PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=106461}

Upiór w operze

The Phantom of the Opera
2004
7,6 80 tys. ocen
7,6 10 1 80462
5,5 15 krytyków
Upiór w operze
powrót do forum filmu Upiór w operze

Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 206

- Matko Bosko, co ja wygaduję? - jęknęła Sabina, opadając na fotel w gabinecie. - Co się ze mną dzieje?
Przez kilka godzin wszystko było w normie. Wieczorem Sabina dowiedziala sie że Wiedźma wyszla ze szpitala, wiec oboje z Erikiem wpadli z wizytą do Kroegerów. Pani Zosia skierowała ich na pieterko, do pokoju zabaw maluchów.
Wiedźma leżała na podłodze i rysowala smoka na wielkiej karcie papieru, obok niej zaś siedziała zaaferowana Pia mażąc coś swoją kredką. Tommy klęczał na drugim krańcu karty i równiez rysował, natomiast Uwe obserwowal to wszystko, rozparty na stosie poduszek pod oknem niby sułtan.
- Dzień dobry - Erik przybrał udawanie poważną minę.
- Wujeeeek! - wrzasneła Pia zrywając sie na nóżki.
- Wpadliśmy zobaczyć jak się miewasz - powiedziała Sabina, patrząc jak Erik szaleje z Pią i Tommym.
- Wyszłam na własne życzenie - powiedziala Wiedźma, starannie kolorując pazury smoka na czarno. - Nie mogę wytrzymać bez tych aniołów... i bez mojego pana i władcy.
Uwe uśmiechnąl się bardzo, bardzo szeroko.
- Ciocia, ciocia, smok! - Pia podbiegła do Sabiny i pokazała jej rysunek na podlodze. - Duży!
Sabina otworzyła usta, chcąc coś powiedzieć. W tym momencie dreszcz wstrząsnął jej ciałem.
- O jaki ślićny smociek! - zakwiliła. - Nalisiowalaś go ź mamusią?
Pia cofnęła się z wyrazem przerażenia w oczach.
- Te twoje dzieciaczki są takie słodziuchne, mogłabym je zjeść! - piszczała Sabina.
Erik odstawił Tommy'ego na ziemie, Uwe uniosl sie z poduszek.
- Chodź kruszynko do ciociuni, ciociunia da ci buziaczka!
- Erik, to antidotum chyba nie dziala do końca - powiedziała Wiedźma. - Dzwońcie po Żekilskiego.
- Kochanie, chodź na dół - Erik ujął żonę pod łokieć.
- Ale dlaczego? - zdziwila sie Sabina.
- Dzieci ida spać - oznajmiła Wiedźma. - Uwe, powiedz pani Zosi żeby szykowała kąpiel.
- No tak, dzieciulki muszą iść spatuńci! - zagruchała ekstatycznie Sabina. - Pa, pa skarbeńki! Ciociunia was koochaaa...!
Kiedy Wiedźma i Uwe kąpali Kroegerzęta, Sabina w kuchni zalewala panią Zosię tysiącem komplementów, jednym słodszym od drugiego, a Erik wisiał na telefonie.
- ...tak, doktor Żekilski, gdzie go mogę zastać? Aha, aha, a numer domowy? To bardzo pilna sprawa, związana z jego eksperymentem. Tak, bardzo dziękuję.
Kompletnie mokra Wiedźma zeszła do salonu.
- I co? - zapytała.
- Mam jego adres domowy - odparł Erik. - Kochanie!
Sabinę wywleczono w końcu z kuchni, przerywajac jej zachwyty nad ściereczkami. Pani Zosia dyskretnie polknęła pigułkę na ból głowy, Erik zaś wbił rozświergotaną żonę do samochodu.
- Zadzwonię do was potem i powiem czy podzialalo! - krzyknął do Kroegerów przez otwarte okno.
- Ale co podziałało, pączuszku? Czyż oni nie są uroczy, a te ich dzieciaczki! Co przypomina mi naszego Sameczka, taki słodki aniolek i te blond lokusie, jak z obrazeczka!
W rekordowym tempie Erik przebił się przez miasto i zajechał pod starą willę, w której mieszkał Żekilski. Dzikie wino, pnace sie po ścianach dodawało miejscu nieco posępności.
Stanęli przed rzeźbionymi drzwiami. Erik nacisnął staroświecki mosiężny guzik dzwonka.
Drzwi otwarły się z lekkim skrzypnięciem i otworzyla im pielęgniarka Furter, lecz tym razem nie w służbowym fartuszku, a w czarnym skórzanym gorsecie, majteczkach, siatkowych pończochach i niebotycznie wysokich szpilkach. W ręku trzymała długą cygarniczkę z zapalonym papierosem.
- Państwo do kogo? - zapytała, wypuszczajac smużke dymu z umalowanych na czerwono ust.
- Do doktora Żekilskiego - odparł Erik. - Pilny przypadek.
- Czy ja pani nie widzialam w szpitalu? - zaciekawiła się Sabina. - Prześliczne pończoszki, naprawdę, i te majte... Ojej!
Sabina zatrzymała wzrok na wypukłości w majtkach pielęgniarki Furter.
- To pani jest panem? - zdziwila sie. - O jakie to dowcipne, ha ha ha!
- Frank. N. Furter, słodki transwestyta z transseksualnej Transylwanii - rzekł (lub rzekła) pielęgniarka Furter. - Wspólpracuję z doktorem i jego asystentem. Proszę za mną.
Weszli do ciemnego holu, oświetlonego jedną slabą żarówką.
- Kto tam? - zapytał męski głos zza obitych czerwoną skóra drzwi.
- Państwo Dammerig - powiedzial Furter.
W progu stanął Edward Hajduk w niedopiętej koszuli w beżowe prążki.
- Och jakie ma pan słodziusie futerko! - zachlysnęla sie Sabina, patrząc na jego pierś.
- Też tak myślę - mruknął (lub mruknęla) Furter, uśmiechając sie kątem ust.
Hajduk wyszczerzyl zęby w uśmiechu.
- Widzę ze skutki uboczne mojego eksperymentalnego środka ciągle nie ustępują - powiedział. - Doktor Żekilski nie zna tak dobrze tego preparatu jak ja. To co podal było za słabe.
- To niech pan da mocniejsze! - zażądał Erik
- Najmocniejsze jakie pan ma - stęknęła Sabina, ktora w międzyczasie przyszla do siebie.
Hajduk uśmiechnął się szatańsko i zniknąl w gabinecie, by powrócic z kieliszkiem jakiejś czarnej cieczy.
- Proszę to wypić, a będzie po wszystkim.
Sabina golnęła sobie bez namyslu.

EineHexe

Rozdział 207

Tydzień później wszystko wróciło do normy. Sabina nie miała już wiecej ataków, Wiedźma czuła się dobrze. Książe ciemności miał wrócić po dwutygodniowej przerwie.
Wiedźma z maluchami i Uwe przyszła właśnie do domu Dammerigów.
Sabina siedziała w gabinecie czytając pismo jakieś pismo, papiery walały się po biurku i na zamkniętym laptopie. Gabryś spał w swoim pokoiku a Erik uskuteczniał dzieciece marzenia w pokoju zabaw, zrobionym na strychu. Uwe zaprowadził tam swoje pociechy. Pia bez namysłu wsiadła do Samkowego mini bolidu. Erik z rozbawieniem nałożył jej kask.
- Blum Blum…..- piszczała mała Kroegerówna. Samek z dzikim piskiem wieszał się po lianie, opadającej ze sztucznego drzewa na którym znajdował się domek.
- Aaaaaaaa! Jestem talzan! – krzyczał, Thomas chciał zrobić to samo, ale ojciec szybko zabrał go na ręce.
- Bohaterze ty jesteś jeszcze za malutki.- przemwial do małego buntownika. Thommy jak przystało na dziecko swojej mamusi, zrobił obrażoną minke. Wzrok ciskający piorunami, przeszywał ojca.
- Ale ja kciem!
- Thommy, chodź do mnie pokażę ci kolejke!- Erik zabrał chłopca za pulchną łapkę i zaprowadził do sporych rozmarów kolejki.
Pia podreptała do Samka, który przestał się wieszać na lince i zawzięcie uderzał w cymbałki.
- Śła dzieweczka do lasecka…do zielonego…..zielonego…..- śpiewał cienkim głosikiem. Pia wpatrywała się w niego jak w anioła, jej błękitne oczy obserwowały poczynania, pulchnego cherubinka panstwa Dammerig. Włączyła się do śpiewu, dorzucając.
- Aaaaaaa kotecki dwa!- schyliła się i pocałowała Samka w policzek. On entuzjastycznie, przytulił ją do siebie.

- Co tam tak czytasz?- zapytała Wiedźma, rosiadajac się na kanapie obok biurka.
- Przyszło zaproszenie z Wiednia, ale nie ma kto pojechać.- mruknęła- Ja nie mogę bo mam umówione kilka spotkań z projektantami kostiumów i z naszym księgowym.
- A reszta?
- Borcherów i Butelek nie ma, pojechali do Londynu. Jakub też gdzieś przepadł razem z Iwetta, Marta z Aleksem są u jej rodziców. Ty się kurujesz, Uwe jest z toba. Wysle Erika.
- No to go wyślij, w koncu Austryjak.- uśmiechnęła się Wiedźma.
Do gabinetu wpadł niczym tornado Samek. Wdrapał się na kolana cioci Wiedźmy.
- Ciociu a Pia mi dała buzi!- oznajmił, panie wymieniły rozbawione spojrzenia.
- I co?- zapytała poważnie pani Kroeger.
- No jak co? Ozenie się z nią!- rzekł uroczyscie mały Dammerig.
- O jejku! Naprawdę, cieszę się z takiego zięcia.- uśmiechnęła się rozbawiona Wiedźma
- Mamuś a mogę jej dać cekoladkę?
- Możesz kochanie, jak najbardziej ale Thomasowi też i wujkowi Uwe.- Sabina udawała powagę, gdy malec wyszedł z pomieszczenie gruchnęły śmiechem.
- Ho ho ho pani Kroeger…będziemy kumami…- popatrzyły na siebie i prawie się nie poprzewracały. Wiedźma na wpól leżąc na kanapie a Sabina na krześle z głową na biurku.
- A co wam tu tak wesolutko?- zapytał Uwe wpychając głowę do gabinetu, po chwili wszedł zaraz za nim Erik.
- Kroeger ty się nie śmiej bo mamy konkurenta do ręki Pii.- zaśmiała się Wiedźma.
- A słyszałem, słyszałem. Może nie będzie konieczności wyciągać strzelby, wszak Samek to wykapana mama. Nie będzie rozrabiać jak tatuś.
- No wiesz co.- rzekł urażony Erik.- Ja jestem statecznym, poważnym ojcem rodziny. - mruknał

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 208

W Wiedniu został przyjęty bardziej niż entuzjastycznie. Jego udział w Gali Musicalu Europejskiego w Raimund Theater okazał się sukcesem, a porządkowi prócz kwiecia sprzątnęli później ze sceny także kilka sztuk damskiej bielizny, oraz jedną parę męskich stringów w kolorze czerwonym. Stacje telewizyjne zabijały sie o wywiad z nim a jego twarz zdobiła pierwsze strony niemal wszystkich gazet.
Gabinet Sabiny był usłany rysunkami kostiumów do Elżbiety Batory. Leżały na biurku, fotelach i kanapie a jeden zjechał nawet na podlogę.
- Pani Mirge, co mi pani tu przyniosla? - zapytala Sabina. - Przecież prosiłam o kostiumy z epoki. Renesansowe. A tu widzę lateks, skórę, kołnierze z pleksi i Bóg wie co jeszcze.
Iwa Mirge spojrzała na dyrektorkę wrogo swoimi małymi skośnymi oczkami.
- Uzyte przeze mnie materiały podkreślają osobowość Elżbiety, natomiast forma nawiazuje do strojow noszonych w jej czasach - projektantka wzruszyla ramionami.
- Uprzejmie poproszę żeby materiały również nawiazywały do czasów - odparła cierpko Sabina. - To wygląda jak kostiumy do burdelu sadomaso.
Mirge usmiechnęla się kwaśno.
- Pani nie rozumie sztuki i nie ma pojęcia do czego sluży kostium - powiedziała. - Chce pani zrobić z aktorów śliczne laleczki.
- Nie placę pani za pouczanie, tylko za projektowanie - powiedziala Sabina lodowato. - Rozumiemy się?
- Jak pani chce - powiedziała Iwa. - Za kilka dni przyniose pani poprawione projekty.
Wyszła trzaskając drzwiami. Sabina rzuciła w nie pękiem rysunków.
- Pani dyrektor? - asystentka zajrzala do gabinetu. - Ksiegowy do pani.
Sabina jęknęła.
Kiedy wrócila do domu miała wszystkiego serdecznie dość. Usiadła na kanapie i włączyła telewizor, trafiajac akurat na migawki z Wiednia. Erik śpiewal partie Lucyfera, potem brylował roześmiany na afterparty i pozowal z niezliczonymi fankami do zdjęć pod teatrem. Sabina poczuła jak gwaltowny atak tęsknoty ściska jej serce.
Wyłączyła telewizor i poszła do sypialni.

EineHexe

Część 209

Po drodze weszła do sypialni Samka, mały rozkopał się kołdra w małe czerwone samochodziki o imieniu Zygzak McQueen leżała na ziemi. Opatuliła go starannie, po czym zajrzała również do Gabrysia. Ten okryty posapywał na lewym boczku. Lampka pod oknem dawała przytłumione światło. W sypialni zrzuciła z siebie kostium i poszła pod prysznic. Długo stała pod gorącymi biczami wodnymi, bijąc się z myślami. Czuła zupełną pustkę, tęsknotę i beznadziejność swojej osoby. Powlokła się do garderoby, już miała wyciągnąć swoją koszulę nocną, ale się rozmyślila. Wyciągnęła granatowa piżamę męża, rękawy były dużo za długie, koszula sięgała jej za uda a spodnie wystawały. Podciągnęła rękawy i położyła się na łóżku. Sen jednak nie chciał nadejść, jak zwykle noca opanowały ją czarne wizje i scenariusze. Ułożyła się tym razem na fotelu, podkulając nogi i z niewiadomych sobie przyczyn rozpłakała się. Płakała tak aż zmorzył ja sen, telewizor w rogu nadawał program o pingwinach.
Erik zaraz z lotniska, taksówką przyjechał do domu. Specjalnie wyprosił na lotnisku o miejsce na wcześniejszy lot. Nie chciał zostawać we Wiedniu dłużej niż było to konieczne. Dom był pogrążony w ciemnościach, zaklaskał i zarówki w kryształowym żyrandolu w holu rozbłysły. Postawił walizkę i zrzucił płaszcz i marynarkę, po czym poszedł do kuchni napić się wody. Zrobiło mu się gorąco, wiec rozpiął kilka guzików ciemnozielonej koszuli. Już miał iść na górę, gdy do jego uszu doleciał głos faceta opisujący wysiadywanie pingwinach jaj. W salonie jego małżonka spała w fotelu a telewizor był włączony. Szybko zgasił urzadzenie i podszedł do niej zapalając lampę za fotelem. Widać było ze płakała, na policzkach widoczne były ślady łez a włosy przedstawiały soba opłakany widok.
Sabina, śniąc dziwny sen, przebudziła się i zobaczyła pochylającego się nad nią Erika.
- Już wróciłeś?- zapytała, patrząc w jego zielone oczy.
- Złapałem wcześniejszy lot. Dlaczego śpisz w fotelu?
- Zasnęłam bo oglądałam bardzo ciekawy program.- kłamała, starając się nie patrzeć mu w oczy. Udawała że poprawia, coś ma stoliku.
- I tak się wzruszyłaś, że się rozpłakałaś? Pingwiny cię tak wzruszyły?- drążył niemiłosiernie temat. Pani Dammerig nie wytrzymała, rozpłakała się żałośnie. Jej ciałem wstrząsnął szloch.
- Nie! Bo ja jestem beznadziejną idiotką, nie nadaje się na dyrektora, na nic się nie nadaje. – płakała.- Nawet księgowy ma mnie za tępa amatematyczną bezmózgą kretynke.
Erik bez namysłu, podniósł swoje utrapienie z fotela i usiadł z nią na kolanach na kanapie.
- Kobieto! Nie jesteś wcale żadną idiotką! Jesteś najwspanialszym dyrektorem w Polsce. Popatrz jak dzielnie sobie radzisz z Otchłanią a nie masz wieloletniego doświadczenia. – głaskał ją po głowie. Wtuliła się w jego ciepłą skórę wdychając jego zapach.
- Boże, ludzie miesiącami się nie widzą a ty wyjeżdżasz na dwa dni a ja warjuje. Widziałam urywki z afterparty, byłeś taki nieziemski i te kobiety, piękne wysokie. Jak się po tobie wieszały. A ja taki kurdupel bezbarwny i bez gustu! Iwa Mirage powiedziała że chce wystawiać na pokaz ładne lalki a nie aktorów.
- Nie interesują mnie żadne inne kobiety. Wysokie, niskie, blondynki, rude, żadne! Rozumiesz mnie?! Ja chcę tylko ciebie, bo to o ciebie jestem cholernie zazdrosny. To z tobą mam dwójkę dzieci i ciebie kocham. Ale miło mi że masz mnie za nieziemskiego.- pstryknął w jej nosek, po czym zaczął całować. – I nie wypłakuj już sobie tych pięknych oczęt, mój kwiatuszku. Wygodniej nam chyba będzie jak pójdziemy do sypialni. I podobasz mi się cholernie w tej piżamie. Krasnalu.- podniósł się i zaniósł swoje utrapienie do sypialni. Utulając do snu.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 210

W luksusowej willi nad jeziorem Como trwalo przyjęcie. Na wzor starożytnych Rzymian goście spoczywali na wymoszczonych poduszkami accubitach, ustawionych wokół kwadratowego stołu, uginającego się od egzotycznych potraw. Najwyższe accubitum, przybrane purpurowym aksamitem zajmował szpakowaty mężczyzna w sile wieku, wachlowany wachlarzami ze strusich piór przez dwie ciemnoskóre damy, przybrane tylko w zlote przepaski biodrowe.
Alkohol lal się strumienami, między biesiadnikami krażyła też fajka wodna zawierajaca w sobie haszysz.
Uczta trwala wśrod śmiechów i wesolych, choć coraz bardziej belkotliwych okrzyków. Potowrzyly się pary i trójkąty, calujące się i pieszczące. Szpakowaty mężczyzna patrzyl na to wszystko z zadowoleniem. Na skinienie jego dłoni slużba bezszelestnie i blyskawicznie zabrała ze stołu potrawy i postawiła na nim owoce.
Czarnowłosa kobieta w rozchelstanej, opadajacej z ramion stoli, wpatrywała się w gospodarza, oblizując się lubieżnie.
Mężczyzna pociągnał z fajki i podał ją dalej.
- Dajcie ją na stół! - krzyknął - Niech mi pokaże co ma!
- Kiedyś zerżnąlbyś ją bez namyslu, Pietro! - zachichotał ktoś.
- Nie młodnieję, Alfeo - Pietro wyszczerzyl zęby. - Musze dbać o moją kuśkę i nie maczać jej w byle czym.
Alfeo wybuchl pijackim śmiechem, tymczasem dziewczyna już stała na stole, posadzona tam przez innych. Zsunęła stolę z ramion i odrzucila ją kopnięciem, ciuch wpadl jakiemuś mężczyźnie na głowę. Ten zaciągnąl sie zapachem.
- Dobra suczka, Pietro, ja bym ją bral! - krzyknął.
Pietro przyjrzał się z powąpiewaniem okazałym piersiom dziewczyny.
- Silikon - orzekl. - Bierz ją jeśli chcesz. Ja wezmę tę blondyneczkę - wskazal palcem jasnowlosą dziewczynę, bezwstydnie ukazującą mu swoje krocze między szeroko rozwartymi udami.
Tymczasem meżczyzna, ktory zachwalal zalety brunetki, ochoczo zabral się do dzieła. Zdzierając z siebie tunikę powalił dziewczynę na leżące na stole owoce i wbił męskość w jej ciało. Jęknęla, zadzierajac wysoko biodra, sok ze zmiażdzonych owoców spływał jej po piersiach. Jakas kobieta poderwała się z accubitum i zaczęła zlizywac sok ze skóry leżącej. W ślad za nią poszli inni i wkrotce brunetka niemal zniknęła pod warstwą rozedrganych, nagich i pojękujących ciał. Kompletnie nagi Pietro tymczasem na swoim leżu ujeżdżał od tyłu blondyneczkę.

Jakieś trzy kwadranse później orgia jakby sie nieco zatomizowała. Mniejsze i większe grupki wiły się na accubitach i mozaikowej podlodze w różnych konfiguracjach, niektorzy zaś odpoczywali, czy wręcz drzemali po kątach. Pietro, obsługiwany ustami przez jakąś panią prowadził jednoczesnie niewymuszoną konwersację z mężczyzną rozwalonym na sąsiednim leżu.
Kompletnie nagi facet, tlusty i porośnięty ryżym włosiem wyszedł chwiejnym krokiem na dziedziniec wewnętrzny, gdzie znajdował się basen. Po chwili wrocił, krokiem jeszcze bardziej chwiejnym, blady jak ściana. Podszedł do accubitum na którym spoczywał Pietro, otworzył usta chcąc coś powiedzieć i rzygnął na purpurowy aksamit.
- No kurwa twoja mać! - ryknął Pietro, odpędzając jednoczesnie od siebie dziewczynę która robila mu dobrze. - Sraczy w moim domu zabrakło?!
- Ve... Velma... - wybełkotał ryży. - W basenie pływa...
- Mloda nie jesst, przyznaję, ale żeby od razu pawia na jej widok puszczać? - zakpił sąsiad Pietra.
Roześmieli się obaj, ale ryży pozostał poważny.
- Ona nie żyje - powiedział.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 211 by Sabcia

Lucyfer kończył właśnie śpiewać pieśń piekielną, kurtyna opadła. Publiczność w siedemdziesięciu procentach płci żeńskiej rozpoczęła szaloną owację. Aktorzy już w swoich prywatnych strojach stali w holu, otoczeni przez fanki. I te piszczące i te zachowujące się całkiem normalnie. Erik i Thomas byli zawaleni pluszowymi diabełkami, Uwe od fanki z Opola dostał białe stringi z koronką. Grzesiu uśmiechnięty jak zawsze, przytulał dziewczęta.
Z garderoby wyszedł właśnie Janusz Kruciński,długie kręcone zawiązane w kitke i czarny płaszcz. Do kompletu miał zawieszoną torbę na ramie.
- Panie Januszku, kochany możemy zdjęcie?- zaświergotały fanki.
- Bardzo proszę, tylko prosiłbym szybciutko bo śpieszę się do Katowic.- uśmiechnął się, pozując do zdjęcia.
Wiedźma wydarła swojego upadłego anioła z sieci małych intrygantek jak miała zwyczaj mawiać.
- Koniec na dzisiaj! Aktor też człowiek.- powiedziała
- Taa, patrz jaka żona Ołóweczka jest niemiła.- szepnęła ruda fanka do swojej psiapsiółki Mariolki.
- Pewnie, zazdrośnica, ona tak zawsze mówi.- parsknęła.- Chodź powieszamy się na Dammerigu, on jest nieziemski. Szkoda że żonaty. A jego żona to właścicielka…..
- Nie! Jego żona jest dyrektorem, teatr jest spółką. A i gra, ale w Księciu ciemności nie, w Triskelionie.- odpowiedziała inna fanka.
Grzesiu, podziękował dziewczyną i wyszedł tylnym wyjście razem z Januszem Krucińskim. Wiedźma porwała swojego Księciunia i pojechali do domu. Erik zabrał się z nimi bo małżonka miała kilka spraw do załatwienia z dyrektor Marta. W Otchłani zostały panie z Aleksem, który siedział na recepcji patrząc w telewizor.
- W całych Włoszech wrze. Ponoć w willi sływnego playboya i potentata obuwniczego Alefo Capuletti znaleziono martwa aktorkę Velmę Collucci. Ta Argentynka włoskiego pochodzenia znana była z roli w serialu Dzikie wybrzeże, oraz licznych operacji plastycznych. Kobieta była pod wpływem, środków odurzających. Jej siódmy mąż Ricardo Cordona de Sombrero, odmawia komentarza. Dla tvn 24 z Rzymu Mariusz Kojot. Aleks przełączył na kanał sportowy.
Marta siedziała w gabinecie, sprawdzając faktury za prąd i gaz. Nagle ekran laptopa zaczął mrugać, włączył się wygaszasz. Płonące literki wirowały po nim po czym utworzyły się w napis SCELTA. Po chwili wszystko się uspokoiło i znowu przed sobą miała tabelkę.
- Chyba za dużo pracy na dziś.- zamknęła komputer, po czym wzięła płaszcz i torebkę i wyszła do recepcji.
- Saszka, ja idę do domu. Sabina mówiła że mnie podwiezie bo do sklepu w centrum chce wpaść.- pani wicedyrektor pocałowała czule swojego Bohuna po czym wyszła przed budynek.
Po chwili korytarzem, przeszła również Sabina.
- Dobranoc Aleks, idź do domu jak przyjdzie Zenek.- machnęłą mu na pożegnanie i wyszła na parking.
Rozdzwoniła się komórka, śpiewając głosem Lucyfera i archanioła Rafała.
- Sabina! Nie uwierzysz pamiętasz, tą telenowele coś o wybrzeżu?
- Dzikie wybrzeże chyba, z tą silikonowa babeczką co cały czas pykała gładkich Latynosów?—zapytała Sabina
- O! Właśnie tą, to ta babka zaćpała się. Kojot relacjonował z Rzymu.
- Szkoda, fajny serial, można się było pośmiać. Dobra konczę bo Marta w samochodzie czeka. Trzymaj się. Nie szalej w nocy.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 212

Ktoś ją obserwował, czula to wyraźnie. I bała sie niczym dziecko, tak bardzo że nie odwazyla się nawet sięgnać do wyłącznika nocnej lampki. Leżała, międląc w dłoniach brzeg koldry i słysząc biie swojego serca i patrząc na ścianę, modląc się zeby ten ktoś - coś- odszedł i zostawił ją w spokoju.
- Marta...
To musiał być Aleks, miał dzisiaj wrócić później, to musial być on. Wmawiała to sobie bardzo starannie, ale sama w to nie wierzyła. Wiedziała że to nie był Aleks.
z determinacją odwrociła się w stronę pokoju, cichy jęk wydobyl się z jej ust, a czoło zrosil zimny pot.
To nie był Aleks. Zakapturzona postać w czarnym plaszczu siegającym ziemi stała w progu.
- Marta... - szepnęła, wykonując zapraszający gest.
Nagle Marta uświadomiła sobie ze stoi twarzą w twarz z istotą w płaszczu, choć nie wstawała nawet z łóżka.
Poczula lekkie pchnięcie w plecy kierujące ją za próg, ale zamiast znaleźć się na korytarzu własnego mieszkania, weszła do komnaty w starorzymskiej willi, a może nawet palacu. Slabe światło lampki oliwnej wydobywało z mroku fragment mozaikowej posadzki i łóżko na którym leżal czlowiek w purpurowych szatach. Jego oddech był ciężki i bulgotliwy, przedzielany coraz dłuższymi odstępami.
Ten człowiek umierał.
Zza drzwi jednak dochodziły odglosy wesolej biesiady.
- Scelta! - zanucil śpiewnie chor glosów. Rząd zakapturzonych postaci, takich jak ta ktora ją tu przyprowadziła, wystąpil z ciemności za lożem mężczyzny. - Scelta! Oczyść go! Oczyść Tyberiusza!
Marta podeszła do konającego, nie wiedząc co czynić. Dotknęła jego dłoni i wtedy owionęło ją lodowato zimne powietrze, martwe powietrze, przepojone wonią ozonu. Wysoki mężczyzna odziany w czerń stanął u wezgłowia, jego jasne, niemal białe wlosy lśniły w pólmroku.
- Czyń co masz czynić - powiedział do Marty. - I pozwól mi go zabrać.
Cofneła się, spłoszona.
- Zabieraj go, jest twój!
Nagle pojaśniało. Mężczyzna, o twarzy gładkiej, niemal kobiecej, uśmiechał się, nachylając swe usta ku bezkrwistym wargom umierającego.
Wtedy Marta zobaczyła coś jeszcze: on miał skrzydła. Czarne, połyskujące metalicznie zielenią i blękitem pióra zalopotały lekko i wzniosły się dwoma wdzięcznymi łukami nad jego glową.
- Scelta! Scelta! Scelta! - chór śpiewal coraz glośniej. Swiatło bijące zza pleców skrzydlatego mężczyzny było tak jasne ze nie do wytrzymania.
Marta zasłoniła ręką oczy, cofnęła sie i spadła z łóżka.

EineHexe

Rozdział 213

Rano przyszła do pracy rozkojarzona, kiedy już udało jej się zasnąć w ramionach Aleksa, ciągle miala przed oczami ognisty napis Scelta. Tabele i wykresy, mieszały jej się przed oczami, nie słyszała co mówi do niej księgowy. Wiedźma tymczasem zostawiając bliźniaki po czujnym okiem niezawodnej Zosi poszła do teatru. Sabina miała właśnie spotkanie z Iwa Mirage i słychać było podniesione głosy. Na korytarzu kręciła się Rzepowa, niebezpiecznie blisko drzwi.
- Pani Wintermino, wypucowała już pani tą część proszę iść do garderoby mojego męza. Na półce kurz ma ze trzy centymetry.- powiedziała Wiedźma, patrząc wymownie na sprzątaczkę.
- Już idę, tylko żeby pani mąż nie mówił że mu szminka zginęła!- odpowiedziała bezczelnie i poszła. Gdy była już poza zasięgiem słuchu librecistki dodała.- Co to za małpiszon co się babskimi kosmetykami maluje.
Aleks cały dzień miał dziwne wrażenie że coś grozi Marcie. Nad ranem obudził się kompletnie wyczerpany, jakby z kimś walczył.
- Chłopie co ci jest?- zapytał Tytus.- Wyglądasz jak padnięt gladiator.
- Tak się czuję, nie pamiętam co mi się śniło, ale mam wrażenie jakbym całą noc walczył.
Sabina zakończyła rozmowę z projektantką, Wiedźma weszła do jej gabinetu rozkładając się na kanapie.
- Wiesz co…- zaczęły obie, popatrzyły się po sobie. Pani Dammerig dała ręką znak, żeby przyjaciółka zaczęła pierwsza.
- Obudziłam się nad ranem ze słowe strega na ustach.- powiedziała pani Kroeger.
- A mi się pół nocy śniło słowo diavola.
- Wiedźma i diabeł. – zamyśliła się librecistka.
- E tam znowu się nakręciłyśmy na Księciu ciemności.- Sabina machnęła ręką.- Popatrz no co udało mi się wydrzeć tej Mirge.- pokazałą przyjaciółce projekty kostiumów do Elżbiety Batory.
- No cudowne a ta czerwono czarna suknia, rewelacja.- zachwycil się. Kątem oka zobaczyła cień za Sabiną, ta podchwyciła jej wzrok i odwróciła się. Coś szarego mignęło jej przed oczami.
Jakub przebudził się w ramionach Iwetty. Jako wampir, zadko kiedy miał sny a już na pewno nie takie wyraziste. Śniły mu się ostre szczyty górskie, soczyście zielone doliny i rwące potoki. A także wodospad, toczył białą pianę i rozbijał się z hukiem w kotle wodnym. Słoncze zachodziło powoli barwiąc niebo feria czerwieni, żółci a także błękitów i fioletów. Gdy stało pod odpowiednim kąte, woda w wodospadzie zaczęła przybierac żółty kolor by na kilka sekund stać się krwiście czerwona. Wyglądało jakby z wnętrza kotła wypływała krew.
- Wstał pod wieczór, gdy miał się udac na spektakl, Iwetty już nie było. Zostawiła karteczkę że jest w pracowni Helsinka. W myślach niczym błyskawica przeleciało mu słowo guerriero.

W jadalni domu kardynała metropolity krakowskiego trwała dyskusja pomiędzy dwoma purpuratami. Metropolita gościł, włoskiego kardynała Pietra Angela Guidicelli.
- Eminencja raczy żartować! Nigdy nie zgodzimy się aby kościół w Polsce miał wydać kogokolwiek do takiego zadania.- Polak podniósł głos.
- Kardynale, ta osoba, zagraża i podważa autorytet kościoła!- huknął Guidicelli.
- I mam skazywać niewinna osobę na śmierć? Jestem duchownym i nie chcę mieć na sumieniu niczyjej śmierci. Zwłaszcza rodaka. Kościół wiele już nagrzeszył tak zwaną świętą inkwizycją. Żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku, nigdy się nie zgodzę. Chodźmy prosił mnie o to sam ojciec święty.
- Będzie eminencja tego żałował, pana ojczyzna choduje żmije na własnym łonie. – włoski purpurat wyszedł nie dokończywszy posiłku.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 214

Spektakl miał się rozpocząć lada chwila. Marta siedziala jednak w gabinecie, grzebiąc w komputerze. Oczy piekły ja już ze zmęczenia, ale musiala jeszcze znaleźć pewien ważny dokument.
Klikneła w kolejny folder, w którym powinien był sie on znajdowac i wtedy ekran komputera zrobił się całkowicie czarny.
- Co do cholery?!
Plonące litery zawirowaly na ciemnym tle i ulożyly się w napis SCELTA . Marta, zirytowana, popukala w klawisz "enter", jednak bez zadnego rezultatu. Plomienny napis wciaz tkwil na środku ekranu.
- Jakiś wirus - westchnęła Marta. - Aleks!
Litery zadrgaly, rozmyły się i przeksztalciły.
MANGIATORA DEI PECCATIS głosił teraz napis.
- Aleks!
Pan Bohuński wszedł do gabinetu.
- Wołalaś mnie?
- Zobacz co wyprawia to cholerne pudło - powiedziała Marta z irytacją, odrywając wzrok od ekranu. - Jakiś wirus, albo inne śwństwo.
Aleks, ktorego zawiłe ściezki edukacji objęły także studia informatyczne, obszedł biurko i rzucił okiem na ekran.
- Nic tu dziwnego nie widzę - powiedział.
Marta, której nagle zrobiło sie zimno, popatrzyła na monitor. Najniewinniej w świecie wyświetlał otwarty dokument i nic poza tym.
- Nie rozumiem - powiedziała.
Aleks przysunął sie jeszcze bardziej i pochylony nad nią klepał coś w klawiaturę. Marta miała wrazenie że ktoś ją wsadzil do zamrazarki. Zionęło od niego straszliwym chłodem, który zamrażał nie tylko jej cialo, ale i duszę na kamień.
- Aleks...
Bohuński spojrzał na swoją ukochaną. Była bladosina z zimna i drżała jak liść.
- Marta, co ci jest? - przestraszony dotknął jej policzka.
Zerwala sie z krzesła, przewracając je.
- Nie dotykaj mnie - powiedziała zdumiona. - Ty mrozisz.
Spojrzeli na siebie, w ich oczach malował sie szok, przerażenie i niedowierzanie.
W podziemnej komnacie, głęboko pod krakowskim kościołem świętego Wojciecha powietrze bylo chłodne i zaskakująco suche. Kardynał Guidicelli, siedzący za starym, dębowym stolem, rozejrzal się dookoła w poszukiwaniu wlotu klimatyzacji. Nie dostrzegł go, tylko proste biale ściany, drzwi krótymi przyszedł, calkiem nowoczesne, z zamkiem na kartę magnetyczną, i drugie drzwi, opatrzone elektronicznym zamkiem szyfrowym i czytnikiem linii papilarnych.
Chudy mężczyzna w czarnej, nieco zrudziałej i poprzecieranej sutannie wylonił się zza tych drzwi. W rękach, okrytych lateksowymi rękawiczkami trzymał sędziwą księgę, oprawną w czarną wołową skóre i groźnie okutą żelazem.
- Eminencjo, znalazlem to czego pan szukał - powiedział, glosem brzmiącym jak szelest przerzucanych kart. Położył tom na stole.
Pietro Guidicelli wyciągnął ręce.
- Rękawiczki, Eminencjo - upomniał archiwista, podtykając kardynałowi pudełko.
Włoch spiesznie wyciągnął z niego pare rekawiczek i naciągnął na dłonie.
- Tę księgę tynieccy Benedyktyni przepisali ze starożytnego papirusu - mowił chudy ksiądz. - Przywieźli je z Niemiec, kiedy sprowadził ich tu Kazimierz Odnowiciel, książę Polski.
- Wiem, księże, wiem - mruknął Guidicelli, przerzucając pożółkłe stronice.
- Nie pokazujemy jej nikomu - archiwista łypnął wodnistymi oczyma na stronicę na ktorej widniał wizerunek czarnego anioła, dotykającego czoła kobiety. - Gdybyś, wasza Eminencjo, nie miał pisemnego polecenia Ojca Świętego...
Pietro poczul że robi mu się gorąco. To musiało być to. Pochylił się nad wyblakłym tekstem. "Mulier ex artus"- kobieta z otchłani. "Secunda secundum diabola". Druga po diablicy. To kobieta ktorej szukał, naznaczona darem Czarnego Anioła.

EineHexe

Rozdział 215

Sabina przykryta kołdrą po sama szyje spała na boku. Obok również pogrążony we śnie spał Erik. Światło księżyca wlewało się przez duże okiennice i delikatną mleczną poświatą skupiało się na ciemnogranatowej pościeli. Sabina śniła sen, stała w ciemnym pomieszczeniu. Wyglądało jak piwnica, albo krypta. Wszędzie panował przeraźliwy chłód, w kącie pomieszczenia znajdował się okopcone palenisko. Bezwiednie skierowała na nie wzrok i pochwali rozbłysł na nim ogień, liżąc suche gałęzie.
Ściana pomieszczenia poczęła drżeć i przez rozsuwany mechanizm przeszła do niej Wiedźma, zaraz za nią Jakub. Nic nie mówili, patrzyli na siebie z zaskoczeniem i przerażeniem. Nagle ogień zgasł.
Wiedźma zerwałą się z łóżka, wierzyła w sny, ten był tak przekonujący. Popatrzyła na pogrążonego we śnie Uwe. Szybko ubrała się i wyszła z domu. Sabina nerwowo krążyła po gabinecie, ktoś zastukał do drzwi wejściowych. W progu stał Jakub i Wiedźma.
- Czekałam na was.- powiedziała pani Dammerig.
- Coś mnie tu przygnąło, śniliście mi się.- odpowiedziała Wiedźma
- Ale co jest do cholery, co to za głos do nas przemawia? Do dzisiaj myślałam że to chora wyobraźnia ale coś każe mi się z wami jednoczyć.- Sabina nerwowo przechadzał się po bibliotece.
- Nie panikujcie, opowiedzcie dokładnie co wam się śniło.- Jakub wpatrywał się w obie kobiety. Te opowiedziały ze szczegółami swoje sny, które były niemal identyczne.
- Proponuję omówić to jutro w teatrze, teraz nic nie wykąbinujemy.- orzekła Wiedźma.- Zresztą muszę wracać, jak Uwe zobaczy że nie ma mnie w domu podniesie alarm.
- Dobrze więc, przed spektaklem w twoim gabinecie.- Jakub zniknął, Wiedźma wyszła tradycyjnie drzwiami, nie posiadała nadludzkich mocy.
Następnego dnia cała trójka a właściwie piątka, bo jeszcze Aleks i Marta chodzili nerwowi.
Marta weszła do gabinetu Sabiny, zaraz za nią wpadł Aleks.
- Alek odejdź nie mogę…- nie dokończyła chciał ją objąć, nagle wyrosła przed nim niewidzialna bariera.
- Co się dzieje?- zapytała Sabina, podnosząc głowę znad papierów.
- Sabina, ja nie wiem co się dzieje, on mnie zamraża!- jęknęła wicedyrektor, patrząc na szefową.
- Nie możemy się do siebie zbliżyć. Oboje mamy dziwne sny.
- Niech zgadnę po włosku? Widzicie napisy?
- I chór.- dorzucił Aleks.
- O żesz…k***! Wiedźmo! Ryknęła do słuchawki, do mnie!
Pani Kroeger wpadła do gabinetu. Na widok Aleksa i Marty opanowało ją pragnienie chronienia ich.
- Oni też?- zapytała
- On ja na dodatek mrozi. Co zrobimy z tym fantem?- zapytała dyrektorka
- Żebym to ja kurwa wiedziała.- w myslach dodała.- Że nam się to zawsze jakieś pierdoły muszą przydarzać. Nie mogłabym teraz tak z Uwe w karmelu….
- Wiedźmo to nie czas na myślenie o seksie i karmelu.- Marta zwróciła się do librecistki.
Cała trójka popatrzyła na wicedyrektorkę.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 216

Wiedźma poczerwieniala gwaltownie.
- A skąd ty wiesz co ja wlaśnie myślę? - zapytała.
Martę na moment zatkało.
- No wlasnie, skąd wiesz? - zainteresował się Aleks.
- Ona ma tylko jedno w głowie - wymamrotała Sabina. - Nietrudno odgadnąć.
- No wiesz co?! - Wiedźma nadęła sie oburzeniem.
- Nie kłóćcie się teraz! - poprosił Jakub, łagodnie lecz stanowczo. - Mamy tu jakąś metafizyczną aferę! Skupcie się!
- I co nam z tego skupienia przyjdzie? - zapytała rozzłoszczona Wiedźma. - I tak gówno na razie wiemy.
- Wiedźma ma rację - powiedziała Sabina. - Musimy czekać.
- Czekać?! - Aleks i Marta jęknęli unisono.
- Na co do cholery czekać, nie mogę jej dotknąć! - warknął Aleks, ciskajac gromy z ócz. - Umiera z zimna kiedy tylko podejdę!
- No to co my wam poradzimy? - burknęła Wiedźma. - Musicie jakoś wytrzymać!
Marta popatrzyla na nią z wyrzutem.
- A wyobraź sobie że ty nie możesz dotknać Uwe - powiedziała. - Że działa na ciebie jak zamrażarka.
Wiedźma wzdrygnęła się.
- Ześwirowałabym - powiedziala z lekką zgrozą. - Chociaż z drugiej strony, mrożony karmel...
Sabina nie wytrzymała nerwowo i palnęła ją otwartą dłonią w potylicę.
- Mózg, mózg uruchom, erotomanko jedna! - huknęła.
- Au! - pisarka roztarła tył głowy. - No to mówię że czekać, aż się ta siła tajemna szerzej wypowie i będzie wiadomo o co jej chodzi.
Znękana Marta potarła czoło.
- Zapomniałabym, jakiś biskup przychodzi dzisiaj na przedstawienie. Albo może kardynał, nie pamiętam. - powiedziała. - Jakaś szycha z Rzymu.
- Dopiero mówisz?! - jęknął Aleks. - Musze Tytusowi powiedzieć!
Drgnął w kierunku klamki, ale nie wyszedł, jakby mu kto nogi przylepił do eleganckiego dywanu na podłodze.
- Nasze zgromadzenie uważam za zakończone - rzekła ni z gruszki ni z pietruszki Sabina. Aleks wypadl z gabinetu.
- Zgromadzenie? - zdziwila się Wiedźma. - Mamy tu jakieś tajne stowarzyszenie, czy jak?
- Najwyraźniej - mruknął posępnie Jakub, wychodząc.
Wiedźma pokręciła głową i poszła na umówiony lunch z Uwe. Wybrali miłą włoską knajpkę, która słynęla ze znakomitego lasagne i wyśmienitych deserów. Usiedli przy stoliku w zacisznej alkowie i zabrali się do studiowania menu, gwarząc o rożnych rzeczach. Z jakichś powodów nie powiedziała mu ani słowa o snach, ani o dziwacznym zgormadzeniu w gabinecie Sabiny.
- Tak sobie myślalem, że należą nam się po tych wszystkich przejściach wakacje - powiedział Uwe, nabierając na widelec spaghetti z oliwkami i ziołami. - W Monte Carlo. Dwa tygodnie nicnierobienia. Co ty na to?
Atramentowoczarny cień przesunął sie po obrzeżach pola widzenia Wiedźmy i na moment zmaterializował za plecami Uwe, przybierając postać wysokiego, skrzydlatego mężczyzny. Zamarla z porcją serowego wierzchu lasagne na widelcu.
- Ewa! - Uwe huknął na swych najlepszych barytonowych rejestrach. - Mówię do ciebie!
- Co? co, kochanie?
- Wakacje. Monte. Nicnierobienie - objasnił cierpliwie. - Co ty na to?
- Jestem za, ale nie teraz - powiedziala z roztargnieniem i wepchnęla ser do ust.
- No oczywiście że nie, po sezonie - uśmiechnąl sie Uwe, jego błękitnoszare oczy rozbłysły. - Plaża, zimne napoje, dzieci i my. Brzmi kusząco!
-Bardzo - mruknęła Wiedźma, udajac ze nie widzi zakapturzonej postaci, kiwającej na nią z kąta restauracji.
- Ewciu, co z tobą? - smukłe palce Uwe musnęly pieszczotliwie jej policzek.
- Nic takiego - wysiliła sie na uśmiech. - Niewyspana jestem, albo coś.
Mąż popatrzył na nią z przyganą.
- Dlaczego ja mam wrażenie że znowu się wkopalaś w coś dziwnego? - zapytał.
Zacisnęla wargi, nie mając ochoty się tłumaczyć.
- Nie mów jeśli nie chcesz - powiedział. - Ale ja to czuję. Jakby padł na ciebie jakiś dziwny cień. I wiem że byłaś u Sabiny w nocy.
- Moje ty prywatne STASI - Wiedźma przechyliła się przez stól i ucałowała słone od sosu usta Uwe. - Nie pytaj na razie. Nie pytaj.
Uwe pokręcil głową, ciężko wzdychajac.

EineHexe

Rozdział 217


Marta wyszła z przedstawienia, nagle zrobiło jej się duszno. Zamiast skupić się na grze aktorów i wyśpiewywanych pieśniach diabłó i aniołów słyszała szepty. Grzeszne szepty.
Na korytarzu kręciła się Rzepowa.
-‘’Jak ja nienawidzę pracy w tym piekle. Ach kiedy mój Gerladzik mi się oświadczy, to rzucę tę pracę. Weźmiemy ślub i pojedziemy do Fatimy!’’- myślała sobie.
Wicedyrektorka zatkała uszy dłonmi i popędziła do gabinetu. Kardynał obserwował akcję musicalu. Zafascynowały go postaci diabłów, chodź nie bardzo wiedział co śpiewają. Po skończonym spektaklu stał ze swoim asystentem Paulem we foyer. Z sali widowiskowej wyszła kobieta w czarnym kostiumie i czerwonych dodatkach. Proste złote włosy opadały jej na ramiona. Popatrzył się lubieżnie w jej ponętne piersi.
-Kardynał Pietro Angelo Guidicelli?- zapytała zmysłowa istota
- Si, to znaczy tak.- odpowiedział w płynnej angielszczyźnie.
- Sabina Dammerig, jestem dyrektorem Otchłani. Poinformowano mnie że eminencja będzie na spektaklu.- popatrzyła na niego zielonymi oczami. Wydawało mu się że cały płonie od ognia jej spojrzenia.
- Otchłań?- zapytał
- Tak to inaczej piekło, taka odmiana piekła w języku polskim.- odpowiedziała. Erik wymknął się z garderoby, zanim fanki zdąrzyły się przyczaić. Zobaczył żonę rozmawiająca z kardynałem Guidicelli. Duchowny, patrzył na nią jakby miał ja pożreć,wcześnie wykorzystując. W Eriku zawrzała złość.
- Erik, przedstawiam ci, eminencja Pietro Angelo Guidicelli. Kardynale to mój małżonek Erik Dammerig.- przedstawiła sobie obu mężczyzn. Pietro próbował wystawić dłon, aby Dammerig ucałował pierścien. Lecz spojrzenie kompozytora osadziło go w miejscu.
- Eminencja wybacz, ale musimy z małżonką już iść. Dzieci czekają w domu.- małżonek pociągnął Sabinę do wyjscia.
- Otchłan.Hmmmm to piekło. A w piekle są diabły. Tutaj jest dyrektorka więc diablica a druga za diablicą to wicedyrektor! Mam!- ucieszył się.- No,druga po diablicy, dziś w nocy. – uśmiechnał się cynicznie i poszedł ze swoim cieniem po płaszcz.
- Sabina, ja wiem że coś się dzieje. W nocy mamrotasz pod nosem diavola. Szepczesz z Jakubem i Wiedźmą po katach. Myślisz że nie widzę?!- Erik popatrzył na żonę, wpatrzoną w krajobraz za oknem samochodu.
- I tak nie uwierzysz, więc po co mam się wysilać.- mruknęła, nie patrząc na niego.
- Do cholery! Chcę wiedzieć i dlaczego ten kardynał patrzył na ciebie takim pożądliwym wzrokiem?
- No wiesz, co chyba nie oskarżasz mnie o flirt z duchownym? Oszalałeś, Dammerig!
- Skarbie, ja cię o nic jeszcze nie oskarżyłem, ale martwię się o ciebie.- zmienił ton na łagodniejszy.
- Obiecuję, że powiem ci jak wszystko będę wiedziała. Kocham ciebie i dzieci i obiecuje, że w nic się nie wplątam.-
Marta szła za Aleksem w pewnym oddaleniu. W samochodzie siedziała na tylnim siedzeniu a i tak musiała ubrac się cieplej.
Zajechali do mieszkania. Marta zaczęłą szykowac sobie łóżko w sąsiedniej sypialni. W pewnym momencie nie wytrzymała i rozpłakała się żałośnie. Tak bardzo potrzebowała żeby ktoś ją przytulił Aleks bezszelestnie wszedł do pokoju. Usiadł w pewnym oddaleniu. Popatrzyli sobie w oczy.
- Aleks, ja nie wytrzymam! Chcę do ciebie, chcę się przytulić.- łkała Marta
- Cicho skarbie, wszystko będzie dobrze. Boże chciałbym cię teraz objąć ale boje się że cię zamroże. Kocham cię!- wyznał żarliwie. Jego oczy płonęły pożadaniem i miłością.
-Ja ciebie też…- odpowiedziała. Spać poszli w osobnych łóżkach tęskniąc do siebie.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 218

Tym razem śnił jej się najprawdziwszy koszmar. Widziała piekło, wykrzywione niewyobrażalnym cierpieniem twarze grzeszników, ciała wijące się we wiecznym ogniu.
- Tam jest ich miejsce - wysyczał jakiś głos. - Ocal swa duszę, przekaż dar Samaela komuś innemu.
Zakrwawiony Aleks czołgał się u jej stóp, krew buchająca z rany na głowie zalewała mu oczy.
- Ocal tych których kochasz - mówił glos. - Twój dar będzie dla nich zgubą.
Wiedźma rzucila się w przepaść i roztrzaskała o skały. Sabina skoczyła w slad za nią. Jakub leżal rozciągniety na glazie z kołkiem w sercu.
- Pociągniesz ku zagladzie tę trójkę - szeptał głos. - Zrzeknij się daru. Oddaj go. Zrzeknij ssssię...
Marta poczuła ze sama spada w cuchnącą siarką otchłań, n a dnie której wiła się masa okaleczonych, zdeformowanych ciał.
- Zrzeknij sssię... Zrzeknij...
Poderwala się z głośnym krzykiem z mokrej od łez poduszki, przykladając obie pięści do ust.
Aleks wpadł do sypialni i przypadł do łózka.
- Nie! - krzyknęła, przeszyta żądłem chłodu.
Odsunął sie bez słowa i ciężko usiadł na progu, trzymając się za głowę.
Wiedźmę z ciężkich snów o poranku wybił rozglośny a wściekły wrzask Uwe.
- Kto do stu diabłów brał moją szminkę?! Rumianowski wyszedl na przepustkę z ciupy?!
- Co się tak drzesz - wymamrotała, wyciągając kapcie spod łóżka i wdziewając szlafrok. - to tylko głupia szmi...
Zamarła na progu korytarza. Na jasnej boazerii wypisano czerwonymi gotyckimi literami MANGIATORA DEI PECCATIS, pod tym zaś widniał wielki trójkąt. Przy jednym z wierzchołków wypisano STREGA.
- Czy wszyscy złoczyńcy, demony i inna swołocz, muszą paćkać po ścianach akurat MOJĄ ulubioną pomadką? - wsciekły Uwe w samych portkach od piżamy, z włosami sterczącymi we wszystkich kierunkach, splótł ramiona na odsloniętej piersi.
Wiedźmę tknęło dziwne przeczucie. W płaszczu pospiesznie wbitym na szlafrok, ślizgajac sie w kapciach na śniegu, popędziła do domu Dammerigów. Uwe miotnął się w progu, nie wiedząc czy gonić żonę, czy iść sie ubierać.
Sabina stała przed dużymi dwuskrzydlowymi drzwiami jadalni i podziwiała wykonany na nich czerwonym suchościeralnym flamastrem, zapewne buchniętym z jej biurka, napis.
- Długo będziesz się na to gapić? - zapytał Erik bez entuzjazmu.
Drzwi wejściowe otwarły się z hukiem i do hallu wpadl zdyszany i rozkudłany jaskiniowiec, w ktorym, z niejakim wysiłkiem, Sabina rozpoznała Wiedźmę.
- Identyczny! - sapnęła Wiedźma patrząc na napis. - No, prawie!
- U ciebie też taki się pojawił? - zapytała Sabina bez zdziwienia.
- Toczka w toczkę. Mangiatora cotamdalej i trojkąt. Tylko u ciebie jest inny róg podpisany i inaczej. Diavola.
- U ciebie było pewnie...
- Strega - odezwał się glęboki baryton za ich plecami. Podskoczyły obie.
- Cześć Kuba - powiedział Erik. - Rozważ następnym razem bardziej konwencjonalny sposób wchodzenia.
Jakub Draczyński, odziany w szlafrok, narzucony na spodnie od piżamy, kiwnął głową i odwrócil się ku napisowi.
- U mnie było napisane "guerriero" - powiedział spokojnie.
- Mangiatora dei peccatis... - mruknęła Sabina. - Erik, zrobisz nam herbaty?
Dammerig z niejaką ulgą poszedł do kuchni, opuszczajac tę scenę zbiorowego obłędu.
- Marta jest zjadaczką grzechów, a my jej opiekunami - powiedziala spokojnie Sabina. - A Aleks to zapewne...
- Jej strażnik. Obrońca. - dokończył Jakub.
Sabina kiwnęła głową.

EineHexe

Część 219

Marta nie pojawiła się w pracy. Po nocnych koszmarach, bała się wychodzić z domu, Aleks również miał wolne. Pojechał do sklepu po zakupy, obiecał szybko wrócić.
Kobieta zajęła się porządkami w domu, odkurzyła, wymyła podłogi, łazienkę i kuchnie. Później zabrała się za gotowanie i pranie. Gdy rozwieszała rzeczy na wysięgniku ktoś zadzwonił do drzwi. Odsunęła zasuwkę i wyjrzała. Na progu stało dwóch mężczyzn, jeden wyglądał jak kardynał Guidicelli.
- Dzien dobry, pani Marta O*****? – zapytał uprzejmie.
- Tak. – odpowiedziała
- Chcielibyśmy z panią porozmawiać. – zaproponował przybysz. Marta wpuściła go do mieszkania i wskazała salon. Pietro Angelo razem ze swoim cieniem Paulem Bonnutti zasiedli na kanapie w salonie.
- Czego panowie ode mnie chcą?- zapytała.- Znam pana, jest pan kardynałem. Widziałam panska twarz na przedstawieniu.
- Miło, że mnie pani poznała. – uśmiechnąl się taksując ją zimnym spojrzeniem szarych oczu.
- Do rzeczy kardynale!- dyrektorka przeraziła się wzroku duchownego.
- Wiemy o pani, jakby to powiedzieć talęcie. Ojciec święty prosi panią o zrzeczenie się tej wiedzy i umiejętności. Kościół będzie pani wdzięczny.- Guidicelli, uśmiechal się niby to dobrotliwie, lecz przez ciało Marty przechodziły dreszcze strachu. Postanowiła nie dac po sobie poznać że się boi a już na pewno że coś wie.
- Nie wiem o czym ekscelencja mówi. Nie posiadam żadnego daru, oprócz tego organizacyjnego. – odpowiedziała prosto.- Przepraszam, ale musze jechać do teatru. Mam masę papierkowej roboty.- wstała, dając znak że rozmowa jest zakonczona.
- Wiem, że pani wie. I zaręczam że nie pozostawimy tak tego.- Angelo, wsciekły na kobietę wyszedł z mieszkania. Gdy tylko przekroczył próg klatki schodowej zakląl siarczyscie po włosku.
- Tizio! Paulo, masz skontaktować się z Cieniami! Ta kobieta nie będzie z nami pogrywać!- ryknąl na swojego sekretarza.
- Tak jest! Ekscelencjo! Wszystko załatwię.- powiedział Paul.
- Dobrzę a teraz chodźmy. Ta przepiękna słowianska dupeczka czeka już żebym ją zerżnął.- uśmiechnął się obleśnie wsiadając na tylnie siedzenia czarnego mercedesa.
Wiedźma i Sabina siedziały pogrążone w lekturze na temat Zjadaczy.
- Wszystko zaczęło się od Samaela. On związał się z kobietą i dał jej dzieci. I to zjadanie grzechów jest swoistym darem dla ich rodu. – Sabina, spojrzała na przyjaciółke znad okularów.
- Pani magister, mam tutaj jej imię. Sarabi.- powiedziała Wiedźma, patrząc na panią dyrektor w swoich sowich okularach do czytania. – Ciekawe czy ten Samael był podobny do Uwe?- zamyśliła się.
- Ta o jednym! Skupmy się na tym co już mamy. Kontaktowałam się z moim wykładowca, profesorem Barbasiewiczowskim. Powiedział że da mi namiar na swojego przyjaciela, watykaniste. Basilio Primavera. Tak nazywa się ten pan.
- Ciekawe nazwisko a jak wygląda? Coś w stylu Helsinka.- zapytała Wiedźma, chichocząc.
- Nie widziałam tego pana. Dobra to mamy materiały, teraz potrzebujemy poinformowac Martę i Aleksa że jedziemy. No i zamówić bilety na samolot i hotel w Rzymie.- pani dyrektor wyliczała.
- No i poinformowac Karmelka i Erika.- dodała
- Zwłaszcza ich, coś czuję że będziemy mieć niezłą przeprawę.- westchnęła.- Nie mam ochoty zostawiać moich królewiątek i Uwe.
- A ja mam radochę, że zamiast wychowywac swoje dzieci będę się bawic w archiwiste i czarodzieja w jednym.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 220

Wiedźma sie nie myliła. Na wzmiankę o podróży do Włoch Uwe eksplodował niczym mina typu claymore.
- Czyś ty oszalała? - wrzasnął, zrywajac się z fotela. - Niedawno byłaś umierająca! Po co ci ta podróż, kobieto?!
- Zrozum, Uwe, musze jechac - tłumaczyła Wiedźma niemal ze łzami w oczach. - Wszyscy pięcioro musimy...
- A co ze mną? Z dziećmi? Twoja rodzina cie w ogóle nie obchodzi? - Uwe usiadł z powrotem, patrząc na żonę oskarżycielskim wzrokiem.
- Nie stosuj wobec mnie takich chwytów! - zawarczała Wiedźma. - Dobrze wiesz że jesteście dla mnie wszystkim! Ale zrozum, jeśli tam nie pojadę, jeśli MY tam nie pojedziemy, nie będziecie bezpieczni!
- Mam tego dość - Uwe przymknął oczy. - Szaleńcy, wampiry, anioły śmierci... Chcę przez chwile pożyć spokojnie, ze swoją żoną i dziećmi.
Wiedźma usiadla przy nim na poręczy fotela.
- Będziesz żył, słowo skauta - powiedziała, glaszcząc go po policzku. - Długo i szcześliwie. Pojade do Włoch, wrócę i będzie spokój.
Pocałowala go w czoło, potem w czubek nosa, wreszcie w usta.
- Kocham cię - powiedziała moszcząc się na jego piersi.
Uwe westchnął głęboko, tuląc ją do siebie.

EineHexe

dodatek do części 220

Rozmowa panstwa Dammerig przebiegła w ciut innej atmosferze niż Kroegerów. Sabinę zaskoczyło opanowanie męza. Daleki był od robienia awantur.
- Kiedy planujecie wyjechać?- zapytał patrząc w okno na ogród zimowy.
- Najpóźniej za trzy dni.- odpowiedziała Sabina, podeszła do niego i przytuliła się do jego pleców. Złapał jej ręce i zamknąl w swoich dłoniach.
- Obiecaj że wrócisz?! – zapytał obracając się i biorąc ją w ramiona.
- Obiecuję, poza tym jade tam w charakterze pomocy naukowej. Przynajmniej tak mi się wydaje.
- Diavola, nawet przeznaczenie daje ci rolę diabła. Kobieta Lucyfera, ot co!- pochylił się i pocałował ją bardzo bardzo namiętnie.- Musimy się odpowiednio pożegnać, mamy na to tylko trzy dni.
- Tak mój księciu ciemności. – zarzuciła mu ręce na szyję.
Jakub czekał aż Iwetta wróci do domu. Od chwili, gdy wziął udział w unicestwieniu Krapforda, ukochana przeprowadziła się do niego.
- Długo was nie będzie?- zapytała patząc nan swymi zielonymi oczyma.
- Nie wiem, ale będziemy się uwijać. Uwierz mi kochanie nie jedzmy tam na wakacje….
- Rozumiem cię Kuba, wiem że to jedyna szansa żeby Aleks i Marta znów mogli żyć razem bez obawy że zamarzną.
- Ale ty musisz na siebie uważać. Jesteś kobietą wampira, komuś może się to nie spodobać.
- Będę uważała, ale ty też.- przytuliła się do niego. Trwali tak czerpiąc siłę z ciepła swych ciał.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 221

Rzym powitał grupę z Otchłani słoneczkiem i dwudziestoma stopniami ciepła. Rozlokowali się w małym hoteliku na przedmieściach, a Sabina, odstawiwszy torbę do pokoju, siadla na łóżku i z miejsca chwycila za słuchawkę telefonu. Wybrała zapisany na karteluszku numer i czekała, niecierpliwie kiwając nogą.
- Si? - niski, męski glos odezwal się w słuchawce,
- Profesor Primavera? - zapytała Sabina po włosku. - Nazywam się Sabina Dammerig, dzwonię z polecenia profesora Barbasiewiczowskiego...
- Ach tak, Primavera to ja. Signor Barbasiewiczowski! Mówil mi o pani, chciała pani dowiedzieć się czegoś więcej o darze Samaela?
- Tak, właśnie po to przyleciałam.
Do pokoju weszła Wiedźma z tacą, na której znajdowaly się dwa talerzyki z hojnymi porcjami tiramisu, oraz dwie filiżanki z latte i cappuccino. Szeroki uśmiech zadowolenia wyplynąl na twarz Sabiny. Gestem nakazała przyjaciólce postawić tacę na stoliku, stojącym na ukwieconym balkonie.
- Mam propozycję - powiedział Primavera po chwili milczenia. - Niech pani wypożyczy samochód i spotkamy się jutro na Piazza del Popola, pod obeliskiem. Powiedzmy o dziesiątej rano.
Sabina wzruszyla ramionami, zapominając, że rozmówca jej nie widzi.
- Nie ma sprawy, mogę to zrobić - powiedziała. - Będzie ze mną Wiedź... To jest pani Kroeger, moja przyjaciólka i współpracowniczka.
- Powiedziała pani "wiedźma"? - w głosie Primavery brzmiało ożywienie. - Jeśli ktoś z pani otoczenia, albo pani sama, jest potomkiem Samaela, proszę się strzec.
- Na szczeście nie ja jestem posiadaczką tego daru - rzekła Sabina, nieco kwaśno. - Czego mam się strzec?
Wiedźma na balkonie nastawiła uszu.
- Ludzi, pani Dammerig, ludzi. Żaden demon nie jest tak niebezpieczny jak chciwy człowiek, ogarnięty manią posiadania przedmiotu, osoby, lub... daru. Czy ta osoba jest z panią w Rzymie?
- Tak.
- Pod zadnym pozorem proszę nie zostawiac jej samej. Jej strażnik albo ktoś z was trojga powinien być z tym człowiekiem przez cały czas. I proszę uważać na duchownych. Jutro o dziesiątej pod obeliskiem!
Sabina odłożyła telefon, rozmasowala skronie i poszła na balkon. Wiedźma pospiesznie przełknęla tiramisu.
- I co ci powiedział? - zapytała.
- Mamy się jutro spotkać odparła Sabina, zabierajac się do jedzenia. - Kazał pilnować Marty i wystrzegac się duchownych. Gdzie reszta?
Wiedźma odstawila filiżankę, piękne białokremowe wąsy z pianki zdobily jej górną wargę.
- Marta zamknęła się w pokoju i ryczy, Aleks siedzi pod drzwiami i próbuje ją uspokoić, a Kubę gdzieś wcięło. Może poszedł coś przekąsić.
- Już wrócilem - powiedział ponuro Jakub, materializując się na trzecim krześle. Na policzku miał wypalony ślad w kształcie krzyża. - Przekąska okazała się bardzo wyedukowana w temacie wampiryzmu.
Zachichotały obie.
- Zejdzie ci to niedlugo, mam nadzieję? - Wiedźma przyjrzała sie z troską oszpeconemu licu pana Draczyńskiego.
- Za godzinę śladu nie będzie - powiedział. - Jakiś facet siedzi na cembrowinie fontanny przed hotelem i udaje że moczy nogi, a tak naprawdę to nas śledzi. Leciał tym samym samolotem co my.
- Ty myślisz ze to ten kardynał mu kazał? - Sabina zmarszczyła brwi.
Wiedźma zakrztusiła się ostatnim kęsem tiramisu.
- Jaki kardynał? Czemu ja nic nie wiem?
- Zapomnialam ci powiedzieć - Sabina machnęła ręką. - Ten co był u nas na przedstawieniu, Pietro Guidicelli. Odwiedzil Martę z jakimś przydupasem i chciał żeby zrzekła się daru. Mocno ją wystraszył.
Telefon stojący na nocnym stoliku zadzwonił rozglośnie. Wiedźma podskoczyła, rozlewając cappuccino, szczęśliwie na spodek. sabina pokręcila glową z politowaniem i poszła odebrać.
- Jakiś pan zostawił paczke dla pani - powiedziala recepcjonistka w sluchawce.
- Powiedzial jak się nazywa?
- Nie, proszę pani.
Sabina zeszła na dół i po cgwili wrocila z niewielką płaską paczką w dłoni. Odpakowała ją na balkonowym stole.
Wewnątrz była reprodukcja obrazu, przedstawiającego aniola o ciemnych skrzydlach, z kapturem naciągniętym na twarz, tulącego do siebie kobietę.

EineHexe

Rozdział 222

Następnego dnia ekipa z Krakowa, udając turystów zjawiła się na Piazza del Popola. Dziewczyny ubrane w kwieciste stroje i wielkie okulary słoneczne, Jakub również wziął gdyż słońce może nic mu nie robiło ale nie czuł się zbyt komfortowo. Jak sama nazwa wskazywała ( Plac wszystkich ludzi) na placu znajdowały się tłumy wszelkiej narodowości. Mieszały się jezyki i temperamenty. Amerykanie znudzeni chodzili dookoła, Japończycy uśmiechnieci pstrykali zdjęcia ze wszystkim co się dało.
- No i gdzie jest ten Primavera?- zapytał zniecierpliwiony Jakub.- Słonce mnie denerwuje.
- Jest to uzasadnione Kubusiu, przecież jesteś wampirem.- Wiedźma poklepała Draczynskiego po ramieniu. Aleks przysunął się do Marty, ta sięgnęła od razu po gruby sweter.
- Kurwa!- zaklął Bohuniewicz.- Kiedy to się skonczy?
- Nie irytuj się tak, wiem że wam cieżko. Ale musicie wytrzymać. Będziemy robić wszystko co w naszej mocy.- Sabina uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Do obelisku zbliżał się właśnie mężczyzna. Na oko dobiegał czterdziestki. Czarne, wytarte jeansowe spodnie i błękitna koszula. Przez ramię miał przewieszoną skórzaną kurtkę. Okulary zasłaniały oczy. Włosy nieznajomego były czarne niczym skrzydło kruka, wijac się i nadając mu zadziorny wygląd.
- Czy to pani Dammerig?- podszedł do Sabiny, która na dźwięk jego ochrypłego głosu aż podskoczyła z wrażenia.
- Tak, jest pan od profesora? Nie mógł przyjść?- zapytała.
- Mógł i przyszedł. Pani pozwoli. Basilio Primavera.- ucałował dłon dyrektorki, po czym przedstawił się również reszcie towarzystwa. Wiedźma i Marta, tak jak i Sabina były pod wrażeniem watykanisty.
- Ciekawe czy ma motor?- pani Kroeger szepnęła wicedyrektorce na ucho.
- Panie Primavera…- zaczęła dyrektor Dammerig.
- Proszę mi mówić Basilio.
- Basilio, potrzeba nam dokładnie wyjaśnić rolę następcy zjadacza i jakie to niesie za sobą konsekwencje. – zapytała
- Tutaj nie mogę się wdawac w szczegóły. Jak panstwa wiedzą Watykan broni dostępu do swoich archiwów i ciemne sprawki są od razu tuszowane. Albo nie wypływaja na światło dzienne. Tutaj ma pani adres mojego mieszkania, proszę przyjechać dzisiaj wieczorem. Postaram się państwu wszystko naświetlić i razem spróbujemy znaleźć rozwiązanie.
- Dobrze będziemy.- odpowiedziała Wiedźma.
- Zyczę miłego dnia.- uśmiechął się Primavera, po czym luzackim krokiem przeszedł przez plac, odprowadzany spojrzeniami turystek.
- Muszę coś zjeść.- jęknęła Wiedźma, nie mogę myśleć z pustym żołądkiem.
- Ta o jednym… Dobra chodźmy na drugie śniadanie.- Sabina poprowadziła wycieczkę do małego włoskiego bistro niedaleko placu.

Wieczorem w mieszkaniu Primavery w kamienicy w Watykanie znaleźli się wszyscy.
- No więc z tego co mi powiedzieliście, Marta jest potomkinią Samaela, czyli zjadaczką. Aleks jest jej obrońcą czyli czymś w rodzaju współczesnego ochroniarza a panstwo tworzycie magiczny trójkąt. Wiedźma, Wojownik i Diablica. – Primavera omawiał z zebranymi istotne informacje.
- Trójkąt, dziwnie brzmi…- Wiedźma zachichotała, Sabina wzniosła oczy do sufitu jednak nic się nie odezwała. Jakub również nie potrafił ukryć uśmieszku.
- Skoro Aleks jest obronca Marty, to dlaczego ją zamraża?- Wiedźma popatrzyła na watykaniste.
- O ile mi wiadomo, nic takiego nie jest związane z tym osobliwym darem. Musiał ktoś maczać w tym palce.
- Pewnie ten kardynał…- mruknął Aleks
- Kościół walczył ze zjadaczami przez setki lat. Ale dzisiejsi duchowni, ci katoliccy są nieszkodliwi.
- No jak nieszkodliwi, skoro ten cały Guidicelli jest katolickim kardynałem?- zapytała dyrektor Dammerig.
- Ten kto pragnie przejąć władzę nam odpuszczaniem grzechu musi mieć coś na sumieniu.
- Przecież duchowni nie mogą sami sobie odpuścić grzechu..- wtracił się Jakub.
- Musi ich wyspowiadać inny duchowny.- dodała Wiedźma.
- Czyli nasz Pietro musi mieć coś na sumieniu. Grzeszy przeciwko duchowi św.
- No łamie szóste jak nic. Zwleka z pokutą do śmierci.- mruknęła Marta
- Taaaa, on chce bezczelnie grzeszyć i odpuścić sobie na koniec życia. Co za menda.- powiedziała Wiedźma.
- Myślisz że on sam chce zostać zjadaczem?- Sabina zwróciła się do Basilia.
- Nie jest takim idiotą, żeby obarczać się tym przemieniem. Myślę że on chce żeby ktoś odpuścił mu jego grzechy. Ma pewnie kontrolowanego przez siebie kandydata.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 223

Basilio popatrzył na Martę i Aleksa.
- To mrożenie, bardzo mnie to ciekawi... - powiedzial w zamyśleniu. - To nie wiąże się w żaden sposób z darem Samaela.
- A właśnie - Wiedźma wyciągnęła z torebki malowidło, ktore dostali poprzedniego dnia. - A to się jakoś wiąże?
Primavera przysunął reprodukcję ku sobie i przyjrzał się uważnie.
- Hmmm - mruknął. - To jakiś dziewiętnastowieczny obraz. Nic ciekawego, poza tym że przedstawia Anioła Śmierci, czyli Samaela.
- Ktoś nam to przyslal do hotelu - wyjasniła Sabina.
- Niestety, tu nie pomogę - Basilio usmiechnąl się rozbrajająco. - Ale myślę że powinniśmy jutro wpaść do pewnego archiwum. Mieści się niedaleko Placu Hiszpańskiego. Podladę moze rano do hotelu...
- Lepiej nie - mruknął Jakub. - Ktoś nas śledzi.
- Boże, chcę żeby to się skończyło... - wymamrotała Marta.
- Właściwszy byłby okrzyk: Szatanie! - powiedział Basilio.
- Co? Dlaczego? - zdziwił się Aleks.
- Bo Szatana utożsamiano z Samaelem - odpowiedziała Wiedźma.
- Anioł śmierci, anioł kusiciel, ten który sprawdzał siłę ludzkiej wiary - dodał Jakub.
- Anioł ktory skusił Ewę w raju i spłodził z nią Kaina - dorzuciła Sabina.
- Pięknie - Primavera błysnął bialymi zębami w uśmiechu. - Widzę że sporo państwo wiecie. Romans z Ewą nie był jedynym ze skoków w bok Samaela. Jedna z apokryficznych legend głosi że ukochał on pewnego razu kobietę, tak bardzo, że spłodził z nią dziecko, dziewczynkę. Jego Szef tym razem okazał wyrozumiałość i choć kazał się Samaelowi rozstać z ukochaną, pozwolił mu obdarzyć córkę wielkim darem, mocą zjadania grzechów, zabierania przewin z ludzkich dusz. Ten dar przechodzil z pokolenia na pokolenie a pani - Basilio spojrzal na Martę - jest kolejnym ogniwem w tym łańcuchu.
- A my? - zapytała Sabina.
- Kazdy Zjadacz ma swojego Strażnika, albo jak kto woli Obrońcę, który ma strzec go, lub ją, do końca jego życia. Strzec i towarzyszyć. Oprócz tego nasz mroczny anioł wybiera trzech mistycznych Opiekunów, Dotkniętych przez Samaela. Oni mają dopilnowac zeby kandydat na Zjadacza przejął swoje obowiązki i żeby brzemię przejętych grzechów czasami mu nie zaszkodziło.
- No dobra - Wiedźma wpatrzyla się w pana Primaverę. - A jak wygląda to przejecie?
- O tym jutro - rzekl Basilio.
W nocy wszystkich nękały niespokojne sny. Zakapturzone postacie, tajemnicze spiewy i Samael we własnej osobie, nękaly calą piątkę aż do rana.
- Rany boskie - Wiedźma tarła zapuchnięte oczy, siadając przy stoliku. Z tarasiku hotelowej restauracji rozciągał się przyjemny widok na okoliczną zieleń.
- Kolejna nieprzespana noc? - Sabina, wygladajaca całkiem podobnie jak pani Kroeger, kiwała się nad filiżanką espresso.
- Mam dość! - Marta wpadla na taras jak bomba. - Chcę móc normalnie spać! I z nim!
Wskazała kciukiem wlokącego się za nią Aleksa.
Jedynie Jakub wydawal się wypoczęty i nienagannie swieży, w czarnej koszuli i takichż spodniach.
- Temu to dobrze, nic go nie ruszy - wymamrotała Wiedźma, sypiąc piąta łyzeczke cukru do swego cappuccino.
Czarny Harley z rykiem silnika zajechał przed hotel.
- Ty, patrz! - Sabina trąciła Wiedźmę.
- Co za tyłeczek - mruknęla pani Kroeger, patrząc na zsiadającego z maszyny motocyklistę.
Mężczyzna ściągnął kask, spod którego wyjrzało uśmiechnięte oblicze profesora Primavery.
- Bongiorno! - zawolal swoim nieksim ochrypłym glosem.
- Bongiorno! - odpowiedzialy Wiedźma i Sabina równoczesnie.
- Gotowi? - zapytał. - Jesli tak, to jedziemy.
Basilio prowadził ich między regałami. Pólki z rzędami grzbietów zdawaly się ciągnąc w nieskończoność.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 224

W końcu jednak doszli do drzwi, opatrzonych plakietką z napisem "Gennaro Corleone, archiwista". Primavera otworzył je bez pukania.
- Gennaro, stary przyjacielu! - rzekł po włosku. - Przyprowadziłem moich przyjaciół ktorzy potrzebują przyslugi.
Zza wysprzątanego biurka podniosl sie niski, krępy mężczyzna z nieproporcjonalnie dużą głową, porośnietą gęstymi czarnymi włosami. Śniada twarz była połowicznie skryta za atramentowoczarną brodą, pierś miał zaś wypukłą, znamionująca siłę. Wiedźmie skojarzył się nieodparcie z sycylijskim bandytą.
- Przyjaciele moich przyjaciól są moimi przyjaciólmi - odpowiedział. - Czego wam trzeba?
- Szukamy informacji o Zjadaczach Grzechów - powiedziała Sabina.
- Ach, dzieci Samaela... - archiwista poskrobał się po brodzie. Popatrzył uważnie na stojacych przed nim ludzi.
- Pan, mi amico - rzekł do Jakuba - jest Nieumarłym. Pani - przeniósł spojrzenie na Sabinę. - Widze to w pani oczach, jest Dzieckiem Lucyfera, diablicą. A ta dama, której myśli zajmuje głównie pewien złotowlosy mężczyzna, musi być strega, si?
Wiedźma zaczerwieniła się i chrząknęła.
- Czy jest pan jasnowidzem? - zapytał Jakub. Gennaro nie zwracał na nią uwagi.
- Pani zatem, bellissima, musi być Wybraną - powiedział, podchodząc do Marty. - Powiedziano mi że pani przyjdzie.
Podszedl do jednej z szafek na akta, wysunął szufladę i jąl wertować jej zawartość.
- Mam tu gdzieś fotokopię księgi, która wyjaśni wam wszystko - rzekł. - Oryginał ukryłem, by nie dostał się w niewłaściwe ręce.
Z sali obok rozlegly się gniewne głosy. Corleone zamarł z teczką w ręce.
- Poczekajcie - rzekl, rzucając teczkę Jakubowi. Ten złapal ja jedną ręką.
Gennaro wyjął z szafy luparę i schował ją pod połą marynarki. Tak uzbrojony udał się do sali obok.
- Co tam się dzieje? - zapytala Marta, niespokojnie nasłuchująca krzyków i łomotów zza ściany. Wzdrygnęla się. - To Cienie, ludzie kardynała! Przyszli po mnie!
Za ścianą huknąl strzał. Sabina, Wiedźma, Jakub i Aleks stłoczyli się wokół Marty.
Gennaro wpadł do sali, rekaw marynarki miał oberwany, oko podbite, w dłoni zaś ściskał dymiącą jeszcze luparę.
- Uciekajcie przez okno! - krzyknął.
Jakub dopadl okna w ułamku sekundy i otwarł je na oścież. Sabina, Aleks i Wiedźma niemal siłą dowlekli Martę do okna i wypchnęli na zewnątrz, prosto w ukwiecony klomb. Za nimi, z pistoletem w dłoni podążał Basilio.
Gennaro strzelił jeszcze raz w otwarte drzwi i wyskoczył za nimi.
Pobiegli na parking, za ich plecami ktoś strzelił. kula świsnęla im nad głowami i utkwiła w pobliskiej ścianie.
- Kurwa! - zaklęła Wiedźma.
Na ich samochodzie siedzial typ ze spluwą w ręce, obok stał drugi. Ten ze spluwą zlożył się do strzału, ale Basilio był szybszy. Kula rozerwała dłoń bandziora, krew trysnęła strumieniem, a trafiony, wyjąc, zsunął sie na ziemię.
Nozdrza Jakuba rozszerzyly sie, z lubością wietrząc posokę. Zanim ktokolwiek zdążyl zareagować, Draczyński znalazł się przy drugim bandycie, chwytając go za klapy.
- Santa Madonna! -zakwilił zbir. - Il vampiro!
- Si - Jakub wyszczerzył kły, unoszac go nad ziemię. - Il vampiro affamato.
Chrupnęło niemile, nogi faceta zadrgały i po chwili było po wszystkim. Jakub cisnął zbira na ziemię, otarl chusteczką kąciki ust, po czym spojrzał na nieco pobladlych towarzyszy.
- O, wybaczcie, zwykle nie jadam przy ludziach - rzekł.
- Wsiadajcie! - Sabina gwaltownie oprzytomniała na widok wypadających głównym wejściem bandziorów. - Zmywamy się!

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Ja pierniczę, przez Was się zabujałam! Normalnie zauroczył mnie "Il vampiro"! Dzisiaj nawet mi się śnił... Normalnie Was zastrzelę!
Zakochać się w postaci literackiej- żałosne...

ocenił(a) film na 9
Yvette

Coś ty, wcale nie żałosne. Postacie literackie są najlepszymi obiektami do zakochania (jak dla mnie. Z jednym tylko wyjątkiem). I nikt Cię o molestowanie nie posądzi :D.

ocenił(a) film na 9
Lleleth

Kamień z serca. A tak co do tematu-czy ten wyjątek to niejaki Edłard Kulen?
{błędy użyte celowo, mają na celu wyrażenie pogardy autorki postu do owej "postaci literackiej"}

ocenił(a) film na 9
Yvette

A czy koniecznie trzeba zanieczyszczać wątek wspomnieniem tej żałosnej persony?

EineHexe

Wiedźma nie strasz ludzi...Edłord jest zajefajny....taki brylancik.... :D:D:D:P <Sabcin rechocze>

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Ciekawe ile daliby za niego u jubilera...

ocenił(a) film na 9
Yvette

Znaczy chodziło mi o to, że ten wyjątek to postać rzeczywista. O Edwardzie nie mówmy, on jest najbardziej rzygogenną personą na tej planecie.

ocenił(a) film na 9
Lleleth

Ach, rzeczywista... A moja przyjaciółka podkochuje się w Edku! I nie mogę jej tego z głowy wybić. Ostatnio chyba jednak poskutkowała, bo uczepiła się Jaspera, z tej samej sagi. Ja się chyba zastrzelę...

ocenił(a) film na 9
Yvette

Kochana, u mnie połowa klasy się w nim kocha. I co ja mam zrobić?

Lleleth

połowa... znaczy się żeńska część chciałaś powiedzieć :P?
a tam... ja 'Zmierzch' lubię. Niekoniecznie Pana Edwarda... ale ogólnie. Ma coś w sobie, że ją polubiłam :D. W końcu gdyby nie ona nie trafiłabym do prawdziwych wampirów :).

ocenił(a) film na 9
Lleleth

To u mnie połowa szkoły (żeńska) wzdycha do bohaterów... Aż mi się czasem niedobrze robiło jak byłam w bibliotece a tam co druga osoba "Czy jest Zmierzch/Księżyc w nowiu/ Zaćmienie/ Przed świtem?". A jaka była radocha jak się udało dorwać przed znienawidzoną znajomą, która też kocha się w Edwardzie/Jasperze/Emmecie/Jamesie/Lautnerze itp. Szału można dostać. A to wszystko przez film i Patyszona

Yvette

Dobra wybroniłam, a teraz sama mówie sio! Sio z Pattisonem! I wszystkim Cullenopodobnym! Tutaj można li i wyłącznie o Jakubie Draczyńskim!

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Bo Kuba to prawdziwy wampir jest! A nie takie wampironiepodobne coś jak u Meyer...

EineHexe

Część 225

- I co teraz?- zapytała blada jak papier Wiedźma.- Oni na bank wiedzą, gdzie mieszkamy.
- Musimy zabrac rzeczy i gdzieś się wynieść.- powiedział Jakub.- Ja z Aleksem to zrobimy a wy jedźcie z Basiliem.
- Nie!- krzyknęła Sabina.- Aleks nie może odstępować Marty. – Basilio pojedzie z tobą.- rozkazała. My będziemy czekać w jego mieszkaniu i zajmiemy się przeglądaniem tego tomiszcza.
Jak powiedziała, tak zrobili. Podczas gdy Primavera i Draczynski wynosili bagaże, dyrektorki, librecistka i Bohuniewicz przeglądali historie Zjadaczy.
- Samael, uczynił z Sarabi wybranke swego serca. Ona powiła mu dziecko, płci żeńskiej której dali na imię Samina. – czytała Sabina
- Szkoda że nie Sabina.- zakpiła Wiedźma.- Chociaż nie Samael na pewno wyglądał jak Uwe.- rozmarzyła się.
- Wiedźmo zadzwon do niego i daj nam żyć, mamy Cienie kardynała a ty marzysz o karmelu.- Marta popatrzyła na Wiedźmę z wyrzutem.
- Dobra, ja żyje w celibacie a mi tak nie odbija.- pani Kroeger fuknęłą niczym dzika kocicha.
- Jasne, cały czas męczysz nas opowieściami o karmelu.- krzyknęła Marta.
- Będę myśleć o czym będę chciała! – odparowała Kroegerowa.
- Erotomanka!
- Sama jesteś spożywcza erotomanka!
Sabina i Aleks z rozbawieniem obserwowali kłótnie obu pań.
- Która, pierwsza straci panowanie i lutnie drugiej?- zapytała Sabina szeptem.
- No wiesz, co nie dopuszcze do tego.- odpowiedziałz żartobliwie Bohuniewicz.
- Ja mam legalnego męża, to nie grzech że o nim myśle!- krzyczała Wiedźma, czerwona jak burak ze złości.
- A ja mam narzeczonego! Sama żeś się z Uwe gziła bez ślubu. Jaka cnotliwa.- Marta, nie bardziej purpurowa od sutanny kardynalskiej wymachiwała rękami. Diablica i Obronca rżeli ze śmiechu. W pewnym momencie prawie doszło do rękoczynów.
- Jest jakiś kisiel?- zapytał Aleks
- Kiesiel?- pani Dammerig zrobiła zdziwione oczy.- Aaaaa! Ksiel! Buhahaha!
- Taaa może kisielku Wiedźmo? Ale Uwe tu nie ma! Zal? Zal?- zapytała
- Osz ty! Jestes okropna…zaraz będziesz miała mrożony kisiel! – librecistka ruszyła w stronę dyrektorki. Sabina nie wytrzymała wpadła między dwie przekupy.
- DOŚĆ!- ryknęła swym donośnym głosem.- Właśnie mieliśmy z Aleksem popis iście z grupy krasnoludków z miejskiego przedszkola. Podajemy sobie łapki i przepraszamy się- rozkazała niczym przedszkolanka.
- Przeprasza….- odezwała się Marta
- Ja ciebie też przepraszam, to moja wina…- odpowiedziała Wiedźma.
- Moja…
- Nie bo moja….
- Stop! Znowu? Cholera, ja przez was osiwieje w wieku 24 lat!- Sabina wzniosła oczy do nieba.


ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 226

- Osobiscie ufunduję ci farbę do włosów - odpowiedziała Wiedźma. - A Marta niech przestanie latać po moich myślach. Poza tym to nie był karmel tylko...
- Nie chcę wiedzieć - oznajmiła stanowczo Sabina. - Detale zachowaj dla Uwe.
- Uspokójcie się! - zażądal Aleks. - Sabina, czytaj dalej.
Sabina znowu zaczęła grzebac w zawartości teczki.
- Ta księga to jest coś w rodzaju kroniki - powiedziała. - Uzupelnianej przez stulecia. Zaczyna się jakoś w piętnastym wieku. Wpisywali tu nazwiska kolejnych Wybranych.
- To trzeba będzie spalić! - zaniepokoila się Wiedźma. - Wpadnie w łapy kardynała i będzie bigos!
- Wolałabym nie podpalac Basiliowi mieszkania - mruknęła Sabina. - Dobra, tysiąc siedemset... tysiąc osiemset, tysiąc dziewięćset. Jest. Ostatnia zjadaczka to signora Maria Montelucci, zamieszkała we Florencji, urodzona w... 1905 roku.
- A nie napisali tam przypadkiem co trzeba zrobić żeby przejąć ten dar? - zapytala Marta.
- Napisali. Musisz osobiście spotkać się z signorą za życia, ostatecznie zobaczyć zwłoki przed wyprowadzeniem.
- No to jedziemy do Florencji... - mruknął Aleks.
Jakub i Basilio przyjechali z rzeczami. Od razu objaśniono im co i jak.
- Gennaro powinien tu byc lada chwila - powiedział Primavera. - On ma znajomych w całych Włoszech, a w hotelu nie będziecie mogli się zatrzymać.
Wiedźma grzebala w swojej walizce.
- Panowie, czyście napierdalali nią o scianę? - zapytala. - Puder prasowany mi sie zrobił sypki i o! Pękla ramka tego obrazka z aniołem!
Wyjęła reprodukcję przysłaną przez niecnanego darczyńcę. Istotnie, ramka byla peknięta. Plyta pilśniowa która przytrzymywala obrazek od drugiej strony wypadła z plaśnięciem na stół.
- Czekaj czekaj - mruknął Jakub. - Tu coś jest.
Na plecach obrazka tkwila jakas kartka. Draczyński wyjął ją ostrożnie.
- Pusta - powiedziała z powątpiewaniem Marta.
- Coś czuję - odparł Jakub. - Sok z cytryny. Kto ma zapalniczkę?
Sabina i Wiedźma jednoczesnie sięgneły do torebek.
Erik, rozparty na kanapie, popijał kawę i pstrykal z kanału na kanał.
- ...strzelanina w rzymskim archiwum - mówila pani na kanale informacyjnym. - Z nieoficjalnych źrodel wiadomo ze zamieszany w nią był profesor Basilio Primavera...
Na ekranie ukazalo się zdjęcie przystojnego, ciemnowlosego mężczyzny, siedzącego na motocyklu marki harley.
Erik zakrztusił się kawą.
Gennaro, przebrany i opatrzony, przyjechał z plecakiem i wielką paką cannoli, włoskich rurek z kremem.
- Prezent od babci - powiedział. - Sam nie dam rady wszystkiego zjeść, a muszę zniknąć na trochę.
Częstujcie się.
Wiedźma niezwłocznie zapchała sobie gębę smakołykiem.
- Czy ty aby w ciąży nie jesteś? - zapytała podejrzliwie Sabina.
- No szo hy - oburzyla się Wiedźma. - Piguuuki bhorhe.
- Gennaro - powiedziała Marta - Musimy jechać do Florencji.
- Nie możecie się zatrzymać w żadnym hotelu, ale to nie problem. Zatrzymacie się na wsi, u mojego przyjaciela, dona Montecchi. Jest mi winien przysługę.
Jakub w skupieniu podgrzewal płomienim zapalniczki kartkę z obrazu. Na białej powierzchni ukazały się ciemne linie.
- I proszę bardzo, mamy mapę - powiedział. Podał kartkę Gennaro. - Znasz ten rejon?
- Znam - rzekł Corleone studiując mapę. - To Biskupia Dolinka z Wodospadem Spętanej. A tu wejście do Jaskini Spętanej. Nie tak znowu daleko od Florencji, w Wąwozach Apenińskich.
Wiedźma przełknęła resztkę rurki i sięgnęła po nastepną.
- Jak to się ma do naszego Toda, pardą, Samaela? - zapytała.
- Nijak, z tego co mi wiadomo - rzekł Basilio. - Gennaro?
- Z tego co mi wiadomo również nijak. Dobra, bierzcie rurki i manele, ja zadzwonię do dona i pojedziecie.
- A bandziory? - Aleks był niespokojny. - Nie będą nas ganiać?
Gennaro uśmiechnął się paskudnie.
- Nikt nie podnosi bezkarnie ręki na członka rodziny Corleone - powiedział.
- Znaczy pewnie ktoś im właśnie funduje spływ Tybrem w betonowych butach - powiedziała Wiedźma, oblizując palce.
- Coś w tym rodzaju - potwierdził Gennaro. - Ich mocodawca to już inna sprawa...

EineHexe

Rozdział 227

Okazało się iż don Montecchi zamieszkuje winnicę położoną na malowniczych zboczach Toskańskiej prowincji Firenze. Do stolicy regionu jechało się zaledwie czterdzieści minut.
Kamienna rezydencja po której wiło się dzikie wino była usytuowana nad brzegiem strumienia. Otaczał ją sporej wielkości placyk z mozaikową fontanna, na tyłąch domu rozciągał się ogród. Przed dom wyszedł wysoki. tęgawy mężczyzna. Niegdyś kruczoczarne włosy, dziś były przyprószone siwizną. Ubrany był w lniane spodnie i dośc obszerną białą koszulę, za nim stała sporo niższa od niego kobieta w średnim wieku.
- Bongiorno!- zakrzyknął Giordano w stronę przybyszy. – Mi Amigo Gennaro, opowiadał że jesteście w kłopocie. Jego przyjaciele to moi przyjaciele.- przywitał się kolejno ze wszystkimi.
- Dziękujemy panu bardzo.- powiedziała Sabina po włosku.
- Jakiemu panu? Mówcie mi Giordano i czujcie się jak u siebie.- wskazał ręką dom i otaczające go wzgórza. Przedstawiam wam moją małżonkę Antonellę. – korpulentna brunetka z obfitym biustem uśmiechnęła się i również przywitała.
- Giordano nie trzymaj gości tak na podwórzu. Zapraszam do domu, musicie się posilić.- puściła przybyszów przodem do budynku. Giordano szedł z Basiliem i rozmawiali szybko po włosku, gestykulując przy tym.
Dom był piękny i jak sam gospodarz powiedział dośc stary, miał sto lat. Goście zostali ulokowani w prawym skrzydle, każdy w osobnym pokoju. Sabina dostała błękitną sypialnię z wielkim łóżkiem i szerokim balkonem na którym stały duże donice z kwiatami i stolik z dwoma krzesłami. Wiedźma zamieszkała za ścianą, w tak zwanej dziewiczej sypialni. Dziewiczej, gdyz była utrzymana w białych tonacjach. Miedzy pokojami była spora garderoba, do której prowadziły drzwi z obu pomieszczen.
Mata spała po drugiej stronie w podobnych bliźniaczych pokojach z tym, że z Aleksem za ścianą. Basilio dostał pokój po dziadku Giuseppe, który jak powiedział gospodarz zmarł dwa lata temu w wieku dziewięćdziesięciu lat.
Wiedźma przeszła garderobą do pokoju pani Dammerig. Rozsiadła się na łóżku i zsunęła sandały.
- Kurcze wypasiony ten dom. Chciałabym w takim mieszkać.
- Nie podoba ci się twój?- zapytała Sabina
- Jest cudowny ale pogodę nie zawsze mamy taką. Uwe mówi że u nas ciapie i że nic mu się nie chce. Za trzy tygodnie święta.- zamyśliła się smutna.
- Wrócimy! Jestem tego pewna, wiesz że musimy.- poklepała przyjaciółkę pokrzepiająco.
Godzinę późnie przy olbrzymim stole w jadalni rozpoczął się posiłek. Wiedźma pałaszowała, wszystko co jej się nawinęło pod rękę. Sabina i Aleks zachwycili włoskimi pierożkami z nadzieniem z dyni, z dodatkiem mielonych migdałów lub z imbirem. Podane z masłem i świeżą szałwią oraz tartym parmezanem. Marta mieszała widelcem w talerzu, nie miała apetytu, ale razem z Wiedźmą delektowała się Chianti. Reszta wybrała Brunello di montalcino.
- Przepyszne. Jest pani mistrzynią kuchni!- Wiedźma nałożyła sobie porcję Involtino di salomone.
- Ależ co też mówisz, droga Ewo. To prosty przepis. Łosoś w bekonie w kremie z selera naciowego. Dam ci przepis.- odpowiedziała Antonella.
- Bardzo proszę, to jest fantastyczne.- pani Kroeger zachwycała się.- Mój małżonek będzie w siódmym niebie!
- Ciekawe czy deserem też się tak będzie ekscytować?- Sabina mruknęłą do Marty.
- Wszystko słyszę!- odpowiedziała librecistka w chwili gdy na stole pojawiły się dania deserowe. Sernic z ricotty, tiramisu oraz ciasto gruszkowo imbirowe.
- Daleko stąd jest Dolinka biskupia?- zapytała dyrektor Dammerig.
- Niedaleko, trzeba iśc wzdłuż naszych winnic pod górę i tam zaraz za wzniesieniem jest rzeka. – Giordano wyjaśniał. – Jutro was oprowadzę i wszystko pokażę.
Drzwi wejściowe szczęknęły, po chwili do jadalni weszła wysoka ciemnowłosa kobieta. Na oko miała około dwudziestu czterech lat.
- To moja córka Gina.- gospodarz przedstawiając córkę napęczniał z dumy.
Basilio wpatrywał się w kobiete, ona w niego również. Dobry obserwator zauważyłby że nie byli dla siebie obcymi ludźmi.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 228

Rozmazana smuga ciągnęła się przez środek lustra. Uwe postanowił że przy najbliższej okazji urwie Oleandrowi te zatłuszczone łapska i wymoczy je w detergencie, a może nawet domestosie. Cholerny Dawidek miał tylko zmienić żarówkę...
Siegnął po chusteczke higieniczną i przetarł szklaną taflę. Od razu lepiej. Znalazł wsród kosmetyków eyeliner i przystapił do kładzenia kreski na górnej powiece.
- Kroeger, czy ty słyszałeś w co nasze baby się wplątały? - Erik, już w kostiumie Lucyfera, wpadł jak bomba do garderoby. - Tam strzelanina była!
Uwe spokojnie dokonczył malowania kreski i popatrzył na niego.
- Słyszalem - powiedział spokojnie.
- I co, tak nic? Do matki twoich dzieci strzelano!
Uwe westchnął rozdzierająco. Cholernie nie lubił gdy mu przeszkadzano przy nakładaniu charakteryzacji.
- Denerwuję się - powiedział. - Denerwuję się jak cholera, nie spię po nocach i żrę jak maszyna. Kostiumy niedlugo przestaną się na mnie dopinać. Ale co ja moge zrobić? Póki co są cale i zdrowe i dzięki za to Bogu.
Erik zmierzwił ręką czuprynę.
- Ja nie wiem jak możesz być tak spokojny, kiedy bandyci ścigają nasze żony, rozbijajace sie po Wloszech w towarzystwie profesorka o wyglądzie rokendrolowca!
- A tu cię boli - Uwe przerwał malowanie drugiej kreski w połowie i zmrużył pomalowane białoniebieskim cieniem powieki. - Zazdrosny jesteś o signora Muchomacho Primaverę.
- Ty nie?
- Lepiej pan pilnuje tej swojej zoneczki, bo kto wie jaką pamiątkę z Włoch przywiezie - Wintermina, jak diabeł z pudełka wyskoczyła zza drzwi z butelką płynu do szyb w ręce.
Oczy Uwe zwęzily się.
- Wara od mojej żony, Rzepowa! - syknął.
- Ja tam swoje wiem - powiedziała sprzątaczka. - Narzekał że pan Dawidek lustro pociapał? Zaraz pościeram.
- Nie teraz, maluję się! - Uwe odgonił Rzepową machnięciem reki. Erik przyglądał im się z taką miną jakby się zastanawiał czy nie skoczyć po popcorn.
Wzruszyła ramionami.
- Taki Włoch to slodkich slówek naszepta, zbałamuci i będzie z pana rogacz jak się patrzy - powiedziała, kierując się do drzwi.
Uwe cisnął w nią buteleczka podkładu. Rzepowa z zadziwiającą zwinnością smyrgneła na korytarz, a buteleczka, odłupawszy od drzwi nieco farby, upadła na podłogę, szczęśliwie sie nie tłukąc.
- Wariat! - dobieglo z holu. - Wypacykowana małpa!
- Ja wypacykowany?! - Uwe zerwał się od toaletki i otworzył drzwi. - Lepiej spójrz w lustro, ty stara pudernico! - wrzasnął za Rzepową. - Cyklamenowa szminka i niebieskie cienie, phi! Też coś!
Erik chichotał jak opętany.
Kroki kardynała rozbrzmiewały niczym wystrzały pod pokrytym freskami sklepieniem kościoła. Wściekły Guidicelli przemierzał nawę głowną w tę i z powrotem, jego podkute buty stukały o lśniącą posaczkę z czarnego i białego marmuru.
- Wasza Eminencjo... - wysoki, szczupły mężczyzna skłonił się niemal w pas.
- Sandro - kardynał niemal mruczał. - Co masz mi do powiedzenia?
- Są u dona Montecchio pod Florencją - powiedział Sandro. - Jeden z jego ludzi ma paskudny dlug hazardowy, o ktorym don nie wie. Będzie nasz.
- Ja się pytam jakim cudem oni tam w ogóle dotarli?! - wrzasnął kardynał.
- Corleone, Wasza Eminencjo - Sandro skurczył się w kolejnym ukłonie. - Przyjaciele przyjaciół... On do nich należy. Zabili naszych ludzi i dali ochronę Wybranej.
- Cosa nostra?! - Pietro syczał jak ranny wąż. - Pierdolone sycylijskie pastuchy! Kozojebcy! Nie chcę więcej słyszeć o żadnej mafii! Za dwa dni wybrana ma być w moim domu nad jeziorem Como! Zrozumiałeś?
Sabdro tylko westchnął. Kardynał pochodził z Wenecji i nie rozumiał niektórych spraw. Na przyklad tego jak potężne i długie są ramiona sycylijskiej mafii i jak nieposkromiony jej gniew.

EineHexe

Rozdział 229

Marta całą noc nękana przez koszmary, rankiem wstała z podkrążonymi oczyma. Powlokła się pod prysznic, dokładnie wyszorowana włożyła ubranie i zeszłą na dół. Wiedźma urzędowała w kuchni popijając cappuccino i podpatrując przygotowywanie dań. Jakub spał, zapowiedział ze nie wstanie przed czternastą dopóki słonce będzie tak jarzyło. Aleks poszedł się przejść po okolicy a Sabina, Basilio i don Giordano studiowali legędę Spętanej.
- Obrotna z ciebie kobitka.- Giordano był pod wrażeniem talentów pani dyrektor.- Dyrektor teatru, aktorka, historyk. Może chciałabyś dla mnie pracować?- zapytał popijając mocne espresso.
- Oh praca z tobą byłaby przyjemnością, jednakże mam jej aż nadto. Do tego dochodzi dwójka dzieci i mąż. – uśmiechnęła się, promiennie.
- Dzieci? Mąż? – zdziwił się Montecchi.- Jesteś młodsza od mojej Giny. Niesłychane….
- Szybko się ustatkowałam, no ale nie o mnie, proszę mi opowiedzieć dokładnie historię tej jaskini i wodospadu. – zapytała
- Bardzo dawno temu, nikt nie wie kiedy dokładnie w tych okolicach mieszkała dziewczyna o imieniu Mara. Była to niewiasta o niezłomnym sercu, po stracie rodziców sama zaopiekowała się swoim rodzenstwm. W Marze zakochał się syn hrabiego a zarazem dzielny wojownik o imieniu Aldo. Mara również obdarzyła miłością tegoż mężczyznę, pobrali się i poczęli dziecko. W niedługim czasie urodził im się synek Guerino, wtedy to wioskę nawiedził wysłannik papieski, biskup Orso. Był to grzesznik i nikczemnik ukrywający się pod maską sługi bożego. Zapragnął Mary tak bardzo że nie cofnął się do morderstwa. Wysłał swoich ludzi by zamordowali wracającego z Florencji Alda i uprowadził Marę. Zaciągnął ją do jaskini i spętaną zostawił. Umyślił sobię, że tylko z nią moż począć potomka, który przejmie po nim wszystkie ciemne sprawki. Gwałcił biedną Marę, lecz ta nie zachodziła w ciążę, przestawała przyjmować pokarmy i powoli popadała w agonię. Orso wściekły, że jego plan się nie powiódł rozwiązał ją, i przebił nożem. Wcześniej przeklął jej ród, dopóki w tej jaskini nie pocznie się dziecko, dopóty na potomkach Mary będzie ciążyć klątwa. Zakrwawioną, wrzucił do wodospadu, jej ciało pochłonęła kipiel rzeczna. Od tej chwili codziennie promienie zachodzącego słonca barwią wodę na czerwono. Legenda głosi że to krwawi serce Mary, gdyż nie może połączyć się ze swoim Aldem. Nikt nie wchodzi do groty, bo zwyczajnie się boją.- Giordano westchnął i skonczył opowiadać.
Sabina i Marta, która dołączyła w trakcie opowieści westchnęły i otarły łzy.
- Smutna historia, a ten Orso przypomina mi Pietra Guidicelli.- pani Dammerig doprowadziła się do porządku.
- Mam nadzieję, że któregoś dnia będą wolni a duch tej mendy Orsa zostanie przeklęty.
- Pytanie teraz jaki wy macie z tym związek.- wtrącił się Basilio, kątem oka widząc Gine wchodzącą do ogrodu.
- Jakiś związek musi być, proponuję się tam wybrać.- powiedziała Sabina, Marta przytaknęła.
- Niestety dzisiaj musze jechać do Florencji.- powiedział Montecchi.
- Nic nie szkodzi, jakoś trafimy.- uśmiechnęła się Sabina.
- Przepraszam na chwilę.- Primavera podniósł się z fotela i wyszedł z pomieszczenia.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 230

Gina stała pod osypanym rozowymi kwiatami drzewem brzoskwiniowym i usiłowala uspokoić kołaczące serce. Nie spodziewala się spotkać tu Basilio, prawdę mówiąc nie spodziewała sie go spotkac nigdy więcej...
- Gina... - Primavera musnął dlonią ciemne loki dziewczyny.
- Coż za zbieg okolicznosci, co? - uśmiechneła sie niepewnie, odwracajac sie ku niemu.
- I spotkanie po latach - dodał Basilio.
- Myslalam że już dawno o mnie zapomniałeś - spojrzala na niego spod dlugich rzęs. - Adoratorek ci nigdy nie brakowało.
- Nie móglbym - przyciągnąl ją do siebie, tak, że czula bicie jego serca pod bawełnianą koszulką. - To był sycylijski piorun... a ja jestem Sycylijczykiem.
Pocalowal ją w usta, mocno i głęboko, jego dłonie wędrowaly po ciele dziewczyny.
- Nie tu! - szepnęła, wydzierajac się z jego objęć. - Ojciec może zobaczyć! Zabiłby cię!
Wyrwała mu sie i uciekła do domu.
Sabina wywlekła Wiedźmę z kuchni, odrywając ją od arcyciekawej rozmowy o cieście do pizzy i zrelacjonowała jej pospiesznie treść legendy.
- Znaczy się co, ktoreś z nich jest potomkiem owej spętanej? - zapytala Wiedźma, zamykając swój notes z przepisami. - Marta albo Aleks?
- Nie mam pojęcia - Sabina wzruszyła ramionami. - Ale czuję że musimy tam iść.
- To kto obudzi Kubę?
Ostatecznie do sypialni Jakuba udała się Marta. Zastukała delikatnie do drzwi.
- Kuba, wstawaj, musimy iść w góry.
Odpowiedziała jej cisza.
Nagle poczula w nozdrzach woń ozonu i przeraźliwy chłod bijacy zza drzwi. Bez whania nacisnęła klamkę.
Jasnowłosy mężczyzna, Samael, stał nad łóżkiem Jakuba, dwa długie palce bialej dloni położywszy na jego czole. Draczyński, nagi, do połowy okryty koldrą, poruszył się niespokojnie.
- Co ty mu robisz? - zapytała. - Zostaw go!
Samael uśmiechnął się tylko.
My tylko rozmawiamy, dziecinko powiedział widmowy głos w głowie Marty. Tylko rozmawiamy.
Anioł Śmierci oderwał palce od czoła Jakuba, jeszcze raz spojrzał na Martę przenikliwymi, lodowato błękitnymi oczyma i wtopił się w ciemność w kącie pokoju.
- Kuba, nic ci nie jest? - Marta jednym susem znalazla się przy wampirze i szarpnęła go za ramię.
Draczynski zerwał się na równe nogi, zapominając że jest nieubrany. Mięśnie jego ciała, gotowego do skoku, sprężyły się pod gładką skórą. Marta spurpurowiala i odwrocila się tyłem.
- O do diabła, przepraszam - pospiesznie owinął się koldrą. - Mialem dziwny sen. Rozmawiał ze mną Samael.
- To nie był sen, on tu był - Marta łypnęła kątem oka na Draczyńskiego.Zakrył co trzeba kołdrą, wiec na powrot stanęla twarza do niego.
- Powiedział mi o jaskini. O Spętanej. Aldo i Mara to moi przodkowie. - Jakub zabrał spodnie z fotela. - Musimy tam iśc, wszyscy. Samael tego chce.
- Po to cię własnie budzę... - zaczęła Marta.
- Streszczajcie sie moze nieco - Wiedźma wsadziła glowę w drzwi. - Marta, daj się Kubie ubrać, bo doniosę Aleksowi że podglądasz cudzych chłopów.

EineHexe

Rozdział 231

Ekipa z Otchłani wyruszyła w góry, zaopatrzona w jedzenie i napoje. Każdy z wyładowanym plecakiem. Przeszli przez zbocza na których rozciągały się winorośle, słonce świeciło dość mocno jak na koniec marca.
- Już nie mogę.- jęknęła Wiedźma przysiadając na kamieniu i wyciągając butelkę wody mineralnej. – Dlaczego to nie może być na płaskim terenie.
- Jak zwykle narzekasz, szybciej dotrzemy i załatwimy to zobaczysz niebawem Karmelka.- zachichotała Sabina, zsuwając na czubek nosa wielkie okulary słoneczne. W tenisówkach, krótkich lnianych gatkach i koszulce z tygrysem nie wyglądała na panią dyrektor.
- A właściwie to daleko jeszcze?- zapytała Marta, biorąc od Wiedźmy wodę i pociągając spory łyk.
- Według tej mapy za tym wzniesieniem powinna rozciągać się dolinka biskupia, którą przecina rzeka Arno.- odpowiedział Aleks.
- No to wiara ruszamy!- Sabina poderwała się i poczęła wspinać się niczym kozica, przeskakując małe kamyczki.
- Ta ma kondycje, to przez Erika! Kiedyś wolała siedzieć w domu a teraz?! – jęczała Wiedźma. Nagle zza krzaków wyskoczyła grupka napastników. Złapali Wiedźmę i Martę, po czym zaczęli schodzić z nimi w dół. Czterech otoczyło Aleksa i Jakuba.
- Puść mnie ty idioto!- Wiedźma kopnęła jednego z panów w krocze, ten zgiął się jak scyzoryk i upadł na ziemię. Dwóch podbiegło do niej i już mieli się rzucić, gdy nagle wokół pani Kroeger wyrosła niewidzialna bariera. Dwa kamienie poderwały się z zmieii i zdzieliły napastników w głowę.
Sabina stojąca na podwyższeniu, niewiadomo jak wzrokiem uruchomiła oba zjawiska.
Jakub,dziabnął w szyję jednego z napastników, widac było jak jego nogi wierzgają a ciało powoli traci siły. Draczynski skonczywszy posiłek oblizał się ze smakiem.
- Który następny?- zapytał dwóch, którzy zblizali się do niego. Ci zobaczywszy rozerwaną szyję ziomka uciekli w dół. Aleks powalił dwóch, jeden uciekał z Martą, która kopała i wierzgała. Naglę, Jakub z nadludzką szybkością znalazł się przy nim i skręcil mu kar. Ciało opadło na zieloną trawę. Wiedźma kopnęła je i widac było jak turla się ze skał.
- No to po imprezie.- Aleks padł na ziemię, dysząc niczym gladiator. Marta rozmasowywała nadgarstki a Wiedźma łapała oddech. Sabina stała dalej w miejscu, oczy przybrały normalną barwę.
- Boże Dammerig, ty jesteś szalona, jakżeś to zrobiła?- zapytała librecistka.
- Nie wiem, ktoś mi szepnął że mam popatrzeć się na tych typków.- odpowiedziała, siadając koło Draczynskiego.
- Co teraz?- zapytała Marta
- Idziemy dalej, nie sądze żeby wrócili. – Jakub rozglądał się po okolicy.
Wycieczka jakby nigdy nic kontynuowała marsz. Po godzinie znaleźli się na wzniesieniu, skąd roztaczał się widok na doline. Polne kwiaty barwiły zieloną łąkę, słychać było szum wodospadu. Zeszli niżej niedaleko skał i tam się rozlokowali.

Tymczasem kardynał Guidicelli, szedł katedralną nawą wprost do konfesjonału. O tej porze nikogo nie było w kościele. Zamknął się w pomieszczeniu i otworzył brewiarz. Po chwili ktoś wszedł od strony spowiadającego się. Pietro rozsunął zasuwkę i popatrzył prze kratki.
- Co cię trapi?- zapytał głosem iście patryjarchalnym.
- Mam wielką ochotę na stosunek płciowy.- odpowiedział głos.- Bardzo wielką…
- Czy jesteś mężatką?- zapytał
- Nie jestem…
- Grzeszysz moje dziecko!- zrobiło mu się gorąco, głos niewiasty był niebywale niski i seksowny.
- Mam ochotę teraz i tu.- odpowiedziała. Klapka zasunęła się Pietro wyszedł od strony spowiednika i siłą wciągnąl niewiastę do środka. Kobieta zachichotała po czym zanurkowała pod jego purpurową sutanną.
- Szybciej….- jęknął Pietro.- Parszywa dziwko…

- Na pewno nie popuścimy tej gnidzie.- ryknęła Wiedźma.- A niech mu chuj uschnie!
- A wiesz że to dobry pomysł-poparła ją Sabina pałaszując kanapkę.
- Dziewczyny, nie wiem jak wy ale ja mam ochotę zemścić się.- oczy Draczynskiego rozbłysły.
- Niby jak?- zapytała Wiedźma
- Zróbmy coś takiego jak laleczka woo doo!- Sabina podekscytowana zerwała się i poszła szukać odpowiednich materiałów.
- A już wiem, robiłam kiedyś coś podobnego. – Wiedźma poszła w ślad za nią. Gdy prowizoryczna kukiełka była gotowa, pani Kroeger wyciągnęła szpilkę podtrzymująca włosy.
- Opiłuję ją.- Jakub nożem wyostrzył koncówkę.
- Dalej wbijaj w pilusia!- Sabina zaklaskała w dłonie, librecistka z całej siły wbiła szpilkę w krocze lalki.
- Żeby mu nie było za dobrzę, to ja też coś dołożę!- Jakub zaczął mruczeć formułke pod nosem.- I gdy nie trafi do pochwy miecz….niech go naznaczy śmierdząca ciecz.
- I żeby mu nie było miło…spraw Samaelu by rozwolnienie nastąpiło.- dodała pani Dammerig.

Kobieta pracowicie ssała prącie kardynała, lecz nic się nie działo. Nagle duchowny zgiął się z bólu.
- Kurwa!- ryknął.- Coś mi zrobiła?- trzasnął kobietę w policzek aż zatoczyła się to tyłu. Duma Pietra spuchła straszliwie i poczęła lecieć z niej obrzydliwa śmierdząca maź. Wyleciał z konfesjonału, nagle robolał go także brzuch. Nie doleciał do mieszkania, gdy zwieracz nie wytrzymał i mówiąc całkiem w nieładnym języku. Posrał się w gacie.

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 232

Piątka wedrowcow zeszla do Biskupiej Dolinki. Było tu cicho, nie słychać było ptaków, a w soczystej trawie nie kwitl ani jeden kwiat.
- Miejsce przeklęte - zmaruczała Wiedźma pod nosem, patrząc na wodę, pieniącą się w kotle pod wodospadem.
- Świetne miejsce na nocleg - Jakub zrzucił plecak z grzbietu. Po chwili panowie stawiali namioty, Marta i Sabina dmuchaly materace, a Wiedźma grzebała w plecaku. Wyciągnęła z niego wielki obrus w biało-czerwoną kratę, strzepnęla z furkotem i rozlożyła na trawie, rogi przyciskając kamieniami. Z czeluści plecaka wyjęła papierową torbe w ktorej znajdowalo sie pięć malych bochenków chleba ciabatta.
- Talerzy pozwoliłam sobie nie przynieść - powiedziała, rozkładając chlebki na obrusie. Oprocz tego na zaimprowizowanym stole wylądowały czarne oliwki, pokrojone w plasterki prosciutto, kawalek mozzarelli i gran padano, ciasteczka anyżkowe i butelka chianti.
- Rany boskie - Marta oderwala sie od materaca. - Obrabbowalaś spiżarnię dona?
- Skądże - oznajmiła Wiedźma z godnością, wyciągając z bocznej kieszeni plecaka cynowe kubeczki. - To dar dobrej pani donowej, zebyśmy nie umarli z głodu.
Posilili się chętnie, zapijajac gęsto winem. Przez jakiś czas siedzieli jeszcze i rozmawiali, patrząc jak zachód słonca barwi wodę na czerwono, a potem gapiac się w gwiazdy, w końcu jednak położyli sie spać, Jakub i Aleks do jednego namiotu, panie do drugiego.
Wsciekły kardynał siedzial w wychodku, trzymając się oburącz za brzuch.
- To ich sprawka! - ryknął. - Tych gnojów na usługach Samaela! Aaaagh!
Potężny skurcz targnąl wnętrznościami Jego Eminencji. Sandro, krzywiąc sie niemiłosiernie, wrzucił obfajdane szaty do plastikowego worka i podał gosposi. Ta, bocianim krokiem, torbę trzymajac w dwóch palcach wyciągniętej ręki, udała się do pralni.
- Zrób z nimi coś! Zabij ich! - jadowił się kardynał między jednym gromkim pierdnięciem a drugim.
- Coś sie stało, kotku?
Wysoka, rudowłosa kobieta stanęla w progu.
- Rzucili na mnie urok! - zabulgotal Guidicelli. - Zobacz!
Ruda spojrzała na czerwony, obrzmialy interes kardynala z ktorego sączyła się ropa.
- O biedactwo, co oni zrobili z twoim kropidłem? - jęknęła. - Ale nie martw się, twoja Locusta zaraz temu zaradzi! Nie tylko oni znają czary!
Marta obudziła się krzycząc, jej cialo ociekało zimnym potem.
- Boże, Marta, co się stało? - Sabina i Wiedźma gramoliły się ze śpiworów. Aleks wpadl do namiotu prawie go przewracając, na co Marta zareagowala jeszcze większym krzykiem.
- Nie!!! Idź stąd bo zamarznę! To boli!
- Marta... - jęknąl Aleks, wyciągając rękę. w jego oczach błysnęly lzy. Marta cofnęła się, kręcąc głową.
- Wyjdź stąd, proszę - powiedziala, dygocząc.
Aleks zniknąl na zewnątrz. Marta plakała i duygotała jak osikowy liść. Po chwili do namiotu zajrzał Jakub.
- Aleks siedzi nad rzeką i wyje jak potępieniec - powiedział.
- Tak dalej kurwa być nie może - oznajmiła Sabina. Wiedźma zerwala się, prawie skladając namiot i wypelzla na zewnątrz.
Stanęła na nogach i wrzasneła pelną piersią.
- Samaelu, Aniele Boży, pokaż się, do kurwy nędzy i powiedz co mamy czynić z tym całym zasranym burdelem!!!
Echo przez chwilę powtarzało jej słowa. Marta i Sabina wyszły z namiotu.
- Tam! - Jakub wskazał na swiatełko na zboczu gory. - Jaskinia!
Samael stał w otworze groty z rozpostartymi skrzydlami i wyiciągnietymi zapraszajaco ramionami. Zza pleców biło mu jasne światło.
- On wola mnie - powiedziała Marta. - Mnie i Aleksa. Mamy tam iść...
Aleks, siedzący dotad w kucki nad rzeką, zaczął biec w stronę groty. Marta podążyła za nim.
- Czarny głaz - powiedzieli Jakub, Sabina i Wiedźma unisono.
- To przy wodospadzie - stwierdzila Sabina. Jak w transie poszli gęsiego do wodospadu i weszli na olbrzymi, płaski bazaltowy głaz, ktory wydawal się rażąco nie na miejscu wsrod wapiennych skał. Wiedźma podniosla z ziemi kawałek kredy i narysowała nim na głazie krąg, na ktorym potem opisała trójkąt.
- Zaczynajmy - powiedział Jakub.

EineHexe

Rozdział 233

Rozlokowali się każdy w swoim kącie trójkąta. Nagle wzmógł się wiatr…targał włosami Draczynskiego i kobiet. Otoczył ich słup wirującego powietrza i ognia.
- Samaelu, książę ciemności. Dodaj nam siły by ognia tego słup, rozpuścił pokrywy lód....- mamrotała Sabina.
- Zrób to…zrób..- powtarzali Wiedźma i Jakub.
- Samaelu panie rozkoszy…niech miłość ich troski rozproszy…- szepnęła Wiedźma.
- Pokrywa się kruszy, dałeś wytchnienie dla ich duszy…- Kuba wprowadzony w trans, ścisnął ręce obu kobiet. Słup ognia wspinął się coraz wyże i wyżej. Ogien był widoczny tylko dla tej wybranej trójki.
Aleks i Marta przechodząc stromą ścieżką dotarli do jaskini. Posiadała ona dwie groty, jedna na wpół zalana przez wodę z wodospadu. Druga zaś była dość szeroka, Marta przeszła dalej i usiadła pod skalną półką. Dalej odczuwałą dominujący chłód, Aleks odsunął się na bezpieczną odległośc i spoglądał na ukochaną.
- Aleks, ja myślałam nad tym żeby z tym skonczyć.- szepnęła dziewczyna.- Nie mogę już tak dłużej, ten lód mrozi mi serce i dusze.
- Nie! Nie możesz…- krzyknął, podrywając się na nogi. – Nie pozwalam ci! – dopadł do niej i mocno przygarnął. Nagle poczuła, jakby lodowa igła wbijała jej się w serce, osunęła się w jego ramiona. Jej skóra powoli zaczęła siniec z zimna.
- Nieeeee!- ryknął Aleks, przytulając drżące ciało do siebie.- Wybrałeś nas a teraz ją uśmiercasz! Do diabła tobą!
Nie zapominaj że jestem diabłem. Odezwał się głos w jego myślach. Ale o to się już nie martw, twoi przyjaciele się tym zajęli.
Gdy głos w myślach zamilkł, jakby na zawołanie przez jego ręce przeszły iskierki ciepła. Wnikały w lodowate ciało Marty. Po chwili wróciły jej kolory, ocknęła się.
- Aleks..jesteś taki ciepły.- westchnęła błogo. Bohuniewicz nie czekał zbyt długo, ułożył ukochaną na ziemi. Nie wiedzieć dlaczego zimna skała, wcale nie była zimna. Marta czuła się jakby ułożył ją w jedwabnej pościeli. Rozpinał jej bluzkę, pieszcząc piersi, przez cienki stanik. Całował jej brzuch, odpiając haftkę z przodu biustonosza. Po kolei pieścił każdą z piersi, zsuwając się na dół Wczepiła ręce w jego włosy, pojękując cicho. Tak długo na niego czekała.
- Ukochana…najdroższa…już nigdy więcej..- jął całowac jej usta, pocałunek był głęboki, powolny i bardzo namiętny. Płakali oboje ze szczęścia że w koncu mogą być razem, słone pocałunki i nieśpieszne pieszczoty prowadziły ich ku krainie rozkoszy. Ubrania zaścieliły ziemię na około nich. Aleks napiął mieśnie ramion, wpatrując się w skarb leżący pod nim.
Jego ukochana, jego słodkie przeznaczenie.
- Weź mnie Aleks..- szepnęła dziewczyna. Nie potrzebowali więcej słów. Pochłonął ich kolorowy wir, wzajemnej bliskości, rozkoszy i miłości.

Diablica, Wiedźma i Nieumarły wojownik skonczyli formułki. Słup ognia opadł, nie wychodząc z transu położyli się w trawie. Powoli dochodzili do siebie, w myślach słysząc wesoły smiech.
- Udało się!- obwieściła zadowolona Wiedźma.
W łazience kardynał przeżynany bólem zakrzyknął rozpaczliwie.
- NIEEEEE! – coś zabulgotało, osunął się na ziemię, śmierdząc jakby pracował w kanalizacji miejskiej.

Sabcia

:)
:)
:)
:)
:)
:)
:)










ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 224

Meteor rozblysnął na tle gwiazd, by zaraz zgasnąć. Pachniało tymiankiem i czymś jeszcze, stłumiony pomruk wodospadu rozbrzmiewał w tle.
- Pięknie jest - powiedział Jakub, rozciągnięty w trawie. - Szkoda że Iwetty tu nie ma.
- i Erika - mruknęla leżąca obok Sabina.
- I Uwe... - westchnęła Wiedźma. Podłożyła ręce pod głowę.
Puszczyk zahukał gdzieś w górach. Wiedźma przylożyla do ust zwinięte w trąbkę dłonie i też zahukała.
- Co ty robisz? - zapytala rozbawiona Sabina.
- Rozmawiam - wyjaśniła pani Kroeger, nasłuchując sowiej odpowiedzi.
Pohukiwanie rozleglo się nieco jakby bliżej.
- Mam ochotę popływać - powiedział Jakub, wstając.
- Woda jest lodowata, nie stanie ci się coś? - zapytala Wiedźma.
- Przecież nie mogę się utopić. Ani umrzeć z wychłodzenia - odparł rozbawiony wampir.
Złocisty księżyc jak wielka łódź wypłynął zza gór, oświetlajac Dolinkę Biskupią i schodzacego ku kotłowi Jakuba.
Zrzucił koszulę, mięśnie jego pleców zagrały pod wyzłoconą księzycowym blaskiem skórą. Przysiadł na brzegu, by zdjąć buty, potem ściagnąl spodnie. Sabina i Wiedźma patrzyły z fascynacją na napinajace się i rozluźniające muskuly jego owlosionej piersi i na kształtny tyłeczek rysujący się widocznie pod tkaniną majtek.
- Szczęściara z tej Iwetty - mruknęła Wiedźma. - Niezly egzemplarz jej się trafił.
- My też nie możemy narzekać - powiedziała Sabina.
Jakub stanął na kamieniu nad brzegiem kotła, rozłożył ramiona i skoczył do wody.
- Co za dupcia! - wyrwało się Wiedźmie. - Ale Uwe ma lepszą...
- Jak powszechnie wiadomo Uwe wszystko ma lepsze - Sabina położyła się z powrotem na plecach i spojrzala w rozgwieżdżone niebo.
- Uwe ma wszystko NAJlepsze - poprawila z godnością pani Kroeger. - W koncu to mój książę z bajki.
- Taaa... - mruknęła Sabina.- Pozostanę jednak przy Eriku.
Wiedźma zahukala nad uchem Dammerigowej. Ta usiadla jak poderwana sprężyną.
- Oszalałaś?
- Przepraszam - mrukneła Wiedźma ze skruchą. - Słuchaj no, nie wiem jak wy, ale my z Uwe po sezonie planujemy wakacje w Monte Carlo. Dwa tygodnie nicnierobienia i żadnych spraw nadprzyrodzonych.
- Monte Carlo mówisz? Niezły pomysł... Chcialabym gdzieś posiedziec z chłopakami i Erikiem w spokoju...
Locusta zapaliła czarne świece i skropila wyrysowany kredą na podłodze wzór krwią nietoperza. Sypnęla nań cierniami, kołysąc sie w tyl i przód i wykrzykując coś po łacinie.
Sabina poczuła jak mroczny strumień myśli, złych, wstretnych i samobojczych, wdziera jej się do mózgu. Zacisnęła powieki, zatkala uszy i skuliła, starajac sie ze wszystkich sił wyrzucić te myśli z głowy.
- Oni nie zyją! - zawyła Wiedźma. - Umarli! Moje dzieci! Uwe!!!
Minęła wijącą sie na trawie Sabinę i zaczęła się wspinać na skały ptrzy grocie, zadziwiajaco szybka i zwinna jak na osobę ze wstretem do ćwiczeń fizycznych i lękiem wysokości. Staneła na szczycie urwiska nad kotłem, spojrzała na huczacą w dole wodę i rozlożyla ręce.
- Idę do was! Uwe, idę do ciebie!
Chybnęła się do przodu i w tym samym momencie mokre i lodowato zimne ramiona Jakuba objęły ją w pasie.
- Puuuszczaaaaj! Daj mi umrzeć! - wrzasnela, rzucajac się, wijąc i drapiąc.
- Wybacz - rzekł krótko Jakub i wymierzył jej mocny cios w szczękę. Zwisła bezwładnie w jego rękach.
Błyskawicznie zszedł na doł i położył nieprzytomną Wiedźmę obok Sabiny, wciąż kulącej się i zaciskajacej powieki. Siadł na trawie i połączył swój umysł z umyslem Sabiny.
Uwe niespokojnie rzucał się we śnie, na jego nagim torsie lśniła warstewka potu. Widział swoją żonę oblizującą z karmelu jakiegoś śniadego Włocha. Potem wspięla sie na tego włoskiego żigolaka i zaczeła go ujeżdżać.
- Nie - wymamrotał.
Potem zobaczyl ją na ślubnym kobiercu z tym Włochem, Pia niosła welon. Zobaczył Thomasa podbiegajacego do makaroniarza i chwytajacego go za rekę.
- Tatusiu - powiedział Tommy.
Wiedźma spojrzała na Uwe, smiejąc się szyderczo.
- Jesteś stary, tlusty, bez grama seksapilu i nikomu niepotrzebny - powiedziała.
Obudził się krzycząc.
W tym samym czasie Erika dręczyła równie koszmarna wizja. Przyśnił mu się Basilio, spleciony w miłosnym uścisku z Sabiną.
- Ona cię już nie chce - powiedział Primavera, podsuwajac Erikowi lustro. Dammerig ujrzał w nim swoją twarz, znowu zniekształconą i pooraną bliznami. - Jesteś potworem... Bestią...
Nagle zobaczył że stoi przed tlumem ludzi z widłami i pochodniami. Na czele motlochu stali Sabina i Basilio.
- Potwór! - zaintonował tłum. - Potwór! Zabić go!
Sabina potrząsneła widłami. Erik rzucił się do ucieczki krzycząc i zleciał z łóżka. Obudził się zlany potem i ciężko dysząc.
Locusta nagle poczuła że coś stawia jej opór, że umysł Sabiny, wspomagany przez kogoś, wypycha jad który w niego sączyła i kieruje w jej stronę.

EineHexe

Rozdział 225

Sabina przestała się wić, podeszła do Jakuba i nieprzytomnej Wiedźmy.
-Obejmij ją i myśl, myśl Jakubie!- powiedziała. Zielone oczy zalśniły w półmroku, Jakub i Wiedźma zostali otoczeni niewidzialną barierą. Z gór poniosło się echo potwornego krzyku, dudniło raz silniej raz słabiej aż w koncu ucichło w wąwozie. Wyczerpana osunęła się na ziemię, trzymając oburącz głowę. Librecistka powoli odzyskiwała świadomośc.
- Uwe?!- podniosła się gwałtownie, Jakub złapał ją za rękę. Granatowo niebieskie oczy spojrzały na przerażona kobiete.
- Zyje. Uwe i dzieci żyją. Ktoś chciał, żebyś myślała że ich już nie ma i popełniła samobójstwo.
- O Boże…! Gdyby nie ty, to..
- To twoje dzieci zostałyby półsierotami a Uwe wdowcem.- dokończyła Sabina, ciągle trzymając się za głowę.
- A wy?Na was to nie podziałało?- zapytała pani Kroeger, patrząc to na półnagiego Jakuba to na przyjaciółkę.
-Na mnie nie, bo jestem wampirem a na Sabinę częściowo. Była na tyle przytomna, żeby pomóc mi to odepchnąć. Poza tym Samael ją obdarował darem, wytwarzania ochronnych barier i poruszania przedmiotami. Jej bronią są jej myśli.- odpowiedział
- Czy na Aleksa i Martę to też podziałało?- Sabina grzebała w plecaku w poszukiwaniu proszków na ból głowy. Wyciągnęła jedną i popiła wodą mineralną.
- Myślę że nie, to była zemsta za to co zrobiliśmy kardynałowi.- powiedział Jakub.

- Do diabła! Cwaniaczki jedne! Ale ja was kurwa urządzę!- ryknęła Locusta. Strąciła dłonią świece i poszła do barku z alkoholami. Wyciągnęła z niego czystą wódkę, po czym nalała sobie do literatki i wypiła duszkiem. Później drugą, trzecią aż padła na łóżko. Do pokoju wszedł ciemnoskóry mężczyzna. Zabrał opróżnioną do połowy litrowa butelkę.
- Karin! Zerżnij mnie!- wybełkotała. Męzczyzna ochoczo wziął się za robotę.

Wiedźma i Sabina położyły się w koncu spać. Żadnej nic się nie śniło ich organizmy były tak wycieńczone że umysł nie zapamiętał snu. Nad ranem obudziły się tuląc do siebie z zimna. Jakub zapowiedział ze przed południem nie rusza się z namiotu. Aleks i Marta schodzili objęci ze ścieżki prowadzącej do Jaskini Spętanej.
- I co papużki? Dobrze się spało?- zapytała Sabina, pjąc zimny napój kofeinowy.
Narzeczeni zarumienili się.
- Dobrze a wam?- zapytała Marta
- My mieliśmy dwa starcia, jedno z klątwą kardynalską, drugie z jakaś łajzą która chciała nas zabić.- zrelacjonowała Wiedźma.
- Nic wam się nie stało?- Aleks zaniepokoił się.- Gdzie Jakub?
- Spokojnie, nic. Jesteśmy zawodowcami.- uśmiechnęła się Sabina.- Śpi, przecież on nigdy nie wstaje przed południem.
- Całą noc jakiś kamień uwierał mnie w dupę!- powiedziała Wiedźma pokazując podłużny kamyk. Cisnęła go przed siebie. Ten odbił się od dużego głazu i rozłupał ze środka wyleciała małą karteczka.
Wdzięczna wam przybysze z odległej krainy idę w spokoju do mojego Alda. Misja wypełniona, czekajcie cierpliwie. Widniał napis.
- No to pięknie, wszystko kręci się wokół dupy jak mawia nasza kochana pani Rzepowa.- podsumowała Marta, przytulając się do Aleksa.
- Ot co! – dodała Sabina, wszyscy gruchnęli donośnym śmiechem niosącym się echem po górach.

Sabcia

Dwa powyższe rozdziały to 234 i 235. Przepraszamy za pomyłkę :)

ocenił(a) film na 9
Sabcia

Część 236

- Ktoś chce może sera? - zapytała Wiedźma. - Mam jeszcze kawałek gran padano... - wsadzila glowę do plecaka. - W mordę, ciuchy mi przeszły zapachem żarcia.
- Zapakuj w plastykową torebkę, zawieź do Polski i ubierz sie w nie na jakiś upojny wieczor z Uwe. Takich erotomanow spożywczych jak wy powinno to kręcić. - poradziła Sabina.
- He he he, bardzo smieszne - wymamrotała Wiedźma, odwijając ser z papieru.
Była ósma rano kiedy znaleźli się powrotem u dona. Wzięli prysznic, przebrali się i zaczęli szukac Primavery, którego nigdzie nie było widać.
- No jak, udała się wycieczka? - zapytał Montecchi, który właśnie popijał poranną kawę w jadalni.
- Bardzo - odparła zwięźle Sabina. - Gdzie pan Primavera?
- Basilio? Coś tam Ginie tłumaczy w ogrodzie. Ona chce zostać historyczką, dotoryzować się, a on jej pomaga.
- Taa, wymamrotala Sabina pod nosem i po polsku, ruszajac w stronę wyjscia do ogrodu. - Ju z widze jak ta pomoc wygląda.
Jakub uśmiechnął się półgębkiem.
- Gdzie do cholery jest Wiedźma? - Sabina zatrzymała sie z reką na klamce i rozejrzała się.
Draczyński nastawił ucha.
- W kuchni - powiedział. - Omawia z signorą Montecchi przepis na kawę z karmelem. Zaraz ją stamtąd wyciągnę, ty idź po Basilia.
Primavera i Gina w obrosniętej winem altance całowali się w najlepsze gdy nadeszła Sabina.
- Kheee-khem! - zakaszlała teatralnie. Odskoczyli od siebie ui usiedli na przeciwległych krańcach lawki.
- Co chciałaś? - spytal Basilio, przygładzajac wlosy i poprawiając garderobę.
- Jedziemy do Florencji. Skoczysz z nami? Może zobaczysz finał.
- Ja też jadę! - powiedziala podekscytowana Gina. - Mogę? Basilio wszystko mi opowiedział!
- Na własną odpowiedzialność - odparła pani Dammerig.
Do Florencji dotarli szybko, nie nękani przez żadnych bandziorów.
- Gdzie ta cała Montelucci mieszka? - Wiedźma studiowala książkowy plan miasta.
Sabina przewertowała papiery.
- Via Laterale, numer 13 - powiedziała.
- Mam. Jedź prosto, Kubuś.
- Wypraszam sobie - mruknął Jakub. - Co ja, sok marchwiowy?
Zaparkowali przed numerem trzynastym i zapukali do drzwi. Otworzyła niska pulchna kobietka, wycierająca ręce w fartuch. Przez chwile Jakubowi zdawało się że w jej oczach błysnąl strach.
- Państwo do kogo? - zapytała.
- Czy moglibyśmy zobaczyc Marię Montelucci?
- Och, nonna zmarła dziś rano - kobietka spojrzała niespokojnie w ciemne wnętrze domu.
- Chcielibyśmy pomodlić się nad jej cialem - rzekł Aleks spokojnie.
Wpuściła ich.
Maria Montelucci, pomarszczona jak rodzynek, leżała na marach ze skrzyżowanymi na wątłej piersi ramionami. Na fotelu obok siedziała rudowłosa kobieta odziana w czerń. Za marami zaś stał ksiądz w sutannie.
- O cholera! - jękneła Marta, ujrzawszy jego twarz. - To Guidicelli!
Cofnęli się do wyjścia, ale za nimi stało już trzech drabów, oraz Sandro, z luparą w ręce.
- To srebro, panie Draci... draszi... Porrrca Madonna! - zaklął, rozzloszczony. Jeden z drabów obszukał Basilia i odebrał mu pistolet.
Kobieta podniosła się.
- Czas żebyś oddała Pietrowi swój dar, maleńka - powiedziała, podchodząc do Marty. Spojrzała na Sabinę i Wiedźmę. - Która z was wczoraj mi się oparła?
Gina dyskretnie namacała na stoliku za sobą nożyczki i jeszcze dyskretniej trącila stojącą obok Wiedźmę.
- Ty jesteś diablica - spojrzała Sabinie w oczy. Ta odpowiedziała jej takim spojrzeniem że Locusta sie cofnęła. - Twarda sztuka... Nie to co ty - ujęla Wiedźmę pod brodę. - Ten jasnowłosy to twój slaby punkt, on i dzieci. Wystarczy nacisnąć i pękasz....
Gina odwróciła się blyskawicznie i wbiła nożyce w ramie stojącego za nią draba. W tym samym momencie Wiedźma chwycila rudą za kudły i pociągnęla w dół. Sabina przytomnie wystawiła kolano. Nos Locusty zderzyl się z nim z niemiłym chrupnięciem i buchnął krwią. Jakub zlamał Sandrowi rękę z pistoletem w łokciu, zginając ją pod kątem 90 stopni w stronę przeciwną do tej w którą zwykla się zginać.
- Mam uczulenie na srebro - stwierdził. - Ale jeszcze silniejsze na palantów.

EineHexe

Część 237

Guidicelli próbował się ewakuować, lecz wyrosła przed nim bariera. Aleks podbiegł do duchownego.
- Myślałeś że uciekniesz?- wysyczał jadowicie Bohuniewicz. Złapał kardnyłała i cisnął nim o ziemię. Ciało Pietra gruchnęło i osunęło się na ziemię. Aleks bił go dopóki nie powstrzymała go Marta.
- Aleks nie! Nie warto ukochany!- przytuliła się do niego.
- No to mamy niezły burdel!- rozczochrana Sabina wzrokiem otaksowała lezących drabów, ciało na podwyższeniu, Locuste z zakrwawionym nosem i jęczącego obitego kardynała.
- A no mamy.- mruknął Jakub.- Co teraz?
- Teraz wypadałoby żeby Samael się tu zjawił i łaskawie powiedział co trzeba zrobić. – odpowiedziała Wiedźma. W tej samej sufit otworzył się i w oślepiającym światle zstąpił Samael.
- Zawsze myślałam że diabły wychodzą z pod ziemii w oparach mroku.- mruknęła Sabina do Basilia.
‘’ Diablico ty i twój diabelski dowcip. Będę czekał dnia kiedy zasilisz poczet moich kobiet w piekle;; Sabina straciła rezon, zwyczajnie ją zatkało.
‘’ Marto, moje dziecko podejdź do Marii i dotknij jej ciała’’- rozkazał głos w myślach Marty. Dziewczyna podeszła dotknęła ciała poprzedniej zjadaczki. Światłość i prąd przeszedł ze Marii do Marty. Poczuła niezwykłą siłę.
;; Dobrze, misja wypełniona. Dziękuję wam, macie moją opiekę i wdzięczność. A ty Locousto, bądź przeklęta! Od dziś twój umysł będzie obłąkany, ty którą wybrałem, zwróciłaś się przeciw mojemu dziecku. Precz obłąkancza duszo!’’
Locousta poczeła wyć jak opętana, nikt nie zauważył jak kardynał wygramolił się z domu. Samael pożegnał się ze wszystkimi i rozpłynął się w powietrzu.
- Dobra chodźcie, źle na mnie działa obecnośc umrzyka.- pani dyrektor wzdrygnęła się.
- Taaak? A mnie też nie możesz znieść?- Jakub zrobił rozbawioną mine.
- Ciebie Kubusiu uwielbiam!- powiedziała wesoło, przekomarzając się z wampirem.
- Dobra, ty możesz do mnie mówić jak na soczek moja Damerułko.- odpowiedział Jakub.
- Nie przeginaj Draku!- powiedziała Sabina. Reszta śmiała się z wygłupów tej dwójki.
- No to lecimy do domu. W koncu zobaczę mojego Uwe i dzieci.- rozmarzyła się Wiedźma, wsiadając do samochodu.
- Zaraz zaraz a propo dzieci. Czy wy oczyszczaliście grotę?- Sabina zwróciła się do Marty i Aleksa.
- W jakim sensie oczyszczaliśmy?- Marta nie wiedziała o co szefowej chodzi.
- Sabinie chodzi no wiesz…. – Wiedźma zrobiła wymowną minę, Basilio i Gina zaśmiewali się do łeż z polskich przyjaciół.
- A co wam do tego erotomanki?!- opowiedziała Marta, czerwieniąc się gwałtownie.
- Marta, im nie bardzo chodzi o szczególy tylko jeden fakt. Było czy nie było?- dopytywał Jakub.
- No było, przecież wiecie.- odpowiedział Aleks.
- No to gratulujemy, bo zapewne zmajstrowaliście małe Bohuniątko.- podsumowała Wiedźma. Aleksa i Martę zatkało.

Kilka dni później Ekipie Otchłani udało się przebukowac bilety na wcześniejszy lot. Marta z Aleksem spali kilka siedzen wczesniej, Sabina, Jakub i Wiedźma siedzieli obok siebie. Pani Dammerig źle znosiła lot samolotem. Ogólnie miala fobie na punkcie latania.
- Oj diabełku źle się czujesz?- zakpił Jakub, Wiedźma chichrała się udając że czyta magazyn o modzie.
- Odezwij się jeszcze raz Draczynski to wbije ci kołek w serduszko.- odpowiedziała słodko Sabina. Jakub uśmiechnął się bezczelnie i przymknął oczy.
Na lotnisku Wiedźma wpadła w stęsknione ramiona Uwe.
- Uwe, Boże…kocham cię!- Wiedźma zawiesiła się na małżonku, ten całowal ją bardzo namiętnie nie zwracając uwagi na tłoczących się ludzi.
- Ja też! Kobieto nie wiesz co ja przeżyłem! Nie mogłem spać nie mogłem…
- No jeść mogłeś.- małżonka oceniła lekko zaokrąglone ciało Uwe.- Od jutra dieta, ale ja ci ją specjalnie ułoże.- złapała go pod rękę i poszli na zewnątrz.
- No ładnie olali mnie. Będę łapać taksówkę.- mruknęła Sabina, taszcząc dwie walizki na wóżku.
- Gdzie Erik?- zapytała Marta, czekając na Aleksa, który poszedł po bagaż.
- Chcę mu zrobić niespodziankę.- odpowiedziała pani dyrektor patrząc na oddalających się Kroegerów. Jakuba gdzieś wcieło, Aleks wrócił z bagażami.
- Podwieziemy cię.
- Dzięki.
Kroegerowie zajechali do domu. Wiedźma wbiegła od razu do pokoju dziecinnego, maluszki spały w łóżeczkach. Opatuliła je kołderkami ucałowała złote główki i dała się zaprowadzić do sypialni.
Uwe złapał ją w progu i zaniósł na łóżku. Ściągnął jej buty, została w samej spódnicy i bluzce.
- Zapraszam do łazienki pani Kroeger.- wskazał ręką drzwi do pokoju kąpielowego.
Wiedźma uśmiechnęła się, pocałowała małżonka i udała się we wskazane miejsce.
Stanęla w progu z miną wskazującą maksymalne zdumienie by nie powiedzieć szok.
Cała łazienka tonęła w świecach, wydzielających zapach owoców. Wanna była pełna szampana, który pienił się podsycany babelkami z hydromasażu. Na złotej paterze obok wanny czerwieniły się truskawki. Na podgrzewaczu stał cieplutki nie za gorący karmel, czekolada i miód. Uwe stanął za małżonką i w geście hrabiego Krolocka odgarnął włosy Wiedźmy. Pocałował ją w szyję pieszcząc przy tym jej talię. Odwracając ku sobie wycisnął na ustach gorący pocałunek. Rozbierał, pieścił niespiesznie a gdy byli nadzy zabrał na ręce i zanurzył się w słodkim bąbelkowym napoju alkoholowym. Bąbelki pieściły ciało pani Kroeger do spółki z jego językiem. Kochali się gwałtownie, szampan pulsował i obmywał ich ciała. Karmili się truskawkami, wzmagając tym potęgę rozkoszy. W ruch poszedł karmel i czekolada. Po tych spożywczych ekscesach pan Kroeger wziął swoje kochanie na ręce i wymył dokładnie pod prysznicem. Na koniec wylądowali w przepastnym łożu kontynuując wszystko od nowa.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Dodana przeze mnie część to część 234 oczywiście. Za mój debilizm numeryczny najuprzejmiej przepraszam.

ocenił(a) film na 9
EineHexe

Część 238

Sabina ostrożnie otworzyła drzwi. Na palcach wkradła sie do pokoju dziecinnego. Samek się rozkopał, więc go przykryła. Pogłaskala zarumienioną buzię i zajrzala do łóżeczka Gabrysia. Chłopczyk lezal na pleckach, szeroko rozrzuciwszy rączki i cicho posapywał przez uchylone malinowe usteczka. Sabina popatrzyła na niego z tkliwością i zanurzyla nos w ciemnych loczkach, wdychając zapach rozgrzanego dziecinnego ciałka.
- Moje bąki - powiedziała uśmiechajac się.
Zajrzała do sypialni. Erik rozłożony na łóżku podobnie jak jego syn, spal snem sprawiedliwego. Rozwiazany czarny szlafrok ukazywal nagą pierś. Na szafce naprzeciw łóżka stał włączony laptop, na ekranie migał jakiś film.
Sabina zdjęła pantofle i delikatnie weszla na łóżko. Pochylila się nad mężem, jej zlote włosy opadły prawie na jego twarz. Pocałowała go delikatnie w usta, piękne rzeźbione usta, rozchylone teraz we śnie.
Niechętnie uchylił powieki.
- Sabina..? To sen?
W odpowiedzi pocałowala go jeszcze raz.
- To nie sen - szepnęła. - Wróciłam do domu.
- Tęskniłem... - mruknął, obejmując ją. - Śniłem o tobie... Otworzyłem oczy i jak sen złota burza nade mną twoje włosy...
Pocałowali się znów. Sabina przycisnęła policzek do piersi Erika.
- Bałam się że cos się stanie i nie wrócę - powiedziała.
- Nawet tak nie mów - spojrzał na nią spod wpólprzymkniętych powiek, gładząc dłonią jej włosy. - Oszalałbym. Zabiłbym się.
- Teraz ty nie mów - uniosla się nad nim. - Co by się stało z dziećmi? Obiecaj mi, jeśli kiedykolwiek coś mi się stanie, zajmiesz się Samkiem i Gabrysiem i zrobisz wszystko zeby byli szczęśliwi.
- Nic ci się nie stanie... - zaczął.
- Obiecaj!
- Obiecuję. Ale wiem że będziemy razem żyli długo i szczęśliwie i umrzemy jako para pomarszczonych staruszków.
Położył ją na plecach i nakrył swym ciałem, całując jej twarz, nienasycony i stęskniony.
Następnego dnia Wiedźma osobiście odwiozła męża do teatru i odprowadziła pod drzwi garderoby.
- Powodzenia - powiedziala. Zaczęli się całować.
Grześ Butelka, który właśnie nadchodził korytarzem, spojrzał na zegarek i ostentacyjnie zaczął odmierzać czas.
- Co robisz, Grzesiu? - zainteresowała się Zena. Aga zatrzymała się obok nich, zaciekawiona.
- Sprawdzam jak dlugo nasze gołąbeczki wytrzymają w tym zwarciu - rzekł, ruchem brody wskazując Wiedźmę i Uwe, splecionych w namiętnym pocałunku.
Zena wywróciła oczyma.
- Chyba trzeba będzie wołać Oleandra z łomem - powiedziała.
- Panhi choh chchiała? - Oleander wylonił sie niewiadomo skąd, bryzgajac z ust fontanną okruchów. W dłoni dzierżył poteżną kanapke z białym salcesonem.
- Jezu, Oleander, idź se błotniki kup! - Aga odskoczyła pod ścianę. Urażony Oleander podryfował w dal.
- Kocham cię, moja ty żoneczko najsłodsza! - Uwe spojrzał czule w oczy polowicy.
- Ja też cię kocham, moj księciuniu karmelowy!
Zena i Aga zgodnie chwyciły się za brzuchy.
- Minuta dwadzieścia - oznajmił Grzesiek z poważną miną. - Nowy rekord olimpijski.
Uwe wszedł do garderoby.
- Co minuta dwadzieścia? - Wiedźma odwrocila się do rozchichotanej grupki. - Mierzyłeś nam czas?
Grześ wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Ty uważaj Butla zebym ja ci czegoś nie zmierzyla - Wiedźma pogroziła palcem. - Na przykład odporności na ciosy w łeb!
- Gdzie masz ludzi i sprzet? - zapytał, śmiejąc się kpiąco. Zamierzyła się na niego torebką. Udał że się uchyla i zniknął w garderobie. Zena, chichocząc poszła na widownię, rozstawiac sprzet, a Aga udała się do własnej garderoby.
- Dobrze ze pani wróciła - powiedziała Rzepowa, wychodząca z wiadrem i mopem z garderoby Jakuba. - Ten panin mąż był nie do wytrzymania. niby takie ciele-mele, niby taka panienka, a jak wybuchnie to nie daj Boże!
Drzwi opatrzone napisem "Kroeger" uchyliły się.
- Ja wszystko słyszę, pani Rzepowa - powiedział Uwe z naciskiem. Rzepowa czym prędzej ewakuowała się do kanciapy, w ktorej siedział już Oleander ze swoją kanapką i zaaferowana Goździkowa.
- A to widzi pani, wróciła dyrektorka z librecistką z tych Włoch. a pani wicedyrektor jaka promienna!
- Pewnie że promienna, pewnie ten cały Aleks ją tam dobrze wyobracał - Rzepowa wyjęla z torebki cyklamenową szminkę i pociągnęła nią usta.
- Pan Gerald przychodzi? - zapytał z nadzieją Oleander.
- A przychodzi, przychodzi, na obiedzie będzie u mnie potem. Pierożków z mięsem mu narobiłam.
Oleander zakwilił cichutko.
- No przyniosłam trochę, panie Dawidku, przynioslam - uspokoila Rzepowa. - W garnuszku stoją, pan sobie w mikrofali odgrzeje.
Dawid rzucił się na garnuszek jak człowiek na skraju śmierci głodowej.
- Ja pani mowię, pani Goździkowa, oni wszyscy pewnie nic innego nie robili tylko orgie w tych Włoszech mieli! - perorowała Rzepowa. - już ja widzę jak ta pisarka i dyrektorka na tego Draczyńskiego patrzą! Gruppenseks był jak nic! I pewnie na plażach nudystów się opalali!
Goździkowa pobladła i przeżegnała się.