Ostatni raz dałem się nabrać na długi dramat(chociaż to tylko 2 godziny i w wielu filmach mijają jak z bicza strzelił), w którym akcja posuwa się naprzód jak Reprezentacja Polski w rankingu FIFA. Nie żeby taki styl był czymś złym, w wielu filmach strasznie się mi podobał(patrz. "Mud", "Przed zachodem słońca"), ale tutaj ziewałem z każdą sceną coraz bardziej. Biedny Ramon chce się zabić,ale jest sparaliżowany i ze zrozumiałych względów nie może tego zrobić i nikt nie chce mu pomóc. I tak przez cały film oglądałem Ramona przekonującego wszystkich, aby się go "pozbyli", który co chwila rzucał ironiczne teksty o tym, jakby sobie pobiegał,ale nie może, w czym reżyser pomagał mu coraz bardziej czerstwymi scenami(pierwszy wyjazd poza dom i Ramon widzi dymające się psy - sic!). To dystansowanie się do paraliżu wydawało mi się strasznie nachalne, tak jakby każdy film o ciężko chorym/kalekim musiał pokazywać jaki to on ma dystans do siebie samego(Ramon, który płacze za pomocą śmiechu - sic! 2). Oceniam tylko ze względu na to, że takie kalectwo przeraża mnie, czego nie mogę powiedzieć o losie Ramona, który nie ziębił mnie ani nie grzał, a podobno miał to być popis Javiera. Z takimi dramatami to śliska sprawa, im dłużej tym gorzej dla tego typu filmów, zwłaszcza, jeżeli opowiada statyczną historię człowieka przykutego do łóżka. Szkoda,że twórcy wpadli w pułapkę rutyny i monotonni i film nie był dla mnie czymś więcej niż opowiedzianym z przymusu fragmentem biografii, wyzbytego z wszelkich emocji( no może poza sceną z bratem Ramona, który w końcu mówi mu prawdę). Zawód, wielki.
Nie wiem po co przywołujesz tutaj Hobbita, Klopsiki i inne animacje, skoro nie o tym jest mowa? Facet zagrał sparaliżowanego i koniec tematu, nie ma się co rozdrabniać, łazić za mną po tematach i płakać nad moim gustem. Chcesz pogadać o filmie to rób to, a nie odwołuj się do moich najwyżej ocenianych filmów i przestań płakać i leczyć ból dupy pod moimi tematami