Erik poprawil na sobie pelerynę, nasłuchując śpiewu Aminty, dobiegajacego zza kurtyny. Wziął głęboki oddech i poczekał aż jego niespokojnie bijące serce wyrówna rytm. Teraz nadchodził jego moment. Sięgnął w kierunku zakladu kurtyny, zrobil krok...
...I znalazł się w ciemnościach.
- Ej, co jest? - zapytał, i postapił krok do przodu. Obił sobie golenie o jakiś mebel i zaklął.
- Kto tu jest? -zapytał niewieści glos z ciemności.
- Upiór z Opery!- odezwał się głęboki baryton - A ty? Kim jesteś?
Coś pstryknęlo i jasne światło zalało pomieszczenie. Erik zmrużył oslepione oczy. Miast na scenie znajdowal się w dziewczęcej sypialni, pełnej pluszowych maskotek. Na scianie królował wielki plakat, przedstawiający czlowieka w bialej masce, tulacego do siebie dziewczynę.
- Co ja robie na tej ścianie? Z...z..z moją Christine! - Upiór wpatrywał się w wielki kinowy plakat, jego zielone oczy płonęły.
- Oooo... - krągła blondyneczka zerwala sie z łózka. - To ty?
Podeszła do Erika i przyjrzała mu się, gryzac różowe usteczka drobnymi białymi zębami.
- Ty naprawdę jesteś Erik! - zachichotała, popychając go w kierunku łózka.
Usiadl, oszolomiony i pozwolił jej umościć sie na jego kolanach.
- Co ja tutaj robie? Kim ty do cholery jesteś?- wyszeptał, po chwili na jego usta opadły pełne wargi blondynki. Wepchnęłą mu do ust swój język.
Jej niecierpliwe ręce rozpinały koszulę i gładziły porośniety włosami tors. Wzdrygnął się i odepchnął dziewczynę. Wylądowała na puchatym turkusowym dywanie.
- Ojej, niemiły jesteś - powiedziała, podnosząc się. - A zaspiewasz mi coś? Skoro jestes Upiorem to musisz śpiewać!
- Nie! - wrzasnął Erik. - Nie bedę śpiewac, chcę do mojej opery! - podniósl rekę w obronnym geście, widzac że dziewczyna do niego podchodzi. - I nie dotykaj mnie!
- Ależ Eryczku..- przysunęła się i poczęłą mruczeć jak rasowa kotka.- Zaśpiewaj mi.- Jej ręka spoczęła na umieśnionym udzie Upiora. Delikatnie piesciła skórę przez materiał, posuwając się powoli w górę.
- Ja mam spektakl... do zaspiewania... - wymamrotał słabo Erik, czując ze jego serce bije coraz szybciej. - Muszę oszczędzać głos...
Dłoń dziewczyny spoczęła na wypukłości między nogami Upiora. Jęknął dośc głośno.
Za ścianą coś stuknęło.
Ach tak... :D bo myślałam, że to na podstawie jakiejś rzeczywistej powieści lub filmu.
Część 38
Karetka zabrala Sabinę do szpitala. Towarzyszył jej Erik, ktory za nic nie dał się oderwać od noszy. Tymczasem zszokowany zespół zszedł ze sceny. Wiedźma, razem z towarzyszącym jej Uwe, który bardziej ją powstrzymywał przed czynami gwałtownymi niż dbał o jej bezpieczeństwo, przesłuchiwała odpowiedzialnych za dekoracje mechaników.
- Panie Bukiet, do stu diabłów, co to ma być? - warczała na kierownika. - Co tam robiła postronna osoba?!
Bukiet zamrugał małymi oczkami w nalanej twarzy.
- Ale jaka postronna osoba, kierowniczko, przysięgam że tam nikogo nie było! - zapiał.
Wiedźma wytrzaskala go po twarzy trzymanym w ręku liścikiem.
- A to co?! - ryknęła głosem wyglodniałego lwa. Bukiet cofnął się o krok. - Samo przyszło? Z powietrza się zmaterializowało?!
- No kierowniczko, ja nie wiem - rzekł obronnie. - Chiba duchi jakieś, ja nikogo nie widziałem.
- Pierdolenie o Szopenie! - wrzasnęła. - Pętał się tam ktoś obcy! Pod waszymi nosami!
Uwe chwycił ją za ramię. Odwrócila sie gwaltownie i poslala mu najlepsze ze swych morderczych spojrzeń.
- Kochanie - rzekł Uwe, nieporuszony. - Czy to wszystko ci aby czegoś nie przypomina?
Wiedźma chwilowo nie byla zdolna do myslenia.
- Co niby? - burknęła.
- Pomyśl - rzekł. - Lisciki, spadające dekoracje, tajemnicze morderstwa...
Coś zaiskrzyło w mózgu Wiedźmy.
- Upiór w operze? - zapytala słabo. - Ale przecież Erik... To nie on!
Zachwiała sie. Uwe podtrzymał ją troskliwie.
- Zdecydowanie czuję że zaraz zemdleję - oznajmiła stanowczo. - Potrzebuję świeżego powietrza. I dużej filiżanki czekolady.
- Jasne kochanie - Uwe prowadzil ją przez teatr tak ostrożnie, jakby byla z chińskiej porcelany.- Znam fajną kawiarenkę w której dają genialną czekoladę - rzekł.
Oczy Wiedźmy zwezily się do szparek.
- Czy to tam jadłeś lunch z tą cycatellą? - zapytała.
- Lunch, skarbie, jadłem z Thomasem - odparł Uwe z naciskiem. - Cycatella, jak ją nazywasz, koczowała przed knajpą. Czy zaczniesz mnie teraz podejrzewać o romans z Borchertem?
Wyszli na rozsłonecznioną ulicę.
- No wiesz, on seksowny jest - rzekła Wiedźma. - znacznie seksowniejszy od tego tlenionego prosięcia.
Uwe zmarszczył brew w udawanie groźnym grymasie.
- Masz coś przeciw tlenionym włosom? - zapytał, przygładzając ostentacyjnie farbowane na blond włosy.
- Mam wszystko przeciw jej wlosom, jak długo nie trzyma ich z daleka od ciebie - odparła Wiedźma, chwytając go za klapy. - Mójżeś ty jest i nie oddam!
Pocałowali się.
Sabina została prześwietlona, bark był lekko stłuczony na szczęście nie doszło do wstrząśnienia mózgu. Z ręką na temblaku i zalecanym odpoczynkiem, lekarz wypuścił ją do domu.
- Jedziemy do domu.- Erik objął ją wpół i prowadził do samochodu.
- Ja jadę do swojego mieszkania, odwieź mnie łaskawie.- wsiadła do samochodu, pozwalając sobie zapiąć pas.
- Wykluczone, nie będziesz mieszkała sama! Poza tym twój dom to Zielonki i tam cię zabieram.- płynnie włączył się w ruch uliczny, po pół godziny otworzył pilotem bramę i wjechał na teren posiadłości. Otworzył drzwi wziął Sabinę na ręce niosąc ją po schodach do sypialni. Ciemno niebieskie ściany i wielkie łóże z granatową satynową pościelą wśród której ją ułożył, delikatnie jakby była figurką ze szkła.
- Erik, wiesz że to tylko tymczasowo.- popatrzyła w jego smutne oczy, coś ścisnęło ją w środku. Położyła rękę na jego policzku, delikatnie wodząc po nim ręką. On wtulił się w jej dłon, przymknął oczy i poddawał się pieszczocie.
- Nie możesz ode mnie odejść, wiesz co przeżyłem jak zobaczyłem cię leżącą na scenie?- złapał ją za rękę.- Kocham cię, nie przeżyję jak coś ci się stanie. Proszę wybacz mi ten incydent z Malwiną. Ja nic do niej nie czuję, byłem zły na ciebie że nie oddalasz się ode mnie, zrobiłaś się chłodna, teatr był całym twoim życiem.
- Przepraszam cię, chciałam przeprosić i dlatego zeszłam do twojej pracowni. Ja też cię kocham i to mnie zabolało.-spoglądali sobie głęboko w oczy, po policzkach Sabiny zaczęły płynąć łzy mocząc koszule Erika. Pocałował ją delikatnie obejmując aby nie ścisnąć bolącego miejsca, wsadził rękę do kieszeni marynarki wyciągając z niego malutkie puzderko.
- Nosze to już od miesiąca.- Otworzył pudełeczko, na wyścielonym aksamitem spodzie leżał platynowy pierścionek z pojedynczym szafirem w otoczeniu brylancików. – Wyjdziesz za mnie?- zapytał z nadzieją w oczach. Uśmiechnęła się i wyciągnęła dłoń ku niemu, powoli wsunął pierścionek, pozniej ucałował rękę.
- Wyjdę- szepnęła- Będę panią Dammerig!- pocałowałi się i tulili szepcząc słowa miłości.
bardzo podoba mi się Grześ Butla, bardzo, dziękuje ;*
a czy mogłabym miec na imię Carmen?
to takie malutkie życzoneczko na urodziny (które mam zresztą 20 maja!)
a ten wątek kryminalistyczny! Ach! cudo!
Część 39
Kiedy Uwe wraz z podniesioną na ciele i duchu za pomocą czekolady Wiedźmą wrócili do teatru, okazało się ze niezawodna Marta zawezwała policję. Gilbert Grysiński i jego ekipa kręcili się za kulisami, badając feralną linkę i dostęp do niej, na scenie zaś, z rękami wbitymi w kieszenie, stał komisarz Śledź. Jego mina świadczyła że nie miał najmniejszej ochoty zajmować się tym calym domem wariatów, nazwanym dla niepoznaki teatrem.
- O, Wiedźma, Uwe! - Marta wyrosła jak spod ziemi. - Dobrze że jesteście. Pan komisarz chciał z wami rozmawiać.
Komisarz obrzucił ich nieprzychylnym spojrzeniem.
- A dyrektorka gdzie?
- Pani dyrektor - odparła Wiedźma z naciskiem - pojechała z panem Dammerigiem ze szpitala do domu, ponieważ po tym upadku nie najlepiej się czuje. Co dość chyba oczywiste?
- Mhm - wymamrotał komisarz. - Gdzie pani była podczas tego... wypadku?
- Akurat wychodziłam z sali numer jeden, z próbnego śpiewania Księcia Ciemności - odparła. - Ale może pan mnie wykluczyć z grona podejrzanych.
- Dlaczego? - zapytał kwaśno Śledź.
- Bo ma lęk wysokości - odparł Uwe, ubiegając Wiedźmę. - Jest ostatnią osobą która latałaby po pomostach technicznych pod sufitem. Caly zespół to panu powie.
- A pan gdzie byl? - komisarz wciaż nie tryskał entuzjazmem.
- Panie komisarzu, do licha, naprawdę myśli pan ze gwiazda europejskiego musicalu nie ma nic lepszego do roboty jak tylko piłowac sznurki i zrzucac lisciki z wysokości? - zirytowała sie Wiedźma. - No litości!
- Dobrze, jesteście wolni - Śledź machnął ręką.
Wiedźma poleciała za kulisy, sprawdzić co się dzieje i gdzie zespół. Po drodze minęła Grzegorza Butlę flirtującego z tancerkami i pania fotograf, zatopioną w nader ożywionej rozmowie z Mate Węgrem.
- Panie Grysiński! - Wiedźma zaczepiła kryminalistyka. - I co, to pewnie nie był wypadek?
- Nie, nie byl - rzekł Grysiński. - Macie tu państwo mordercę w waszym gronie.
- Wszyscy jesteśmy podejrzani - wymamrotała Wiedźma.
- Hej, Grys! - wysoki, przystojny facet w uniformie kryminalistyka podszedł spiesznie do Grysińskiego.
- To mój podwladny, Wacław Brązowy - Gilbert dokonał prezentacji.- Co masz, Wacek?
- Na pomoście znaleźliśmy to - Brązowy podniósl torebkę zawierającą papierek po batoniku Bounty.
- No to może pan wykluczyć tancerki i tancerzy, oni się permanentnie odchudzają - powiedziała Wiedźma. - Aktorki też takich rzeczy nie jadają, zostaje któryś z panów.
Szczupła, ciemnowłosa dziewczyna, ktorą Grys przedstawił jako Sarę Sidło, dolączyła do nich.
- Jeden z mechaników twierdzi że zginęła mu piłka do metalu - powiedziała. - Właśnie takim narzędziem podcięto linę.
Wiedźma złapała się za głowę.
- No jak nic to ktoś stąd! - jęknęła. - Ma dostęp do gabinetu dyrektorki, za kulisami czuje się jak u siebie i wie gdzie mechanicy trzymają narzędzia.
- Wiedźmo! - jęknęła Marta, wyglądając zza kurtyny. - Ratuj mnie!
- Co się znowu stało? - zajęczala Wiedźma. - To nie teatr, to jakiś pieprzony cyrk!
- Rzepowa się bulwersuje - odparla Marta, wyraźnie znękana. - Jakaś parka się całuje w magazynie dekoracji.
- Jezu ratuj - mruknęla librecistka. - Prosze mi wybaczyć. - zwróciła się do kryminalistyków.
Wzburzona Rzepowa wartowała z mopem w dłoni przed drzwiami magazynu.
- Ruja i porubstwo - syknęła szeptem. - Obrzydliwosć człowieka bierze co tu się wyprawia! Gżą się jak w jakimś Babilonie!
- Za pozwoleniem - Wiedźma odsunęła ją na bok. - Sama ocenię sytuację.
Otworzyła cicho drzwi. W glębi obszernego pomieszczenia stało wysokie czarne łoże, rekwizyt z Elizabeth. Na tymż łożu siedziała solistka, nogami w pasie obejmując stojącego Borcherta, który z dużym zajęciem obcałowywał jej dekolt. Wiedźma kaszlnęła głosno i teatralnie.
Odwrócili się jak na komendę, z popłochem w oczach. Solistka jeła opuszczać nieprzystojnie zadartą spódnicę, Thomas zaś zgarnął ku sobie poły porozpinanej koszuli.
- Tommy, Aguś, ja nic nie mowię - rzekła Wiedźma cicho i łagodnie. - Ja wszystko rozumiem, krew nie woda, ale róbcie to tak żeby Wintermina tego nie widziała!
Borchert parsknął śmiechem.
- Przysięgam - rzekł unosząc dwa palce w górę.- Przysięgam unikać cnotliwej Winterminy jak ognia.
- Przyłączam się - rzekła solistka z udawaną powagą.
Rozbawiona Wiedźma machnęła ręką i wycofała sie na korytarz.
- I co, i co? - napadla na nią Rzepowa.
- Pani Rzepowa, pani to wszędzie rozpustę widzi - rzekła z naganą Wiedźma. - Pan Borchert i nasza solistka ćwiczą tylko do roli. a ze obie sale prób były zajęte...
- Ja tam wiem co widziałam - rzekła Rzepowa i odeszła obrażona.
Rozdział 40
Grzech Butla zajechał przed teatr stylowym samochodem, wysiadł i zarzucił na ramię skórzaną kurtke. Przed promieniami słonecznymi chroniły go super lanserski bryle.
Dziarskim krokiem przemierzał korytarze Otchłani przy Sali prób natknął się na Wintermine plotkującą z Goździkową.
- Uszanowania szanownym panią.- uśmiechnął się jednym ze swoich zabójczych uśmiechów ukazując równiutkie śnieżnobiałe zęby, efekt zrobienia licówek.
- Dzień doby panie Grzesiu, jakiż pan elegancki.-Wintermina pokraśniała ze szczęścia.
Gdy Butla zniknął za drzwiami wróciły do plotek.
- I mówię pani Goździkowo kochana, wsiadł na nią jak byk na krowę. Jakbym nie zawołała tej świrniętej pisarki to by tam do łamania szóstego przykazania doszło.
- A co pani sądzi o dyrektorce? Udaje że ją ta ręka boli?- zapytała Goździkowa.
- Kto ją tam wie. Pewnie w tej głuszy siedzi z tym swoim kompozytorem, on też się dzisiaj nie pokazał. Słyszałam od mojej znajomej co to mieszka w Zielonkach że mają duży dom i tam się zamykają i że jakieś orgie wyprawiają. Ja zawsze wiedziałam że ta Sabina to diabła za skórą ma. Widziała pani jej oczy? Świecą się jak kotu.- przeżegnała się pospiesznie.
Z Sali prób numer dwa wyszła właśnie Wiedźma w towarzystwie Thomasa.
- Pani Rzepowa, w damskiej toalecie ktoś naniósł błota a pani znowu plotkuje. Pani Goździk niech pani zajmie się szyciem płaszcza Lucyfera, podszewka się odprówa.
Kobiety rozeszły się do swoich zajęć, Wintermina mruczała pod nosem.
- Oh Tommy, mówię ci oszaleję. Jak Sabiny nie ma to nie ma kto trzymać tego w pionie. Ja jej się nie dziwie że drze się na wszystkich.- westchnęła smętnie.
- A kiedy wraca?- zapytał uśmiechając się do nadchodzącej Agi.
- W poniedziałek będzie w pracy. Nic jej nie jest ale Erik nie pozwolił jej wstawać.- uśmiechnęłą się.
W trójkę weszli do Sali prób. Butla stał na środku pośród chichoczących tancerek i opowiadał coś gestykulując.
- Dzień dobry.- przywitała się Wiedźma.
- Dobry, dobry.- Korzystam ze sposobności i zapraszam was na imprezę u mnie w domu. Kupiłem nowe mieszkanie w Angel of city i trzeba to oblać.- uśmiechnął się szeroko.
-Tylko żebyś kaca później nie miał bo wyjesz jak opętaniec.- Mate pogroził mu palcem.
Kilka dni później w mieszkaniu Grzecha Butli.
Sabina stała na tarasie w towarzystwie Erika, Wiedźmy Thomasa i Mate. Miała czarną sukienke do kolan z dekoltem w karo, do tego krwiście czerwone szpilki. Rękę spoczywała na temblaku.
- Całkiem ładne to mieszkanko.- upiła łyk Martini.- Zawszę chciałam mieć mieszkanie w centrum.
- Źle ci? Masz mroczny dom na odludziu. Planujesz romans z Grzesiem?- Wiedźma puściłą oczko Erikowi po czym zaczęłą się rozglądac za Uwe.
- Nie mówie że mi źle. Poza tym nie wiem czy Butelka do końca lubi panie.-wtuliła się w Erika.- Mate i Thomas ja bym się na waszym miejscu pilnowała.
Butla lawirował ze szkocką po mieszkaniu flirtując z kim popadnie. Przyjęcie trwało godzinę a on już był wstawiony. Różowa koszula do połowy rozpięta ukazywała muskularny tors.
- Ciekawe co na to Wintermina.- Zena śmiała się do Agi, która kontemplowała tyłek Thomasa stojącego do nich tyłem.
- Cccco?- zapytała
- Mówiłam że ciekawe co Wintermina na wyczyny Butli.- powtórzyła.- Nie patrz się tak na zadek Borchiego i idź do niego.
Nie wiadomo skąd na przyjęciu zjawiła się także Donatella. Tlenione włosy w kolorze platyny, zakręciła w fale. Miała na sobie krwiście czerwoną sukienkę z dekoltem do pępka spiętą pod silikonowym biustem srebrną klamerka w kształcie motyla.
- Ah panie Uwe, jak pan dzisiaj pięknie wygląda.- zamruczała podchodząc do Uwe.
- Dobry wieczór Donatello.- uśmiechnął się sztucznie.
- Załatwiłam panu wywiad w Zdrowiu i urodzie.- przysunęła się do niego trącając go swym obfitym biustem.
Sabina przerwała rozmowę z Thomasem, Wiedźma zniknęła w toalecie więc postanowiła ruszyć z odsieczą.
- Uwe, mój drogi. Mam do ciebie romansik.- uśmiechnęła się szeroko.- Dobry wieczór pani.
- Dobry wieczór.- Donatella zrobiła skwaszoną minę.- Nie widzi pani że rozmawiam z panem Uwe?
- Proszę mi wybaczyć ale to pilna sprawa, chodzi o konsultacje.- Sabina uśmiechnęła się przepraszająco. Donatella wepchnęła się miedzy nią a Uwe.
- Ale ja też mam pilną sprawę, proszę się odsunąć od Uwe.- zatokowała jej drogę silikonem. Zareagowała Zena, która zobaczyła kątem oka co się dzieje, zaszła Sabinę od tyłu i lekko ją popchnęła, Martini pani dyrektorki wylało się na przód sukienki Cycatelli, tworząc mokrą plamę.
- Ah, moja sukienka od Prady!- krzyknęła- Zapłacisz mi za to!- porwała torebkę i wyszłą z przyjęcia.
- Żółwik- Sabina stuknęła się z Uwe, i Zeną.
Rozdział 41
Grzegorz Butla bawił sie na swojej imprezie szampańsko. Obmacał jakąś straszliwą ilość pań, wypił morze alkoholu, dowcipami sypał jak z rękawa i czuł się ogólnie piękny, mądry i utalentowany, istny król życia. Piekło zaczęło sie dnia następnego.
Obudziły go promienie słoneczne,z nietaktowną natarczywością wdzierające się pod powieki. Potem skonstatował że coś tuż obok jego głowy potwornie głośno hałasuje, wręcz wali jak kafar, z każdym łupnięciem wywołując eksplozję bólu pod jego czaszką. Niechętnie otworzył oczy. Źródłem piekielnego łomotu okazał się zegar, który tykał na stoliku nieopodal. Sam Butla, w ubraniu, spoczywał na kanapie. Język miał suchy i włochaty jak stara skarpeta.
Powlókł się do łazienki, łapiąc w przelocie słoik kiszonych ogórków z kuchni i wypijając ciekłą część jego zawartości. Odstawił ogórki po drodze, na stolik pod lustrem w przedpokoju. Wziął szybki prysznic, po czym zaczął sie ubierać. W szufladzie znalazł ostatnią parę czystych majtek, spodnie leżały na podłodze, koszula jednak okazała się problemem. Ta z poprzedniego dnia miała na gorsie wielką tłustą plamę i ślad szminki na kołnierzyku. Szafa w sypialni wyszczerzyła sie do Butli rzędem pustych wieszaków.
- Cholera - zaklął. Wrócił do łazienki i przekopał kosz z brudami. Za pomocą wnikliwej analizy organoleptycznej, głównie węchowej, wybrał najbardziej znośną koszulę i wdział ją na siebie
Do teatru przyjechał spóźniony. W hallu jak zwykle ukłoniła mu się Wintermina Rzep.
- Dzień dobry, panie Grzesiu! - zawołała.
Butla skrzywił się, bo zabolała go głowa.
- ...Bry - wymamrotał pod nosem.
- Chlał jak nic - powiedziała szwaczka, wychylając się z kanciapy. - Mój jak jest na kacu wygląda całkiem tak samo.
- Ale co też pani! - Wintermina nie posiadała sie z oburzenia. - Pani Goździkowa, po pani się tego nie spodziewałam! Pan Grześ taki nie jest, to wszystko to przemęczenie! Ta czerepa dyrektorka orze w niego jak w wołu, to i ledwo chłopak chodzi!
Szwaczka wzruszyła ramionami.
Wiedźma wpadła do gabinetu dyrektorki. Sabina tkwiła za biurkiem, zagrzebana w papierach po uszy.
- Co chcesz? - zapytała nie podnosząc głowy.
- Grzesiek przyszedł spóźniony i skacowany jak nieboskie stworzenie - oznajmiła librecistka. - Mate jest wściekły jak piorun.
- Też mi nowina - zamruczała Sabina. - Nie widziałaś jak chlał cały wieczór?
Wiedźma tylko pokręciła głową.
- Trzeba coś z nim zrobić, bo niezły bajzel nam tu wprowadza - powiedziała. - Jakby mało było tego tajemniczego kretyna co anonimami sieje. A, właśnie! - sięgnęła do torebki. - Tez dostałam jeden.
Wyjęła kartkę papieru. Sabina odebrała jej anonim i rzuciła okiem.
- Rzuć pracę w otchłani, jeśli nie chcesz mieć grubych przykrości - przeczytała. - Co za jakiś... zbuk.
- Mamy tu chyba piątą kolumnę, pracującą dla konkurencji - powiedziała Wiedźma.
Dyrektor zmięła anonim i cisnęła go do kosza.
- Mam ważniejszą sprawę - powiedziała. - Zrobisz coś dla mnie?
- Jasne, tylko powiedz co - odparła Wiedźma.
- Potrzebuję świadków - rzekła Sabina, uśmiechając się jak sfinks.
- Jakich świadków, dla Śledzia? - zdumiała się librecistka.
- Nie - odparła dyrektorka uśmiechając się coraz szerzej. - Świadków na ślub.
Wiedźma zatkała sobie usta ręką żeby nie pisnąć.
- Pobieracie się z Erikiem? - wykrzyknęła. -To cudownie! Moje gratulacje!
- Cicho, idiotko - powiedziała Sabina, chichocząc. - To ma być sekret. To jak, będziecie moimi świadkami, ty i Uwe?
- Nie no, jasne!
Rozdział 42
Wiedźma była wniebowzięta. -- Jak mu to powiem jeszcze dziś poleci kupować nowy garnitur!
- On poleciałby i bez tej nowiny - powiedziała ubawiona Sabina. - Uwielbia kupować ciuchy.
Roześmialy się obie.
- Thomas chce z tobą rozmawiać - zaraportowala Marta.
-Dawaj go - zarządzila Sabina.
Thomas wszedł do gabinetu z posepną twarzą. W dłoni trzymał kartkę papieru.
- Co to jest, u licha? - zapytał. - Ktoś mnie wyzywa od Szkopów i każe wracac do Niemiec!
Podetknąl kartkę dyrektorce. Wiedźma zajrzala jej przez ramię.
Papier okazał się kolejnym anonimem z pracowicie ponaklejanych liter i wyrazow, wyciętych z gazety.
- Co za pracowity debil - mruknęla Wiedźma.
- Nie przejmuj sie tym - powiedziała Sabina. - Jakiś kretyn to rozsyla. Ja dostalam coś takiego, Wiedźma...
Prychający furią Uwe wparował do gabinetu, najwyraźniej przedarłszy się przez Martę.
- Ktoś mi zostawił anonim na blacie przed moim lustrem w garderobie! - warknął. - Zaczynam miec tego dość! Nie będzie mi cham w kosmetykach grzebał!
- Może oddać to Grysińskiemu? - zasugerowała Wiedźma. - Było nie było to dowody.
Thomas skrzyżował ręce na piersi.
- Trzeba baczniej się przyjrzeć wszystkim, mającym wstęp za kulisy, oraz do twojego gabinetu, Sabina - powiedział. - Autor tego gówna skądś znał mój tutejszy adres.
Wiedźma nie wytrzymała. Wyszła na korytarz i rozdarła sie straszliwie.
- Pani Rzepowa!!! Do gabinetu dyrektorki, biegiem!!! - ponioslo się echem przez teatr. Przechodzący obok Butla odskoczył od źródla niespodziewanego halasu i jęknął cichutko.
Po chwili sprzątaczka weszła do gabinetu. Ostentacyjnie odsunęła sie od Borcherta i Uwe, łypiąc na nich koso.
- Co pani chciala? - zapytała dyrektorki.
- Pani Rzepowa, od dzisiaj ma pani prowadzic ścisła ewidencje kluczy. Zapisywać w kajecie kto brał który klucz o której i kiedy oddał. - rzekła Sabina. - Klucz od gabinetu proszę oddać. I żadnego wpuszczania znajomych za kulisy.
Sprzątaczka oddala klucz do gabinetu, kręcac głową z niedowierzaniem.
- Panowie, aktorów to też dotyczy. Calego personelu. - Sabina spojrzala na Thomasa i Uwe. - Przekażcie to reszcie, żadnych laseczek i ciasteczek za kulisami bo nogi z dupy powyrywam.
Sabina i Wiedźma zaraz po pracy w tajemnicy przed wszystkimi udały się na zakupy. Slub został wyznaczony na drugi dzień maja w małym kościółku w Zielonkach.
- Chcesz mieć tradycyjną suknie ślubną i wielon?- zapytała Wiedźma zaraz po wejściu do galerii.
- Nie, nie chcę mieć długiej sukni, to dobre jak się robi wesele na pokaz. Chciałabym coś w kolorze ecru mniej więcej do kolan. – odpowiedziała Sabina wchodząc do modnego butiku.
Przeszły wszystkie butki w galerii, już traciły nadzieję na znalezienie odpowiednich kreacji, gdy weszły do nowego sklepu. Na wystawie była idealna sukienka, ecru w dekolcie obszyta delikatną koronką, to samo przy krótkich rękawkach i na spodzie.
- Idealna!- oczy Sabiny momentalnie się zaświeciły.- Musze ją mieć!- przymierzyła, rozmiar był akurat na nią, ekspedientka zapakowała ją do pudełka i podała paczuszkę Sabinie.
- No to teraz dla mnie.- Wiedźma zniknęła między wieszakami, chwilę poszperała aż znalazła coś odpowiedniego. Zielony gorset do tego ciemniejszy dół i takie samo bolerko z krótkim rękawe.
- Uwe będzie musiał dobrac do tego krawat.- oceniła Sabina fachowym okiem stylisty. - Proponuję żebyśmy my mu go kupiły.- puściła przyjaciółce oko.
- Lepiej tak, bo gotów kupić coś różowego.-obie parsknęły śmiechem ku zdziwieniu ekspedientki.
Z zakupami zeszło im całe popołudnie, musiały kupić bieliznę, biżuterię i buty a także umówić się do fryzjera i kosmetyczki.
Zmęczone weszły do kawiarni. Szybciutko pojawiła się przy nich kelnerka.
- Duże espresso z mlekiem i kawę bezkofeinową też z mlekiem.- poprosiła Sabina, nagle rozdzwoniła się komórka.
- Słucham? Co? Tak już jedziemy!- odłożyła telefon do torebki.
- Co się stało?-zapytała Wiedźma
- Butelka spadł ze sceny i stracił przytomność.
No dobra, Wintermina jest OK! Lubi Grzesia. Kocha PiS. A co z jej mocherowym beretem? Ma ich kilka, w róźnych kolorach, w zależności od nastroju....
- Proszę się odsunąć! -doktor Carmen Ortega zdecydowanym ruchem przedarła się przez krąg gapiów, stłoczonych pod sceną. Mate Węgier z zaciśniętymi szczękami stał nad nieprzytomnym Butlą, na ktorego piersi szlochała Malwina. Sanitariusze kroczący za panią doktor nieśli nosze i defibrylator.
Carmen przyklękła przy poszkodowanym i przyłożyla mu dwa palce do szyi, w poszukiwaniu tętna. W tym momencie powieki Butli zadrżały i uchyliły się. Zielone oczy spojrzały wprost w czarne aksamitne oczy doktor Ortegi.
- Czy ja umarłem? - wyszeptał Butla. - Anioł... Widzę anioła... - uśmiechnął się głupkowato.
- Bredzi - orzekła Carmen. - Pewnie wstrząśnienie mózgu. Zabieramy go na obserwację. Panowie, kołnierz poproszę.
Jeden z sanitariuszy podał jej sztywny kołnierz, który z wprawą zapięła na szyi Grzegorza.
- Aniele! - Butla wyciągnął ręce. - Masz takie cudowne oczy!
- Proszę leżeć - rzekła doktor Ortega. - Panowie, na nosze z nim.
Zamglone spojrzenie Butli spoczeło na dekolcie pani doktor, wyglądajacym spod niedopiętego fartucha.
- A i piersiątka niczego sobie - powiedział. Carmen zarumieniła się. - Nie wiedziałem że anioły są tak zbudowane...
Po chwili sanitariusze wyniesli go na noszach z sali. Doktor Ortega podążyla za nimi.
- Co się właściwie stało? - Sabina wypytywała Mate.
- Ten kretyn podszedł do krawędzi sceny, pośliznął się i zlecial na pysk - rzekł, wściekły. Ruchem głowy odrzucił niesforne włosy z twarzy. - To pewnie dlatego ze ma kaca-zabójcę. Nieprofesjonalny dupek.
Sabina wprawnie uspokoiła zespół, ale próba zostala przerwana. Stroskany Uwe dopadł dyrektorki, kiedy wychodziła z widowni i wziął ja na stronę.
- Nie chcialem mówic przy wszystkich, żeby paniki nie wzbudzac - powiedział. - Na scenie rozlano coś śliskiego. Olej chyba.
- To znowu on! - jęknęła Sabina. - Ten Upiór z Pupki Wąskotorowej, naśladowca od siedmiu boleści!
- Juz poslalem po Rzepową - rzekł Uwe uspokajająco.
- Dzięki - westchnęla Sabina. - Tylko nie mów nikomu - powiedziała ostrzegawczo. - Najwyżej Wiedźmie.
Nagły okrzyk zza kulis przerwał im rozmowę.
- Librecistka zemdlała! - wrzasnął ktoś. - Wody!
- Dla tej rozpustnicy to raczej wódy - mruknęła Rzepowa, wchodząc na scenę z wiadrem i mopem.
Gwaltownie pobladły Uwe poderwal sie niczym rączy jeleń i pobiegł za kulisy. Za nim, ciut wolniej, podążyła Sabina.
- Kochanie co ci jest!- Uwe delikatnie klepał nieprzytomna Wiedźmę.
- Odsuń się!- Sabina otworzyła flakonik i podsunęła przyjaciółce pod nos. Kobieta otworzyła oczy mrużąc je i patrząc w zdziwieniu na twarze pochylające się nad nią.
Co mi jest?- wyszeptała spoglądając to na Uwe to na Sabinę.
- Zemdlałaś skarbie.- Uwe pomógł jej wstać i wziął na ręce.- Jedziemy do domu, musisz wypocząć.
- Weź ją i koniecznie wezwij lekarza, ja zajmę się tym bałaganem i zadzwonię. Trzymaj się kochana.- uścisnęła dłoń przyjaciółki, po czym Uwe zaniósł ją do samochodu.
- Kurwa!- wymamrotała pod nosem.- Za jakie grzechy, karzesz mnie takim bajzlem.- wzniosła oczy ku niebu.
- Proszę nie bluźnić!- krzyknęła Wintermina, żegnając się.
- Pani Rzepowa! Migiem ścierać mi ten olej i zamiatać korytarze, albo panią wyleję!- krzyknęła.- Aha, i jeszcze jedna niestosowna uwaga, będzie źle.- wyszła stukając obcasami.
W gabinecie pod nieobecność Wiedźmy i Uwe trwała narada wojenna.
- Słuchajcie, nie pozwolę żeby jakiś psychiczny idiota wałęsał się po moim teatrze i uszkadzał moich pracowników! – dyrektor oznajmiła podniesionym głosem, nerwowo paląc papierosa.
- Co proponujesz?- zapytał Thomas czułym gestem obejmując Agę.
- Proponuję "Trzynastkę Security"- odpowiedziała
- Co?-zapytali chórem Mate i Erik.
- Profesjonalna firma ochroniarska.- odpowiedziała.- Znajoma poleciła mi bo dość dobrze zna szefa. Martuś! Poproś pana Tytusa Pulińskiego.- poprosiła
Do pomieszczenia wszedł wysoki dobrze zbudowany mężczyzna po czterdziestce. Krótko przycięte ciemne włosy z lekkimi śladami siwizny dodawały mu męskości. Błękitno zielone wesołe oczy w ogorzałej twarzy wprost się świeciły. Miał na sobie czarny garnitur, pod nim ciemną koszulę rozpiętą pod szyją. Pani fotograf i pierwsza solistka Aga, równocześnie westchnęły.
- Dzień dobry moje nazwisko Puliński, będę miał przyjemność ochraniać ten wspaniały teatr. – uśmiechnął się rozbrajająco do pań. Thomas nerwowo poruszył się na krześle, Mate lekko się zdenerwował a Erik zrobił się zazdrosny widząc jak Sabina szeroko się uśmiecha do pana Pulińskiego.
- Panie Puliński, chciałabym przedstawić panu po kolei. Państwo na kanapie to nasz baryton Thomas Borchert, pani obok niego to nasza solistka Aga. Kolejna z pań to nasza niezawodna fotograf Zena obok niej nasz reżyser Mate Węgier. No i oczywiście jeden z akcjonariuszy i nasz kompozytor Erik Dammerig. Mnie pan zna, bo już mieliśmy przyjemność się spotkać- uśmiechnęła się.- Jest jeszcze moja wspólniczka i librecistka Ewa i jej partner, nasz pierwszy tenor Uwe Kroeger, lecz niestety rozchorowała się dzisiaj i pojechali do domu.
- Bardzo mi miło, obiecuję że moja firma będzie się solidnie sprawować.
Cudo! Cudo! Carmen Ortega - :* muah! muah! dziekuje ci Wiedźmo z całego serducha! Normalnie aż mi ego wzrosło od tego opisu ;]
Och, obie jesteście świetne, dziękuje! :* Hiszpańska czarnooczka z wielkim biustem - cała ja! ;]
Kocham takie pomysły!
Część 44
Wiedźma zerwała się z kanapy i sięgnęła po komórkę.
- Miałaś leżeć! - Uwe stanął w progu z kubkiem gorącej herbaty w rękach.
- Nic mi nie jest, nie mam zamiaru leżeć - odparła Wiedźma niecierpliwie. - Zaraz wracamy do teatru, ty masz spektakl do zagrania, ja parę rzeczy do zrobienia.
- Zemdlałaś! - zaprotestował. - To znaczy że coś ci jest. Stanowczo powinnaś odpocząć.
- Bzdury - rzekła. - Halo, Sabina? Co z Butlą? Odzyskał przytomność? Świetnie! Co? Bredzi? Aha, o aniołach nawija, tak, rozumiem. Dobra, zaraz wracamy do teatru. Że co niby? Ochrona będzie stała? No dobra, dobra, rozumiem. Już jedziemy.
Uwe westchnął rozdzierająco.
- Kobieto! - rzekł. - Jesteś pewna że nic ci nie dolega?
Zmierzwiła mu starannie ufryzowane włosy.
- Czuję się świetnie, mogę Alpy o tyczce przeskoczyć, jeśli chcesz - powiedziała, chwytając torebkę z fotela. - Lekarza mam umówionego, a teraz jedziemy do teatru.
- Lekarza? - zdziwił sie Uwe, mając mętne wrażenie ze coś mu umknęło.
- No jazda, jedziemy, muszę sie rozejrzeć za kulisami, pogadać z Sabiną, tysiąc rzeczy muszę - Wiedźma, najwyraźniej w ataku słowotoku, powlokła go za rękaw do samochodu.
Doktor Ortega stojąc przy drzwiach sali ze zmarszczoną brwią studiowała wyniki badań Grzegorza Butli. Ten, omotany w kable i czujniki, spoczywał na łóżku, uśmiechając się cokolwiek delirycznie.
- Złamać sobie nic nie złamał, głowa cała, toksykologia wykazała śladowe ilości alkoholu we krwi i nic poza tym - rzekła do kolegi po fachu, doktora Gburskiego. - Czemu wciąż bredzi?.
- Artysta - wzruszył ramionami Gburski. - Może kiedyś eksperymentował z grzybkami albo LSD i teraz mu się odezwało? Z nimi to nigdy nic nie wiadomo. Moja ciotka Wintermina pracuje w teatrze, żebyś ty wiedziała co ona czasem opowiada! Sam rozkład moralny oraz zgnilizna.
- Nie wygląda na gnijącego, ani w przenośni, ani dosłownie - rzekła Ortega. - Najwyżej na lekko niedomytego. Ale jakby go porządnie wyszorować... - rozmarzyła się.
- Panie Grzegorzu - rzekła oficjalnie.
- Proszę mi mówić Grzesiu - odparł, uśmiechając się promiennie. - Wszyscy mi tak mówią.
Doktor Ortega poczuła że całkiem nieprofesjonalnie się czerwieni.
- Ma pani cudowne oczy - ciągnął Grześ Butla z rozmarzeniem. - W pierwszej chwili myślałem ze jest pani aniołem...
- Niestety, jestem tylko przedstawicielką upadającej służby zdrowia - odparła. - Myślę, że za jakieś dwie godziny pana wypiszemy. Nic sie panu nie stało...
- Grzesiu - rzekł Butla, chwytając ją za rękę.
Nagle na salę wpadła wysoka, chuda blondynka w fartuchu lekarza. Oczy miała podkrążone, twarz zaś przyobleczoną w wyraz głębokiej troski.
- Panie Butla, jestem doktor Gburska - rzekła. - Widzę ze nie wezwała mnie pani na konsultację, doktor Ortega?
- A czemu miałabym? - zdziwiła się Carmen. - To nie pani pacjent.
- A sprawdziła pani krew na obecność narkotyków? - zwróciła się do Grzegorza. - Panie Grzegorzu, pański niehigieniczny tryb życia odbija sie na pana zdrowiu. Dla własnego dobra musi pan zrezygnować z imprez, alkoholu i narkotyków...
Doktor Gburska pogrążyła się w długiej, bardzo umoralniającej przemowie na temat zgubnych skutków zdrowotnych artystycznego trybu życia. Grzesio Butla kopletnie ignorując płynące z jej ust ważkie treści puścił oczko do Carmen.
- Pójdzie pani ze mną na kawę? - zapytał.
- Może... - odparła wymijająco. - Ale musi pan włożyć świeżą koszulę.
- ...kokaina wyniszcza organizm, powodując awitaminozę, wycieńczenie i uszkadzając serce... - terkotała Gburska.
- Czy ta pani to jakaś lekarska zegarynka z bardzo długim i bardzo nudnym nagraniem? - zapytał Grześ wskazując ją kciukiem.
Gburska gwałtownie wyleciała ze swojego transu.
- Ja, zegarynka? Jak pan śmie! - wrzasnęła. - Ani odrobiny szacunku!
Łkając teatralnie wypadła z sali.
- Kochanie... jęknął Gburski, truchtając za rozhisteryzowaną połowicą.
- Dziękuje panu - rzekła Carmen z uczuciem.
Mrau! Uprzedzam, że jestem właśnie po seansie 'Vicky Cristina Barcelona' i jedyna myśl, jaka krąży mi teraz po głowie to dziki seks na szpitalnym łożu... Carmen musi miec ciemne, kręcone w wielkie loki włosy! Musi! Powiedz, że będzie miała! Obiecaj! <turla się po podłodze z wrzaskiem>
Rozdział 45
Przed wejściem do teatru Sabina paliła papierosa w towarzystwie szefa ochrony Tytusa.
- Co ten tajemniczy przestępca już zrobił?- zapytał Puliński zaciągając się dymem i dyskretnie zapodając żurawia w dekolt pani dyrektor.
- Wysyła nam anonimowe pogróżki, zamordował stróża, przepiłował mi linkę na której wisiałam podczas próby i rozlał olej na scenie, skutkiem czego nasz aktor Grzegorz Butla leży w szpitalu. – odpowiedziała. Przed Otchłań zajechał czarny samochód z którego wyskoczyła Wiedźma, zaraz za nią szedł Uwe. Sabina przedstawiła sobie państwo, uśmiechając się pobłażliwie do przyjaciółki, która w myślach rozbierała Tytusa.
- Ewo, Uwe to szef ochorony pan Tytus Puliński .- Tytus ucałował rękę Wiedźmy i uścisnął prawicę Uwe.
- Bardzo mi miło, ale lecę, musze się przebrać i ucharakteryzować.- wszedł pospiesznie do środka za nim Sabina , która musiała pilnie porozmawiać z Erikiem.
Zeszła do jego pracowni, siedział na łóżku z laptopem na kolanach i coś czytał sądząc po minie nie było to nic wesołego.
- Jesteś, wszędzie cię szukałam….
- Co to kurwa jest? Czy ten Webber do reszty ochujał?- ryczał rozwścieczony Dammerig- Że niby ja posuwam maszynę? Zabiję, kurwa zabiję!- zabrał srebrny lichtarz i wrzucił w kryształowe lustro.
- Kochanie, Webber ma nie po kolei w głowie, od kilku lat chodzą słuchy że ma to wydać, ale coś mu nie wychodzi nie denerwuj się.- pocieszała go Sabina.
- Ja się mam nie denerwować? Jeśli on wyda to chujostwo to może być do kurwy nędzy pewien, że ja napiszę musical o jego tłustej dupie i naciągniętej twarzy.-huknął, mierząc Sabinę gniewnym spojrzeniem.- Zaraz, zaraz to ty wiedziałaś?
- Właściwie to wszyscy wiedzieli, kochanie wybacz musze iść do Wie….- dopadł do niej i odwrócił ku sobie.
- I nic mi nie powiedziałaś?- zapytał
- Zapomniałam o tym, sprawa przycichła. Nie denerwuj się już, za tydzień nasz ślub.- odgarnęła kosmyk włosów z jego twarzy.
- Ale o ślubie mam nadzieje nie zapomnisz. – zakpił pochylając się do niej i całując namiętnie. Przywarła do niego, zarzucając mu ręce na szyję i oddając pocałunki.
- Nigdy bym nie zapomniała.- wyszeptała mu do ucha gdy niósł ją do wielkiego łóżka.
Nie pojawili się na przedstawieniu, uskuteczniając swoje najmroczniejsze fantazje przy zapalonych świecach.
Rozdział 46
Teatr powoli pustoszał. Mimo wszelkich problemów nękających ostatnio Otchłań, widownia tego wieczoru była pełna, a brawa zdawały się nie miec końca. Teraz zmęczony zespół powoli rozchodzil się do domów.
- Czuję, że musze się zrelaksować - oznajmil Mate, uroczy w sporanych dźinsach i kolorowej koszuli. Częśc jasnych wlosów zebral w śmieszny kucyk z tylu glowy, reszta opadała swobodnie na kark. - Wpadłbym do knajpy na drinka. Co ty na to, Zena?
Zena nie odpowiedziała, zajęta kontemplowaniem barczystej sylwetki i kształtnych pośladków Tytusa Pulińskiego, pilnującego tylnego wyjścia. Mate poczul wyraźne ukłucie zazdrości.
- Zena? - powtórzył glośniej.
- Tak, Mate? - fotograf otrząsneła sie z zapatrzenia. - Co mówiłeś?
W korytarzu pojawił sie Uwe.
- Dobranoc, do jutra - rzekł, przechodząc.
- Dobranoc - odpowiedzieli chórem.
- Mam ochotę na drinka - powiedział Mate, przyglądając sie delikatnemu profilowi Zeny, okolonemu jak zwykle burzą włosów w artystycznym nieladzie. - Idziesz ze mną? Ja stawiam.
- A chętnie - odparla z nagłym ożywieniem. - Przyda mi się po tym koszmarnym dniu.
-Hej, gołąbeczki! - solistka wyrosła za nimi niespodziewanie. Za nią stal Borchert z taką miną jakby miał zamiar zaraz wampirzą modą wbić zęby w szyję Agi. - Zróbcie nam przejscie!
- My też wychodzimy - Mate chwycił Zenę za rękę i pociągnął za sobą.
W knajpie zajęli ustronny stolik. Zamówili drinki i przez dłuższą chwilę gadali o wszystkim i niczym, sącząc alkohol.
- Proszę państwa! - zabrzmiało z niewielkiej sceny - Zaczynamy nasz wieczór karaoke!
- Karaoke! - oczy Mate zaświeciły jak dwie latarenki. - Chodź!
Wskoczył na estradę i zawładnął mikrofonem. Wybrał ostry rockowy przebój i po chwili już ryczał lekko zachrypniętym głosem, potrząsając blond czupryną i prężąc mięśnie. Scenę oblepił wianuszek dziewcząt, popiskujący przy każdym gwałtowniejszym wyrzucie panawęgrowych bioder. Mate ignorował je, cały czas śląc powłóczyste spojrzenia Zenie, zaśmiewającej się do łez. Potrząsał prowokacyjnie biodrami, przesuwał dłońmi po torsie i strzelał usmiechami, wywołując eksplozje chichotów, jęków i pisków w damskim tłumku u podnóża sceny. Po chwili jął rozpinać powoli guziki koszuli, odsłaniając muskularną pierś.
- Jaki on słodki! - zapiszczała Zenie nad uchem jakaś podniecona dziewczyna.
Tymczasem Mate szalał. Koszula opadła mu z jednego ramienia, ciało lśniło od potu, a kucyk na potylicy podrygiwał zabawnie w rytm muzyki.
- Dawaj Mate! - wrzasnęła Zena na cale gardło. - Zdejmuj koszulę!
Węgier uśmiechnął się chłopięco i strząsnął z siebie koszulę, po czym wykonał biodrami ciąg ruchów posuwisto zwrotnych, nie przestając śpiewać. Panienki na widowni wydawały z siebie dźwięki wskazujące na nadchodzący orgazm. Nagle Zena uświadomiła sobie ze jest wciągana na scenę i ląduje na gorącej wilgotnej piersi Mate.
- Teraz zaśpiewamy razem - mruknął i skubnął wargami jej ucho.
- Osza... - zaczęła, ale nie skończyła, bo położył jej palec na ustach. Rockowy kawałek dobiegł końca i rozbrzmiały pierwsze tony Upiora w Operze. Poniesiona nastrojem chwili Zena zaczęła śpiewać, Mate jej wtórował. Publika szalała. Zena jak na skrzydłach rwała przez kolejne zwrotki.
- Śpiewaj dla mnie aniele! - ryknął Mate.
Zena zaśpiewała końcową wokalizę, wyciągając wszystkie nuty z krystaliczną precyzją, od finałowego F zaś zadrżało szkło na stolikach.
- Mój aniele - zamruczał Mate, przegiął ją, niczym Rhett Butler Scarlett O'Harę i jął całować namiętnie a zapamiętale.
Coś w stylu Penelope Cruz z większym biustem? :)
Może być, ale ostrzegam Butelka nie jest aniołem :D!
To dobrze, bo i mi bliżej do diabła...
Piękny jest wkurzony Upiór, och piekny! A te wyzwiska! Poezja dla uszu! :]
Koleżanka po fachu bo też diablica :D:)
Ale z Butelki to diabeł też nie jest on jest raczej aniołem z brudnymi skrzydłami i ciągotami do butelki :D:P
Rozdział 47
Grześ Butelka stał pod gorącym strumieniem wody, zawzięcie się szorując i rozmyślając o czarnych oczach doktor Ortegi. Gdy skonczył, dokładnie się egolił i ubrał w czyściutką błękitna koszulę od Aramniego. Założył swój najlepszy,dopiero co odebrany z pralni szary garnitur i wypachnił perfumami. Uśmiechał się do swojego cokolwiek przystojnego odbicia w lustrze.
- Jesteś zajebisty!- powiedział odbiciu po czym wyszedł z domu. Wsiadł do swojego czerwonego ferrari i pomknął do kwiaciarni po zamówiony wcześniej bukiet czerwonych róż.
Zajechał pod kamienicę gdzie mieszkała Carmen i zadzwonił domofonem. Chwilę później wyszła Carmen w czerwonej sukience podkreślającej jej bujne kształty. Burzę ciemnych loków zaczesała do tyłu, spinając klamrą z czerwonym kamieniem. Czarne szpilki wieńczyły długie zgrabne nogi o oliwkowym odcieniu. Butelka poczuł że lędźwie mu płoną na widok tego zjawiska.
- Dobry wieczór.- ucałował jej szarmancko dłoń, po czym wręczył bukiet.- To dla ciebie, pięknie wyglądasz.- powiedział zachwycony na co Carmen uroczo się zarumieniła.
- Dobry wieczór, ty też.- uśmiechnęła się.
Grzegorz niczym prawdziwy gentelman otworzył jej drzwi i sam wsiadł do samochodu. Na randkę wybrali się do modnej krakowskiej restauracji, niedaleko rynku. Butla zamówił szampana.
- Oh, bardzo się postarałeś, taka modna restauracja i szampan.- Carmen uśmiechnęła się do wpatrzonego w nią Grzecha. Ktoś postronny mógłby dostrzeć że kontempluje jej urodę niczym obraz w kościele.
- Taka kobieta jak ty zasługuje na wszystko co najlepsze.- odpowiedział kładąc rękę na jej dłoń, kobieta nie odsunęła jej, chodź jej palce lekko drżały.
- Przestań! Zawstydzasz mnie..- zarumieniła się a jej ciemne oczy błyszczały radością. Pachniała brzoskwiniami, soczystymi brzoskwiniami jak jego ulubiony placek. Ohhh miał ochotę ją schrupać, delikatnie wessać słodkie wnętrze…Butelka!!! Uspokój się to dama ! Upomniał się w myślach.
- Jesteś Polką?- powiedział już głośno.- Świetnie mówisz po polsku.
-Tak, chociaż urodziłam się w Barcelonie. Moja mama pochodzi z Krakowa a ojciec jest hiszpańskim neurochirurgiem. Wyjechała przed stanem wojennym. Mieszkaliśmy tam do czasu aż ukończyłam piętnaście lat. – odpowiedziała
- Polsko, hiszpańska uroda czyni cię wartą grzechu. – wyszeptał- Zatańczymy?
Skinęła potakująco głową, zespół zagrał ognistą rumbę. Carmen jak na prawdziwą hiszpankę świetnie się ruszała, Butelka także umiał tańczyć. Ich ciała złączyły się w zgodnym rytmie, biodro przy biodrze. Oboje płonęli w tańcu, rozkoszując się wspólnie spędzonymi chwilami.
O kur...walizek sześc! No 'brak słów' jest najdelikatniejszym okresleniem mojego obecnego stanu! Koszula od Aramniego, szary garnitur, bukiet czerwonych róż, a przede wszystkim czerwone ferrari to moja definicja udanej randki. Dodając do tego głębokie oczyska i czarujące uśmiechy - Ach Grzechu, bierz mnie bo nie wytrzymam!
;*
Rozdział 48
Zaaferowana szwaczka biegła kortytarzami teatru, wymachując trzymaną w dłoni gazetą.
- Paani Rzepowa! Pani Wintermino kochaniutka! - krzyczala.
Wintermina oderwała się od krzyzówki.
- A co się stało, pani Goździk? - zapytala zdumiona.
- Pani musi to zobaczyć - wysapała Goździkowa, wpadajac do kanciapy. Rzuciła na stół przed Rzepową najnowszy numer jednego z brukowców. Na pierwszej stronie półnagi Mate wpijał się w usta Zeny. "Romans znanego reżysera! Mateusz zrobił dla niej striptease!" krzyczał wielkimi literami nagłówek.
- Najświętsza Panienko - rzekła sprzątaczka ze zgrozą. - Już im nie wystarcza ta sodoma tutaj, to się do gazet pchają...
- Sama pani widzi - powiedziała Goździkowa. - Wstydu nie mają!
- Pani Goździkowa, co pani tak wrzeszczy? - Puliński wetknął glowę do kanciapy.
- A nic, panie Tytusku, nic - odparła szwaczka przepraszająco. - Zgroza mnie ciutkę zdjęła, jakżem to zobaczyła.
Podniosła gazetę i pokazała ją Tytusowi.
- Co im pani żałuje - uśmiechnąl się szeroko. - Krew nie woda, majtki nie pokrzywy - mrugnął okiem.
- To sobie dobrała dyrektorka ochronę - mruknęla Rzepowa. - taki sam zbereźnik jak oni wszyscy.
Niczego nieświadoma Zena wkroczyla do teatru. Sprzątaczka na jej widok zamruczała coś niepochlebnego i przeżegnała się, co fotograf z przyzwyczajenia zignorowała. Zastanowiły ją dopiero usmieszki na twarzach napotykanych aktorów.
- Dobrze się wczoraj bawiłaś? - Thomasowi śmiały się jasne oczy.
- Bardzo dobrze - odparła zdziwiona Zena. - A co?
- Nic - zaśmiał się Borchert. - Powinnaś jednak przejrzeć dzisiejszą prasę.
Tancerki obok ktorych przeszła obejrząły ją od stóp do głow takim wzrokiem ze zaczęła się zastanawiać czy aby nie wyrosla jej druga głowa. Dwaj mechanicy zaczęli chichotać pod nosem i wymieniać ożywione uwagi szeptem.
- Co jest do cholery??? - zapytała Zena, wpadajac na dyrektorkę.
Sabina zaczęła się śmiać.
- Wasz wieczorek, twój i Mate, jest dośc sławny - powiedziała. - W gazetach o was piszą.
- Co? - Zena wytrzeszczyla oczy.
- MMm, świetne ujęcie, Zenuś - zamruczała nadchodząca Wiedźma, z wzrokiem wbitym w trzymaną w dłoniaach gazetę. - A w ogóle nie wiedziałam ze Mateuszek ma taką klatę.
- Dawaj!!! - fotograf wydarła jej szmatławca z rąk.
Na szczęście dla Zeny i Mate wejście Grzesia Butli odebrało ich romansowi miano sensacji dnia. Grześ wkroczył do teatru krokiem tanecznym, śpiewając pełną piersią.
- Usta milczą, dusza śpiewa kooochaaaj mnieee! - chwycil w objęcia Winterminę i zawirowal z nią w walcu.
- Panie Grzesiu, ale co pan! - Rzepowa zarumieniła się po korzonki ondulowanych włosów. Puliński, przyglądajacy sie temu z boku chichotał jak opętany.
- Ja kocham, pani Rzepowo! -oznajmił radośnie Grześ, uwalniając ją z objęć. - Ona jest piękna! I brzoskwiniowa! Cudowny brzoskwiniowy anioł!
- Anioł? - sprzataczka na odmianę zbladła. - Kto?
- Carrrmen Orrrtega! - odparł z mocą. - czy czuje pani jak to imie wibrrruje na języku? Orrrtega! Carrmen! -Grzesio powalcowal w głąb teatru. - Carrmen, Carrmen, czy ty kochasz mnie?
- To ta suka, doktorka! Rumunka pewnie jaka, a one wszystkie dziwki! - powiedziała z zaciętością Rzepowa, wyciągajac wiadro i mopa z kanciapy. - A ty czego się śmiejesz, diable rogaty? - krzyknela na Tytusa. - Idź bo mopem przez łeb zdzielę!
-Rzepowa tego za wiele! Pojadę ci po premii za tą niewyparzoną mordę- krzyknęła Sabina- Aha i zakaz słuchania litanii w pracy, odda mi pani radio przeprosi pana Tytusa! Natychmiast!- od jej wrzasku zadrżały ściany.
Ha ha ha ha ha! <umiera ze śmiechu> 'Rumunka pewnie jaka, a one wszystkie dziwki!' - cudo! :D
Pomijając brak higieny - 'to na takich facetów zawsze lecę!' [jak mawiała Bridget Jones] A anioły toleruję tylko Muzyki, co w przypadku Butelki jest spełnione :]
I jak sobie Wintermina poradzi bez radia M, w pracy? xD Toż w tym teatrze rozkład moralny, a tu niejakiej ucieczki...
Brawo !
Rozdział 48
Nadszedł dzień ślubu Sabiny i Erika, pan młody z samego rana pojechał do miasta do mieszkania Uwe żeby tam się przyszykować. Panna młoda z druhną przygotowywały się na miejscu. Zamówione fryzjerka i kosmetyczka starannie uczesały i umalowały obie panie. Z kwiaciarni dostarczono bukiety. Dla Sabiny z goździków dla Wiedźmy z czerwonych róż.
Blond włosy Sabiny zostały zakręcone i zaczesane do góry z kilkoma kwiatami we włosach, sukienka w kolorze ecru i czółenka na wysokim obcasie. Na szyi zawiesiła maleńki naszyjnik w kształcie łezki z kolczykami do kompletu.
-Wyglądasz przepięknie, chodź bardzo skromnie jak na pannę młodą.- Wiedźma oceniła efekt pracy obu pań poprawiając swoją fryzurę. Fryzjerka zakręciła jej długie włosy na grube wałki, czego efektem były przepiękne opadające na plecy loki. Na obcasach wydawała się tylko troszeczkę niższa od pani dyrektor.
- Ty też nie wyglądasz źle, ślicznie ci w zielonym i te czerwone róże. Dobrze wybrałyśmy.- uśmiechnęła się Sabina.
Za oknem rozległ się dźwięk klaksonu ogłaszający przybycie panów. Najpierw po schodach zeszła Wiedźma, Uwe na jej widok stracił rezon i wpatrywał się niczym w obraz. W ciemnoszarym garniturze i dobrane do niego śnieżnobiałej koszuli z zielonym krawatem wyglądał przystojnie. Obok niego pan młody w czarnym garniturze z białą koszulą i kremowym muszniku w delikatne wzory. Ciemne włosy zostały idealnie uczesane i lśniły, obaj panowie wyglądali jak z magazynu z modą męską.
Ze schodów niczym księżniczka zeszła panna młoda z bukietem z opadających goździków. Uśmiechnęła się szeroko do Uwe i Wiedźmy po czym podała rękę zachwyconemu narzeczonemu.
- Cudownie wygladasz.- Erik ucałował jej rękę.
- Dziękuję- zarumieniła się uroczo.- Ty też.
- Gołąbeczki pora na nas, ksiądz pleban na nas czeka.- uśmiechnął się Uwe biorąc Wiedźmę pod ramię i prowadząc do samochodu, który okazał się wozem z lat czterdziestych z zamocowanym sznurkiem z dwudziestoma balonami napompowanymi helem. Wyglądał jak z bajki.
- Co to jest?- Sabina stanęła zdziwiona, uśmiechając się wesoło.
- Pamiętam jak kiedyś mi mówiłaś że chciałabyś takim czymś pojechać do ślubu.- uśmiechnął się Erik.
- Zaskoczyłeś mnie, jest wspaniały!- krzyknęła
Wiedźma zasiadła obok Uwe, który kierował tym cackiem a państwo młodzi usiedli z tyłu. Ich dom był położony na samym końcu wsi, tuż przy lesie, więc musieli przejechać główną drogą. Ksiądz wesoły staruszek już czekał. Ceremonia była krótka, państwo młodzi złożyli sobie przysięgę, zakładając skromne platynowe obrączki. Wcześniej podpisali ślub konkordatowy.
- …Co człowiek Bóg złączył człowiek niech nie rozdziela, małżeństwo przez was zawarte ja powagą kościoła katolickiego…..Może pan pocałować pannę młodą.- uśmiechnął się ks Alojzy. Erik pochylił się i złożył na ustach Sabiny delikatny pocałunek.
- Moje gratulacje.- uśmiechnął się ksiądz.
- Dziękujemy, nie robimy wesela, więc proszę przyjąć datek na sierociniec który prowadzą siostry. – Erik podał księdzu czek w kopercie.
- Bóg wam zapłać. I z Bogiem.-pożegnali się z księdzem i pojechali prosto do domu.
Zjedli razem weselny obiad, który przygotowała im gospodyni pani Halinka, która mieszkała we wsi. Uwe i Wiedźma szybko się zmyli zostawiając państwa młodych samych.
- To co teraz będziemy robić, pani Dammerig?- zapytał Erik całując swoją świeżo poślubioną małżonkę.
- Może kąpiel a później kto wie, kto wie.- odpowiedziała pani Dammerig, oddając pocałunek mężowi.
Pierwszą część nocy poślubnej spędzili w swojej ogromnej łazience w stylu rzymskiej łaźni z wmurowaną w podłogę wanną w kształcie prostokąta z mozaikowym dnem. W wodzie pływały płatki róż a w pomieszczeniu było pełno świeć.
- Kocham panią, pani Dammerig- wyszeptał Erik wprost do ucha Sabiny.
- Ja też pana, kocham mój mężu.- odszepnęła Sabina.
Później państwo młodzi przenieśli się do sypialni.
Rankiem dwa dni po ślubie Wintermina Rzep wpadła zaaferowana do pracy, potrącając Aleksa Bohuniewicza, zastępcę Tytusa Pullińskiego.
- Dzień dobry pani Rzepowa.- z Sali prób wyłonił się Grześ Butla w czyściutkiej zielonej koszuli.
- Dzień dobry!- Wintermina czym prędzej pobiegła do pracowni krawieckiej, wpadła do środka jak wicher.
- Dzień dobry pani Rzepowo.- uśmiechnęła się Goździkowa, szyjąc coś na furkoczącej maszynie.
- Nie uwierzy pani, droga pani Goździkowo co się wydarzyło.! Dyrektorka i ten jej zboczony kompozytor wzieli ślub!- krzyknęła- Dzwoniła do mnie moja przyjaciółka Terenia Kwaśniakowi co ma sklep we wsi, gdzie oni mają to swoje zamczysko. Ktoś ich widział jak wychodzili z kościoła tylko oni i ta stuknięta pisarka ze swoim wytlenionym chłopem.
- A co oni to tak w tajemnicy zrobili?-zdziwiła się Goździkowa, wypruwając źle przeszyty ścieg.
- Jak to dlaczego? Pewnie dzieciaka jej zrobił! Ja pani mówię oni dla pozorów wzięli kościelny a później jakaś orgię diabelską urządzili. Oboje są nienormalni!- przeżegnała się.
- Oj pani Rzepowa nie są tacy znowu źli.- Goździkowa pierwszy raz nie zgodziła się z przyjaciółką.
Wintermina wyskoczyła i wszystko opowiedziała Grzechowi Butli, który z kolei powiedział to tancerkom , wszystko rozniosło się w ciągu godziny zanim zjawiła się Sabina i Erik.
Część 50
- Dzień dobry, pani Dammerig - Grzesio Butla wyjrzal z sali prób i powital dyrektorkę promiennym uśmiechem.
Sabina zamarła.
- Pani Dammerig? A skąd ty to wiesz? - zapytala zaskoczona.
- Wszyscy wiedzą. Od Rzepowej - odparł. - Ma jakieś kanaly podsłuchowe w waszej wsi, więc lepiej uważajcie - puścił oczko.
Sabina pokręciła glową a Grzegorz zajrzał w trzymane w dłoni stronice z tekstem i jął nucić cos pod nosem. Zdumiona dyrektorka rozpoznała stareńki przebój Ordonówny "Na pierwszy znak".
- A moje uszanowanie pani dyrektor - Mate wpadł powiewając jasnymi włosami. - I wszy...
- Tylko mi życzeń czasem nie składaj - rzekla Sabina wznosząc dłoń. - To miała byc tajemnica.
- A to przepraszam - rzekł Mate - Ale mogliście chociaż napomknąć.
Pól godziny później Erik wyłonił się z lustra w gabinecie dyrektorki.
- Poł Krakowa już gada o naszym ślubie - rzekł z niezadowoleniem. - Nici z sekretu.
Sabina zaczęła chichotać.
- Ni ma sprawy, powiem Zenie żeby znowu rozebrała Mate i dała się z nim sfotografować, to zmienią temat. - Nagle spoważniała. - Zobacz co przyszlo poranną pocztą. - podała Erikowi kartkę papieru ze znajomymi wyklejanymi literami.
- To było ostatnie ostrzeżenie, teraz zaczyna się wojna - przeczytał. - Już sie boję.
Wzruszyła ramionami.
- Tytus pilnuje, nic nie powinno się stać - powiedziała.
- Ach Tytus... - mruknął znacząco.
- Zazdrosny? - zapytała, uśmiechając się.
- Jak diabli - odparł, mrużąc oczy. - Prawde mówiąc myślalem o przywróceniu do łask mojego poczciwego punjaba.
- Lepiej uduś autora anonimów, Tytus sie nam przyda - rzekła Sabina. Pocałowali się po czym Erik wyszedł na próbę.
Widownia była pełna. Triskelion święcił kolejny triumf. Na scenie Thomas, w nieskazitelnie bialej koszuli i czarnych spodniach, spiewal właśnie miłosny duet z Agą, prezentującą się iście po królewsku w srebrzystoszarej sukni z krynoliną. Z loży dyrektorskiej obserwowala ich Sabina, po prawicy mając męża, po lewicy zaś Wiedźmę.
Thomas odwrócil się od partnerki i odszedł kilka kroków. Miał zacząć śpiewać gdy kątem oka złowił jakiś błysk na jaskółce po lewej stronie. Sam nie wiedział czemu, ale poczuł nagły niepokój.
- Co on wyprawia? - Sabina zmarszczyła brwi. w tym momencie Borchert zaczął spiewać swoją partię. Publiczność chyba nawet nie zauważyła jego leciutkiego zawahania.
Tytus Pulliński za kulisami równiez dostrzegł ten błysk.
- Jedynka - rzekł do mikrofonu, ukrytego w mankiecie czarnego wieczorowego garnituru. - Idź na jaskólkę, trzynastkę, sprawdź kto tam siedzi. Jest zamknięta dla publiczności.
Borchert i Aga kontynuowali duet, ich głosy wibrowaly pod sklepieniem teatru, splatając się w harmonii. Widzowie słuchali ze łzami w oczach. Thomas puścił rekę partnerki i miał zniknąć za kulisami gdy znowu dojrzal blysk. Zamarł i spojrzał uważniej. to co dojrzał zapaliło w jego umysle wielki czerwony alarm. Źródłem błyskow byl karabinek z lunetą, ktorego lufa celowała w Agę. Thomas bez namysłu rzucił się wkierunku solistki, osłaniając ją wlasnym ciałem. W tym momencie gruchnąl strzał.
Dyrektorka i librecistka zerwały się na rowne nogi i wypadły na korytarz. Dammerig nie tracąc czasu na schody z małpią zręcznością zsunął się na balustradę niższej loży i zeskoczył na scenę.
- Jedynka, gdzie do kurwy nędzy jesteś? - ryknął Pulliński do mankietu, pędząc w stronę feralnej jaskółki. Publicznośc zamarła, niepewna czy to co widzi jest prawdziwe, czy też moze to jakiś dziwny performans.
Thomas spojrzal w kierunku jaskółki. Karabinek zniknął.
- Nic ci nie jest? - Borchert spojrzal na zaszokowaną Agę, przygniecioną jego cialem do sceny.
- Nie, jestem cała - odparła. Podniósł się i pomógl jej wstać.
- Jesteście cali? - zapytał Erik.
- Tak - odparł lakonicznie Borchert. Dammerig kiwnął glowa i zniknął za kulisami.
Nagle jakas kobieta na widowni zaczeła krzyczec wysokim przeraźliwym głosem.
- Thomas? - Aga patrzyła na niego rozszerzonymi przerażeniem oczyma. - Ty... ty jesteś ranny!
Borchert spojrzał na nią, nie rozumiejąc, potem opuscił wzrok na przód wlasnej koszuli. Śnieżnobiały materiał na lewej piersi powoli nabiegał czerwienią.
O cholera... Ależ było dramatycznie [mówię z pełną szczerością, nie sarkazmem!] Nie wiem, jakaś poważna jestem, nawet śmiac się przestałam. Może dlatego, że scena jest niemal identyczna ze sceną z 'Bodyguard'a' na której to wrzeszczałam jak bóbr, i po której miałam okropną chandrę... Mam nadzieję, że doktor Ortega (czyli ja!) okaże się również cudotwórczynią i po kuli nie zostanie ani śladu...
Część 51
Na scenę wbiegły Sabina i Wiedźma w chwili gdy Thomas osunął się na ziemię. Nie zemdlał lecz nie mógł ustać na nogach. Aga tamowała krew kawałkiem sukni.
Zaraz za właścicielkami z widowni przybiegła doktor Ortega z Grzegorzem. Pospiesznie zbadała Thomasa.
- Na szczęście to tylko draśnięcie.- orzekła- Grzegorz proszę biegnij do mojego samochodu po moją torbę lekarską, trzeba opatrzeć.
- Thomas! Mogłeś zginąć.- Aga rozkleiła się tuląc się do zdrowego ramienia Thomasa.
- Ciii, kochanie. Nic mi nie będzie.- pomimo bólu uśmiechnął się blady jak ściana.
Butla wbiegł na salę i podał Carmen torbę, ta szybko odkaziła ranę i przykleiła opatrunek. Przyjechało pogotowie, zabrali Thomasa i Agę, razem z nimi zabrała się doktor Ortega.
W szpitalu prześwietlili Thomasa, żeby wykluczyć złamanie, lecz żebra były całe. Na ciele miał kilka siniaków.
- Ma pan lekko stłuczone żebro i zadraśnięcie ale nie widzę potrzeby hospitalizacji. Musi pan jechać do domu i porządnie się wyspać. Pani również i koniecznie jakieś łagodne tabletki na nerwy.
- Ja ich odwiozę w sali pojawił się Grzegorz, który zaostał wysłany za karetką.
Tymczasem w teatrze trwała następna narada. Nie obyło się bez wrzasków.
- Jakim cudem ten skurwysyn się tam dostał? Myślałem że klucze są porządnie zabezpieczone?! –krzyczał rozjuszony Erik,
- Mój gabinet jest zamknięty, stamtąd nie mógł nic zabrać. Zamknąłeś dobrze pracownię? Tamtędy można do mnie przejść. – Sabina pobladła ze zmęczenia drżącymi rękami paliła papierosa. Na co dzień trzymała się z daleka od nałogu, jednakże gdy tylko coś ją zestresowało wyciągała paczkę.
- Na Boga! Przecież zawszę zamykam, masz mnie za idiotę?- warknął do żony.
Wiedźma widząc że zaraz może dojść do rękoczynów pomiędzy zdenerwowanymi małżonkami zmieniła szybko bieg rozmowy.
- Co mamy teraz robić? Ten koleś nie żartuje! Jak nas wszystkich tutaj pozabija?- wzdrygnęła się.
Do sali wszedł zdenerwowany Tytus, razem ze swoją prawą ręką Aleksem.
- Sprawdziliśmy wszędzie, ani śladu zostawił tylko to.- podał Sabinie kopertę, ta rozdarła i przeczytała na głos.
- Zginiecie wszyscy, jeśli nie zamkniesz teatru!- zmięła kartkę i wyrzuciła na ziemię przydeptując obcasem.
- Myślę że powinniśmy wezwać policję.- zaproponował Mate, obejmując Zenę.
- Policja już jedzie - Wiedźma podniosła zmiętą kartkę z podłogi. - Panie Tytusku, czy publika wciaż siedzi na widowni?
Pulliński kiwnął głową.
- Sasza ich pilnuje, Śledź zaraz powinien tu być - powiedział.
- Zaraz - Sabinę poderwało z fotela. - Zawiadomilaś Śledzia za moimi plecami?!
Wiedźmie zrobiło się czerwono przed oczyma.
- Kobieto, ktoś strzela do twoich solistów jak do kaczek! - wrzasnęła. - Chcesz czekać aż kogoś zabije?!
- Moje panie, spokojnie - Tytus wkroczył między nie. - Bez policji się nie obejdzie.
- On ma rację - rzekł Erik gniewnie. - I zamykamy teatr do wyjasnienia.
- Czy ja tu nie mam głosu? - zapytala jadowicie Sabina. - Podobno jestem dyrektorką?
Zena wzruszyła ramionami.
- I tak pewnie gliny każą zamknąć teatr i odwołać przedstawienia.
- Takie zwroty - Sabina złapała sie za głowę. - Ja pierdolę!
- Ja chce wiedzieć tylko jedno - rzekła Wiedźma, z narastajacą paniką w głosie. - Gdzie do kurwy nędzy jest Uwe?!
Wszyscy popatrzyli po sobie z zaskoczeniem.
- Wybiegł zza kulis kiedy padl strzał - powiedział Mate.
- Widzialem go w foyer - rzekł ostrożnie Tytus.
Ochroniarz wetknął głowę przez uchylone drzwi.
- Szefie, gliny przyjechały - powiedział. - Przesłuchują publikę. Komisarz już tu idzie.
- Widzialeś może pana Kroegera? - Wiedźma rzuciła się niemal na niego.
Pokręcil głową.
- Przykro mi proszę pani, ale nie. Pani dyrektor - zwrocił się do Sabiny. - Pani asystentka szoku dostała, siedzi w bufecie i nie może sie uspokoić.
- Ja się tym zajmę - rzekł Aleks ze wschodnim, śpiewnym akcentem. - Pani dyrektor i tak ma dużo problemów.
Sabina odprowadziła go do drzwi spojrzeniem pełnym wdzięczności.
- Kto sobie golnie koniaczku? - zapytała zmeczonym głosem.
- Ja! - Zena uniosla rękę.
- Też poproszę - dolączył Mate.
- Erik? Tytus? - Sabina sięgnęła po szkło.
- W pracy nie piję - rzekł poważnie szef ochrony.
- Nalej - powiedział Erik głucho.
- Wiedźma, ty na pewno chcesz - dyrektor wydobyla z czeluści biurka butelkę francuskiego koniaku.
- Nie, dziekuję - odparla Wiedźma.
Sabina zamarła z kieliszkiem i butelką w dłoni.
- Musisz być w szoku chyba... - mruknęła.
Rozdział 51
Sasza Bohunowicz poszedł prosto do bufetu, gdzie na barowym stołku siedziała roztrzęsiona asystentka dyrektorki Marta. Od kiedy zaczął robotę w teatrze, zwrócił uwagę na tą obrotną dziewczynę. Bez problemowo dogadywała się z władczą panią dyrektor, która wszystkich ustawiała do pionu oprócz niej.
- Dlaczego siedzisz tutaj sama?- zapytał podchodząc do niej i siadając na krześle obok.
- Ja…ja strasznie się boję…- wyszeptała patrząc na niego zapłakanymi błękitnymi oczami. Aleks starł delikatnie łezkę na policzku i mocno przytulił roztrzęsiona dziewczynę.
- Ciii nic ci nie grozi, będę cię chronił-przytylił ją mocno do siebie, poczuła mocny męski zapach.
- Odwiozę cię do domu, dobrze? Zaparzymy melisę i zobaczysz słoneczko wszystko będzie dobrze. – uśmiechnął się do niej.
- Ale Sabina ja musze do niej iść.- poczęła się podnosić, lecz on złapał ją za rękę.
- Nie, nie jesteś jej chwilowo potrzebna, chodźmy.- wspólnie wyszli z teatru, Aleks odwiózł Martę do jej mieszkania.
Tymczasem Thomas leżał w łóżku w swoim mieszkaniu w apartamencie w Angel of City. Żebro przestało go boleć, po tym jak dostał leki przeciwbólowe.
- Kochanie, możesz przestać krzątać się i położyć koło mnie? Zimno mi.- krzyknął w stronę łazienki, gdzie Aga się myła. Po chwili wyszła ubrana w jeden z jego podkoszulków, który sięgał jej do kolan.
- Już jestem.- odsunęła kołdrę i weszła pod nią przytulając się do jego zdrowego boku.
- Mrrrr, dla twojej obecności w moim łóżku, mogliby we mnie codziennie strzelać- mruknął wędrując ręką po szyi.
- Aleś nie mądry,nikt nie musi do ciebie strzelać, żebym czasami tu wpadała.- popatrzyła mu w oczy.
- Skoro tak mówisz, pocałuj mnie bo strasznie cierpię.- jeknął teatralnie, przysuwając usta do ust Agi i całując ją namiętnie.
Rozdział 52
Komisarz Śledź, ku niezadowoleniu Sabiny, przysiadł na krawędzi jej biurka.
- No dobrze - rzekł wydobywając z kieszeni paczkę Waletów. - To co dokładnie się stało? Panie Węgier?
- Byłem za kulisami, usłyszałem strzał - rzekł Mate. - Gdy dobiegłem na scenę, Thomas i Aga już zdążyli wstać. On krwawił. Tyle wiem.
- Taaa... - komisarz wsunął do ust papierosa i zapalił. - A gdzie oni są?
Wiedźma jęła się energicznie oganiac od cuchnącego dymu.
- Naprawdę musi pan tu palić te tartą słomiankę? - warknęła. - Zgaś pan to!
Śledź zignorował ją.
- Gdzie, pytam, są Borchert i wasza solistka?
- Pojechali do szpitala, a potem do domu, jak sądzę - rzekł lodowato Erik. Sabina odpięła z gorsu sukni broszkę.
- Zgaś pan to gówno, bo ci buty obrzygam! - zapieniła się Wiedźma.
- Czy pani trochę nie przesadza? - zapytał komisarz ze znudzeniem. - To tylko papieros.
Pulliński pochylił się w jego stronę.
- Dama prosi żeby zgasił pan papierosa - rzekł. W jego oczach zamigotało coś dziwnego, Śledź mial przez chwilę wrażenie że w razie nieposłuszeństwa ten facet wyjmie miecz i zetnie mu głowę. Pospiesznie zapetował papierosa w popielniczce.
- Ktoś strzelał z jaskólki - rzekł Tytus. - Z trzynastki, widzialem błysk na początku duetu. Kiedy tam dotarliśmy była jednak zamknięta na klucz.
- Rozu.. Au! - komisarz wyskoczył na pół metra w górę. Sabina spokojnie wpięla broszkę z powrotem w sukienkę.
- To jest biurko - rzekła. - Nie słuzy do siedzenia.
Komisarz oburzony roztarł posladek.
- Gdzies zaginął mój partner - warknęła Wiedźma. - Proszę go szukać!
- Dorosły jest? - zapytał Śledź. - No to prosze przyjść za czterdzieści osiem godzin.
- Rusz pan tyłek -rzekła oburzona Zena. - A jesli to ma związek z tym strzałem?
- Czterdzieści osiem godzin - rzekł komisarz zimno.
- Gówno prawda - powiedziała Wiedźma jadowicie. - Zacznie go pan szukać zaraz, albo nie ręczę za siebie!
- Jedziemy na komendę spiszemy zeznania - Śledź odsunąl się na wszelki wypadek od biurka.
Wiedźma chwycila go za klapy marynarki i potrząsnęła z siłą zastanawiajacą u osoby tak skronych rozmiarów.
- Ja się stąd nie ruszam, dopóki Uwe się nie znajdzie - zgrzytnęła zębami. - Zrozumiałeś, tępy ćwoku, czy mam ci tę prawdę wkopać w dupę, aż dotrze do głowy?
Erik jednym ruchem ramienia oderwal ją od policjanta.
- Pan wybaczy kolezance, jest cokolwiek zdenerwowana - powiedziała Sabina spokojnie. - Ale radzilabym panu zacząc szukać.
Komisarz śledź nerwowo przełknął ślinę.
Rozdział 53
Z komisariatu wszyscy rozjechali się do domów, Mate odwiózł Zenę a Sabina pojechała z przerażoną Wiedźmą. Erik i Tytus wrócili do teatru żeby sprawdzić zabezpieczenia.
- Wiedźmo weź te tabletki i popij cała się trzęsiesz. Jeszcze mi się tu rozchorujesz.- Sabina podała przyjaciółce tabletki i szklankę wody.
- Gdzie on może być a jeśli go porwali? Muszę go szukać?- zaczęła szukać torebki i kluczy do domu, Sabina zagrodziłą jej drogę.
-Gdzie chcesz go szukać? Po nocy? Kraków to nie wieś. Naprawdę jak odpoczniesz, będziesz mieć siły. Uwe na pewno się znajdzie.- uspokajała. Wiedźma posłusznie wzięła tabletki i popiła wodą, później odprowadzona położyła się i zasnęła. Sabina zatelefonowala do męża, odebrał po trzecim sygnale.
- Kochanie, jedź na komisariat i rusz z Tytusem tą sprawę. Ona się tu na śmierć zamartwia, gdzie on może być?- zapytała nalewając sobie mocnej kawy.- Dzwoń jak tylko się czegoś dowiesz.- odłożyła aparat i wyszła na taras, skad rozciągał się widok na nadwiślański bulwar. Chłodny wiatr od strony rzeki, rozwiewał jej włosy. Dopiła kawę, wymyła kubek i położyła się na kanapie, po chwili zmorzył ją sen. Kawa nie podziałała.
Uwe siedząc na poboczu ocierał krew z rozciętej wargi. Zbiry, którzy porwali go z teatru podbili mu limo, rozcięli wargę i wyrzucili z samochodu na pobocze przy znaku Wieliczka.
Oszacował że ma jakieś dwanaście kilometrów piechotą, żaden z samochodów nie chciał się zatrzymać widząc go obdartego i zakrwawionego. Gdzieś na Prokocimiu zobaczył że spod przystanku odjeżdża tramwaj w stronę dworca głównego, spod którego miał już kawałek do domu. Nie patrząc na nic wsiadł do pustego tramwaju. Na szczęście po drodze weszła tylko całująca się para, która zaabsorbowana macaniem nie dostrzegła kulącego się z tyłu Uwe.
Wysiadł pod galerią krakowską i poszedł w stronę rynku, skąd pospiesznie szedł w stronę Wawelu. Portier w strzeżonym budynku zdębiał na jego widok, lecz nic nie powiedział wpuszczając go. Wygrzebał z potarganej marynarki klucze, które jakimś cudem nie zginęły i włożył do zamka. Zapalił światło w przedpokoju, nagle w drzwiach stanęła Sabina z wazonem w ręce. Zastygła w bezruchu na jego widok.
- Uwe! Na miłość boską, aleś mnie przestraszył! Gdzie byłeś?- zapytała przerażona patrząc na jego posiniaczoną twarz i rozciętą wargę.
- Porwali mnie z teatru i sprali. Wyrzucili mnie na pobocze za Krakowem przy tablicy do Wieliczka.- odpowiedział- Gdzie Ewa?- zapytał
- Śpi, strasznie się zdenerwowała, dałam jej coś na uspokojenie do rana będzie spać.- odpowiedziała.- Chodź musisz się umyć, opatrzę cię i zadzwonię do Erika żeby po mnie przyjechał.
Sabina zadzwoniła po Erika podczas gdy Uwe się mył, później przemyła i opatrzyła zadrapania na twarzy Uwe i rękę w którą rozciął upadając na kamień. Oprócz tego że był zdrowo poturbowany nic mu nie było.
- No, to będzie na tyle.- dokleiła plaster na ręce. Rozległo się pukanie, wpuściła do środka Erika.
- Chłopie, co ci się stało?- zapytał Dammerig patrząc na fioletowe oko przyjaciela.
- Troszkę mnie potarmosili ale resztę opowie ci zona. Przepraszam was ale położę się koło mojej ukochanej, strasznie boli mnie głowa.
- Dobrze, już idziemy. Weź te proszki, które ci zostawiłam na stoliku.- powiedziała pani Dammerig wychodząc za swoim małżonkiem i zamykając drzwi.
Uwe zmęczony powlókł się do łożka i ułożył koło Wiedźmy przytulając ją i zasypiając.
Część 54
Kiedy Wiedźma się obudzila, było już jasno. Pierwszym co dotarło do jej świadomości był lęk o Uwe. Sięgnęla na oślep po komorkę, na nocny stolik i wtedy poczuła że w talii obejmuje ją cieple, mocne ramię.
- Uwe? - odwróciła się do niego. Mruknął coś niezrozumialego. Poglaskala go, odgarniając jasne włosy z czoła i wtedy dostrzegła plaster na czole i podbite oko.
- O mój Boże... - wyszeptała.
- Co? - Uwe uchylił oka. - Dlaczego nie śpisz?
- Pobili cię? - zapytała, dotykając delikatnie jego twarzy. - Niech ja dorwę tych sukinsynów...
- To dostaniesz gorszy łomot niż ja - rzekł przytomnie. - Zostaw to może Śledziowi i jego drużynie. Co z Thomasem?
- Nic mu nie jest - powiedziała z roztargnieniem, ciągle nie mogąc oderwać od niego rąk i oczu. - Kula drasnęła skórę i mięśnie i stłukła mu żebro. Pare dni i będzie śmigał jak spirytus. Gdzieś ty w ogóle był?
Uwe przekręcil się na wznak i założył ręce za głowę. Wiedźma przytulila się do niego.
- Kiedy padł strzał przypomniałem sobie że widziałem przed spektaklem jakiegoś gościa w kanciapie sprzątaczki - rzekł. - Klucze brał, do jaskółki...
- Trzynastki? - przerwała mu.
- Tak. - jednym palcem kreslil zawiły wzór na jej plecach. - Nagle zrozumiałem ze ten facet był obcy, nigdy wcześniej go tu nie widziałem. Pobiegłem na górę i zobaczyłem go znikającego w gabinecie Sabiny. Uciekł lustrem, masz pojęcie? Przez pracownię Erika.
Wiedźma usiadła z wrażenia.
- Skąd ten padalec zna wszystkie tajemnice naszego teatru? - zapytała zaszokowana. - Przecież to jest sekret zupełny, wiemy o tym tylko my czworo!
- Już nie - odparl, przyciągając ją do siebie. - W kazdym razie poleciałem za nim, dotarłem na ulicę, a tam czekali na mnie jego koledzy. Efekty tego spotkania widzisz, wyrzucili mnie z samochodu w Wieliczce.
- Mogli cię, cholera, zabić! - jęknęła, po czym zachłannie pocałowała go w usta. - Wiesz jak się o ciebie bałam?
- Też się bałem - odparł. - Że skręcą mi kark i już nigdy cię nie zobaczę.
- Uchchch - mruknęła. - To po coś za nim gnał?
- A bos się zapatrzyła w mężnego Tytusa - zaczął się śmiać. - Chciałem dorównać mu w męskości.
Ucałowala delikatnie jego podsinione oko, potem zadrapania na twarzy.
- Dla mnie, skarbie - rzekła - jesteś najbardziej męskim mężczyzną w tej galaktyce. Nawet jeśli malujesz się mocniej niż ja. Nie baw się w gieroja, nigdy wiecej.
- Nie będę - powiedział. Siegnął nad nią po jej telefon. - Jest piąta rano. Co powiesz na to zebyśmy jeszcze pospali?
- Genialna propozycja - zamruczała, wtulając twarz w jego pierś.
Rozdział 55
Następnego dnia w teatrze panowało istne pandemonium. Sabina z Mart siedziały zagrzebane po nos w papierach. Trzeba było pozamykać wszystkie bieżące wydatki, załatwić zwroty za wykupione wcześniej bilety. Teatr trzeba było zamknąć do odwołania.
- Głowa mnie boli, zaraz dostanę migreny jak nie napiję się porządnej kawy z mlekiem i cukrem.- Sabina masowała skronie, po chwili Marta z dwoma wróciła z dwoma parującymi kubkami kawy.
- Dzwonił komisarz Śledź żeby upewnić się czy wzięłaś sobie do serca jego słowa i zamykasz teatr.- podała Sabinie kubek, rozsiadając się po drugiej stronie biurka.
- Niech go szlag! Żeby on się śledztwem tak interesował to bym była wdzięczna.- warknęła pani Dammerig.
Kilka godzin później odbyło się zebranie wszystkich pracowników w sali widowiskowej.
Nie było tylko Thomasa i Agi, która opiekowała się rannym. Pojawił się Uwe z siniakiem w kilku kolorach począwszy od żółci, skończywszy na fiolecie, założył ciemne okulary.
- Jak już zapewnie wiecie, zamykamy teatr aż do odwołania. Niech nikt z was się nie martwi, wypłaty jak co miesiąc spłyną do dziesiątego. Bardzo mi przykro z tego powodu, jakby coś się zmieniło zostaniecie poinformowani.- pani dyrektor przekazała wiadomość personelowi.
Wintermina stała oparta o miotłę i ściszonym głosem komentowała całą sytuację.
- No to się doigrali, to jest kara boska za grzechy sodomskie!
- Pani Rzepowo kochana i co my poczniemy? A jak zamkną na dobre, to gdzie ja pracę znajdę?
Przed drzwiami kanciapy stała Wiedźma, z wyrazem twarzy wskazującym na ciężką pracę umysłową.
- Pani Rzepowa, proszę na słówko - powiedziała, wskazując kciukiem na drzwi. Sprzątaczka niechetnie je otworzyła i wpusciła pisarkę.
- Niech mi pani powie - Wiedźma rozsiadła sie wygodnie na stole. - Komu pani wczoraj dawała klucze?
Sprzątaczka z oburzeniem wydarła jej spod tyłka odtwarzacz MP3.
- W kajecie wszystko stoi napisane - burknęła. - Sama pani sprawdzi.
Wiedźma nachyliła się ku Rzepowej i zajrzała jej w oczy.
- Wiem że ktoś obcy brał klucze od jaskółki, tej z której strzelano do pana Borcherta - rzekła z naciskiem. - Chce pani odpowiadać za współudział w morderstwie i usiłowaniu drugiego?
Rzepowa zdjęla z wieszaka fioletowy beret z mohairu i strzepnęła go ostentacyjnie.
- Ja nic o tym nie wiem - odparła zaczepnie, wdziewając nakrycie głowy. - A temu pani pederaście nikt nie uwierzy!
Wiedźma uniosła brew, jednocześnie wciagając policzki.
- To dziwne - rzekła. - Jakoś sobie nie przypominam żebym mówila kto widział tego człowieka .
Sprzątaczka poczerwieniała i jęła nerwowymi ruchami przygładzać beret.
- Ja tam nic nie wiem - powtórzyła.
- Pieprzenie - rzekla Wiedźma, zsuwając się ze stołu
Część 56
Chwilowe zamknięcie teatru nie pozbawiło zajęcia pracowników. Pewien Hollywoodzki producent za namową żony postanowił wyprodukować film na podstawie książki Triskelion.
Żona producenta Howarda Logana, Anna była z pochodzenia Polką i będąc z wizytą u rodziny widziała premierę Triskelionu, który ją oczarował. Później sięgnęła po książkę i tak zafascynowana poczęła namawiać męża.
Pan Logan złożył Wiedźmie propozycję, którą pozytywnie rozważyła i tak ekipa pierwszego składu została zatrudniona do filmu.
Oprócz Thomasa, Agi i Sabiny i Uwe, którzy odnosili sukcesy jako pierwszoskładowy kwartet, do filmu został zatrudniony Grzech Butla. Partnerką Uwe, miała być dawna aktoreczka Disneya Vanessa Hudgens.
Ekipa filmowa zjechała się do zamku Bran w Rumunii. Tutaj miała zostać nakręcona wieksza część zdjęć.
Sabina siedziała przed lustrem w przyczepie charakteryzatorek i za nic nie chciała się zgodzić na przefarbowanie włosów.
- Nie! Nie będę farbować włosów, nie po to tyle lat je odżywiałam żeby teraz ciapać ciemną farba.- powiedziała do homoseksualnego wizjonera fryzjerstwa Manfreda Castello di Amaroni.
- Ależ, bambina musisz mieć ciemne włosy, zresztą uwydatnią twoje zielone oczy.- przekonywał ją fryzjer.
Do przyczepy weszła Wiedźma, Sabina schowała się za przyjaciółką.
- Wiedźmo kochana nie pozwól, żeby mi przefarbował włosy, mam za krótkie, przecież można założyć perukę.- błagała
- Manfredo! Zostawże ją w spokoju, w teatrze miała perukę, teraz też może.- uśmiechnęła się do fryzjera.- Idź do przyczepy pani Hudgens bo marudzi że ma przesuszone końcówki.- fryzjer wypadł szybciutko do swojej ulubienicy by poddać ją serii zabiegów pielęgnacyjnych.
- Dziękuję ci! Myślałam że mi silą przefarbuje.- Sabina prawie całowała przyjaciółkę po stopach.
Mate z megafonem na kolanach siedział na krzesełku z napisem DIRECTOR i patrzył na aktorów przygotowujących się do pierwszego ujęcia. Uwe dosiadal siwego arabskiego wałacha, błekitna peleryna opadala majestatycznie z ramion jeźdźca aż na koński zad. Zemocjonowana autorka Triskeliona stała za reżyserskim krzesełkiem, wpatrzona w swego strojnego partnera.
- Kamera! - zahuczał Mate. Operatorzy pochylili sie nad swym sprzętem. - Akcja!
Trzasnął pierwszy klaps. Koń z jeźdźcem na grzbiecie ruszył wąską kamienistą ścieżką.
Nagle coś trzasnęło na dole ścieżki, nad rzeką. Koń Uwe zaczął niespokojnie parskać i tulić uszy. Niebieskie oczy reżysera zwęzily sie w grymasie irytacji.
- Panie Uwe! - zapiszczało coś. - Jak pięknie pan wygląda!
W tym momencie oczom ekipy ukazała się Donatella, biegnąca na niebotycznie wysokich rózowych szpilkach po zaściełających drogę kamieniach. Ogromne, jeszcze większe niż poprzednio, i opalone podobnie jak reszta jej ciala na kolor pomarańczowy piersi wylewaly się z kwiecistego wydekoltowanego topu, a rózowa spódnica, opięta do ostatnich granic, wyglądała jakby miała zaraz eksplodować na pośladkach.
- No boski pan jak zwykle, panie Uwe! - zakwiliła Donatella, kusząco wydymając napompowane kolagenem wargi.
Mate otrząsnał sie z osłupienia.
- Cięcie! - jego głos poniósł się echem po Karpatach. - Kto tu kurwa wpuścił tę idiotkę!
- Witam, pani Donatello - rzekł Uwe ozięble.
Donatella podeszła do konia i położyła obficie utipsowioną dłoń na jego szyi. Rozliczne barnsolety zabrzęczały na jej nadgarstku. Zwierzę wstrząsnelo się i unioslo nieco na tylnych nogach.
- Ojej, jaki on nerwowy - zauważyła. - Tęsknił pan za mną?
Uwe przytrzymał coraz bardziej zdenerwowanego konia.
- Wybaczy pani, teraz nie moge rozmawiać - rzekł. - Pracuję.
Wiedźma z wysiłkiem domknęła dotąd szeroko rozwarte usta.
- Dżizas kurwa ja pierdolę - rzekła i ruszyła w stronę Uwe i Cycatelli, do których właśnie podszedł płonący żądzą mordu Mate.
- Co pani sobie do cholery mysli? - wrzasnął. - Zepsuła pani ujęcie!
Donatella zatrzepotała wytuszowanymi rzęsami.
- Och, musi mi pan wybaczyć - rzekła. - Wracałam z wakacji w Grecji i właśnie się dowiedziałam że pan Uwe tu jest. No po prostu musialam go zobaczyć. Ja go kocham, wie pan.
Położyła dłoń na udzie Uwe i ścisnęła. Uwe strzepnął jej rękę z wyrazem lekkiego wstrętu na twarzy.
- Gówno mnie to obchodzi - zapienił się Mate. - Prosze stąd zniknąć, bo panią zamknę w lochu na zamku! Albo utopię w rzece!
- Nie utonie - rzekła Wiedźma ponuro. - Te balony ją wyniosą na powierzchnię.
Donatella prychnęła, mierząc Wiedźmę pogardliwym spojrzeniem. Wiedźma w rewanżu popatrzyla na Cycatellę z góry, choć była od niej o kilkanaście centymetrów niższa. Mate zagryzł wargi, usiłując utrzymać powagę.
- Przepraszam - rzekł Uwe, z jakimś dziwnym wyrazem twarzy. - Odprowadzę na razie konia do jego opiekunów.
Mate odciagnął od niego Donatelle, Wiedźma cofnęla się cała. Uwe zjechał nad rzekę, gdzie znajdował sie zaimrowizowany postoj dla konia. Po chwili rozległy się stamtąd jakieś dziwne histeryczne kwiki.
Rozdział 57
Donatella wykorzystując swoje kontakty jakoś zdołała wkręcić się w skład prasy, która ma prawo wstępu na plan zdjęciowy. Właśnie zaczynano kręcić na zamkowym tarasie. Sabina w ciemnej sukni i ciemnej peruce z ciemnym makijażem podkreślającym jej zielone oczy. Thomas w ciemnych spodniach i śnieżnobiałej rozpiętej koszuli.
- Kamera! Akcja!- Mate dał znak, do rozpoczęcia kręcenia sceny.
- Wiataj kochanie- rozległ się szyderczy głos Sabiny, uśmiechającej się kpiąco do Thomasa.
- Kłamliwa suka! Przyszłaś sie sycić moim cierpieniem?- zapytał błyskając złowrogo niebieskimi oczami.
- Thomasku, mój drogi groźny i seksowny jak kiedyś….- odpowiedziała uśmiechając się do wściekłego mężczyzny.
- Stoooop! Cięcie!- krzyknął wściekły Mate.- Miałaś powiedzieć Almosku, nie kurwa Thomasku!
Wiedźma stojąca za Mate chichotała pod nosem.
- On dalej jest seksowny.
Sabina wzięła się pod boki, spojrzała na zabójczo seksownego Thomasa i na wkurzonego do granic wytrzymałości Mate.
- No jak ja mam się skupić, skoro gdzie spojrzę, tam wylewa się ten silikon?- wskazała pogardliwie Donatelle, która przywdziała za małą o dwa rozmiary bluzkę, opinającą silikonowe piersi bez stanika.
- Ja sobie wypraszam, droga pani.- Donatella podeszła do Sabiny i wypięła swój pokaźny biust.
- To wypraszaj sobie gdzie indziej!- krzyczała pani Dammerig.- Ja sobię nie życzę żebyś straszyła mnie tymi…tymi piłkami plażowymi! -ryknęła czerwona ze złości.
- Zadarłaś z Donatellą!- odpowiedziała dziennikarka, wymierzając wytipsowany palec w Sabinę.
- Chyba z Cycatellą.- uśmiechnęła się cynicznie Sabina, cycolina straciła cały rezon, okręciła się na niebotycznych szpilkach i wyszła potrącając asystenta reżysera tak że ten zatoczył się i upadł. Ekipa gruchnęła śmiechem. Thomas podszedł do Sabiny i pocałował ją w policzek.
- Kocham cię!- wyznał głośno.- Tak jej dowaliłaś, przez dwa dni mamy spokój.
- Tjaaa, oby.- złożyła dłonie w geście modlitewnym.
- Hola, hola- za Wiedźmą zmaterializował się Erik, ocierając łzy śmiechu.- To moja żona, żadnych wyznań. Nie oddam jej!- pogroził obejmującego Sabinę Thomasowi.
- Pilnuj, bo to wspaniała dziewczyna, nikt nie potrafi tak przepłoszyć cycatelli.- powiedział, wzbudzając kolejny wybuch śmiechu wśród ekipy.
- Dobra, dobra, kręcimy dalej. Na miejsca- powiedział już powazny Mate.
Rozdział 58
Po ciężkim dniu pracy personel niższego szczebla zjechał do hotelu w miasteczku, natomiast gwiazdy, reżyser, kompozytor, pani fotograf, nieodlączna asystentka Sabiny, librecistka i dwaj ochroniarze zasiedli do kolacji w jednej z sal zamku Bran. Razem z nimi zasiadła również Donatella, która wkręciła się w towarzystwo dzięki jakimś tajemniczym wpływom u producenta Logana.
- I jak się państwu podoba Rumunia? - zapytala Wiedźma, dłubiąc w swojej porcji giuweczu.
- Piękna - rzekł Thomas. - Tych widoków nie da się zapomnieć. Zaczynam zazdrościć Almosowi.
Sięgnął po butelkę czerwonego wina.
- Ma pan rację panie Borchert - siedząca obok niego Vanessa załopotala rzęsami i trąciła go kolankiem.
- Bardzo mi się tu podoba - powiedziala Sabina. Thomas napełnial kieliszki biesiadników.
- Mnie też! - przyświadczył z energią Erik. - Co powiesz zebyśmy kupili tu sobie dom letni? Z widokiem na zamek Draculi?
- Eriku, to nie jest zamek Draculi - Wiedźma z lubością gotowała sie do wygłoszenia historycznego wykładu. - Najbliższy zamek Draculi to Poienari, nad rzeką Arges. Ten należal do śmiertelnych wrogów Vlada, Braszowian.
- Kochanie - Uwe wzniosl w góre dloń, gestem ktorego nie powstydzilby się Cezar. - Wiem że uwielbiasz historię, ale wszyscy jestesmy zmęczeni. Thomas, nalej jej wina.
- O, nie nie nie! Żadnego wina - oznajmiła stanowczo Wiedźma. - Poprzestanę na wodzie.
- Od kiedy się z ciebie taka abstynentka zrobiła? - Mate puścił do niej oko nad krawędzią kieliszka.
- Grzechu! - Wiedźma prędko zmieniła temat. - Grzechu, halo tu ziemia! Coś tak odleciał?
Grzegorz Butla który siedział wpatrzony w kawałek mięsa na swoim widelcu, wzdrygnął się gwałtownie.
- Co? - zapytał nieprzytomnie. - Mówilaś coś?
- Zostaw Grzesia - zachichotała fotograf. - On śni o swojej Carrrmen.
- Carmen? - zapytała Donatella, nie rozumiejąc.
- Wybranka serca pana Grzesia - objaśnił Thomas. - Zakochał się bie... ekhm. Daczek.
Dyskretnie zajrzal pod stół. Vanessa zsunęła pantofelek i bosą stopą pieściła jego łydkę. Siedząca obok niej Zena z niejakim rozbawieniem sledziła te manewry, natomiast oblicze Agi, usadowionej po drugiej stronie Thomasa, powlekało się coraz bardziej groźnym wyrazem.
- Ach, to piekny kraj - rzekła Donatela, skladając usta w dzióbek. - Ale ci ludzie tutaj, strasznie zacofani. Wiecie państwo że żadna kobieta nie miala tipsów ani porządnego manicure! To straszne!
Aga zakrztusiła się, Borchert, wciąż zaczepiany pod stołem przez pannę Hudgens, zaczął ją klepać po plecach. Sabina schowala twarz za serwetką, udając że wyciera usta. Kąciki ust Mate drgaly spazmatycznie, Uwe zaś starannie spoglądał w sufit. Aleks i Tytus, dotąd wieczerzajacy w milczeniu na końcu stołu, pozwolili sobie dyskretnie parsknąć śmiechem.
Vanessa, nie bardzo rozumiejąc co sie dzieje, nabrala kolejny kęs giuweczu i podniosla widelec do ust. W tym momencie ZZena, niby to przypadkiem trąciła ją w rękę. mieso unurzane w tłustym sosie pacnęło na spódnicę Vanessy.
- O nie! - pisnęła aktorka, zdejmując stopę z łydki Borcherta.
- Wie pan co, panie Uwe - Donatella nachyliła sie ku niemu przez stół eksponując gigantyczne półkule w dekolcie. - Trochę mnie to zamczysko przeraża. Będe się bała sama spać! - zachichotała.
- Powinna pani - rzekł Uwe z kamienną twarzą. - Tutaj straszy. Jakaś makabryczna historia sprzed wieków, Ewa zna szczególy. - puścił do Wiedźmy dyskretne oczko.
Donatella zamachała rączką.
Pan sobie żartuje, prawda? - zapytała niepewnie. - Duchów przecież nie ma.
Zajeta czyszczeniem plamy na kiecce Vanessa nadstawila uszu.
- On mówi prawdę. W szesnastym wieku posiadał ten zamek pewien hrabia - rzekła Wiedźma głosem tajemniczym. - Jego żona uwiodła kapelana zamkowego. Kiedy sprawa się wydała hrabia wtrącił kapelana do lochu i wykastrowal, a wiarołomna hrabina rzuciła się z wieży. Teraz podobno kapelan krąży nocami po zamku i rozpacza nad swoimi grzechami.
- Slyszałam - powiedziała Sabina powoli. - Że najchętniej ukazuje się cudzołożnikom, nie mogąc wybaczyć hrabinie że odwiodla go od służby Bogu...
Nad stołem zapadła cisza. Donatella i Vaness lekko pobladły.
Część 59
Było grubo po drugiej w nocy, gdy Sabina wyszła z łóżka. Pośpiesznie wciągnęła spodenki i bluzę, po czym wyszła na pogrążony w ciszy korytarz. Na paluszkach przeszła do sąsiedniej komnaty w której spała Wiedźma i Uwe. Zaskrobała w drzwi, otworzyła jej ubrana Wiedźma targająca pod pachą kuferek z kosmetykami Uwe. Sabina zabrała swoje i pożyczyła od zaprzyjaźnionej charakteryzatorki. Cichaczem zakradły się do pustej komnaty niedaleko pokojów Vanessy i Donatelli.
- Załatwiłam od kostiumologa habit i białą suknię- Sabina otworzyła wieko starej skrzyni w której ukryła wcześniej przebrania. – No to do dzieła, ucharakteryzuje nas.- zachichotała wyciągając podkład sceniczny.
- Nałóż mi gruba warstwę, musze blado wyglądać i koniecznie oczy na ciemno.- Wiedźma poinstruowała ją co do makijażu.
- Spokojnie, znam się na tym. – uśmiechnęła się malując przyjaciółkę, gdy ta miała już genialny makijaż, podała jej lustro.
- Super! No to się obsrają!- zaśmiała się cokolwiek za głośno, pani Dammerig zatkała jej ręką usta.
- Zamknij się, bo się obudzą!Trzymaj lustro!- Wiedźma posłusznie wzięła zwierciadło i przytrzymała na wysokości twarzy przyjaciółki by ta mogła nałożyć na twarz białego pudru.
Wymalowane, złożyły stroje, Wiedźma białą suknię i chustę na głowę, Sabina chabit z kapturem.
- Masz tą sztuczną krew?- zapytała Wiedźma
- Mam!- Sabina wyciągnęła ze skrzyneczki dwie flaszeczki sztucznej krwi. Odkręciłą jedną i chlusnęła na suknię koleżanki. Na białej szacie czerwieniła się krwista plama.
- Daj to wyleje ci na dłonie.- Wiedźma wylała Sabinie sztuczną, krew tak, że wyglądało że je splamione.
- No to za mną, przedstawienie czas zacząć.- Sabina wyszła pierwsza zaraz za nią Wiedźma.
- To ja się przejdę do Cycatelli a ty idź pod pokój Vanessy.- powiedziała Wiedźma i zniknęła za zakrętem korytarza.
Biust Donatelli wznosił się niczym dwa karpackie szczyty pod białą kołdrą. Redaktorka pochrapywała przez uchylone usta, rozwalona na wznak w drewnianym rzeźbionym łózku. Niedbale porzucone ranne pantofle nawysokim obcasie, ozdobione bialym puchem, leżały na środku komnaty, obok leżal stanik w słusznym rozmiarze, a z pobliskiego krzesła zwisala do ziemi kwiaciasta bluzka. Z niedomkniętej szafy wystawały papuzio kolorowe stroje.
Drzwi uchyliły się z lekkim skrzypnięciem, biala postać wplynela do sypialni i jęknęła. Redaktorka nie zareagowała, postać zatem jęknęła głośniej.
- Sso? - redaktorka uchylila oka.
- Strzeż się - zaskowyczala bladolica zjawa, wyciągając przed siebie rozcapierzone ręce. - Strzeż się chuci...
- Kto tu jest? - Donatella usiadła na łóżku.
- Strzez się cielesnych żądz - zabuczała zjawa, zbliżając się do Donatelli.
- Co, kto, RATUNKU!!! - ryknęła redaktorka wyskakując z łożka i odsuwając się od widziadła. Światło księżyca oświetliło jej nieumalowaną twarz.
- AAAAAAAAAa! - wrzasnął duch lapiąc się za serce.
- Odejdź!- zakwiczala Donatella, wpychając się w kąt.
Zjawa stała przez chwilę nieruchomo, wyciagając febrycznie drżącą dłoń.
- Nie sięgaj po cudzych mężczyzn - rzekła grobowo. - albowiem skończysz jak ja, martwa na dnie potoku... - wywrócila przeraźliwie bialkami oczu.
- Przysięgam, jak solarkę kocham - Donatella padła na kolana. - W życiu nie spojrze na cudzego męża ani chłopaka! Zakonnicą zostanę! Tylko odejdź! zostaw mnie!
- Strzeż się chuci... - zanuciła dziwnie rozradowana zjawa. - Niech cię nie zwiedzie ze ścieżki cnoty ksztaltny tyleczek ni owłosiona piers...
- Fu - skrzywila się odruchowo Cycatella. - Wolę depilowane.
Duch hrabiny skrzywił się groźnie i diabolicznie.
- Przepraszam! - załkała Donatella. - Żadnych klat!
- Strzeż się - szepnęła zjawa. - Czytam w tobie jak w księdze i widzę że spala cię nieczysty płomień...
- Co się tam dzieje? - zapytal ktoś na korytarzu. Zjawa zamarła, po czym drobnym kroczkiem wycofala się pod drzwi. Przeoczyła jednak w półmroku pantofle Donatelli i wyrżnęla sie na nich jak długa.
- Kurrrwa... - wymamrotała.
- Co? - zdziwila sie Donatella.
- Kurrr zacznie piać niedługo - poprawiła się zjawa, wstając. - Czas mi do piekieł powrócić.
- Mate, wracaj do łózka - głos Zeny poniosl się po korytarzu. Trzasneły zamykane drzwi.
Zjawa zawyła straszliwie, redaktorka pokwikując padła na twarz. Wykorzystując to Wiedźma wymknęla się na korytarz i pomknęła do pustej komnaty gdzie zostały kosmetyki.
- Święty Jezu na bananie - powiedziala opierając się o drzwi od wewnątrz. - Za oglądanie jej mordy bez makijazu nalezy mi się terapia psychologiczna...
Rozdział 58
Po ciężkim dniu pracy personel niższego szczebla zjechał do hotelu w miasteczku, natomiast gwiazdy, reżyser, kompozytor, pani fotograf, nieodlączna asystentka Sabiny, librecistka i dwaj ochroniarze zasiedli do kolacji w jednej z sal zamku Bran. Razem z nimi zasiadła również Donatella, która wkręciła się w towarzystwo dzięki jakimś tajemniczym wpływom u producenta Logana.
- I jak się państwu podoba Rumunia? - zapytala Wiedźma, dłubiąc w swojej porcji giuweczu.
- Piękna - rzekł Thomas. - Tych widoków nie da się zapomnieć. Zaczynam zazdrościć Almosowi.
Sięgnął po butelkę czerwonego wina.
- Ma pan rację panie Borchert - siedząca obok niego Vanessa załopotala rzęsami i trąciła go kolankiem.
- Bardzo mi się tu podoba - powiedziala Sabina. Thomas napełnial kieliszki biesiadników.
- Mnie też! - przyświadczył z energią Erik. - Co powiesz zebyśmy kupili tu sobie dom letni? Z widokiem na zamek Draculi?
- Eriku, to nie jest zamek Draculi - Wiedźma z lubością gotowała sie do wygłoszenia historycznego wykładu. - Najbliższy zamek Draculi to Poienari, nad rzeką Arges. Ten należal do śmiertelnych wrogów Vlada, Braszowian.
- Kochanie - Uwe wzniosl w góre dloń, gestem ktorego nie powstydzilby się Cezar. - Wiem że uwielbiasz historię, ale wszyscy jestesmy zmęczeni. Thomas, nalej jej wina.
- O, nie nie nie! Żadnego wina - oznajmiła stanowczo Wiedźma. - Poprzestanę na wodzie.
- Od kiedy się z ciebie taka abstynentka zrobiła? - Mate puścił do niej oko nad krawędzią kieliszka.
- Grzechu! - Wiedźma prędko zmieniła temat. - Grzechu, halo tu ziemia! Coś tak odleciał?
Grzegorz Butla który siedział wpatrzony w kawałek mięsa na swoim widelcu, wzdrygnął się gwałtownie.
- Co? - zapytał nieprzytomnie. - Mówilaś coś?
- Zostaw Grzesia - zachichotała fotograf. - On śni o swojej Carrrmen.
- Carmen? - zapytała Donatella, nie rozumiejąc.
- Wybranka serca pana Grzesia - objaśnił Thomas. - Zakochał się bie... ekhm. Daczek.
Dyskretnie zajrzal pod stół. Vanessa zsunęła pantofelek i bosą stopą pieściła jego łydkę. Siedząca obok niej Zena z niejakim rozbawieniem sledziła te manewry, natomiast oblicze Agi, usadowionej po drugiej stronie Thomasa, powlekało się coraz bardziej groźnym wyrazem.
- Ach, to piekny kraj - rzekła Donatela, skladając usta w dzióbek. - Ale ci ludzie tutaj, strasznie zacofani. Wiecie państwo że żadna kobieta nie miala tipsów ani porządnego manicure! To straszne!
Aga zakrztusiła się, Borchert, wciąż zaczepiany pod stołem przez pannę Hudgens, zaczął ją klepać po plecach. Sabina schowala twarz za serwetką, udając że wyciera usta. Kąciki ust Mate drgaly spazmatycznie, Uwe zaś starannie spoglądał w sufit. Aleks i Tytus, dotąd wieczerzajacy w milczeniu na końcu stołu, pozwolili sobie dyskretnie parsknąć śmiechem.
Vanessa, nie bardzo rozumiejąc co sie dzieje, nabrala kolejny kęs giuweczu i podniosla widelec do ust. W tym momencie ZZena, niby to przypadkiem trąciła ją w rękę. mieso unurzane w tłustym sosie pacnęło na spódnicę Vanessy.
- O nie! - pisnęła aktorka, zdejmując stopę z łydki Borcherta.
- Wie pan co, panie Uwe - Donatella nachyliła sie ku niemu przez stół eksponując gigantyczne półkule w dekolcie. - Trochę mnie to zamczysko przeraża. Będe się bała sama spać! - zachichotała.
- Powinna pani - rzekł Uwe z kamienną twarzą. - Tutaj straszy. Jakaś makabryczna historia sprzed wieków, Ewa zna szczególy. - puścił do Wiedźmy dyskretne oczko.
Donatella zamachała rączką.
Pan sobie żartuje, prawda? - zapytała niepewnie. - duchów przecież nie ma.
Zajeta czyszczeniem plamy na kiecce Vanessa nadstawila uszu.
- On mówi prawdę. W szesnastym wieku posiadał ten zamek pewien hrabia - rzekła Wiedźma głosem tajemniczym. - Jego żona uwiodła kapelana zamkowego. Kiedy sprawa się wydała hrabia wtrącił kapelana do lochu i wykastrowal, a wiarołomna hrabina rzuciła się z wieży. Teraz podobno kapelan krąży nocami po zamku i rozpacza nad swoimi grzechami.
- Slyszałam - powiedziała Sabina powoli. - Że najchętniej ukazuje się cudzołożnikom, nie mogąc wybaczyć hrabinie że odwiodla go od służby Bogu...
Nad stołem zapadła cisza. Donatella i Vaness lekko pobladły.
Było grubo po drugiej w nocy, gdy Sabina wyszła z łóżka. Pośpiesznie wciągnęła spodenki i bluzę, po czym wyszła na pogrążony w ciszy korytarz. Na paluszkach przeszła do sąsiedniej komnaty w której spała Wiedźma i Uwe. Zaskrobała w drzwi, otworzyła jej ubrana Wiedźma targająca pod pachą kuferek z kosmetykami Uwe. Sabina zabrała swoje i pożyczyła od zaprzyjaźnionej charakteryzatorki. Cichaczem zakradły się do pustej komnaty niedaleko pokojów Vanessy i Donatelli.
- Załatwiłam od kostiumologa habit i białą suknię- Sabina otworzyła wieko starej skrzyni w której ukryła wcześniej przebrania. – No to do dzieła, ucharakteryzuje nas.- zachichotała wyciągając podkład sceniczny.
- Nałóż mi gruba warstwę, musze blado wyglądać i koniecznie oczy na ciemno.- Wiedźma poinstruowała ją co do makijażu.
- Spokojnie, znam się na tym. – uśmiechnęła się malując przyjaciółkę, gdy ta miała już genialny makijaż, podała jej lustro.
- Super! No to się obsrają!- zaśmiała się cokolwiek za głośno, pani Dammerig zatkała jej ręką usta.
- Zamknij się, bo się obudzą!Trzymaj lustro!- Wiedźma posłusznie wzięła zwierciadło i przytrzymała na wysokości twarzy przyjaciółki by ta mogła nałożyć na twarz białego pudru.
Wymalowane, złożyły stroje, Wiedźma białą suknię i chustę na głowę, Sabina chabit z kapturem.
- Masz tą sztuczną krew?- zapytała Wiedźma
- Mam!- Sabina wyciągnęła ze skrzyneczki dwie flaszeczki sztucznej krwi. Odkręciłą jedną i chlusnęła na suknię koleżanki. Na białej szacie czerwieniła się krwista plama.
- Daj to wyleje ci na dłonie.- Wiedźma wylała Sabinie sztuczną, krew tak, że wyglądało że je splamione.
- No to za mną, przedstawienie czas zacząć.- Sabina wyszła pierwsza zaraz za nią Wiedźma.
- To ja się przejdę do Cycatelli a ty idź pod pokój Vanessy.- powiedziała Wiedźma i zniknęła za zakrętem korytarza.
Rozdział 60
Vanessa, spała kamiennym snem, naga w nieprzystojnej pozie. Skotłowana pościel leżała na ziemii. Do pokoju po cicho odmawiając ojcze nasz po łacinie wszedł zakonnik w ciemnym habicie.
- Pater noster, qui es in caelis, sanctificetur nomen tuum...- szeptała zjawa, trzymając w zakrwawionych rękach różaniec.
Vanessa wybudzona monotonnie powtarzającym się tekstem wstała i krzyknęłą przerażona widokiem zakonnika.
- Kim jesteś?- wyszeptała zbielałymi wargami przykrywając nagie ciało prześcieradłem.
Zjawa spojrzała nań zielonymi oczami, które błyszczały jak u kota.
- Nienasycona jest to chuć, zapadniesz się w ciemność, aż płomienie piekieł nie wyżrą ci duszy!- szepnęła zjawa.- Odstąp! Odstąp od życia ladacznicy nim skończysz jak ona…- wyciągnęła zakrwawione ręce.
- Proszę, nie rób mi krzywdy!- płakała Vanessa, kuląc się w rogu łóżka. Mnich przysunął się bliżej, krew z dłoni skapnęła na skórę panny Hudgens. Ta krzyknęła przeraźliwie i zemdlała.
- Szybko, poszło.- zjawa mruknęła do siebie i wyszła na ciemny korytarz. Przed sypialnią państwa Dammerig potknęła się o przydługi habit i gdyby nie stojący w korytarzu wysoki mężczyzna niechybnie by się potłukła.
- Sabina?!- zapytał Erik, ściągając jej z głowy kaptur i poszpiesznie wciągając do komnaty. – Co ty do cholery robisz o trzeciej w nocy w tym przebraniu? Twoje ręce! Ty krwawisz!- popatrzył przerażony w umazane czerwienią dłonie żony.
- Ciiii, nic mi nie jest. To sztuczna krew.- odpowiedziała ściągając habit.
- Zaraz, zaraz ta opowieść Wiedźmy…Czy wy czasem nie bawiłyście się w duchy?- zapytał
- Troszeczkę postraszyłyśmy gwiazdkę Hollywood i panią Cycatellę.- poszła do łazienki zmyć farbę.
- Jesteś stuknięta! Ożeniłem się z wariatką- powiedział, idąc za nią do łazienki. Odwróciła się do niego i zarzuciła mu na szyję mokre ręce.
- Tak panie Dammerig. Ożeniłeś się ze stuknięta wariatką! Przeszkadza ci to?- zapytała wyciskając na jego wargach czuły pocałunek.
- Ależ skąd. A teraz proponuję żeby się pani wymyła, wolę iść do łóżka ze swoją piękną żoną niż z mniechem!- wysłał ją po pod prysznic, wychodząc z łazienki. Gdy tylko zamknęły się za nim drzwi. Zaśmiał się właczając telewizor.
świetne jesteście! opowiadanie genialne (jako cnotka powinnam się oburzyć cóż to za bezeceństwa, ale jeżeli mam do wyboru rolę cnotki i śledzienie losów Erika to wybieram to drugie ^^).
Jeżeli kiedyś znalazłoby się w Waszym opowiadaniu miejsce do zwariowanej i temperamentnej hinduskiej solistki byłabym wdzięczna : ).
I jeśli mogłybyście gdzieś jeszcze upchnąć szurniętą pianistkę z zaniżoną samooceną (to ostatnie to nie moja opinia), która od czasu do czasu ma napady weny pisarskiej to będę happy.
Rozdział 61
Rumiane słońce wytaczalo się wlaśnie znad górskich grzbietów gdy zaspana dyrektor weszła do jadalni w poszukiwaniu dzbanka z kawą. Stał jak zwykle na stole pod scianą, przez troskliwy personel zamkowy umieszczony na podgrzewaczu. Sabina nalala sobie kawy i pociągnęla tegi łyk. Po chwili jej umysł przeszedł ze stanu standby w tryb normalnego działania. Spojrzala z lubością na wyzłocone slońcem góry, z jeszcze większą na świeze bułki, masełko oraz inne dania śniadaniowe na stoliku, obok podgrzewacza z kawą, po czym jej oko padlo na lśniący aksamitnie blat dębowego stołu. Od ciemnego drewna odcinał się wyraźnie biały prostokąt koperty. Na kopercie, drukowanymi literami wypisano jej imię i nazwisko. I nic więcej.
Z bijącym sercem sięgneła po lit i otwarla go. Ze środka wypadł kolejny anonim.
"Nie wracaj do Polski. Nie otwieraj teatru. Inaczej zginiesz ty i twoj mąż."
- Nożeż kurwa, tego za wiele - powiedziała Sabina. - Puliński! Do mnie!
Uwe wyłączył budzik komórki i delikatnie trącił Wiedźmę.
- Pobudka, skarbie - rzekł.
- Mhmmm - zamruczała.
- Wstawaj - ucalował ją w ucho.
Niechętnie otworzyła oczy, tymczasem Uwe wysunąl sie spod kołdry.
- Uwielbiam widok twojego tyłeczka o poranku - rzekła, kontemplując jego cialo gdy nagi szedł do łazienki. Zacząl się śmiać, ale gdy przestapił próg przybytku higieny śmiech zmienił się w jęk zgrozy.
- Co za dowcipniś brał moją szminkę?! - ryknął barytonem, którego by się Krolock nie powstydził.
W pierwszej chwili Wiedźma pomyślala ze chodzi o jej i Sabiny zabawe w duchy, do ktorej pożyczyla sobie jego kosmetyki. Skuliła się pod kołdrą.
- Jakiej szminki, kochanie? - zapytała, nieco drżącym głosem.
- Moja najlepsza czerwona szminka! - Uwe wypadł z łazienki z oczyma płonącymi furią. - Chodź i sama zobacz!
Wiedźma wypełzla spod kołdry i ostrożnie zajrzała do lazienki. Na lustrze nad umywalką widniał wielki czerwony napis, wykonany najwyraźniej szminką Uwe.
- 'W Krakowie czeka was śmierć. Nie wracajcie do Otchłani." - przeczytała glośno.
- Co ten Pulinski sobie myśli? - grzmiał dalej Uwe. - Jakim cudem ktoś mógł wejść do naszej sypialni i do łazienki?! I grzebać w moich kosmetykach?! idę powiedzieć Sabinie co o tym myślę!
Ruszył ostro do drzwi, Wiedźma runeła za nim, łapiąc go za ramię.
- Poczekaj! - zawołała.
- Co?! - zapytał, mierząc ja wściekłym spojrzeniem.
- Nie zapomniałeś o czymś, kochanie? - zagruchała Wiedźma uspokajająco. - Uwielbiam twe boskie ciało od chwili gdy zobaczyłam cię w bialych porteczkach jako wiedeńskiego Toda, jednak warto by było gdybyś je nieco przyokryl, zanim stąd wyjdziesz.
Uwe popatrzył na swe obnażone ciało, potem na swą nagą partnerkę i się zreflektował.
- No tak - powiedział. - Masz rację. Najpierw sie ubierzmy.
Rozdział 62
Tytus czym prędzej podbiegł do wściekłej Sabiny, która z przerażeniem i złością wpatrywała się w kartkę papieru.
- Co się stało?- zapytał. Podała mu lekko już zmięty anionim.
- Tego już za wiele, mogą mi grozić. Chuj mnie to obchodzi, ale jak podniosą rękę na moją rodzinę to zabije!- warknęła a jej zazwyczaj wesołe zielono niebieskie oczy gwałtownie pociemniały i błyszczały złowrogo.
- Nie rozumiem, skąd ta kreatura wie że jesteś akurat w Rumunii?- Tytus wpatrywał się w papier, jakby zaraz miał go prześwietlić.
- Kurwa nie wiem!? Mam tego dość, nie będzie mi żadne bydle, dyktowało jak mam żyć. Niech stanie ze mną twarzą w twarz jak ma jakiś pierdolony problem.- krzyknęła, aż echo rozniosło się po jadalni. Wchodząca do Sali Wiedźma z Uwe od razu podeszła do wkurzonej dyrektorki i Tytusa.
- Sabina, czemu się tak wydzierasz? Połowa Bran cię słyszy.- Wiedźma spojrzała na przyjaciółkę.
- Znowu dostałam anonim.- odpowiedziała pani Dammerig.- Teraz mi śmiercią grozi!
- A właśnie, Tytus?! Jak to możliwe że ktoś w nocy wszedł do naszej komnaty i wziął moja szminke i nabazgrał nam na lustrze w łazience?- zapytał cokolwiek niezadowolony Uwe.- Jak ty tego pilnujesz, że ten imbecyl wszędzie wejdzie?
- Jest piekielnie sprytny.
- Niech sobie będzie sprytny ale ja go mam w dupie! Po zakończonych zdjęciach jadę do domu i jak zakończy się to popierdolone śledztwo, otwieram teatr.- Sabina wyszła z zamku nie zauważając własnego męża wchodzącego do jadalni.
Przebiegła zamkowy dziedziniec i poszła prosto nad płynącą niedaleko rzekę. Takie miejsca zawsze ją uspokajały, uwielbiała patrzeć jak woda płynie rozbijając się o kamienie. Usiadła nad brzegiem, ściągnęła żółte trampki i zanurzyła stopy w chłodnej wodzie. W zaroślach coś zachrzęściło, połamało się kilka gałązek. Z krzaków wyszedł Butelka, podkrażone z niewyspania oczy i zarost wskazywały, że nie spał za dobrze i nie brał porannego prysznica.
- A ty co tu robisz?- zapytała odwracając się od do niego i wsuwając mokre stopy w tenisówki. Popatrzył na nią smutnymi oczami, jak zbity pies.
- Nie wiem, opanowała mnie jakaś nostalgia, nie mogę spać, nie mogę jeść. Słońce nie świeci już tak jak dawniej.- mruknął niemalże poetycko gładząc płatki zerwanego polnego kwiatu.
- Jako twoja szefowa aby ulżyć twemu cierpieniu powiem co ci jest.- popatrzyła poważnie w jego oczy.
- Co takiego?- zapytał zaciekawiony.
-Butelka, zakochałeś się i tęsknisz za Carmen. Tęsknota za ukochaną osobą, nie trzeba mieć magistra z psychologii, żeby wiedzieć o co kaman.- uśmiechnęła się.
- Tak, chyba ją kocham.- odpowiedział.- Ale co ja mam zrobić, zdjęcia jeszcze potrwają.-westchnął
- Zaproś ją tu.- zaproponowała, podnosząc się i otrzepując spodnie z piasku.- Rumunia to piękny kraj, mamy lato. Wspaniałe miejsce na urlop. Chodź, musisz coś zjeść i koniecznie się wymyć i ogolić. Wyglądasz jak łachmaniarz.
-Zawsze szczera.- mruknął idąc za nią.
- Taka już jestem.
rodzial 63
Tymczasem w jadalni zbierała się reszta ekipy.
- Tytus - powiedziała Wiedźma powaznie. - Zaczynam podejrzewać ze autorem tych anonimow jest ktoś z nas.
- Nie ja - rzekla Zena, smarując bulkę dzemem figowym. - Mam ciekawsze rzeczy do roboty.
- Taaa - mruknęla Wiedźma, patrzac na apetycznie niedopietego i rozczochranego Mate.
- Na mnie też nie patrz - powiedział. - Na zamknięciu "Otchłani" tylko bym stracił. Trzy projekty na złom, a dajze spokój.
-Vanessa odpada, Marta też. Thomasa jakoś nie podejrzewam, Agi też nie...
- Dziękuję - Thomas, olsniewający w czarnej koszuli, skłonił się dwornie. - Miło że zostalem wykluczony z grona podejrzanych.
- No to kto zostaje? - poirytowany Uwe wzruszyl ramionami. - Tytus? Sasza? Donatelli balony odcięły dopływ krwi do mózgu wywołując żądzę mordu?
- Nie mam pojęcia - westchnęła Wiedźma.
- To może być ktoś z zewnatrz - rzekł Sasza spokojnie.
- I co, przyjechał za nami z Krakowa i zatrudnił się jako słuzący w hotelu? - prychnęła Wiedźma.
- Służący? Służący? - Donatella wpłynęla na salę. - Wlaśnie, przysięgłabym ze sprzątaczka słuchała radia Maryja. Tutaj też słuchają?
Wiedźma zastrzygła uchem.
- Co? Radio Maryja?
Donatella nie zdążyła odpowiedzieć bo do jadalni wpadła jak piorun zapłakana Vanessa.
- Ja protestuję! - krzyknęła. - Ja sobie wypraszam!
Zebrani wytrzeszczyli oczy.
- Co sie stało? - zapytał najprzytomniejszy Thomas.
- Ktoś mi podrzucił zdechłego kota do łózka! - Z oczu aktorki trysnęly łzy. - I napisał moją szminką na lustrze ze skonczę jak ten kot jesli będę dla was pracować!
- Pójdę po Sabinę - Marta poderwała sie z krzesła.
- To tylko głupi dowcip - próbowala łagodzić Wiedźma.
- Ja mam dość! - wrzasnela Vanessa tupiąc nogami. - Zrywam kontrakt! Jaaa chcęęę do Zaaaacaaaa!
Wiedźma zaczęła rytmicznie postukiwac głową w najbliższą ścianę.