Drugi, obok "Za wszelką cenę" Eastwooda, film o eutanazji jaki znam. Film, który zachwycił krytyków, a także zdobył Oscara za najlepszą produkcję zagraniczną. Co prawda nie powiedziałbym, abym czuł się po obejrzeniu "W stronę morza" wniebowzięty, aczkolwiek jest to z pewnością warty uznania tytuł. Jest to obraz pokazujący tragedię jednej osoby, która przez trzydzieści lat walczy o legalizację eutanazji i godną śmierć, mimo, że kocha życie. Ramon Sampedro to postać autentyczna, która wzbudziła w Hiszpanii niegdyś ogromną kontrowersję ze względu na swą decyzję. Reżyser "Innych" i scenarzysta "Vanilla Sky" przedstawia nam osobę z bogatą osobowością, kochającą kobiety, wiersze, mającą poczucie humoru, jednakże pozbawioną jakiejkolwiek intymności, nie mogącą pogodzić się ze swoim losem oraz z tym, że już nic nigdy w życiu nie uda mu się zmienić. Ramon nie jest zbuntowanym nastolatkiem, to osoba dojrzała, pewna swej decyzji. Wrażenie mogą zrobić słowa ojca głównego bohatera - "Jedyną rzeczą gorszą od śmierci własnego dziecka jest to, gdy ono jej pragnie". Postarzony o dwadzieścia lat Javier Bardem świetnie zagrał postać Sampedro, gra właściwie tylko mimiką i oczami, a mimo to znakomicie mu to wyszło. Reszta obsady również na dobrym poziomie, choć bez żadnych wodotrysków. Pod względem technicznym nie można się niczego przyczepić, zdjęcia zostały wykonane dobrze, muzyki nie pamiętam. Właściwie "Mar adentro" można tylko zarzucić, że trochę zbyt długo się rozkręca, przez co niektórych może szybko znużyć. Szkoda też, że trochę pominięto niezdrowe stosunki Ramona z bratem. Jednak scenariusz, gra Bardema i smutna końcówka wszystko wynagradzają. Mimo wszystko jest to obraz ciepły, mimo że traktuje o zdecydowanie nieprzyjemnych tematach. Warto pod koniec projekcji przypomnieć sobie jeden cytat z filmu - "Życie to prawo, a nie obowiązek". 7+/10