Ogólnie rzecz ujmując temat filmu dość banalny, finał przewidywalny (a raczej z gatunku tych "na dwoje babka wróżyła", czyli: prześpi się z nowym przyjacielem czy się nie prześpi), Egipt przedstawiony sterylnie pięknie (panie przy stoliku niby mówią, że Egipt jest brudny, ale nie widzimy tego), rozmowy bohaterów takie jakieś nijakie.
Jednak nie wszystko jest złe. Dałam początkowo 5/10, ale po przemyśleniach zauważyłam kilka drobnostek podwyższających ocenę o 1 punkt:
- scena gdy Juliette wchodzi po raz pierwszy do hotelu i wystawia fotel na taras, po czym w nim zasiada i się delektuje słoneczkiem i klimatem nowego miejsca (mniejsza z tym, że chwile wcześniej w samochodzie narzekała na oszałamiające gorąco, przymknijmy na to oko) - bardzo ujmująca, podobnie jak inna: gdy Juliette wstaje od stolika i udaje się w ustronne miejsce, żeby przemyć twarz w wodzie z fontanny - przyznam, że te dwie scenki mają coś w sobie (ale to dzięki Patricii C.),
- zaintrygowała mnie końcówka; nie mogę rozgryźć, czy Juliette płakała w samochodzie z poczucia winy, że "zdradziła" męża będąc pod piramidami z T., czy też płakała, bo zdała sobie sprawę, że pokochała T. i że nigdy nie będzie mogła z nim być.... lubię takie niejasne atmosfery;
-TURKUSOWA SUKNIA JULIETTE...................
a propos końcówki, Juliette płacząca w samochodzie, przypomniała mi bardzo podobną scenę płaczącej w samochodzie, również z mężem u boku, Meryl Streep w filmie "Co się wydarzyło w Madison County". czemu płakały, ciężko stwierdzić, myślę, że po trochu wszystkiego co napisałaś, zakochały się... ;)