Jednego temu filmowi nie można odmówić: klimatu. W tym temacie sprawdza się na całej linii. Całe budowanie napięcia od pierwszych chwil, obezwładniającą muzyka, atmosfera tajemnicy i małego miasteczka od samego początku stanowią główne atuty filmu. Natomiast są pewne braki, niedociągnięcia, być może zaniechania. Przede wszystkim nie jest to typowy przykład horroru w którym już od pierwszych chwil coś nas straszy z ekranu. Mimo swojej prostoty film potrafi skutecznie skupić uwagę widza. Moim skromnym zdaniem zakończenie jest trochę za szybkie, mogło być bardziej rozbudowane. Nie chcę za dużo spoilerować, ale podobała mi się gra aktorska głównej postaci męskiej (tego negatywnego bohatera). Nie jest to może film wybitny, ale wart uwagi w gąszczu zalewających nas ostatnio horrorów. Z pewnością nie żałuję czasu spędzonego w kinie.
5,5. Cytując jednego z krytyków: "more creepy than scary". Trochę nierówny i chaotyczny, ale klimatyczny, plus Tuppence, a szczególnie Ralph robią robotę!
UWAGA SPOILERY!!! Finał właśnie daje ostateczną odpowiedź, o czym jest ta historia, jeśli by ją odrzeć z gatunkowych elementów. O tym, ile zrobimy, żeby nasi bliscy, w tym wypadku dzieci, żyły dobrze. Albo żeby w ogóle żyły. A zrobimy wszystko. Nieraz oddamy samego siebie. Jocelyn nie poświęcił się do końca i stracił dziecko, Rebecca się poświęciła i je odzyskała. To jasna wymowa, która przebija się spod horrorowej skorupki.