Jakość filmu jest odwrotnie proporcjonalna do jakości okładki. Kiedy zobaczyłem
nieumiejętnie wklejonego Matta Damona, biegnącego po dachu budynku, moja ochota na
film zaczęła gwałtownie spadać. Efekt doprawiło hasełko: "Incepcja i Bourne w jednym".
Tymczasem film ma potencjał i może wybronić się bez tego typu sloganów.
Tak czy siak, zasiadłem przed monitorem i nie odrywając wzroku przez godzinę i 40 minut,
spędziłem bardzo przyjemnie czas. Od razu zaznaczam, że "Władcy umysłów" nie wyróżniają
się na żadnej płaszczyźnie w porównaniu z innymi tego typu filmami. Fabuła jest
nieskomplikowana i nie wymaga ciągłego zaangażowania ze strony widza (co
sugerowałoby porównanie do Incepcji), aktorzy grają przeciętnie (fakt - nie mieli też zbyt
wymagających ról), ale całość ma w sobie pewien magnes, który przykuwa i nie traci swej
mocy przez cały seans.
"Władców umysłu" polecam na niedzielne popołudnie, tak dla odstresowania się po całym
tygodniu. Nie ma w nim nic wybitnego, ale jednocześnie spełnia wszystkie dzisiejsze
standardy kina rozrywkowego i ma w sobie to "coś".
troszkę czegoś brakło, szkoda... film do obejrzenia choć podobne S-f już były... chyba brakło scenarzyście polotu w obudowaniu pomysłu...
Popieram, a że lubię fantastykę to dodałem jeszcze +1 i wyszło 8/10. Warto obejrzeć, prosty i niezobowiązujący film rozrywkowy z ładnie zagranym miłosnym wątkiem.