Przekombinowany. Pointa końcowa jest jak najlepsza. Ale to, co ją poprzedza jest tematycznie naiwne. Za dużo jakiegoś fetyszu - na przykład te kapelusze.
Ten film to mieszanka pomysłów znanych już z innych filmów. Np. motyw przechodzenia przez drzwi zmałpowany z "Zaginionego Pokoju". Trochę tu też "Matrix'a" (jakżeby inaczej), trochę "Vanilla Sky", trochę "Thruman Show" (scena w ubikacji to jaskrawe nawiązanie) i jeszcze kilka rzeczy. Oczywiście wiem, że dzisiaj trudno zrobić film całkiem nowatorski, ale... wielu się jednak udaje (np. Incepcja), więc po co robić kalki?
Film byłby całkiem ciekawą sensacją, gdyby twórcy skupili się na rozbudowaniu fabuły stricte związanej z wpływem panów w kapeluszach na los jednostki i zbiorowości, jednakże zadziałała chęć dotarcia do szerszej publiczności, a wiadomo, że zbiorowość uwielbia romans. Krótko mówiąc najistotniejszy wątek, to jest relacja głównych bohaterów, najbardziej przeszkadza. Poza tym w ucieczce przed panami w kapeluszach dostrzegam pewną analogię do "Zakochanego bez pamięci", co też delikatnie razi.