Opowieść o trzech braciach krwi nie jest historią, która powala na kolana. Zasadnicznym minusem jest to, iż w przeciągu niecałych dwóch godzin przedstawia czas ponad 5 lat. Brakuje często płynnego przejścia z jednej sceny do drugiej. Zdecydowanie lepiej pod tym wzgledem wypada druga połowa filmu, w pierwszej zaś mamy okazję podziwiać udane sceny batalistyczne - to dzięki nim widać, że oglądamy film z niemałym budżetem. Sceny zawierają w sobie sporo dynamizmu, jest widoczny przepych, a pierwsza bitwa jest nieźle przedstawiona. Dobrze też wypadają w niej główni bohaterowie, choć widocznie akcja sprzyja im aby nie zgninęli w filmie za wcześnie.

Gorzej nieco jest z pojedynkami, Jet jakoś nie wymiata jak zwykł w starszych filmach, choć zdecydowanie najlepiej z obsady filmu. Trzeba przy tym nadmienić, że Jet zagrał naprawdę nieźle w "The Warlords", nie ma w jego karierze filmów, gdzie pokazałby swoją grą aktorską takie spektrum emocji. Pozostała dwójka: Takeshi Kaneshiro i Andy Lau to uznani aktorzy więc ich gra, jak można przypuszczać nie pozostawia sporo do życzenia.

Trochę kuleje fabuła. Pod koniec staje się przewidywalna. Znów władcy w Chinach są niezbyt prawi, rozpetują się wojny, a koniec końców wszystko pozostaje jak było. Ciekaw jestem czy istnieje jakaś wersja director's cut, bo przyjemnie byłoby zobaczyć bardziej kompleksowe wydanie filmu.

Plus jeszcze za muzykę, wzmaga morale widza, który dzielnie kibicuje wojennym poczynaniom bohaterów.

Podsumowując: historia o poświęceniu, zdradzie, wojnie, polityce i miłości - jednak zdecydowanie za mało intensywna i nieco rozczawoująca w ostatecznym rozrachunku. Mimo wszystko ogląda się dobrze i dwie godziny mijają jak z bicza strzelił. Dla miłośników kina spod znaku chińskiego miecza must see - tym bardziej, że jest to jeden z filmów, gdzie bohaterowie w walkach zachowują realizm.