Niestety, w wersji słabszej. I jeszcze mniej realistycznej.

1 W pierwszej 'Taken' Liam Neeson musiał wynajmować tłumacza z języka albańskiego. Tutaj ma prościej, bo wszyscy Albańczycy mówią po angielsku, nawet pomiędzy sobą.
2 Liam Neeson, niczym Egon Olsen w duńskich farsach - zawczasu wie jakie akcesoria mogą mu się przydać i właśnie te przedmioty zabiera ze sobą na spacer po mieście.
Co prawda nie zauważyłem gdzie i kiedy on pochował te dziesiątki magazynków z amunicją, która za chwilę będzie wystrzeliwana bez najmniejszego umiaru. Z drugiej strony, tego jak Albańczycy w swych trzech pojazdach bezproblemowo szmuglowali tony uzbrojenia oraz amunicji przez co najmniej dwie granice - też nie widzieliśmy.
3 Ależ te kobiety (tak ex-żona jak córka) głupie. Widz niemal na głos woła "śpieszcie się, uciekajcie!" - a one muszą jeszcze pogadać z ex-mężem i ojcem.
4 Wszystkie walki opowiedziane za pomocą sekundowych cięć. W ten sposób aktor Neeson nie musiał zbyt gorliwie trenować sztuk walki przed kręceniem. Choćby zatem ten kaskader grający złego Albańczyka naprawdę był szybszy i sprawniejszy od aktora - montaż sprawi, że na ekranie Liam będzie najszybszy i najsprawniejszy ze wszystkich.

Ale czego ja wymagam od prostego filmu akcji, który pragnie jedynie być odmóżdżaczem? Jak ktoś akurat ma niecałe dwie godziny wolnego czasu - niech ogląda, proszę bardzo.


PS Ze znajomością geografii i polityki też u filmowców kiepsko. Nie wiedzą, że od 89 lat (licząc do chwili premiery filmu) Istanbul nie jest już stolicą Turcji, w związku z czym nie ma tam Ambasady Stanów Zjednoczonych, co najwyżej Konsulat Generalny. Wiem, wiem - czepiam się drobiazgów.