Tego się po prostu nie da oglądać. Po pierwsze: film jest nudny. Po drugie: nielogiczny,
nieprawdopodobny. Scena łóżkowa jako obowiązkowy element polskiego filmu wciśnięta
na siłę itd., itp. Scenariusz beznadziejny. A przede wszystkim brak konsultacji prawnej.
Takich bzdur dawno nie widziałam. Scenarzysta naoglądał się amerykańskich filmów, ale
nawet tam ktoś się jednak przepisami przejmuje. Ten film to prawniczy dramat. Ja
rozumiem, że to fikcja, ale może przynajmniej jakieś minimum przyzwoitości po stronie
twórców? Może jakaś odrobinka osadzenia w polskiej rzeczywistości? Czepiam się, ale
dawno się tak nie zdenerwowałam w kinie. A brak konsekwencji scenariusza to świadectwo
pogardy dla inteligencji widza!
I co jeszcze? Może mamy wszystkiego w szkołach uczyć,bo akurat komuś się tak spodoba? A może by tak łaskawie środowisko prawnicze zadbało o to,żeby prawo było zrozumiałe dla każdego? Żeby było stanowione w sposób rzetelny,solidny,a nie na kolanie? I może by tak srodowisko prawnicze zadbało o to,żeby pomóc ludziom,którzy prawa nie znają? Może by tak zadbali o akcje promujące świadomość prawną? Środowisko medyczne jakoś potrafi i nie domaga się nauczania medycyny w szkołach.A to jest o niebo ważniejsze niż prawo i tu moim zdaniem przydałby się przedmiot: "podstawy medycyny". A biologia to żadna namiastka.Nic nie da.
Najłatwiej krytykować,a może lepiej spojrzeć na siebie?
Spoglądam na siebie codziennie, ale dziękuję za radę, być może od dziś będę robić to z większą częstotliwością :) Do rzeczy: kto stanowi prawo? "Środowisko prawnicze"? Co do "akcji promujących" - może wystarczyłoby trochę czasu i chęci? Czy może "środowisko prawnicze" ma zapukać do Twych drzwi byś wziął/ęła w nich udział? Świadomość prawna społeczeństwa jest marna. Podstawy prawa kosztem jednej godziny fizyki czy chemii nie zrobiłyby nikomu krzywdy, a gwarantuję, że wręcz przeciwnie. Czemu ten pomysł budzi takie oburzenie? Przecież nikt nie mówi o wykładaniu dogłębnie wszystkich dziedzin prawa, a jedynie podstaw. Tu nie chodzi o to, żeby "uczyć wszystkiego, bo akurat komuś się tak spodoba". Chodzi o to, żeby uczyć rzeczy przydatnych w ŻYCIU. Znajomość prawa przydała mi się kilkakrotnie, a budowa alkanów jeszcze nigdy, ale wszystko przede mną :) Pozdrawiam.
PS: Podstawa programowa biologii w szkołach to osobny temat. Niemniej jeśli chodzi o podstawy medycyny czemu nie? Pytanie tylko jak bardzo ten przedmiot różniłby się od samej biologii? To już zadanie dla specjalistów z tej dziedziny.
Nie ma za co :)
A co ma do rzeczy fakt kto stanowi prawo? Środowisko prawnicze mogłoby przynajmniej próbować wpływać na proces legislacyjny.Można to robić.Tymczasem o środowisku prawniczym robi się głośno tylko wtedy,kiedy trzeba załatwić sobie podwyżki płac,albo bronić ograniczonego dostępu do zawodu.
Poza tym kiepskie prawo nie jest żadnym usprawiedliwieniem miernoty polskiego środowiska prawniczego.Skoro nawet jeśli są przepisy dobrze napisane zapadają wyroki niekorzystne dla zwykłego obywatela,sprawy są umarzane,wyroki kompromitujące(co często wychodzi potem w Strasburgu),a sądy często stają po stronie silniejszego to o czym my tu mówimy? Dodajmy do tego korupcję,powiązania z polityką,biznesem i przestępczością.
Do mnie nikt nie musi pukać.Znam podstawy prawa,na ile się to da.Nie znam oczywiście meandrów,bo to potrafią tylko tuzy w rodzaju Falandysza czy de Viriona.Nie słyszałem o żadnej akcji promocyjnej.Ale wystarczyłoby czasu i chęci,i spokojnie można wyedukować prawnie społeczeństwo.Zajęłoby to kilka,może kilkanaście lat,ale wtedy nie byłoby narzekań.
Trochę błędnie hierarchizujesz.Teoretycznie żadna rzecz której sie uczy nie musi Ci być przydatna w życiu.Ale nie o to chodzi.Chcę powiedzieć,że wg Ciebie należałoby uczyć w takim razie: samoobrony,finansów,matematyki,ekonomii,elektroniki,hydrauliki,elektryki,remonto wania,handlu,budownictwa? No chyba nie. Od tego mamy ludzi,którzy się na tym znają. Od prawa mamy prawników. I niech oni robią to dobrze,niech chcą pomagać ludziom i będzie OK.
Co do nauki hydrauliki czy remontowania to śmiem twierdzić, że politycy wymachujący ustawami lub pierwszy lepszy organ administracji publicznej szybciej zrobią z Ciebie idiotę(wykorzystując Twoją niewiedzę) niż przeciekająca rura, sypiący się tynk czy zepsuty telewizor, no ale może się mylę. Wejście w posiadanie praktycznej wiedzy dotyczącej tzw. prac domowych nie jest czymś, co wymaga zgłębiania teorii. Nie popadajmy w paranoje, bo idąc tym tropem to można i w szkole uczyć jak dobrze pozmywać naczynia czy uprasować koszulę. Osobiście w szkole miałam przysposobienie obronne oraz przedsiębiorczość, którą można uznać za podstawy(marne, ale jednak) finansów i ekonomii. Z matematyki to nawet jest matura, więc nie wiem co robi w Twoim powyższym zestawieniu z (jak mniemam) przedmiotami nieco bardziej egzotycznymi biorąc pod uwagę edukację szkolną. Nie wiem jaką krzywdę wyrządzili Ci prawnicy(nie wnikam), że wrzucasz całe środowisko do jednego wora i przylepiasz etykietkę. Mogę jedynie powiedzieć, że się w nim znajduję i jestem świadkiem załamywania rąk na kolejne cudowne ustawy i nowelizacje.
Pierwsze cztery zdania Twojej powyższej wypowiedzi świadczą o tym, że dalsza dyskusja do niczego nie zaprowadzi. Ja na przykład wypowiadam się tylko na tematy, o których mam pojęcie. No ale to tylko taka mała sugestia na koniec.
A, i uwierz, znam wielu prawników chcących pomagać ludziom, wystarczy spojrzeć na świat z innej perspektywy niż perspektywa obrażonego na to środowisko wszechwiedzącego. Pozdrawiam.
To miał być tylko przykład,żeby nie popadać w paranoję z tym nauczaniem rzeczy przydatnych w życiu.
Co więcej nie zgodzę się z tym,że politycy i organy administracji nie zrobiliby ze mnie idioty,gdybym miał w szkole jakieś podstawy prawa.Problem polega bowiem na prawie obowiązującym w Polsce,które jest tak skomplikowane,jest tak zagmatwane,że ludzie spoza środowiska prawniczego nie mają o nim zielonego pojęcia.Wydaje mi się nawet,że wśród prawników są tacy którzy mieliby kłopoty biorąc pod uwagę różnice w interpretacji jakiegoś jednego przepisu.
Tak jak Ty miałem w szkole przysposobienie obronne,ale nic z niego nie pamiętam.Wybacz,ale prawda jest taka,że szkoła nie jest w stanie niczego dobrze nauczyć.Mogę się z Tobą zgodzić w sprawie tych podstaw prawnych,ale żeby odbywało się to poza szkołą.Oczywiście byłby to przedmiot obowiązkowy,ale byłby nauczany przez specjalistów,byłby nauczany praktycznie i kończyłby się egzaminem.Ale z drugiej strony ludzie wykorzystują naszą niewiedzę na każdym kroku.I budowlańcy i energetycy,i elektrycy,i mechanicy samochodowi.W tym ostatnim przypadku jest najgorzej.Nawet podstawowa wiedza nie uchroni przed wyciągnięciem pieniędzy z naszych kieszeni.Więc nie należałoby się ograniczać tylko do podstaw prawnych,ale i nauczać innych przydatnych rzeczy,a to z kolei prowadzi do przeładowania programów szkolnych i w efekcie obniżenie poziomu nauczania,który i tak już jest niski.
Ale rozumiem o co Ci chodzi.Chcesz ochronić ludzi przed wykorzystywaniem ich niewiedzy.A ponieważ jesteś prawnikiem,więc ten temat jest Ci najbliższy i dlatego chcesz żeby nauczano podstaw prawnych w szkole.
Przepraszam za tą matematykę.Trochę się zagalopowałem.
Nie wrzucam środowiska prawniczego do jednego worka.Wiem,że są tam ludzie porządni,pomagający innym,którzy mają na celu dobro zwykłego człowieka,którzy chcą żeby prawo było dla ludzi,ale w niczym nie zmienia to ogólnego stanu.Wyjątki tylko potwierdzają regułę.Podobnie negatywną opinię mam o polskiej klasie politycznej.I fakt,że są tam ludzie godni i wysokiej klasy jak Włodzimierz Cimoszewicz czy Aleksander Kwaśniewski nie zmienia to mojej ogólnej opinii.Tu nie ma co się obrażać.Należy raczej dążyć do tego,żeby środowisko prawnicze dojrzało do refleksji nad swoją mierną kondycją.Bo chyba nie chcesz mi powiedzieć,że w Polsce środowisko prawnicze jest bez wad,że nie ma nic do poprawienia,że poziom polskiego prawa jest wysoki?
I nie jestem wszechwiedzący.Jestem tylko obserwatorem polskiego życia.I takie są moje wnioski.Ty jesteś wewnątrz,a ja na zewnątrz.Stąd nasze opinie muszą się różnić.
Wiesz.Samo załamywanie rąk niewiele da.Tak jak biadolenie nad poziomem polskiego kina.Trzeba działać.
Prawnicy nie wyrządzili mi żadnej krzywdy.Przynajmniej na razie.Ale znam wiele osób,które zostały potraktowane w sposób na który nie zasługiwały.
Również pozdrawiam.
greenimagine, myślę że warto ludzi w szkołach przede wszystkim uczyć logicznego myślenia, czytania i słuchania ze zrozumieniem, umiejętności znajdowania przydatnych informacji i chęci do poszerzania własnej wiedzy. To w życiu w zupełności wystarczy. Moim zdaniem środowisko prawnicze powinno skoncentrować się raczej na tym, by usługi prawnicze uczynić bardziej dostępnymi dla ludu. Mam na myśli działalność pro bono, ale również stawki za usługi prawnicze. Tyle off topic.
Dla mnie Uwikłanie to film godny polecenia i zastanowienia. Padają w nim ważne pytania o rozliczenie się z naszą przeszłością, o to jak naprawdę wygląda nasza obecna rzeczywistość, o moralność urzędników państwowych. Oczywiście można ten film odbierać tylko na poziomie scen łóżkowych, garderoby P. Ostaszewskiej, zdjęć willi w ogrodzie czy pod lasem czy odsłuchiwania nagrań w kawiarni. Tylko nie o to tu chodzi... Ale to oczywiście moja subiektywna ocenia.
Niesamowite, że aż tak różnią się opinie. Ja zakończenie zrozumiałam tak, że po prostu ich zabił. Nie wnikałam (chociaż zazwyczaj wnikam) dlaczego. Od razu zalozylam, ze zrobil to, bo chcial, zeby skonczyly się ich rządy, a wiedzial, że nie zostaną ukarani przez prawo. Mnie się film podobał, bo faktycznie polskie prawo jest straszne. A prokurator może sam prowadzić śledztwo. Nie musi, ale przeciez może. To była jej pierwsza poważna sprawa, więc się nie dziwię, że się zaangażowała.
Polskie prawo nie jest straszne, ale jak się poogląda parę filmów, lub seriali z prawnikami w rolach głównych to rzeczywiście można sobie taki pogląd wyrobić. Nie zgodzę się z taką interpretacją zakończenia, bo w takim razie do kogo dzwonił z informacją, że robota wykonana? Odnoszę wrażenie, że przez cały film robili ze mnie idiotkę, żeby pod sam koniec liczyć na mój ponadstandardowy intelekt (nie było na co liczyć) - też nie zrozumiałam zakończenia. A już scena końcowa, kiedy to dziecko zabiera matkę z miejsca przestępstwa. Matkę (prokurator), która jest zamieszana w łapówkę, to już trudno to skomentować. A co powiedzieć o prokuratorze, który znajduje sprawcę i nie wzywa Policji, tylko jedzie do biura? Szkoda gadać...
Potem wszystkim się wydaje, że rozprawa wygląda tak, jak w amerykańskim sądzie, albo w programie sędzia Anna Maria Wesołowska (choć i tak ta wersja jest bardziej zbliżona do rzeczywistości).
no to chyba byloa taka najwieksza glupota w tym filmie,ze ona sobie tak po prostu wyszla z domu sprawcy morderstwa i nikogo nie zawiadomila.chociaz to ze maz z corka przyjechali na miejsce zbrodni tez bylo slabe:(ale ogolnie film mi sie podobal:)
Może się wydawać,że prokurator Szacka to super hero i że to co robi jest mało realistyczne biorąc pod uwagę kompetencje prokuratorów, ponieważ słaba jest rola kogoś kto powinien jej partnerować, kto powinien być równie błyskotliwy jak ona,czyli Komisarz Smolar. W filmie policjant jest no...nijaki i pogratulować Bukowskiemu, że chociaż zrobił z niego kolesia z problemami, dzięki czemu ta postać nabiera jakiejkolwiek barwy. Film mi się podobał, dawno nie widziałam dobrego kryminału w wersji polskiej, więc przymknęłabym oko na niedoskonałości i cieszyłabym się, że powstało coś innego niż komedia romantyczna.
dla mnie to dobry film. dawno też nie widziałem polskiego filmu z tak dobranymi dialogami. film jest prawdziwy; gra aktorska niekłamana. nie osaczony kryptoreklamą ( chociaż tego efektu nie dało się usunąć -> ZET, RMF FM, CANNON, LECH, to nie jest przesadny). przybliża potencjalnemu odbiorcy zasady działa systemów ścigania, jednakże czasami mija się z prawdą. powiem Wam kochani, że można takie produkcje krytykować, ale według mnie mamy do czynienia z rodzimą produkcją na dobrym poziomie. nie ukrywam, że Kraków jako miasto ściągnął klątwę jak ja to nazywam: "warszawską" pokazując inne ujęcia, inny klimat i krajobrazy. jak najbardziej można rozwodzić się na temat polskiego prawa ale warto spojrzeć na efekt finalny, czyli zdjęcia - a te są bardzo udane. pozdrawiam !
Ja nie jestem wielbicielem Krakowa, ale film był piękny w warstwie plastycznej. Nie rozumiem wzburzenia że film nie oddaje wiernie procedur policyjno prokuratorskich. Chyba nie o to chodziło w tym filmie. Zgodzę się że scena łóżkowa na siłę - mogłoby jej wcale nie być. Z drugiej strony fajne dialogi, dużo soczystych postaci . Podobał mi się monolog naczelnego mafioza na temat młodzieży kopulującej na ławce i o tym jak polował na Jamesa Joyce's. Jeśli ktoś nie rozumie smaczków, nie potrafi słuchać ze zrozumieniem, to faktycznie lepiej niech zostanie w domu, albo niech pójdzie na Transformers 3, albo Oszukać przeznaczenie 5. Czy to są filmy dla prawników, wymóżdzająca papka?
Oj nie, to nie są filmy dla prawników, a przynajmniej nie dla wszystkich :-). Nie chodzi o wierne procedury, bo nie dałoby się filmu oglądać (byłoby nudno nie do opisania). Ale minimum przyzwoitości byłoby na miejscu. Zgadzam się, że warstwie plastycznej film był świetny. Ale ilość niedoróbek przerasta w moim odczuciu granice przyzwoitości i tyle. Rozumiem, że są osoby, którym film się podobał i szanuję to. Mój pierwszy post był bardzo emocjonalny, teraz mi przeszło, ale zdania o filmie nie zmieniłam.
Większości osób, wypowiadających się tutaj , nie przeszkadza , że scenarzyści nie mają bladego pojęcia, na czym polega praca prokuratora, sędziego czy policjanta. Przestaję się dziwić, ze coraz częściej powstają różnorakie debilne filmy, na które ludzie walą drzwiami i oknami. . Skoro wielu osobom nie przeszkadza, że oglądany film jest wielką brednią , zrealizowaną przez skrajnych ignorantów, to po ktokolwiek z filmowców ma się wysilać? Może powstanie np. film o starożytnym Rzymie , który zrealizowany będzie na Alasce, a wojsko rzymskie wystąpi w strojach Eskimosów. Będzie mogło być uzbrojone tak, jak to było np. podczas II wojny światowej, dostanie się tam łodzią podwodną . Dla niektórych to nie ma znaczenia. Większość naszej publiczności to łyknie i stwierdzi, że jest super.
Lady skoro tak elegancko krytykujesz to powiedz jaki ifilm udąło się Tobie zrealizować? Dodaj jeszcze jaką brednię palnęli scenarzyści w postaci sędziego??? :P. Lubisz posługiwać się mocnym językiem, więc napisz co wg. ciebie jest tą "wielką brednią".
Zdaje mi się że zupełnie nie odczytaliście smaczków filmu, któy polegał na całej gamie osobliwych postaci. Oczywiście można się przyczepić do wielu scen, ale film na prawdę był dobry i to nawet całkiem jak na naszą przaśną i tandetną kinematografię. Scenariusz filmu jest całkiem logiczny w porównaniu na przykład do Source Code.
Ale też dramat i thriller. Ale OK. Co powiesz na House MD? Można się z niego uczyć medycyny , prawda? To już nie sci-fi. A jakoś nikt nie czepia się nieścisłości medycznych, (a jest ich tam mnóstwo) bo zdaje się że chodzi o wygłupy doktorka. Ile sezonów ma House MD? 7, 8?
Tu mnie masz :-). Nie oglądam seriali z zasady, ale zdarzy mi się zatrzymać oko na Dr. House. Wiem, że z medycznego punktu widzenia to kosmiczna bzdura, ale to się dzieje w pewnej konwencji. W uwikłaniu - mam wrażenie - nie ma puszczania oka do widza, tylko wszystko jest na serio i to mnie boli.
A mnie nic nie bolało po obejrzeniu Uwikłania.Dobrze spędziłem czas.Może jestem ignorantem z dziedziny prawa, ale myśle, że mój wiek jeszcze na to pozwala.Nie raziły mnie wymienione wyżej potknięcia w scenariuszu.Racja, zdziwiło mnie odsłuchiwanie nagrań śledztwa w kawiarni i zgoda prokuratorki na podwiezienie jej na spotkanie z Sewerynem przez jego człowieka.Film odbieram pozytywnie.
wg mnie byc moze dosc zalosna proba puszczania oka jest w tym filmie muzyka, bo od poczatku sluchajac jej nie wiedzialam czy to komedia czy normalny film, tyle, ze to ma sie nijak do scenariusza moim zdaniem. A odsluchiwanie w kawiarni czy spotkania na rynku wydaje mi sie odbywaly sie w ten sposob, bo relacje policjanta i prokurator byly bliskie, wiec sobie pozwolili
Wiernikosia mam do Ciebie pytanko czy Ty jestes prawniczka, prokuratorka czy studetka I roku prawa ze tak super znasz te realia?
Jestem prawnikiem, nie znam tak super realiów, ale pojęcie mam i film mnie drażni. Co innego książka.
wiem wiem dopiero poźniej doczytałem, że jestes prawnikiem. Czyli jednak musisz mieć troche racji w tym co mówisz:)
Uzasadnienia ostrej oceny 2 dalej nie widzę o.O
Ta druga laska nawet 1 dała i poważnych argumentów też nie widać :(
Wiernikosia, całe to Twoje larum jest o kant dupy potluc... Wiesz dlaczego ? Bo żalisz się na głos wniebogłosy na jakieś szczegóły dotyczące procedur prawniczych, a tymczasem ten film położyło ZAKOŃCZENIE !!! Rozumiesz, kobito ?? Tu nie chodzi o to, co robi pani prokurator zazwyczaj między 8.30 i 9.07, ale o finał, który jest po prostu idiotyczny. Ostatni fani polskiego kina wysupłują ostatnie złocisze, żeby się upić na umór, bo takiego banału i takiej łatwizny w końcowych minutach filmu nie spodziewał się nikt.... PS> Zdjęcia Krakowa zrobię sobie sam, nawet piękniejsze, zakończenie filmu może być jedno.
Zgadzam się z Tobą. Za dużo przejmowania się realiami prawnymi,a tak naprawdę film bardzo zepsuło beznadziejne zakończenie.Jak komuś mógł do głowy przyjść taki pomysł? Nie wiem i nie próbuję zgadywać.
A można było tak świetnie film zakończyć.Wystarczyło trochę się wysilić.A tak dostaliśmy jedną wielką bzdurę.
Miało to być chyba na wzór niektórych filmów niejednoznaczne zakończenie,otwierające pole do różnych domysłów.Ale wyszło śmiesznie.
a skąd wiesz że House to bzdura? sprawdzałaś choc raz choroby które były w filmie ? bo ja chyba wszystkie i film nie jest bzdurny, pójdź sobie za to do szpitala w Polsce i możesz się cieszyc jak znajda ci chociaż jedną cięzko ropoznawalną chorobą , wiem bo mam znajomych dwóch u którzy nie moga od lat wyleczyc chorób, bo lekarze nie wiedza co to jest , kujoństwo u lekarzy nie zawsze przekłąda się na szybkośc myślenia i kojarzenia
Punkt dla Ciebie :-). Dobre pytanie dla prawnika! "Zasada" jest taka, że nie mam czasu regularnie oglądać telewizji. Preferuję film, który jest całością. Fakt, że możliwości techniczne są takie, że da się ten problem obejść. Zresztą mam swoje ulubione z Gliną (który nie raził mnie niczym :-)) lub serialem "Varg Veum" na czele.
Dzięki.Masz rację,że największym ograniczeniem przy oglądaniu jest właśnie czas,a konkretnie jego brak.I niestety nie zmienią tego nawet wszelkie ułatwienia techniczne,które sprawiają,że nie jesteśmy uzależnieni od TV.Ale prawdę mówiąc jeśli chodzi o emisję seriali,to polskie stacje lekceważą w tym względzie widzów.Zmiany godzin emisji,przerywanie emisji serialu,potem jego równie nagłe wznawianie,urywanie emisji po paru sezonach są na porządku dziennym.
Ja z powodu braku czasu nie obejrzałem do końca wielu seriali,a niektórych nawet nie zacząłem.
Przyznam,że tego "Varg Veum" nie kojarzę.A wspomniany "Glina" to ten polski serial z Radziwiłowiczem?
Co do Gliny to właśnie ten film z Radziwiłłowiczem. Varg Veum - tytuł polski Instynkt wilka. Dostałam od znajomej na DVD. Kryminał norweski. Jak dla mnie - bomba.
Jeśli to ten Glina,to powiem Ci,że mi również się podobał.Ale w tym przypadku byłem raczej przekonany,że Pasikowski nie skopie tego tematu.
A Varg Veum w wolnej chwili postaram się obejrzeć.Lubię kryminały,a poza tym skoro nasze gusta w przypadku Gliny są podobne,to może tak samo będzie w przypadku Varg?
Szczerze polecam Instynkt wilka. Główną rolę gra Trond Espen Seim - świetny aktor (to moja subiektywna ocena) - można go zobaczyć także w Hawaii, Oslo (też polecam).
Można oglądać online ;) Polecam to lepsze niż polska telewizja, która pokazuje mało ciekawych seriali lub tylko po 1 sezonie lub z opóźnieniem....
Nieuzasadnione porównanie.Gdyby Twój przykład z Eskimosami miał odzwierciedlać błędy w tym filmie,to akcja musiałaby się toczyć dajmy na to w Chinach,bohaterowie musieliby nosić stroje z XIX wieku,policjanci uzywać dzid albo maczug, a na ulicach powinny paradować dorożki i konie.
Film nie musi być w 100% realistyczny,zwłaszcza film rozrywkowy.
Aczkolwiek zgadzam się z Tobą,że powstaje mnóstwo filmów które mają się nijak do rzeczywistości.Ale póki są to filmy czysto rozrywkowe,mnie to nie martwi.
Myślę, że akcja nie musi się toczyć w Chinach, błędy są tak drastyczne, że chyba lepiej byłoby, gdyby policjanci używali dzid czy maczug. Wiadomo byłoby, że jest to akcent humorystyczny. Oczywiście, że film nie musi być realistyczny w 100%, ale czy udajac współczesny kryminał moze być w ogóle nierealistyczny?
Pomyśl o zawodzie - w sensie wykonywanej pracy - o któym wiesz najwiecej, tzn. pracujesz w nim, albo ktoś z bliskich. I wyobraź sobie, że ktos kręci film, w któym główny bohater wykonuje ten własnie zawód. I wyobraź sobie, ze w tym filmie nic sie nie zgadza, a cokolwiek robi główny bohater to stek nonsensów, np. nauczyciel matematyki uczy z pełna powagą, ze 2 + 2 to 5 Inny fikcyjny bohater np. profesor medycyny tłumaczy pacjentowi, ze wyleczy sie z ciężkiej choroby spluwajac przez prawe ramię itp. Czegoś takiego nie da sie ogladać. To jest przejaw skrajnej niewiedzy ekipy filmowej, poczynajac od reżysera, a kończac na aktorach. Do tego wszystkiego to też brak szacunku dla widza, ktory uważany jest widocznie przez ekipę za idiotę.
Chyba za bardzo się tym przejmujesz.Te przykłady z matematyką i medycyną są troche wyolbrzymione.Nie powiesz mi chyba,że błędy w "Uwikłaniu" są tego kalibru?
Jak już napisałem film nie ma być instruktażem ani spełniać roli edukacyjnej.Zwłaszcza film rozrywkowy. A "Uwikłanie" to taki film.Zgodziłbym się z Tobą,gdyby film opowiadał o prawnikach,gdyby to był główny temat.I nie byłby to film rozrywkowy.Dajmy na to film o Falandyszu.Wtedy rzeczywiście jakiekolwiek błędy,nosensy byłyby niewybaczalne.
Mnie najbardziej dobijają błędy w filmach,które każą się nazywać historycznymi.Czasem do furii doprowadzają mnie ekranizacje genialnych powieści (tzn takich które ja uważam za genialne),które całkowicie niszczą materiał wyjściowy tworząc wątpliwej jakości dziełko.
Niestety w przypadku "Uwikłania" postąpiłem trochę wbrew sobie i najpierw nie przeczytałem książki.Być może wtedy ocena filmu nie byłaby tak pozytywna.
Gdy czytam to, co piszesz, nasuwa mi sie pewna myśl. Narzekamy często na to, że wiele polskich filmów to gnioty.
A może to własnie dlatego, że nasza publicznosć w dużej mierze jest tak mało wymagająca, jak Ty, powstają tak beznadziejne filmy.
Co do Falandysza, sugeruję sprawdzenie, co oznacza zwrot "falandyzacja prawa".
Nie muszę sprawdzać co to jest falandyzacja prawa,bo to doskonale wiem.Tylko nie wiem co to ma do rzeczy.
Nie zrozumieliśmy się.Ty mnie chcesz na siłę przekonać,że "Uwikłanie" to gniot zasługujacy na 1/10.Nie przekonasz mnie,a ja Ciebie nie przekonam że jest inaczej.Poza tym wcale nie twierdzę,ze "Uwikłanie" to jakieś arcydzieło,czy wielkie kino.
Ale nie wmawiaj mi,że jestem mało wymagający jako widz.Mogę Ci podać setki tytułów filmów,nie tylko polskich,które według mnie są gniotami.Ale co to zmieni?
Widocznie mamy inne gusty.Ty lubisz inne filmy,ja inne.Ty oczekujesz czegoś innego niż ja,itp.
Poza tym ja stosuję inne kryteria wobec filmu rozrywkowego niż wobec filmu ambitnego.Gdybym chciał tak jak Ty szukać w kinie rozrywkowym nonsensów,absurdów i rażących błędów,to chyba większość filmów musiałbym ocenić najwyżej na 3.A błędy można znaleźć nawet w kinie ambitnym.I to ma zaniżać ocenę? Trzeba patrzeć całościowo na film.
Tu nie chodzi o gust. Nie spieramy sie o walory artystyczne. Wiem, że nie twierdzisz, że "Uwikłanie" to arcydzieło. Nie moge pojąć czegoś zupełnie innego.
1. jak można nakręcić film o organach ściagania i wymiarze sprawiedliwości, mając tak elementarne braki w wiedzy na ten temat i wiedząc, że wystarczyłoby dosłownie parę dni, aby co nieco poczytać, porozmawiać i miałoby sie juz pewne pojęcie o teorii i praktyce.
2. Jak mogą w czymś takim uczestniczyć osoby, mające już spory dorobek artystyczny
3. Jak to sie dzieje, że tak wielu osobom to nie przeszkadza i nie czują się oszukane!
W tym filmie nie trzeba szukać nonsensów, on cały jest nonsensem . Poza tym nie dzielę kina na rozrywkowe i ambitne . Albo film jest dobry, albo nie. Ta granica, o któej piszesz, już jest zatarta. Wiele autentycznie odbrych filmów nie można zakwalifikować jako tylko rozrywkowy czy ambitny. Czy tzw. "ambitny film" musi koniecznie być dramatem psychologicznym z wolną akcją, którego prawie nikt nie chce oglądać ? Czy każdy tzw. "rozrywkowy" film musi z kolei być tylko np. filmem o pościgu samochodowym dla idiotów ?
Ja dzielę filmy według takiej zasady: ambitne to takie które mówią o jakiejś ważnej tematyce,a forma nie jest ważna (np Matrix,Lista Schindlera,Hamlet,Psychoza - całkiem różne filmy prawda? Ale według mnie wszystkie to ambitne kino), a rozrywkowe to takie gdzie żadne istotne problemy nie są poruszane albo są jedynie pretekstem do niekończącej się akcji.
A teraz odniosę się do bardziej rzeczowych argumentów:
1) z tego co napisałaś wiem już czemu nasze opinie się różnią. Ty uważasz,że jest to film o wymiarze sprawiedliwości i dlatego rażą Cię braki. Ja z kolei jestem zdania,że "Uwikłanie" to film rozrywkowy,w którym wymiar sprawiedliwości jest jedynie tłem i absurdy mi tu nie przeszkadzają. Ważne jest,że nieźle się to ogląda.
Nie wiem czy oglądałaś "Bezmiar sprawiedliwości". To był ewidentnie film o wymiarze sprawiedliwości. I gdybyś w tamtym filmie zauważyła tak rażące braki,to przyznałbym Ci rację. Ale nie w tym przypadku.
Przykładowo "Poszukiwacze zaginionej arki" pełni są absurdów,ale mnie to mało obchodzi,bo to film czysto rozrywkowy,a nie film o archeologii,mimo ze archeolog jest głównym bohaterem i sporo o archeologii się mówi.
2) a myślisz,że wszyscy znają się na prawie tak jak Ty? Poza tym aktor to aktor. Musi z czegoś żyć. Zresztą w Polsce aktorzy nie mogą być zbyt wybredni. Nie jesteśmy w końcu Hollywood. A moim zdaniem akurat w przypadku tego filmu nie mają się czego wstydzić.
3) a dlaczego miałbym czuć się oszukany? Dostałem niezły film,nieźle zagrany,trzymający w napięciu. Może nie było to dzieło wybitne,ale na tle polskiego kina w tym akurat gatunku wyróżnia się pozytywnie.
PS. Czy gdyby nie te braki w przedstawieniu wymiaru sprawiedliwości oceniłabyś film lepiej?
Co do podziału filmów, to coś w tym jest, ale nie do końca. Większość reżyserów uważa, że w swoich filmach porusza mniej lub bardziej istotny problem. Ty możesz temat uznać za mało ważny, ktoś inny wręcz przeciwnie. Albo reżyser może chcieć pokazać inne spojrzenie na dany temat, a Ty uznasz, że temat jest już wyeksploatowany. I będzie to zawsze kwestia ocenną.
Nie ogladałam "Bezmiaru sprawiedliwości" . A "Uwikłanie" to dla mnie film z wymiarem sprawiedliwości w tle. Czy dobrze oglądałoby Ci się film, np. dramat lub romans, z głównym bohaterem lekarzem , gdzie lekarz ten na oko mówiłby wątroba, uważałby ze dla zdrowia jest dobrze połamać sobie kości itp. ? To z każdego filmu czyniłoby groteskę. Gdyby nie te nonsensy w dalszym ciągu nie uważałabym filmu za dobry, rozwój wydarzeń i "intryga" nie były dla mnie przekonywujące. Inaczej mówiąc, nie podzielam poglądu o spisku i o wszechmocy byłych ubeków i nie uważam, że należy się sie barykadować przed nimi w domach.
Masz rację z tym,że element ocenny jest koniecznością. Każdy sam rozstrzyga czy dany film jest dla niego ambitny,czy też nie. Opinia reżysera,aktorów i krytyków nie ma tu żadnego znaczenia. Może wpływać na ukształtowanie się określonej postawy,ale na pewno nie można mówić,że jeśli reżyser uważa film za ambitny,to wszyscy mają tak myśleć,bo inaczej ich zdanie jest gorsze.
Dla jednej osoby film X może być filmem ambitnym,a dla drugiego wręcz przeciwnie. Kino to sztuka i film jak każde dzieło sztuki powinien być oceniany indywidualnie.
Nie jestem doktorem,ale Twój przykład chyba jest zbyt przesadzony. Każdy człowiek,nawet jeśli ma zerowe pojęcie o medycynie wie,że oko to nie wątroba. I każdy człowiek wie intuicyjnie,że połamanie kości nie jest czymś co może uleczyć. Co więcej każdy człowiek – nawet jeśli nigdy w życiu nie chorował – jakąś styczność z medycyną miał. Natomiast można w przeciągu całego życia nie mieć żadnej styczności z prawem. Dlatego moim zdaniem łatwiej wychwycić absurdy związane z medycyną niż z prawem.
Gdyby zastosować analogię używając Twojego przykładu to w „Uwikłaniu” musieliby pomylić sędziego z prokuratorem, adwokata z oskarżonym, a adwokat musiałby klientowi - siedzącemu na dokładkę w areszcie – doradzać szukanie na własną rękę dowodów swojej niewinności i bronienie się samemu.
Gdyby takie błędy medyczne o których wspomniałaś miały miejsce w jakimkolwiek filmie,to automatycznie taki film by dyskwalifikowały, chyba że byłaby to komedia albo jakaś fantazja.
A chyba błędy w „Uwikłaniu” nie są aż tak absurdalne jak w tym przykładzie z lekarzem?
Ja też nie uważam,żeby istniał spisek byłych esbeków ale wcale mi to nie przeszkadza. Dla mnie liczy się jak film jest zrobiony i jak się go ogląda. Czy budzi emocje,jakie jest aktorstwo itp. Fakt,czy wierzę czy nie w główną tezę filmu ma mniejsze znaczenie.
Według mnie błędy są właśnie tego typu. I są one widoczne dla każdego prawnika. Ale jak widać chociażby po różnych głosach w tej dyskusji , mało kto to dostrzega. Pewnie świadczy to o tym, że ludzie mają mało kontaktów z prawem karnym.
W sprawie tych błędów zdaję się na Ciebie,bo nie znam się na prawie.Może gdybym był prawnikiem to wychwyciłbym je natychmiast i wpłynęłyby one na moją ocenę "Uwikłania". Piszę może,bo ja jednak staram się w kinie rozrywkowym nie brać pod uwagę wszelkich absurdów i nieścisłości.Oczywiście,że jeśli film takowych nie posiada to wspaniale,ale są one chyba immanentną cechą tego kina.
Masz rację,że mało kto dostrzega te błędy prawne,bo po prostu ludzie się na tym nie znają.Ale trudno ich za to winić.Jak już pisałem wyżej ludzie bardziej znają się na medycynie niż na prawie.
Ech, wygląda na to, e koleżanka jest w trakcie studiów, kiedy to niektórym się wydaje, że jak prawo stanowi, że prokurator (czy ktokolwiek inny) działa tak i tak, to tak właśnie jest w rzeczywistości.
A rzeczywistość, niestety, płata niemiłe figle: nie trzeba być prawnikiem, wystarczy oglądać wiadomości, żeby wiedzieć, że sporo procedur dotyczących pracy policji, prokuratury itp. jest łamanych, pomijanych czy nie wykonywanych (od palenia w budynku, gdzie jest zakaz, aż po wynoszenie akt sprawy do domu, niechlujność przy zbieraniu dowodów itp.).
Publiczne przesłuchiwanie taśmy będącej dowodem - bezmyślne i karygodne, ale czy aż tak nieprawdopodobne ? Prokuratorka raz sprytna raz głupiutka - a co, każdy przy pierwszej sprawie karnej robi wszystko jak należy ? I to że sama jeździ i węszy - nie przesadzajmy, czasem się to zdarza ! Pewien wiekowy, emerytowany prokurator wspominał kiedyś, że tylko i wyłącznie dzięki swoim pozasłużbowym i pozaregulaminowym działaniom udało mu się rozwiązać kilka spraw: a to sam z siebie jeździł na miejsce zdarzenia i za czwartym razem znalazł coś nowego, a to w nieformalnej rozmowie świadek się złamał i opowiedział, kto zabił, a to powrót do starej sprawy, przez nikogo nie nakazany, zaowocował nowymi tropami... Jak to ładnie powiedział: czasami trzeba w sobie mieć ten błysk, pasję, chęć szukania nawet niezależnie od bieżących zadań. I wydaje mi się, że filmowa pani prokurator właśnie coś takiego u siebie odkryła albo po prostu zaciekawiła ją sama zagadka, po kilku latach siedzenia w sprawach o defraudację majątku spółki z o.o.
Znana jest anegdota o profesorze (nazwiska nie pomnę), który mówi studentom prawa coś w stylu: dziś widzicie państwo drzewa, domy i ludzi, a niedługo będziecie widzieli tylko przedmioty i podmioty stosunków prawnych. Może i z początku trochę tak jest, ale bez przesady: po pierwszych zauroczeniach nową rzeczywistością (kolega nie jest mi winny dychę tylko wysokość jego zobowiązania stanowi kwotę 10 złotych...) wraca się do rzeczywistości, którą prawo oficjalnie reguluje, ale faktycznie z tym jego przemożnym działaniem bywa przecież bardzo różnie.
Inna sprawa: niektóre wątki, a już zwłaszcza końcówka z mścicielem w mundurze trochę kosmiczna, ale takie już prawo kina, że się sięga po rozwiązania dość, powiedzmy, oryginalne logicznie, żeby tylko złego bandytę w ostatniej scenie we krwi jego własnej unurzać.