Poziom niedorzeczności w tym filmie jest niemal boski i szkoda głowy na wypunktowanie tego mistrzostwa. Krzyżowanie gatunków może być owocne - np. Stalowe magnolie, Faceci w czerni, Dracula - jednak to małżeństwo nie wypaliło. Wątek miłosny, opleciony ingerencjami ni to boskimi ni to służb specjalnych, rozpoczynający się od kiblowego coup de foudre a kończący... nie będę spoilerował... to nic w porównaniu do dołującej amerykańskiej wiary w to, że Kosmos nie ma nic innego do roboty niż prostować miłosne odchylenie młodego kongresmana na jego drodze do prezydentury. Powalające!
Nie będę taki zły, by pastwić się nad przysposobieniem przez Nolfiego opowiadania Dicka, mając nadzieję, że tak jeden, jak i drugi brali lekkie dragi i zbyt intensywnie nie mieszali ich z etylowym. Wyszło jak wyszło - owszem, Blunt, Damon i inni grają nieźle, na upartego jest też klimat zdjęciowy i muzyczny. Wiele rzeczy zresztą tu jest, prócz jednej - sensu.
Film dla tych, którym podobają się bezkrytycznie: USA, Bóg jako Prezes i Hollywood jako wylęgarnia God Bless America.
Po przeczytaniu myślę, ze oglądaliśmy inne filmy :D i chyba ktoś jest mocno uprzedzony do USA i boga ;P jeśli sądzisz, że chodziło o prostowanie miłości pana kongresmena to moim zdaniem nie do końca chyba oglądałeś film, ze tak powiem gołym okiem, a przez pryzmat zniechęcenia do wcześniej wspomnianych. Co do Nolfiego to nie wiem... ale co do Dicka jest, a raczej był jednym z najgenialniejszych pisarzy s-f jaki się urodził i tak chemi trochę w nim było, ale trzeba coś o nim przeczytać.
P.S. To jest moja opinia nie mająca na celu nikogo obrażać ni nikomu uwłaczać ;)
Fabuła jest kompletnie idiotyczna - cały film pieprzą o jakichś straszliwych aberracjach, robią raban, że niby nie wolno im być razem, ale jak tak bardzo im zależy, to dobra. To na cholerę to wszystko?
Władcy umysłów (za polskim tytułem) zostali tu przedstawieni jak urzędnicy w administracji. W najmniejszym stopniu nie interesuje ich co jest słuszne a co nie, robią to co jest uchwalone i im nakazane z góry.
Osoby uchwalającej plan nie poznaliśmy i nie mamy podstaw do oceny jego czy racjonalności jego poczynań. Po prostu najpierw dokonał jednej zmiany w planie, a po tym drugiej.
Sam film daje kilka odpowiedzi na pytanie "na cholerę to wszystko", także tłumaczy dlaczego oni mogli być razem.
Zapewne to był jakiś przekaz podprogowy, ukryty pod debilną bieganiną i pieprzeniem o niczym.
Pięknie napisane. Od siebie dodam tylko, że trudno mi jest uwierzyć, że ktoś po przeczytaniu scenariusz powiedział: "ok, kręcimy to" i dalej ktoś inny po przeczytaniu powiedział " ok, chcę w tym zagrać". Nie wiem co brali twórcy, ale powinni brać przynajmniej o połowę mniej. A może ktoś przegrał zakład??? Albo ktoś komuś wskoczył na ambicję : "co, ja tego nie wyprodukuję?!!" Trudno się mówi, choć to doprawdy smutne, gdy dochodzę do wniosku, że większy sens miałoby poświecenie tych ponad 100 min. na policzenie kropek na tapecie.
Najśmieszniejsze że ten szajs na siebie zarobił! Szok, nie wiem jaka była grupa docelowa tego dzieła ale że nie została zmasakrowana na prapremierze tego pojąć nie mogę.
Wiemy, wiemy, jaka była grupa docelowa. Ona jest, zresztą, bardzo liczna. To nie są źli ludzie.
A ja nie wiem jaką grupę docelowa macie na myśli ;-) Oczekiwałam czegoś innego, oczekiwałam filmu takiego jak "Incepcja", kina akcji z elementami sci - fi, oczekiwałam spotkania z kosmitami albo intrygi jak w "Eagle eye" a film był taki zagmatwany, czasami myślałam, że tematem jest religia, bardzo się zawiodłam, film powinien być reklamowany jako melodramat albo komedia romantyczna.
A co takiego zagmatwanego jest w tym filmie? Masz głównego bohatera, który się zakochuje i stawia czoła przeciwnością, które piętrzą przed nim "agenci". Już bardziej zagmatwany jest Matrix czy wspomniana przez Ciebie Incepcja.
Niby takie proste, dwoje zakochanych ludzi kontra " agenci", a jednak w sposób pokazania nie wyjaśniał dlaczego "agenci byli tacy uparci aby ich rozdzielić, nie dowiadujemy się tak naprawdę kim są "agenci" i dlaczego chcą decydować za ludzi, może w ten sposób ratują świat przed nami ? To moje subiektywne podejście.
Jak to nie wyjaśniał, dlaczego byli tacy uparci? Mieli wytyczne i nimi się kierowali. Czy wiedza o tym kim są jest potrzebna do zrozumienia filmu? Czy motywy ich działania też? Czy rzeczywiście ta wiedza jest potrzebna widzowi czy jednak taka aura tajemniczości nie jest bardziej korzystna? Czy Incepcja byłaby lepszym filmem gdyby wszystko wyjaśniała i nie pozostawiała cienia wątpliwości co do zakończenia? :)
Oceniacie ten film nisko, a w zasadzie żadnemu z Was nie udało się go zaszufladkować (no przepraszam, padło słowo melodramat ;)) - prawda ?
Film w swej prostocie jest świetny - nie opowiada o miłości, nie pokazuje rozterek kolegi Bourna - film jest o wszystkim co nas otacza, również o wyborach jakie podejmujemy.
Zauważcie, że w każdej z grup są postaci niekonwencjonalne - wyłamujące się ze stereotypów i miarę postępowania fabuły burzące pewien ład ... a na tym polega właśnie nietuzinkowość tego obrazu.
Według mnie nie ma sensu zamykać się na ten film, nie ma też sensu porównywać go do prozy, tudzież do Incepcji, czy Majtrixa
Pomimo wielu niedociągnięć (tak bywa z adaptacjami ;)) film jest dobrym kawałkiem SF.
Ja dałem 9, bo nie "bornują" w nim na dodatek - Matt jest wreszcie fajtłapą ;)))
Pozdrawiam wszystkich.