kto widział upiora na deskach teatru. obecnie jest grany w warszawie. osobiscie byłam zauroczona. i dlatego siegnełam wkońcu po film. a wy widzieliscie upiora na deskach??
Nie ma niestety. :(
Byłam na tym 3 razy i Upiór na żywo jest o niebo lepszy od filmu. A nie wiem czy wiecie, ale 15 listopada będzie polska płytka. <3
"Moim zdaniem najlepsze są dostawki w pierwszych rzędach przed sceną, ale tak jak pisałam, plecy mogą rozboleć. "
Kurwa mać.
Część grupy (ci co dołączali) płacą mniej i siedzą na dostawianych. Pytanie gdzie...
A niech se siądą gdzieś z tyłu! xD
Widziałam wczoraj :D Niesamowite przeżycie, szczególnie, że siedziałam na wyciągnięcie ręki od sceny. Ta scenografia, przepych, w ogóle wszystko... Fantastyczna sprawa :D
Uwielbiam "Upiora w operze". Ja najpierw obejrzałam film, a później, gdy dowiedziałam się, że będzie grany w teatrze stwierdziłam, że muszę to zobaczyć. W sumie obejrzałam spektakl dwa razy, a mogłabym jeszcze z dziesięć. :) Raz siedziałam w 6 rzędzie, raz w loży nr 5. I jestem zachwycona! Za pierwszym razem występowali Damian Aleksander i Edyta Krzemień, a za drugim Tomasz Steciuk i Kaja Mianowska. I z oby dwu obsad jestem zadowolona. Przedstawienie jest przepiękne i wzruszające. Troszeczkę zmienione w porównaniu z oryginałem Webbera, ale równie dobre. :) Dekoracje i kostiumy robią wrażenie, a śpiew jest po prostu piękny! Na prawdę warto obejrzeć.
Kaja Mianowana się ta pani nazywa. Też byłam ostatnio na romskim "Upiorze", a trafił mi się zestaw Edyta-Damian. Generalnie bardzo mi się podobało, Edyta Krzemień byla przewspaniała, ma świetny głos i własny pomysł na rolę Krychundy. Zaskoczyla mnie i to bardzo, zrobiła z Christiny dziewczynę z charakterem i wlasnym zdaniem, a nie takie coś z oczami jelenia w świetle reflektorów samochodu, jak było widać w filmie. Prawie zaczęłam lubić pannę Daae.
Natomiast Upiór... No cóż, Damian Aleksander nie jest moim Upiorem, zdecydowanie. Ma ładną barwę głosu, za to zdarza mu się pofałszować tu i ówdzie (ach ta ostatnia nuta w "Music of the night", zlośliwie nie wyszla jak trzeba) albo śpiewać w niezupełnie wlaściwej tonacji. Jego interpretacja zaś jest żywcem darta z Butlera, a tego nie lubię. Wolę kiedy aktor sam szuka swojej własnej interpretacji.
Tak. Jest gruby. Upiór z brzuszkiem... Nie. Zdecydowanie nie.
A, i jeszcze jedna rzecz która mnie zastrzeliła. Moment zdejmowania maski. Otóz w filmie jak i w innych, poza romską, inscenizacjach Upiora, moment zdjecia maski Erikowi jest kluczowy. To tam napiecie osiąga swoje crescendo, to po tym właśnie momencie wszystko zaczyna się walić. Upiór panikuje, ucieka ze sceny, wlokąc za sobą Christine i gorzko pytając "Dlaczego?"
W Romie nie. Śpiewają sobie otóż Upiór Aleksander i Christine "Point of no return" trochę chodząc, trochę poniewierając sie po rożowej pluszowej kanapce. Wreszcie Upiór zaczyna wyznawać Krysi milość a ona... na samym początku tych wyznań zdejmuje mu maskę. Upior z zimną krwią kontynuuje, nie przejmując sie tym ze jest gołą gębą wystawiony do publiczności, wszyscy patrzą, kobiety mdleją, policja nerwowo ściska bron palną... Nic, to, Kryśka, nic to, Upiór spiewa swe wyznania, patrzą sobie z Krystyną w oczy, jest słodko i milutko aż do momentu gdy zza dekoracji wypada trup Piangiego. I wtedy pan Upiorny przypomina sobie ze mial desperować, pomstować i wlec Krychę w podziemia.
Kompletnie bez sensu. Ona go tu zdradza, wystawia na pośmiewisko, odrzuca, a on nic, daej z trelami milosnymi jedzie. Argh.
Byłam na Upiorze w Środę. Trafiłam na Aleksandra i Paulinę Janczak. Fakt, pan Damian pomysłu na rolę nie ma a i fałszować mu sie zdarza. Aktorka grająca Carlottę zrobiła coś w rodzaju parodii Minnie Driver (szczególnie na początku). Włoska diva może i jest nieco groteskową postacią, ale bez przesady. Gra Pauliny nie przypadła mi do gustu (polegało to głównie na zginaniu sie w pół, wznoszeniu rąk do góry i robieniu wystraszonej minki), ale podobał mi się jej śpiew. Raoul był za to mniej kluskowaty niż w filmie. Pozytywnie wypadli panowie grający Andre i Firmina, aktorka grająca Meg, ale już np Madamme Giry zagrana była dużo gorzej. Idiotyzmem było, że Christine odwiązała maskę Upiorowi, po czym dopiero ją zdarła, przecież poczułby, że coś jest nie tak. Mimo to koniec był całkiem dobry, czego nie można niestety powiedzieć o początku (w oczy sie rzuciła tez wpadka Aleksandra, który przy liście zawiadamiającym o nowej obsadzie Il Mutto pominął sporą część tekstu). Mimo wszystko musical robi pozytywne wrażenie
Widziałam, boskie! Tylko nie podobało mi się, ze żyrandol spadł w połowie, a nie na końcu:D:D
Możliwe, że wiesz to o czym zaraz napiszę i po prostu preferujesz wersję z filmu, ale na wszelki wypadek informuję: w musicalu scenicznym żyrandol zawsze spadał w połowie (dopiero w filmie to zmienili, żeby był bardziej drrramatyczny finał), w książce też spada gdzieś w środku i nie wynika z tego żaden wielki kataklizm.
Osobiście wolę żyrandol spadający w połowie.
wiem o tym, czytałam książki, znam ten musical:D Chodziło mi o to, że bardziej mi się podobało jak spadł an końcu:)