W stronę morza

Mar adentro
2004
7,7 24 tys. ocen
7,7 10 1 24218
7,7 17 krytyków
W stronę morza
powrót do forum filmu W stronę morza

por que?

ocenił(a) film na 8

Już dawno temu miałem obejrzeć ten film ale odstraszał mnie temat jaki on porusza. „W stronę morza” opowiada bowiem o pewnym
mężczyźnie – Ramonie Sampedro, który od ponad 26 lat leży sparaliżowany w łóżku. Jako młody chłopak skoczył na główkę do oceanu
akurat w chwili, gdy fale odpływały od brzegu i złamał sobie kark. Czucie pozostało mu jedynie w głowie i tylko nią może poruszać w
miarę sprawnie. A ponieważ ma dość takiego nieruchomego życia, które wymaga od jego bliskich ciągłej opieki nad nim, chce aby
przeprowadzono na nim zabieg eutanazji. Sam wszystko dokładnie zaplanował, tak aby nie można było oskarżyć żadnej z bliskich mu
osób o czyn niezgodny z prawem. Ramon chce jednak umrzeć godnie, nie robić nic nielegalnego, dlatego chce swoja sprawę
przedstawić sądowi, by ten przyzwolił mu na odebranie sobie życia. Spotyka się więc z prawniczką Julią, która słucha jego racji oraz
poznaje bliżej jego historię, by później móc odpowiednio przedstawić całą sprawę w sądzie. Od czasu do czasu przyjeżdża do niego
również Rosa – samotna matka dwóch chłopców, która zaintrygowana filmem o Ramonie jaki obejrzała w telewizji, chciałaby sprawić by
zrezygnował ze swoich planów i by rozbudziło się w nim na nowo pragnienie do życia…

Jak widać więc z tego pobieżnego opisu „W stronę morza” nie mogło być przyjemnym i lekkim obrazem. Do jego obejrzenia przekonała
mnie jednak w końcu, coraz szerzej poznawana przeze mnie filmografia reżysera – Alejandro Amenabara, który nakręcił w 2001 roku
fantastycznych „Innych” oraz w zeszłym roku niezwykłą „Agorę”. „W stronę morza” to równie świetny obraz. Kameralny, spokojny i bardzo
skromny dramat, który nie spieszy się z opowiadaną historią. To film mądry, który tę poważną historię opowiada w niezwykle naturalny i
prosty sposób. To obraz, który tę trudną i kontrowersyjną kwestię, jaką jest eutanazja, dotyka w bardzo delikatny sposób, z wyczuciem i
ciężką do opisania lekkością. Co ciekawe choć porusza on tak trudny temat, nie jest jakoś przesadnie dołujący czy przygnębiający. Nie
znaczy to oczywiście, że jest to kino lekkie, ale sporo tutaj ciepła, humoru i dowcipu, który bierze się z postawy jaką wykazuje główny
bohater. Jest on pogodny, często uśmiechnięty, żartuje i pomimo tragedii jaka mu się przydarzyła, stara się pozytywnie patrzeć na
otaczający go świat,. Oczywiście to w większości śmiech przez łzy, ale trzeba zauważyć, że jednak śmiech.

Dlatego też wydźwięk filmu Amenabara jest w sumie pozytywny. „W stronę morza” wyraża tak naprawdę zachwyt nad życiem, to pochwała
życia w jego najmniejszych, najdrobniejszych chwilach. Film, który pokazuje jak zaskakujące, i zachwycająco piękne potrafi ono być,
nawet w krótkich, z pozoru nic nie znaczących chwilach, których się kompletnie nie spodziewamy. Pokazuje jakie jest ważne i cenne, a na
przykładzie Julii, jak nie sposób się z nim rozstać. Bo każdego dnia życie przynosi ze sobą nowe niespodzianki, czasem większe, czasem
mniejsze, czasem bardziej lub mniej pozytywne. Ale każdy dzień jest inny, cudowny na swój sposób i nigdy więc nie nadchodzi
odpowiedni czas na odejście z tego świata, bo zawsze będzie za wcześnie. Amenabar tę niezwykłość życia pokazuje przy użyciu prostych
środków, krótkich scen ukazujących zwykłych ludzi, normalne codzienne czynności, lub krajobrazy, które choć na pozór wydają się
zwyczajne, codzienne i nic nie znaczące, to jest w nich jednak coś magicznego, niezwykłego i wielkiego. Najpiękniejsza w całym jego
filmie jest natomiast scena w której Julia przegląda zdjęcia Ramona z młodości i w tym samym czasie jemu przypominają się chwile z
wypadku, który go sparaliżował. Chwyta za serce.

„W stronę morza” jest jednym z tych obrazów po których, choć może brzmieć to dziwnie i nieprzekonująco, życie wydaje się być prostsze, a
nasze codzienne problemy śmiesznie małe i nieistotne. Bo przecież, które z naszych codziennych zmartwień może równać się z
problemem Ramona? No właśnie. To film po którym bardziej doceniamy co tak naprawdę mamy, ale który nie osiąga tego przez
nachalne czy niezwykle intensywne przedstawianie nam pewnej tezy. Amenabar w tej dyskusji o prawie do śmierci przedstawia nam
bowiem racje obu stron: Ramona, który chce wreszcie odejść z tego świata, jak i obrońców życia z Rosą i siedzącym na wózku
inwalidzkim księdzem na czele, którzy sprzeciwiają się planom bohatera i chcą by od nich odstąpił. Ale o słuszności jego czynu mamy
zdecydować sami, bo reżyser nie robi tego za nas, pozostawiając nam wybór, po której stronie się w końcu opowiemy. Osiąga to w dużej
mierze dzięki dobrze przedstawionym postaciom, naturalnie zagranym przez wszystkich aktorów, którym udaje się nie popaść w żadne
skrajności. Dzięki temu takie sceny jak ostatnie pożegnanie lub rozmowa z księdzem, są naprawdę przejmujące. Oczywiście na
pierwszy plan wybija się też rewelacyjny Javier Bardem, którego rola Ramona jest moim zdaniem jedną z najlepszych w jego karierze.

8/10