabinetu. przygladzając zmierzwione włosy.
Marta pociągnęła nosem.
- Damskich perfum zacząleś używać? - zdziwiła się.
- to Borchert ma jakies takie dziwne... Dużo siedziałem u niego w garderobie... musieliśmy coś omówić - tłumaczył się niejasno reżyser.
- Zenie się tłumacz - odparła sucho wicedyrektor. - Mnie nie obchodzi kogo macałeś, Borcherta, czy jakąś laleczkę.
Wintermina w wypiekach oderwała się od dziurki od klucza i popedziła do szwalni.
- Pani Goździkowa, pani wie co się w tym teatrze wyprawia? - zapytala zaaferowana. - Reżyser i pan Borchert grzech sodomski uprawiają!
Szwaczka pobladła, potem poczerwieniała z wrażenia.
- Co tez pani mowi, pani Meryvil? - zapytała. Magda przy swojej maszynie gryzla wargi żeby się nie roześmiać.
- Na wlasne uszy słyszałam! - zapewniła sprzątaczka. - Węgier sam opowiadał co u niego w garderobie robił, a dyrektorka sama glośno powiedziała że oni się... No wie pani... Macali.
- A wie pani co? - zamyśliła się Goździkowa. - Magduś dziecko, idź na dół herbaty zaparz...
Magda posłusznie wyszła.
- Niech dziewczyna takich rzeczy nie wysłuchuje, za młoda - podjęla szwaczka. - Wie pani, mnie wnuczka pokazywała w tym internecie jak pan Borchert się tulił z tym Kroegerem. A on to sama pani wie, homoniepewny. A w oczki sobie patrzyli, a gruchali, a ten cały Uwe to mu się łbem po piersi wręcz turlał.
- Sama pani widzi - Wintermina wzniosła palec.
- To i prawda może być... - zamyśliła się Goździkowa. - Musi co pan Borchert w blondynach gustuje.
Do wieczora plotką huczał cały teatr.
Rozdział 299
Jakub rozłożony na kanapie w garderobie z gazetą w ręku, dusił się ze śmiechu.
- A to numer .Hahahaha. Skonam słowo daję.- mruczał pod nosem, co chwile wybuchając nieopanowanym śmiechem. Zwabiona wesołymi odgłosami Marta, zajrzała do garderoby Draczyńskiego.
- Kuba?- zapytała.- Co się stało?
Jakub oderwał oczy od gazety, patrząc na wicedyrektorkę.
- Sama zobacz.
Bohuniewska wzięła brukowiec, wystarczył jeden rzut oka na pierwszą stronę. Usiadła ciężko na krześle krztusząc się ze śmiechu.
- Niemiecki aktor musicalowy, mieszkający na stałe w Krakowie. Żonaty z polską pisarką i librecistą, zdobywca Oscara ma załamanie nerwowe.- czytała.- Jego wieloletni kochanek Thomas Borchert, również niemiecka gwiazda, zdradza go z Mateuszem Węgrem. Donosi jeden ze współpracowników Teatru Otchłań.- odłożyła gazetę.
- Dasz wiarę?- zapytał.- Zgadnij kto jest tym współpracownikiem?
- Rzepowa.- orzekła Marta.- Ja sobie z nią porozmawiam.- wyszła w pośpiechu z garderoby Draczynskiego. Po drodze do kanciapy, spotkała Uwe owładniętego furią, sciskającego w ręce egzemplarz Faktu.
- Oho. Widze, że czytałeś Fakt.- wskazała na brukowiec.
Uwe zazgrzytał zębami.
- Zabiję! Zabiję Merywilową! Kurwa jego mać!- ryknął- Rzepowa! Wyłaź z kanciapy!- darł się waląc w drzwi pięściami. Nikt nie odpowiadał drzwi były zamknięte.
Z sal do ćwiczeń, wyłonili się artyści z tancerzami. Zlecieli się także ochroniarze, szwaczki i cały zespół pracowników. Nigdzie nie było Winterminy.
- Uwe, uspokój się!- Tytus próbował odciągnąc wściekłego Krogera.- Przecież nie pobijesz kobiety!
- Ja jej nie chcę uderzyć, ja ją zamorduję gołymi rękami. Widziałeś co przez tą dewotkę wypisuje prasa?! Ja mam romans z Mate? I z Thomasem?
- To chyba przeze mnie.- Marta zarumieniła się.- Rozmawiałam z Mate bo powiedział że był u Thomasa. Pachniał damskimi perfumami i powiedział że to Borcherta.
- Ja pachnę damskimi perfumami?- zniesmaczył się Thomas. – I kiedy przepraszam on był u mnie?
Aga z rozbawieniem spojrzała na małżonka.
- Thommy, czy ty mi czegoś nie powiedziałeś?
- No wiesz co. Gdzie jest Merywilowa?!- ryknął – I Węgier, co on wygaduje?
- A gdzie on jest?- rozglądał się Aleks. Nie widzieliśmy go dzisiaj z Tytusem.
- Nie ma go. Nie przyszedł do pracy.- odpowiedział ktoś z ekipy.
- Pięknie. Niech Sabina i Wiedźma już wrócą. Wszystko się pieprzy!- westchnęła Marta.
Jubileuszowa część 300!
Zena podeszła do grupy, wpatrujac się z osłupieniem w zmięty egzemplarz Faktu.
- Czy ktoś widział Mate? - zapytała. Popatrzyla podejrzliwie na Thomasa i Uwe. - Czy wy się w jakieś trójkąty bawicie, za moimi plecami?
Panowie odsunęli się od siebie jak oparzeni.
- Nie ma mowy! - odpowiedzieli chórem.
- Nie żebym cię uważał za nieatrakcyjnego, Thomas - rzekł Uwe przez zęby. - Ale nie zdradzam mojej żony.
- Nie gustuję w blondynach - zastrzegł się Borchert, niemal równocześnie. - Raczej w blondynkach. I jestem żonaty.
W tym momencie pojawiła się Rzepowa, z siatką w ręku. Uwe rzucił się ku niej, lecz został złapany przez Tytusa i jednego z ochroniarzy.
- Wyrwę ci ten kłamliwy język, ty małpo! - wrzasnął, szarpiąc się. - Bezmózga plotkara! Wędrowne kagiebe!
Wintermina nadęła się niczym ryba diodon.
- Ja uczciwa kobieta jestem - oznajmiła godnie. - A kłamstwo to grzech, ty sodomito, ty!
Uwe zamachał rękami, usiłujac dostac Merywilową, ale ochroniarze trzymali mocno.
- Pani Merywil - rzekła stanowczo Marta. - Proszę zamilknąć i iść do siebie.
Wintermina prychnęła i weszła do kanciapy z godnością angielskiej królowej. Uwolniony z rąk ochrony Uwe demonstracyjnie poprawił odzież i włosy i udał się do garderoby. Towarzystwo niechętnie rozlazło się do swoich spraw.
Aktorzy czekali już na sali prób, gdy wpadł zdyszany Węgier.
- Przepraszam za spóźnienie - sapnął. - Możemy zaczynać.
- A gdzie Amber? - zapytała Aga. - Może by się łaskawie raczyła zjawić?
- Zaraz przyjdzie - odparł Mate. - I nie czepiaj się jej, jesli łaska.
- Węgier, pozwól no na słówko - rzekł Borchert. Chłód buchał od niego jak z termosu ciekłego azotu.
- Co jest? - zapytał Mate, podchodząc.
- Następnym razem, kiedy będziesz rżnął po kątach jakąś panienkę, bądź łaskaw mnie do tego nie mieszać - powiedział Thomas, zniżając głos.
- Popierdoliło cię? - zapytał rezyser.
Za jego plecami drzwi szczęknęły i weszła Amber.
- Ciebie popierdoliło, Węgier - mięsień na szczęce Borcherta drgnął nerwowo. - Gówno mnie obchodzi twoje życie towarzyskie, ale nie życzę sobie być twoim alibi. Jasne?
Mate spojrzał w szaroniebieskie i zdecydowanie wściekłe oczy Thomasa i poczuł się nieswojo.
- O rany, przepraszam - powiedział. - Nic się przecież nie stało...
- Nic? - Uwe najwyraźniej dosłyszał. - Nic?! Całe miasto trąbi o moim długoletnim romansie z Thomasem! Podobno mam załamanie bo on zdradza mnie z tobą!
- Ze mną?! - Mate pobladł. - Mają mnie za pe... - popatrzył na Uwe i się zreflektował. - Za geja?!
Amber nastawiła uszy.
- Geja? - zapytała. - Ty masz romans z Borchertem? Jak śmiesz!
Wyszła z sali trzaskając drzwiami.
- Amber, poczekaj! - Mate pobiegł za nią. - To wszystko nie tak!
Histeryczny chichot Uwe przeciął nagle zapadłą ciszę. Uwe śmiał się coraz głośniej, aż z oczu zaczęły płynąć mu łzy. Zgiął się w pól i złapal za brzuch, dalej się śmiejąc.
- Nie mogę - wysapal. - Nie mogę, co za cyrk!
Rozdział 301
Minęła pora obiadowa, Franek w obcisłych szortach w kolorze blue, z dopasowanym podkoszulkiem z napisem DISCO FEELING DANCE przygotowywał deser. Mieszał drewnianą łyżką w nierdzewnym rondlu podśpiewując wesoło pod nosem.
- Czemuś go zbił po tej mordzie, Hajduczku mój? Nikt nam nie da wiary że cudownie w domu tuuuuu. – zakończył, gasząc pod kisielem truskawkowym. – Jeszcze dodam jabłuszka i cukru i koniecznie tych słodkich kokosanek.- mruknął sam do siebie, pracowicie krojąc jabłka.
- Franuuuuuś!- doleciało z salonu.- Franuś chodź tu szybko!
- Już idę Hajduczku, tylko ci jabłuszko wkroję do kisielku, tak jak lubisz.- odpowiedział Furter. Przelał kisiel do salaterek, przyozdabiając kawałkami jabłek. Ocenił krytycznym wzrokiem swe dzieło.- Czegoś mi tu brakuje. A, bita śmietana.- tanecznym krokiem przemierzył kuchnię w poszukiwaniu słodkiej piany. Nakreślił między jabłkami wzorki ze słodkiej białej chmurki, ułożył wszystko na tacy i zabrał do salonu.
Napracował się solidnie, doprowadzając pomieszczenie do ładu. Połamane obrazy i meble wyrzucił na śmietnik. Również stoliczek, który tak bardzo kochał a który w dowód uznania dała mu babcia Helga.
Na kanapie pod oknem leżał Hajduk. Tylną część ciała, starannie zakrywały bandaże, leżał na brzuchu, gdyż nie mógł usiąść przez zapalenie.
- Franiu, tak strasznie mnie boli.- jęknął teatralnie, patrząc w oczy Frania, jawnie domagając się współczucia.
Przyjaciel, przysiadł na skraju kanapy, patrząc na Edwarda.
- Hajduczku, powiedz mi jedno. Coś ty zrobił Eryczkowi, że się tak wściekł?
- A co miałem mu zrobić?- mruknął, sięgając po kisiel. Wpakował do ust łyżeczkę, oblizując wargi ze smakiem. – Pyszne ci to wyszło, Franiu. – pochwalił.
- Nie zmieniaj tematu! Coś mu zrobił?.- Furter nie dał za wygraną, lustrując przyjaciela wzrokiem prokuratorskim.
- Całowałem się z Sabiną.- odpowiedział
- Co? I ty się dziwisz, że on cię chciał zabić?!- ryknął Franek. Poderwał się gwałtownie z kanapy chodząc po salonie wściekły niczym tygrys w klatce. – On ją kocha do szaleństwa, mają dwójkę dzieci i trzecie w drodze a ty ja bałamucisz?! Jak ci nie wstyd! Przymykam oko na to że odkąd się znamy posuwasz wszystko co się rusza i na drzewo nie ucieka. Do kurwy nędzy, ona jest naszą przyjaciółką! Co ci odpierdoliło?- Franek nie był sobą, role się zamieniły.
- Głupio zrobiłem ale to był impuls. Ona mi się podoba ale nie chcę mieć z nią romansu. Za bardzo ją cenię!- odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Ciekawe co teraz zrobisz. Ona wyjechała od męża, dzwoniłem do teatru sprawdzić jak się czuje. Marta mówiła że okopał się w lochach i nie chce nikogo widzieć.
- Wybacz, nie będę go przepraszał.- prychnął Hajduk.- To poniżej mojej godności.
- Poniżej mojej jest nacieranie twojego dupska! Jeszcze dzisiaj lecę do Grecji. Radź sobie sam!- wyszedł trzaskając drzwiami.
Część 302
Nastepnego dnia Zena pofatygowała się do teatru wcześniej, chcąc dogadać szczegóły sesji zdjęciowej aktorów w kostiumach z rożnych spektakli, planowanej dla pewnego miesięcznika. Marty nie było w gabinecie, Uwe siedział w swojej garderobie z telefonem przyklejonym do ucha i gruchał do swej najdroższej truskaweczki, czyli do Wiedźmy, co fotograf dosłyszała przez uchylone drzwi.
Dalej szukając Marty i Mate zajrzała do sali ćwiczeń numer jeden i zamarła w progu. Na wysłanej materacami podlodze leżał Borchert z rozpiętą koszulą, na nim zaś jego żona, która z wielkim zapałem całowała jego odsloniętą pierś. Zena zczerwieniała i cofnęła się pospiesznie. Nawet jej nie zauważyli.
Druga sala była pusta, korytarzem jednak przemknął Grzesio Butelka w nowiutkich dżinsach, ciasno opinających jego kształtny tyleczek. Zena z aprobatą przyjrzała się rzeczonej części ciała Grzesia po czym zawołała:
- Grzechu! Grześ!
- A cześć Zenuś - Grzesio uśmiechnął się promiennie.
- Nie widziałeś Mary albo Mate?
Butla podrapał się w głowę.
- Mate nie wiem, ale Marta chyba szła do magazynu rekwizytów - odparł.
- Dzięki Grzesiu - rzekła Zena.
Drzwi do magazynu były otwarte, więc weszła nie namyslając się. Przechodzila między regałami i rzędami pookrywanych płachtami przedmiotów. Nagle jej uszu dobiegł jęk.
- Och tak, o tak, my candy! - damski głos drgał w wyraźnej ekstazie.
Zena westchnęla w duchu. Co za banda niewyżytych maniaków seksualnych. Kto tym razem gzi się tutaj?
Wyszła zza czegoś wyjątkowo dużego i stanęla jak wryta.
Z odpakowanego z placht łoża Sissi sterczały pod stromym katem dwie damskie nogi, obute w czerwone szpilki. Między nogami zaś rytmicznie unosił się i opadał męski tyłek. W spuszczonej na kolana bieliźnie mężczyzny Zena dostrzegła coś niepokojąco znajomego. Po chwili jej zszokowany umysł podal rozwiązanie.
Te bokserki sama osobiscie kupiła Mate przy jakiejś okazji.
- Mocniej, słowiański ogierze! - zażądala właścicielka sterczących nóg.
Na chwilę nad ozdobnym wezgłowiem ukazała się jasna głowa Mateusza Węgra. Potoczył wokół zaszklonym okiem i dostrzegl Zenę.
- Zenuś? - powiedział bezradnie. - To nie tak jak myślisz!
Fotograf domknęła usta, odwróciła się i pomknęła dzikim galopem przez magazyn. Przez myśl błysnęło jej zeby porwac ktoryś z mieczy i rozprawic się z ta dwójką, ale zdolala sie opanować. Gotując sie z furii wypadła na korytarz.
- Zaczekaj! - jęknął Węgier i ruszył za nią. Zaplątał się we wlasną garderobę i rymnął jak długi.
Zena zatrzymała się dopiero pod garderobami. Ku jej wściekłości Węgier dogonił ja, kurczowo podtrzymując niedopięte portki.
- Kocham cię, Zenuś - zakwilił Mate. - To nic nie znaczy! To była pomyłka!
Zena zgrzytnęla zębami.
- Pomylka? - ryknęła. - Znaczy co, chciałeś przelecieć mnie, ale wsadziłes jej?! Uwazasz mnie za idiotkę?
Na korytarzu zaczęli zbierac się ludzie.
Część 303
- A co miałem robić? Wyjechałaś do Francji, wyglądam na zakonnika?- z oczu Węgra zniknął błagalny wyraz.
Zena popatrzyła z obrzydzeniem, to nie był Mate w którym się zakochałam. Stał przed nią całkiem obcny człowiek.
- Miałam cię za kogoś lepszego. Kochałam cię, powiedz mi Mate….- zbliżyła się do niego.- Czy z nią też jest ci tak dobrze jak ze mną na początku? Namiętnie z pasją, robisz z nią to?- zapytała przysuwając się coraz bliżej. Zmieniła ton, już nie krzyczała, przemawiała z miłością, niezwykle czule.
- Zena…- zaczął. Patrzył w oblicze ukochanej kobiety, przepiekne oczy, które tak często komplementował. Niczym błyskawica, przez jego umysł przeleciały chwile z nią spędzone.
Słodkie pocałunki, niespieszne pieszczoty i wszechogarniające uczucie spełnienia. Z Amber tego nie doświadczał, była tylko pustą lalką do zaspokojenia chwilowej chuci.
- Co chcesz mi powiedzieć?- kontynuowała nie speszona tym, że podziwiają ich wszyscy pracownicy. – Pamiętasz, jak kochaliśmy się na łące? Powiedziałeś mi, że nigdy mnie nie opuścisz. – złapała go za dłoń, kciukiem gładząc jej wierzch. Złapał jej rekę, po czym przycisnął do warg składając czuły pocałunek. Uwolniła się delikatnie, wygladało na to, że chce objąć go w pasie i przytulić się. Spojrzała jeszcze raz w jego oczy, on rozkładał ramiona chcąc przygarnąc ją do siebie. Zena zgięła nogę w kolanie, po czym wymierzyła Węgrowi potężny cios w genitalia. Zawył z bólu, gnąc się w pół niczym scyzoryk. Runął na ziemię, jęcząc żałośnie.
- Auaaaaaaa! Kurwa!- ryczał jak ranny zwierz. Zena podbiegła okładając go torebką po głowie.
- Sukinsynu! Nie chcę cię znać! Przeklinam dzień w którym cię poznałam.- krzyczała. Thomas z Uwe, stojący najbliżej w porę zareagowali, odciągnęli opanowaną furią panią fotograf.
Grzesiek z Jakubem, pomogli wstać Mate, opuścił korytarz odprowadzany ponurymi twarzami współpracowników.
Wintermina, stojąca za Agą uśmiechnęła się.
- Tak to jest, jak się żyje w grzechu. Pan Bóg nie rychliwy ale sprawiedliwy.- stwierdziła, zabierając mopa. – Dyrektorka się rozwodzi, fotografka zostawiła reżysera, po ciupciał inną pod jej nosem. Ruja i porubstwo, ot co.
- A pani zaraz wyleci przez nieróbstwo.- zasyczał Uwe, wychodzący ze swojej garderoby, gdzie zostawił Zenę pod opieką Thomasa i Marty.
- A co pan mi będzie kazania prawił? Sam pan jest sodomitą i gził się z Węgrem.
- Odejdź popieprzona dewoto, bo nie odpowiadam za siebie!- huknął
- Takiś chojrak, że będziesz bił bezbronną, uczciwą kobietę? Satanisto ty! Czcisz diabła z tą swoją pisarzyną, nurzacie się w grzechu i odchodach tego świata!- Merywilowa, wyciągnęła mopa, chcąc zdzielić Kroegera w głowę.
Do bójki jednak nie doszło, w porę przybiegł Aleks z Tytusem, odciągając Kroegera na bok.
- Niech pani idzie do siebie!- rozkazał Aleks.
- Za kogo ty się masz Ukraincu ty!- warknęła bojowa sprzątaczka.
- Rzepowa do siebie!- Marta wyszła z garderoby Uwe.- Wziąć swoje rzeczy, do czasu przyjazdu dyrektor Dammerig nie pokazywać mi się w teatrze. Mój mąż nie jest Ukraińcem, ma korzenie rosyjskie.
Część 304
- Nazywam się Merywil - oznajmila Rzepowa godnie.
- Precz mi z oczu! - Marta wyglądała jak osoba na skraju apopleksji.
Sprzątaczka zawinęła się i odeszła, tymczasem Zena, którą opuściły siły, oparła się o ścianę.
- Zena - skomenderowała Aga. - Umawiamy się na babski wieczorek. Nie pozwolę żebyś popadła w doła przez tego palanta.
- Dzięki... - jęknęła sterana fotograf.
Frank N. Furter odziany w bialą letnią sukienkę w czerwone groszki, z czerwonym kapeluszem nasadzonym na czarne loki, zszedł ze statku w porcie Athinios na Santorynie. Przez ramię miał przewieszoną torebkę, równiez czerwoną, na nogach zaś sandalki na szpilkach, w tym samym kolorze. Za sobą zaś ciągnął elegancką walizke na kółkach w wyrazisty biało-czerwony wzór.
Odprowadzany spojrzeniami męzczyzn wsiadł do taksówki i kazał się wieźć do willi Eris.
Sabina i Wiedźma wraz z dziecmi właśnie siadały do obiadu na tarasie, gdy taksowka zatrzymala się przed domem.
- Jakaś kobieta - zaraportowała Sabina. Wiedźma kiwnęła głową, nakładając sobie jednocześnie górę sałatki greckiej.
- Ciocia Flanuś! - wykrzyknęła Pia, zrywajac się z miejsca.
- Ale co ty mówisz, to niemożliwe - zdziwiła się Wiedźma. Sabina wytrzeszczyła oczy.
- Pia nie kłamie, to ciocia Flanuś! - wrzasnął Samek i pobiegł idącej ku tarasowi postaci na spotkanie. Za nim poleciały bliźnięta, Gabrysia zaś zdołała schwytac matka.
- Stójcie, wy baszybuzuki! - ryknęla Wiedźma niby-groźnie. Rzuciła się za dziećmi.
Tymczasem dzieci oblazły już Franka ze szczętem. Ten wital się z nimi ze śmiechem.
- Franuś, laboga, co ty tu robisz? - zdziwiła się Wiedźma, usiłując złapać oddech.
- A, pokłóciłem się z Hajduczkiem - rzekł Furter promiennie. - Co tam wcinacie, czyżby tzatziki? Uwielbiam!
- Pani Hero! - zagrzmiała Sabina po grecku, zaglądając do wnętrza willi. - Niech pani dorobi sosu! I sałatki!
Tymczasem opuszczony Hajduk ze smętną miną odgrzewał sobie w mikrofali gotowy obiad z supermarketu.
- I po co ja się z Furterem kłóciłem? - westchnąl. - Laboratorium zamknięte, a teraz nawet porządnego obiadu nie mam.
Wyjął pożywienie z kuchenki i dziubnął widelcem do niczego nie podobną masę.
Część 305
Minęło dwa tygodnie. Zena podniosła się jako tako z załamania po zdradzie Mate. W nieszczęściu wspierała ją Marta, Iwetta, Aga i Carmen. Sabina z Wiedźmą i Frankiem telefonowali niemal codziennie, wysyłając również zdjęcia dzieciaków i swoje.
Pani fotograf starała się przychodzić do pracy tak, by nie oglądać swojego eks narzeczonego. On stwierdziwszy, że nie przebłaga jej do powrotu dał sobie spokój. Amber odeszłą z teatru, spotkawszy uprzednio miłość swojego życia. Pan Anatol Perez-Gutierez był hiszpańskim wspólnikiem w firmie produkującej części do Mercedesa Benz.
Zena wróciła z pracy, otworzyła drzwi do mieszkania. Zrzuciła czerwone szpilki i ciemny płaszczyk, po czym zasiadła na kanapie odpalając laptopa. Ściągnęłą pocztę, zaśmiewając się ze zdjęcia Franka w powłóczystej satynowej koszuli nocnej, w otoczeniu dzieciaków.
Wśród tony reklam i innych mejli znalazła jeden po francusku. Kliknęła, czytając pospiesznie zawartość.
‘’Pragniemy poinformowac panią, iż dostała się na miesięczne warsztaty w Teatr du Palais Royal. Zajęcia te będą trwać od 1 pazdziernika do 1 listopada’’
- Jupi!- podskoczyła tańcząc obok niskiego stoliczka przy kanapie. – Jadę do Paryża!- śmiała się pierwszy raz od rozstania z Mateuszem.
Erik wyszedł z podziemi, tylko po to by zaopatrzyć barek w alkohole. Na nic się zdały błagania Marty i reszty. Nie miał zamiaru uczestniczyć w życiu teatru. Nie miał zamiaru nic robić. Zajechał pod monopolowy, zakupił kilka butelek whisky, po czym ukrył się na powrót w swojej pracowni. Tworzył nowe dzieło, gorycz po rozstaniu z Sabina przepełniała jego duszę, całe noce grał na organach. Podziemia przepełniały melancholijne dźwięki. Grał tak długo, aż całkiem opadł z sił i zasnął. W nocy przyśniło mu się, że znowu mieszka w domu. Z pokoju zabaw słychać było śmiech dzieci. Samek, trzymający za rączkę Gabrysia biegł ku niemu, z pokoiku dziecięcego wyszła Sabina. Uśmiechnięta, trzymała na rekach malutką istotke.
Chciał ją objąc, lecz rozwiała się z resztkami snu. Obudził się z potwornym kacem, z głową na klawiaturze organów.
- Psiakrew!- ryknął podnosząc się z taboretu.- Tęsknię za nią!
Część 306
Dwóch eleganckich panów w czarnych garniturach wysiadlo z czarnego samochodu przed barem U Jerzego. Luksusowo odziani, wyglądali w tym miejscu na przybyszy z innej planety. Spojrzeli na ponure, odrapane, betonowe pudło w ktorym mieścił się bar i otworzyli ciężkie żelazne drzwi, ostatnio oliwione w czasach późnego Gierka.
Z wnętrza napłynęła ciemna chmura papierosowego dymu i to dymu nie byle jakiego. Starzy bowiem bywalcy tego lokalu gustowali w papierosach takich marek jak Walet czy Extramocne. Jednak przybysze, nie zrazeni nikłą widocznością i straszliwym smrodem tanich fajek, przetrawionego alkoholu i niemytych cielsk, weszli do środka.
Przy chyboczących się stolikach, nakrytych wyblakłą i poplamioną ceratą siedzieli, lezeli i zwisali klienci w różnych stadiach upojenia. Panowie w garniturach przemierzyli lokal pewnym krokiem i podeszli do stolika zajmowanego przez dwóch osobników. Jednym z nich był eksdyrektor Kudełek. Był nieogolony, a włosy sterczały mu w nieladzie.
- Mój puuul... pessik mnie sszucił - rzekl smętnie do sąsiada. Ten nie odpowiedział, bo spał, zlożywszy utrudzoną głowę na talerzu, między resztkami galarety wieprzowej.
Kudełek siorbnął jabola z plastikowego kubka.
- Szyskie role mu daaa... fffałem - powiedział. - Fffszyyyskie. Efffoninę by naffet ssaghrał chtyby chciał. Ssswoszyłem go!
Potrząsnął pięścią w górze i zachybotal się niebezpiecznie na krzesle.
- A on mnie szuuucił! - zalkał. - Chcholassyjkę possstafffił kiedy wychozzilem ssspierdla... a pooootem poffiedział sze jessseśmy tlko szszyjasiółmi. Szyjasiółmi!
Panowie przyglądali mu się z uwagą entomologa obserwującego wyjątkowo rzadkiego insekta. Kudełektymczasem zerwał się z krzesła.
- Oleansze! Srajco! - ryknął.- Słamałeś mi ssssserdssse!
Opadł na krzesło.
- To on - mruknął jeden z panów.
- Bez wątpienia - odparł jego partner. - Bierzemy go.
Chwycili Kudełka pod ręce i powlekli ku wyjściu.
- Ej! - ryknął nagle jeden z bywalców baru, zrywając się od stolika. - To gliny!
Kto mógł stawał na nogi. Jedni chwytali krzesła, inni tłukli butelki, przerabiając je na "tulipany".
- Dokąd to, psy? - wielki łysy osiłek zastąpił drogę panom w garniturach.
- Spadaj - rzekł spokojnie jeden z nich.
Osiłek odslonił w uśmiechu wszystkie trzy posiadane zęby.
- Zmuś mnie - odparł.
W dloni męzczyzny w garniturze, jak za sprawą magicznej sztuczki pojawił się pistolet. Po sali przeszedł dźwięk będący mieszanką brzęku upuszczanych tulipanów i hurgotu odstawianych krzeseł.
- Szanowni panowie wybaczą - rzekł osilek, cofając się. - Zaszła pomyłeczka.
- Nie jesteśmy pamiętliwi - rzekł jeden z mężczyzn, wywlekając Kudełka na zewnątrz.
Część 307
W głównej sali widowiskowej trwały próby Triskelionu. Aga z Thomasem śpiewali pierwszy ze wspólnych songów. Uwe siedział za kulisami, nucąc pod nosem swoje partie, podczas gdy Dominik zastępował Butelkę.
Tancerki ubrane w białe koszule, tańczyły wokół pary. Wraz z narastającym tempem muzyki, krąg zacieśnił się, jedna z dziewczyn zachwiała się niebezpiecznie po czym wpadła na Agę i Thomasa.
- Stop! Stop! Kurwa co to miało być?- zapieklił się Mate.- Czy wy nie potraficie zrobić tego normalnie, co tu kurwa pierwszy raz?- biegał po scenie jak szalony, przystanął przy bogu ducha winnej dziewczynie, mrożąc ją wzrokiem.
- Węgier, może byś się tak uspokoił?- powiedział spokojnie Thomas, stając w obronie dziewczyny.
- Do spraw reżyserskich mi się nie wtrącaj!
- Bo co?- Thomas trącnął Węgra palcem w pierś.- Przyznaj się, nie podoba ci się że Zena wyjechała a wiesz Paryż miasto miłości, pokusy i grzechu.- uśmiechnął się.
- Spieprzaj!- fuknął Mate wychodząc z sali.
- I vice versa!- krzyknął za nim Thomas. – To co? Kto będzie reżyserował ten bałagan?- zwrócił się do współpracowników.
- Musiałeś mu wytknąć, musiałeś.- Aga z niesmakiem spojrzała na męża. Poprawiła fałdy zielonej sukni, po czym wyszła za kulisy. Uwe skończył rozgrzewanie głosu i wyszedł do reszty.
- Mate dalej fuczy?- zapytał, rozglądając się za reżyserem.- Gdzie polazł?
- Obraził się.
- Wiesz, Zena pojechała do Francji a brukowce wypisują że jest twoim kochankiem.- zachichotał.
- Bardzo śmieszne, no bardzo. W twoim stylu Kroeger, tobie dali spokój to się cieszysz. Poza tym ciebie taka opinia nie dotyka. – Thomas czuł się coraz bardziej urażony.
- Guzik mnie obchodzi co sobie o mnie myślą. Jesteś przystojny, więc mogą mnie podejrzewać że byliśmy kochankami. W koncu kawał z ciebie ciacha.
- Tak i zamiast być na odwrót to teraz fanki nie dają mi żyć. To się robi nie do zniesienia!- jęknął Thomas.
- Wiem, wiem. Ale prasie przejdzie, jak tylko znajdą sobie lepszą sensację.
Do Sali weszła Marta z Jakubem oboje mieli kwaśne miny.
- Uwe byłeś ostatnio u dziewczyn, nie mówiły kiedy wracają?- zapytała, siadając na krześle w pierwszym rzędzie. Jakub oparł się o scenę, wyglądał na przepracowanego, wokół oczu miał sine obwódki.
- Nie zanosi się. Dobrze się tam czują, poza tym Sabina raczej nie wróci.- odpowiedział
- No a Erik? Ich małżeństwo? Nie mogą się tak bawić.- jęknęła pani dyrektor.
- Wiesz, jacy oboje są. Jedno i drugie uparte jak osły, nie odpuszczą.- odpowiedział Jakub.
- Ja za miesiąc przechodze na urlop, co będzie z teatrem?- jęknęła Jakub nie może wszystkiego załatwiać sam.
- Sabina powiedziała że jej siostra zajmie się prowadzeniem, pod jej nieobecność. Jakoś sobie poradzimy.
Część 308
Spod sufitu na scenę opadło coś białego i otarło się o ramię Borcherta. Odruchowo się cofnął.
- Co u licha? - zapytał, schylając się nad tym przedmiotem. - To koperta!
- Erik - powiedzieli rownocześnie Marta i Uwe. - To on!
- Oczywiście że on, czuję jego zapach - rzekł spokojnie Jakub.
Thomas odpieczętowal kopertę.
- Zajmę się niektórymi sprawami teatru - przeczytał. - Ale macie skłonic Sabinę do powrotu. Podpisano E.D. Co on, papeterię ze sobą nosi?
- Melodramat - Uwe wzruszył ramionami. - Jak mamy ją niby zmusić? Przywlec z powrotem na arkanie?
- Mam dość! - oznajmiła Marta. - Róbcie co chcecie, ale to się musi skończyć. Żądam normalności! Na początek znajdźcie Węgra i kontynuujcie próbę! JAZDA!!!
Popatrzyli na nią, jakby widzieli ją po raz pierwszy w zyciu.
- Tak jest, pani wicedyrektor - Uwe zasalutował, stając na baczność.
- Marta pokazała pazur - skomentował Jakub, patrząc za odchodzącą wicedyrektorką.
Tego dnia kilka instytucji rządowych zwiazanych z opieką zdrowotną, w tym szef Agencji Bezpieczeństwa Biochemicznego odebrały listy od doktora Żekilskiego. W listach znajdowal się tajemniczy zielony proszek. Nasunęlo to, rzecz jasna, skojarzenia z wąglikiem i wywołało panikę, która wzmogla się gdy kilka osób mających kontakt z przesylkami dostało bolesnego rozwolnienia i niezwykle swędzącej wysypki na całym ciele.
- Dorwać tego skurwysyna! - ryczał szef ABB z toalety. - Jeśli nie będzie chciał gadać, wsadźcie mu jaja do szuflady!
- Tak jest! - odparł służbiście stojący pod zamkniętymi drzwiami ubikacji funkcjonariusz.
- I przyyyy... Aua! Przynieście mi więcej srajtaśmy!
Funkcjonariusz strzelil obcasami i popędził do Działu Zaopatrzenia.Dwa dni później identyczna przesyłka wywolala panikę w Ministerstwie Kultury.
- Fala terroru przetacza się przez kraj - mówił do mikrofonu zaaferowany Kojot. - Mówi się że stoi za tym jedna osoba: Edward H. Ale czy tak jest naprawdę?
Na ekranach telewizorów na chwilę ukazala się fasada Otchlani.
- Otrzymalismy informacje - ciągnąl groowym głosem Kojot. - Pozwalajace sądzić że list do ministra nie był pomysłem Edwarda H. Czlowiek ten przyjaźni się z dyrektorką teatru Otchłań, Sabiną D. oraz pisarką i librecistką Ewą K. Te panie zaś znane są ze swej antypatii do ministra...
Gerald Merywil przełączył na kanał sportowy.
- Ten cały Hajduk to wariat jest - rzekła z satysfakcją jego żona. - Ja wiedzialam że z tej ich przyjaźni nic dobrego nie wyjdzie. A te dwie to msciwe małpy są, zresztą Bohuńska nie lepsza.
Nagle pobladla i zaniepokoiła się.
- Gerciu, a jak nam przyślą tę zarazę? - podskoczyła na krześle, nieomal strącając łokciem szklankę kawy stojącą na ławie. Papiloty na jej głowie zadrżały niespokojnie.
- Nie przyślą, gołąbko - rzekł Gerald lekceważaco.
Wintermina prychnęła.
- Ja tam wiem swoje - powiedziala. - Zawsze im sola w oku byłam, bo jestem dobra chrześcijanka, nie nurzam się w rozpuście jak oni. Jak nic będą się chcieli zemscić.
Zerwała się i pobiegła do kuchni. Po chwili wróciła z parą gumowych rękawic.
- Od dzisiaj będziesz je nosił przy otwieraniu poczty! - rzekła, wręczajac mężowi.