I to tyle. Film bardzo przypadł mi do gustu, ale nie byłam i nie jestem ( nie wiem czy nie będę) za eutanazją. Mimo wszystko głowny bohater mnie nie przekonał, bardziej żal było mi pani prawnik.
He, he, bo pani prawnik sobie ze swoją sytuacją nie radziła w sposób tak zdecydowany jak dziarski Ramon. Rzeczy się wokół niej zmieniały i tak samo ono zmieniała się wraz z nimi. Pełna niezdecydowania, wahań, licząc się zarazem z uczuciami osoby najbliższej.
Ramon natomiast skoczył raz a „dobrze”, skręcił kark na poczekaniu i sytuację ma określoną i niezmienną od ok.30 lat. Są przy nim osoby bliskie, ale nie ta najbliższa, dla której warto byłoby jednak dalej funkcjonować, nawet nie mając w członkach czucia... Od dawna wie, do czego dąży i jest w tym dążeniu niewzruszony, tym samym może się wydawać i nieludzki. A jeden lot w stronę morza czy jeden pocałunek z Julią nie rahabilituje go w naszym wyobrażeniu o reakcjach tzw. ludzkich. Okruchy czułości Ramon gasi cynizmem, więc jak tu takiego zrozumieć czy kochać?
Pani prawnik natomiast wydaje się nam człowiekiem żywym, chociaż zarazem egzaltowanym i w gruncie rzeczy dołującym samą siebie.
Ramon jest jak odlany ze spiżu, Julia natomiast jak sarna trwożliwa.
Które z nich wyciąga lepszą kartę?