To z pewnością bardzo wartościowy film. Jeden z nielicznych interesujących, przełamujących schematy projektów SF ostatnich lat. Czuje się tu rękę Europejczyka już od samego początku.
Nie ma tu taniego bohaterstwa, flag, przemów patriotycznych. Boyle stawia na psychologię postaci. Interesuje go nie fajerwerk efektów specjalnych, lecz skupienie się na wzajemnych relacjach garstki ludzi, w których rękach spoczęła odpowiedzialność za losy milionów istnień. Nikt do tej pory nie podjął w kinie tematu w taki sposób.
Boyle słusznie wplata w film ważny wątek religijny - chyba najciekawszy w filmie. Od czasu Odysei kosmicznej 2001 Kubricka nikt sie nie poważył na taki temat. Boylowi to wyszło bardzo dobrze. Gdy opadają filtry i oślepiajace światło zalewa całe pomieszczenie czujemy wszechmoc tej gwiazdy, czujemy jak bardzo jesteśmy mali i nic nie znaczący. Czy docierając do Slońca, dotrzemy do tajemnicy naszego stworzenia, do samego Boga?
W filmie czujemy na każdym kroku wręcz niewielką wartość życia poszczególnych członków załogi. Liczy się tylko cel. Boyle umiejętnie pokazuje ludzkie poświęcenie bez zbędnego patosu i płaczliwego sentymentalizmu. Piękna jest scena śmierci pokładowego psychologa.
Film nie był zrobiony za wielkie pieniądze, a jednak efekty specjalne naprawdę robią wrażenie. pod tym względem Nie ustępują technicznie hollywoodzkim filmom. Sugestywne zdjęcia i ciekawie napisany scenariusz Garlanda, dobra reżyseria Boyle'a sprawiają że tą opowieść ogląda się z bezustannym zainteresowaniem. Ewidentnie widoczne w tym filmie są nawiązania do Odysei kosmicznej 2001 oraz Ukrytego wymiaru Paula Andersona. Ogromną zaletą filmu jest fakt, ze jest on dość naukowy. Nie ma tu jakichś znaczących głupot i przekłamań. To rzadko się zdarza w kinie SF. Całość klimatu podkreśla subtelna, kosmiczna muzyka, idealnie komponująca się z obrazem.
Niestety czuć w tym filmie lekki niedosyt. Boyle w połowie filmu niepotrzebnie wprowadza wątki kina grozy, a film niepotrzebnie dryfuje w stronę zwykłego horroru rodem z 28 dni później. W tym filmie stało sie coś bardzo podobnego jak w Ukrytym wymiarze.. Szkoda, że Boyle niepotrzebnie zmarnował trochę potencjał tej interesującej historii. Ostatnia scena, gdy z Capą również jest trochę zbyt efekciarska. Boyle mógł zrobić film znakomity, a tak zrobił jedynie film dobry.
Jedno jest jednak pewne. To najlepszy film w dotychczasowym dorobku Boyle'a.
ludzie , warto go obejrzec choby na dvd, chocby dla muzyki, zdjec i 'artyzmu' tego filmu. jak ktos napisal najlepiej pokazane slonce choc nikt tam nie byl...
to tylko 2ok 2 godz z zycia, warto poswiecic na ten film, zwlaszcza jezeli ktos jest fanem rezysera... i dobrej muzyki filmowej.
do zwolennikow i przeciwnikow - mam w dupie wasze zdanie , mi sie film podobal i to bardzo. daje 10/10 jak ktos chce niech obejrzy, jak nie pasi niech nie oglada. ja obejrzalem i jak dla mnie najlepszy film 2007 jak narazie.
A ja się zgadzam z Kotletem bo facet rację ma.
Film jest słaby, a nagromadzeniem nonsensów obraża wszystkich wykształconych ludzi.
I nie pomoże piękna muzyka i zdjęcia kiedy sensu w całej historii nie ma żadnego...
Dzieki Wacek, ale wiesz...to nie ma sensu, to tak jakby probowac tlumaczyc grawitację małpiatce. Bez urazy dla małpiatek bo są bardzo fajne :)
Kotlet - od ponad miesiąca uparcie udowadniasz, że nie jesteś w stanie zrozumieć tego filmu i muszę tobie przyznać, że jesteś naprawdę przekonujący. W zasadzie masz 100% racji i mojego zrozumienia - filmy wymagające od widza skupienia nie każdemu się podobają, nie każdy jest w stanie je strawić. Więc skoro odrobina myślenia wymaga od ciebie wysiłku większego niż machnięcie sztangą, wolisz schabowego od sushi i masz wyraźny kompleks niższości, to polecam nieskomplikowaną rozrywkę z Jenną Jameson w roli głównej, małą wódzię na ławce i danie po mordzie przypadkowemu przechodniowi. Bo w dyskusji tobie zdecydowanie nie idzie.
pzdr.
Chciałbyś zapewne żeby twoja ultra-przenikliwość mnie onieśmieliła. Żeby skrocić wywód to powiem, że jestem smakoszem sushi i nie wiem kto to jest Jenna Jameson. Co do wymaganego skupienia i myślenia na Sunshine to gratuluje Ci przynależności do grupy wyżej wspomnianych małpiatek. Kompleks niższości mam od dawna i mam nadzieję że zawsze będe go mial...on mnie pcha do przodu i między innymi to dzieki niemu stać mnie na sushi i powoduje że jestem lepszym czlowiekiem.
Teraz kilka slow rady dla ciebie maly czlowieczku :
1. Nie oceniaj szybko ludzi skoro nie potrafisz tego robic.
2. Naucz sie wyciagac wnioski, wtedy lepiej pojdzie ci ocenianie ludzi i filmow.
3. Obejzyj czasem cos co naprawde wymaga myslenia i prowokuje dyskusje na poziomie.
Zapisz sobie powyzsze rady i sprobuj sie do nich zastosowac przez kilka miesiecy...napewno zauwazysz zmianę w tym jak postrzegasz ludzi i ludzie ciebie.
PS. Oraz wodzia na ławce też miala swoj urok.
pozdrawiam.
Chyba najżałośniejszym widokiem jest ktoś, kto poucza samemu będąc na poziomie gleby. A propo tego, na co ciebie stać - z twoich tekstów wynika, że na niewiele. Przynajmniej pod względem intelektualnym. Również ta żałosna skłonność do przechwałek jest znacząca. Kotlet.. odezwij się kiedy skończysz gimnazjum, ok ?
No właśnie kotlet :). To jest pełnia twoich możliwości i na więcej ciebie zwyczajnie nie stać :).
Hehe, jak na wiejskiego ynteligenta to słabe masz te swoje teksty. Jednak nie gimnazjum a głęboka piaskownica.
A co do mamy - tata zadowolony, nigdy nie zgłaszał zastrzeżeń, więc chyba jest ok ;)
Ooo, nie masz już nic do dodania prostaczku ? Kreatywność ci się "wytraciła"? Nooo, jestem pewien, że jesteś w stanie wykrzesać z siebie coś jeszcze bardziej ordynarnego ordynusie :).
A szczerze - nie bawią mnie pyskówki na poziomie gówniarzerii, czyli na twoim poziomie kotlet. Jesteś zbyt prostym przeciwnikiem prostaczku, strzelasz tekstami z podstawówki po wymianie 2 zdań, widocznie nie radzisz sobie, nie masz żadnych argumentów, szkoda gadać.
Mam więc sugestię - pohulaj na podwórku zamiast silić się na dowcip, czy - o zgrozo - "yntelektualizm" - bo efekty są naprawdę opłakane.
Innymi słowy - teatrzyk skończony.